Reklama

Właśnie mija sześć lat od śmierci Kory. Jej odejście pogrążyło w żałobie rodzinę, przyjaciół, tysiące fanów i media. Piosenkarka zmarła w sobotę 28 lipca 2018 roku nad ranem w swoim ukochanym domu w Bliżowie-Kolonii na Roztoczu, otoczona najbliższymi. „Ostatni miesiąc był bardzo trudny”, pisał na Facebooku mąż gwiazdy, Kamil Sipowicz. „Załamanie przyszło tydzień temu. Potem to już wszystko się stało”, wyznała natomiast na antenie TOK FM prof. Magdalena Środa. Tak piosenkarka żegnała się z życiem.

Reklama

Tak wyglądały ostatnie tygodnie z życia Kory

Z nowotworem walczyła pięć lat. Na początku pierwszy medyk nie zauważył nawet, że coś z piosenkarką jest nie tak. Ta z kolei chudła i odczuwała ból. Pomogła dopiero interwencja przyjaciółki, Magdaleny Środy. „Dałam więc jej telefon do mojej pani ginekolog. To była chyba wiosna 2013. Kora zadzwoniła natychmiast i następnego dnia poszła do niej. Dwa dni później była w szpitalu na Orłowskiego, bo okazało się, że zapuściła sobie nowotwór jajnika. Chciała nawet chyba procesować się ze swoim ginekologiem, że tego nie zauważył, a rak rósł i rósł", możemy przeczytać w biografii „Słońca bez końca. Biografia Kory".

Profesor wyjawiła też, co była dalej. „Najpierw był ten jajnik, operacja, szpital Orłowskiego, który był ohydny. Potem okazało się, że są przerzuty, więc był szpital onkologiczny na Ursynowie. Kiedy jednak się pogorszyło, była pierwsza chemia, potem druga chemia…”, wspominała Magdalena Środa i dodawała, że nic nie pomagało.

Czytaj też: Metallica zagrała przebój Maanamu. Kamil Sipowicz szczerze wyznał, co o tym myśli, wspomniał o Korze

Mimo utraty włosów nie ukrywała tego i dodawała otuchy kobietom w podobnej sytuacji. Szukała też pomocy tam, gdzie tradycyjna medycyna nie sięga. „Nie dziwiło mnie, gdy zaczęła szukać ratunku nawet tam, gdzie logika nakazuje nie szukać – w diecie zgodnej z grupą krwi, w wodzie przywiezionej z Arktyki, w jadzie żabim o tajemniczych właściwościach albo w jakimś guru czy wschodniej muzyce”, opowiadała w biografii przyjaciółki Magdalena Środa.

Magdalena Środa, 2022, przyjaciółka Kory

Krzysztof Kaniewski/REPORTER

Kora nigdy się nie poddawała w walce z chorobą

W końcu wydawało się, że stan zdrowia wokalistki Maanamu ustabilizował się. Przyjmowała olaparib, lek, który miał zapobiec przerzutom w okresie remisji. Niestety, na początku 2018 roku okazało się, że koszmar powrócił. Podjęto natychmiastowe działania, ale stan zdrowia Kory był bardzo poważny.

Kora przeszła kolejną skomplikowaną operację. Tym razem na otwartym mózgu. I mimo że była po niej wycieńczona, nadal nie zamierzała się poddać. Niestety ponad tydzień przed śmiercią jej stan znów się pogorszył. Kora nieprzytomna trafiła do szpitala w Bliżowie. Stamtąd przewieziono ją do większego szpitala w Zamościu. Niestety lekarze nie potrafili jej już pomóc. „Chemia by ją zabiła”, mówiła w rozmowie z Faktem osoba z otoczenia Kory po jej śmierci.

W obliczu tej druzgocącej diagnozy artystka wraz z ukochanym mężem podjęła decyzję, że chce zostać wypisana do domu i tam odejść z godnością, w otoczeniu tych, których kochała najbardziej. „Jej ukochany mąż zabrał ją do domu. Ona zawsze powtarzała, że jeśli nie będzie już dla niej szans, woli umrzeć w domu, wsród bliskich. Nie chciała odchodzić w szpitalu, przypięta do aparatury sztucznie podtrzymującej życie”, twierdziło źródło gazety.

Czytaj także: Taka była ostatnia wola Kory... Jej wypełnienie było życiową misją Kamila Sipowicza

Kamil Sipowicz o odchodzeniu Kory

Kamil Sipowicz opowiedział o ostatnich chwilach Kory w przejmującym reportażu Małgorzaty I. Niemczyńskiej. Tamtej nocy wszyscy najbliżsi piosenkarki mieli pewne przeczucia... Zdawali sobie sprawę, że to ostatnie chwile jej życia. „Wybrali jej trzy zestawy. W domu było kilkoro najbliższych. Przez godzinę jej nie ruszali. Usiedli w ciszy. Zbierali myśli. Potem zrobili rundkę po pokojach, by skompletować ubrania. Przez lata jej styl się zmieniał. Wygrał zestaw najbardziej współczesny. Dopasowane czarne spodnie, do tego czarny golf, na wierzch kolorowy żakiet i turban na głowę. Chyba nikt z nich nie pomyślał, że przecież jest upał. O tym golfie kilkanaście dni wcześniej mówiła, aby pamiętali: to jej ulubiony. Nic więcej. Ostatnio pokochała chińską czerwień. Włożyli jej na palec pierścień w tym kolorze. Prezent od przyjaciela z dalekiej podróży. Z ogrodu syn przyniósł lilię", opisywała Małgorzata I. Niemczyńska.

Starsza siostra Olgi Sipowicz ujawniła natomiast, jakie były jej ostatnie słowa... Zaledwie na kilkanaście godzin przed śmiercią Kora wspomniała starszego brata, którego pożegnały w 2017 roku. „Byłam przy niej, gdy odchodziła. Ona była już nieprzytomna, ale był taki moment, była noc, trzymałam ją za rękę i ona nagle podniosła głowę, popatrzyła na mnie i powiedziała bardzo wyraźnie: "Oni tu są, Tadziu". Tadzio to był nasz brat, który rok wcześniej zmarł. Widziała tych naszych zmarłych z rodziny, a to było na dwa dni przed jej śmiercią".

Czytaj też: Kim są synowie Kory? Nie poszli w ślady artystki

Historia choroby Kory: cierpiała już w młodości, trzy razy umierała

Choć właściwą diagnozę postanowiono pod koniec 2013 roku, Kora wyznała w jednym z wywiadów, że dotkliwy ból odczuwała od najmłodszych lat. Niestety, lekarze uznali, że to nic poważnego. „Pół życia zjadałam tony proszków przeciwbólowych. Mój lekarz, którego znam od lat, nie przeoczył tego, on to zlekceważył. Nie zlecił przede wszystkim badań, które zleciła inna lekarka. Dzięki niej zrobiłam testy BRC1 i BRC2, a potem lekarz mi powiedział: to choroba śmiertelna i nieuleczalna. Dlatego nieprawdopodobnie słabłam przez te wszystkie lata. Ból mnie zginał do ziemi. Po tygodniu od diagnozy byłam na stole operacyjnym”, zwierzyła się w wywiadzie dla miesięcznika PANI.

Gdy podjęto już odpowiednie działania, walka o zdrowie Kory była zacięta i stoczyła ją nie tylko ona sama, lecz także jej najbliżsi. „Przeszłam trzy poważne operacje oraz dwa kursy chemii”, mówiła w wywiadzie w 2016 roku.

Reklama

Mimo że chorobę udało się spacyfikować, powróciła ze zdwojoną siłą. Jednak Kora starała się nie poddawać, do końca zachowała pogodę ducha. Z okazji 67. urodzin wyprawiła na Roztoczu przyjęcie dla najbliższych: synów, ich partnerek i wnuka. Towarzyszył jej oczywiście ukochany, Kamil Sipowicz. To on oraz jej synowa zamieszczają w sieci zdjęcia, na których widać roześmianą, pełną energii artystkę. I taką właśnie zapamiętają ją fani.

Reklama
Reklama
Reklama