Reklama

W sobotę w jednym z wrocławskich szpitali w tajemniczych okolicznościach zmarła Dorota P., czyli kluczowy świadek w sprawie Tomasza Komendy. To ona rozpoznała go na portrecie pamięciowym, stworzonym przez policję ponad dwadzieścia lat temu. To właśnie ona doprowadziła do oskarżenia, a następnie skazania Tomasza Komendy. Jak mówiła w jednym z wywiadów matka oskarżonego, Teresa Klemańska: „Odgrażała się, że będę przez nią płakała. No i płakałam przez 18 lat”.

Reklama

Nie żyje kluczowy świadek w sprawie Tomasza Komendy

Jak podaje Fakt, Dorota P. zmarła w sobotę w jednym z wrocławskich szpitali. Była uznawana za jednego z kluczowych świadków w sprawie Tomasza Komendy. Była także jedną z sześciu osób, którą Tomasz wskazał jako tę, która przyczyniła się do jego skazania. Według informacji Faktu, kobieta w miniony czwartek dostała okropnych duszności w wyniku których trafiła do szpitala. Po trzech dniach w dość niewyjaśnionych okolicznościach zmarła w sobotni wieczór. „Kilka tygodni wcześniej leżała dłużej w szpitalu, ale po wyjściu nie narzekała na problemy zdrowotne”, czytamy.

Kim była Dorota P.? Od początku śledczy podkreślali, że jej zeznania były kluczowe w śledztwie prowadzonym przeciwko mężczyźnie. Kobieta była sąsiadką babci Tomasza Komendy. Jak opowiadały przed miesiącem osoby zaangażowane w postępowanie, Dorota P. opowiadała o relacji z mężczyzną tak, jakby znała go od lat.

Co więcej, Dorota bardzo szczegółowo przedstawiła przed sądem relacje, jakie miały rzekomo łączyć zamordowaną Małgosię oraz Tomasza Komendę (którzy przypomnijmy prawdopodobnie nigdy nie zamienili ze sobą słowa). To właśnie ona rozpoznała Komendę na portrecie pamięciowym za każdym razem podkreślając, że nikt do tych zeznań jej nie nakłaniał.

Według informacji, do jakich udało się dotrzeć Faktowi, Dorota P. często przebywała w kręgach wrocławskich prokuratorów i policjantów, a w latach 90. była prostytutką. Nie do końca wiadomo, w jakich okolicznościach jej postać pojawiła się w śledztwie toczonym przeciwko Komendzie. Choć jak wyznała matka Tomasza, sąsiadka nie miała nigdy styczności z jej synem, to Dorota podkreślała w śledztwie, że chłopak byłby zdolny do dokonania tej zbrodni.

Jak pisze w swoim artykule dla Gazety Wyborczej Ewa Wilczyńska: „Nigdy tak naprawdę się nie poznali. Mogli co najwyżej powiedzieć sobie „dzień dobry” na klatce schodowej, gdy Tomek odwiedzał babcię, która była sąsiadką Doroty”, czytamy. Co ciekawe, pod koniec maja Tomasz Komenda w oświadczeniu dla Sądu Najwyższego wymienił sąsiadkę, jako jedną z osób, która przyczyniła się do jego skazania.

Według ustaleń Faktu, śledczy zainteresowali się kobietą i jej udziałem w sprawie ponad rok temu. Wówczas została wezwana na przesłuchanie: „Opowiadała, że zabierali ją do ciemnych pomieszczeń, straszyli, a później badali wariografem, jakby chcieli coś na niej wymusić”, mówi informator serwisu i dodaje: „To bardzo dziwne, że Dorota zmarła akurat teraz”.

„Mam głęboką nadzieję, że osoby, które bezpośrednio przyczyniły się do mojego aresztowania i osadzenia, odpowiedzą za celowe działania na moją niekorzyść”, mówił niedawno Tomasz Komenda, mając na myśli m.in. Dorotę P. Dlaczego doprowadziła ona do oskarżenia, a następnie skazania Tomasza Komendy? Dlaczego mimo dwunastu innych świadków stojących po stronie mężczyzny, uwierzono właśnie w jej słowa?

Reklama

Na te i wiele innych pytań, odpowiedzi szukają prokuratorzy z Łodzi. Niestety wygląda na to, że prawda o tej sprawie może już nigdy nie wyjść na jaw. Tajemnicę tego, dlaczego na cel obrała sobie Tomasza Komendę i czy ktoś ją do tego zmusił, Dorota P. zabrała ze sobą do grobu.

East News
East News
Reklama
Reklama
Reklama