Kochanki wyobraźni. Kim były muzy największych artystów?
Uwiecznione na obrazach Dalego, Picassa, Klimta, Witkiewicza czy Malczewskiego zyskały światową sławę
- Elżbieta Pawełek
Były piękne, zmysłowe, rozwiązłe. Gorszyły bezwstydnością, imponowały odwagą i, jak przystało na muzy, do szaleństwa rozkochiwały w sobie wielkich malarzy. Uwiecznione na obrazach Dalego, Picassa, Klimta, Witkiewicza czy Malczewskiego zyskały światową sławę. I były równie fascynujące jak płótna, na których je utrwalono.
Salvador i Gala Dalí
Niewielkie Cadaqués wydawało się wymarzonym miejscem na romans. Może sprawiały to skaliste zatoki w pobliżu przystani, maleńkie, puste plaże. Lato 1929 na Costa Brava było gorące. Zanim Salvador Dalí zobaczył na plaży nagie plecy Gali, w których zakochał się nieprzytomnie, już wcześniej widział ją nagą na zdjęciu. Drobne, niemal dziewczęce piersi i uniesione szczupłe ramiona robiły na nim wrażenie, tak jak jej ciemne, „palące” oczy i wzrok, którym niemal przenikała ściany, jak mówił jej mąż, poeta Paul Éluard. Przeklinał potem dzień, w którym wziął Galę do Cadaqués.
Czytaj także: Sienkiewicz był po uszy zakochany w Modrzejewskiej. Czy mieli syna? Od plotek aż huczało
Małżeństwo z rozwiązłą kobietą
Egzotyczna Rosjanka z Kazania, uchodząca w środowisku paryskich surrealistów za femme fatale i nimfomankę, z początku chłodno przyjmuje zaloty Dalego. Ale Salvador robi wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Zakłada kolczyki siostry Anny Marii, z których jednak rezygnuje, bo przeszkadzają mu w pływaniu. Owija się sznurem pereł, burzy włosy, drze na sobie swoją najlepszą jedwabną koszulę, zakłada majtki na lewą stronę… Atmosfera wygłupów odpowiada Gali, bo szepcze mu do ucha: „Mój mały, już nigdy się nie rozstaniemy”. Wkrótce stworzą doskonały związek, wbrew woli ojca Dalego, notariusza w Figueres, gdzie potem powstanie wspaniałe Muzeum Salvadora Dalego. Ojciec, zresztą, wydziedziczy go potem za małżeństwo z rozwiązłą kobietą, o 10 lat starszą, a siostra malarza będzie spluwała, wymawiając imię Gala. Początkowo rodzina liczy, że romans minie, ale kochankowie wynajmą biedną chatę rybacką koło Cadaqués, którą przemienią w swój ekscentryczny dom.
Muza i menedżerka
Gala stanie się wielką podporą Salvadora u progu jego kariery. Nie jest w tym bezinteresowna: pragnie władzy, bogactwa i być uwieczniana na jego portretach. Mówi mu, co ma malować, a czego nie, kupuje niezbędne farby, wynajduje na targowiskach rzeźbione ramy dla jego obrazów, szuka kupców na jego płótna i negocjuje ceny. Jest jego menedżerką, muzą i opiekunką, która, jak niektórzy podejrzewają, myje mu nawet zęby. Jest jego pancerzem, za którym Dalí kryje swoje lęki. „Gala nauczyła mnie, jak się ubierać, jak schodzić ze schodów, nie spadając przy okazji 36 razy, nie gubić pieniędzy, jeść, nie rzucając pod sufit udka kurczaka, rozpoznawać nieprzyjaciół. Była Aniołem równowagi”, chwalił ją Dalí. Gdy zbije fortunę na swojej surrealistycznej sztuce, jego muza zacznie być postrzegana jako chciwa jędza, trzymająca nieszczęsnego artystę pod kluczem, byle malował do upadłego, jak pisze Małgorzata Czyńska w książce „Kobiety z obrazów”. Jemu jednak nie przeszkadza ani jej chciwość, ani nawet jej seksualne przygody z katalońskimi rybakami. Całuje jej stopy, pokrywa malunkami jej ciało i uwiecznia na swoich płótnach. Jego „Portret Gali z dwoma baranimi kotletami na ramionach” robi w Stanach furorę. Kiedy pytają go, dlaczego tak namalował żonę, odpowiada, że uwielbia ją tak samo jak kotlety. Ich związek nie wytrzyma jednak próby czasu, będą się kłócić i okładać pięściami. Ale Salvador nie będzie umiał żyć bez swojej muzy: „Kocham ją bardziej niż matkę, bardziej niż ojca, bardziej niż Picassa, a nawet bardziej niż pieniądze”.
Picasso i Dora Maar
Pablo Picasso mógłby pozazdrościć Dalemu takiej żony i menedżerki, ale nie mógł dać szczęścia żadnej kobiecie. Utwierdzała go w tym wszystkich jego matka, Maria Picasso y López, która na widok jego kolejnej muzy wydała cichy okrzyk: „Biedactwo! Pablo nigdy nie będzie twój! Nie będzie należał do nikogo, gdyż należy wyłącznie do malarstwa”. Genialny malarz z Malagi, który podbił Paryż, a potem cały świat, bez opamiętania portretował ukochane kobiety. Jedną z nich okazała się Dora Maar, zdolna fotografka, próbująca też malować, do czego zachęcał ją Picasso. Elegancka, zadbana, w kapeluszu i butach na obcasie przewyższała go o głowę. Uwielbiał malować jej piękne dłonie, robił też dla niej wisiorki, pierścionki, amulety z morskich kamyczków, które skwapliwie przechowywała, nazywając „picassami”.
Dorastała w Buenos Aires jako Henriette Theodora Markovitch, córka jugosłowiańskiego architekta i Francuzki. Znajomością hiszpańskiego zyska później uznanie w oczach Picassa. W Paryżu będzie już kobietą wyzwoloną, związaną z surrealistami, której nie jest obcy sadomasochizm i podobne praktyki. Kiedy Picasso namaluje siebie jako Minotaura wchodzącego w jej rozłożone nogi, nie zgorszy się. „Kiedy kocha się kobietę – powie Picasso – nie bierze się przyrządów, żeby zmierzyć jej kształty, ale kocha się ją taką, jaką się ją czuje, jakiej się pożąda”.
„Po Picassie tylko Bóg”
Czy czuła się przez niego kochana? Wiedziała o swoich poprzedniczkach, o żonie i kochankach. „Pablo kolekcjonował kobiety i ustawiał je we własnym muzeum. Nie ucinał im jednak głów. Chciał, aby trochę życia pozostało, aby wszystkie wydawały ciche okrzyki radości lub bólu…”, napisała Françoise Gilot, malarka, która po Dorze zajęła przy nim miejsce. Ale widząc jej portrety w pracowni mistrza, przyznała, że „należą do najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek Pablo namalował”. Dora po rozstaniu z Picassem przeżyła załamanie nerwowe. Odrzuciła jednak oświadczyny Paula Éluarda, mówiąc: „Po Picassie tylko Bóg”.
Gustav Klimt i Emilie Flöge
Piękne kobiety zawsze inspirowały malarzy, choć nie zawsze były z nimi szczęśliwe. Wielka sztuka wymaga poświęceń, na które się godziły. Emilie Flöge, kochanka i muza Gustava Klimta, uwieczniona na jego słynnym płótnie „Pocałunek”, wiążąc się z nim, musiała przyjąć jego warunki. Związek bez ślubu, bez obietnic. Perspektywa małżeństwa przerażała „księcia malarzy”. Jako para budzili zgorszenie. Ona – znana projektantka mody, właścicielka wiedeńskiego salonu mody, on – słynny malarz, skandalista i kobieciarz.
Emilie jest nastolatką, kiedy poznaje 30-letniego Gustava. Zwiedza z nim wystawy sztuki, chodzi do teatru i opery. Czuje się stłamszona w ciasnym gorsecie, który zrzuci jako pierwsza Austriaczka. Zacznie lansować luźne, wygodne stroje, wzorując się na obszernej tunice Klimta w kolorze indygo w japońskie wzory. Ale nawet jej, najmodniejszej kobiecie w Wiedniu, nie uda się zachęcić kobiet do noszenia „sukien namiotów”. O ile w modzie są ze sobą zgodni, w malarstwie nie. Pannie Flöge nie spodoba się jej portret namalowany przez Klimta. Bo co to ma być? Głowa z burzą ciemnych włosów wyrasta z ciała podobnego do fioletowego węża, szyję zaś ciasno oplata szarfa, jakby miała ją udusić. Ale właśnie ten obraz będzie jednym z tych, które uczynią Klimta sławnym. Nie umiał pisać listów miłosnych do Emilie, która tabletkami nasennymi koiła nerwy, kiedy ją zdradzał. Ale jeden liścik warto przytoczyć: „Zamiast cię poślubić, dam ci obraz”. Zimą 1918 roku Klimt przeszedł wylew, a jego ostatnie słowa brzmiały: „Poślijcie po Emilie”. Zapisał jej połowę swojego majątku.
Jacek Malczewski i Kinia Balowa
Niejedna muza mogłaby pozazdrościć Marii Balowej. Kiedy szła krakowskimi Plantami, nie było mężczyzny, który by się nie obejrzał. Urodziwa, choć nie słodka ślicznotka. „Ciemne, gęste włosy połyskujące kasztanowo i złotawo zaczesywała do góry, odsłaniając alabastrowe czoło…”, czytamy w „Kobietach z obrazów”. W latach 20. i 30. Kinia Bal, bo zawsze chciała, żeby nazywać ją Kinią, chodziła na potańcówki z dorosłymi już córkami i była ozdobą salonów. Jacek Malczewski nazywał ją „Afrodytą swojego życia” i wyczuwał jej erotyczny czar.
Kiedy się poznali, miała 21 lat, on był o dwa lata starszy, ale długa czarna peleryna noszona na artystyczną modłę i nasunięty na czoło kapelusz dodawały mu powagi. Przystojny wykładowca krakowskiej ASP był już wtedy uznanym malarzem, który „dzierżył po Matejce berło pierwszego mistrza”. Kinia Balowa lubiła malarstwo i dobrze wyczuwała symbolikę jego płócien, na których skrzydlate anioły pląsały wśród gęsi na polnych drogach, a wiejskim dzieciom towarzyszyły fauny, nimfy, chimery. Odtąd listy miłosne krążą między Jackiem a Kinią, która prosi, żeby pisał jej „wszystko, co go boli, smuci lub raduje”. Innym razem posyła mu „pocałunek na otarcie łzy melancholii; drogi mój, boli mnie cierpienie Twoje, czemu smutny jesteś?”. Malczewski nie kryje swojej fascynacji Balową: „Jak klejnot drogi twoje ciało w coraz to inną ramę wprawiam”.
Niemal wszystkie rusałki, boginie, chimery i muzy mają jej twarz, piersi, figurę… „Jacku mój jedyny, prześliczny jesteś przy studni, prawie wszystkie panie do mnie podobne ogromnie”, pisze mu w odpowiedzi na przysłane zdjęcia jego prac. Ich związek ma posmak skandalu. Malczewski jest żonaty, Balowa jest żoną starosty z Hoczwi, właściciela pałacu w Tuligłowach pod Lwowem, więc starają się zachować pozory przyzwoitości. Ale i tak wszyscy wiedzą, że Kinia jest kochanką malarza. Jak to dało się utrzymać? „Miała świetnego męża, który znosił to wszystko. I ten mąż szalenie ją kochał”, zdradził zadurzony w niej Józef Czapski, uchodzący za zdolnego malarza. „Mistyczną komunię dusz”, jak Kinia nazywała swój związek z Malczewskim, zerwała nagle w 1913 roku. Ponoć z jego winy. Od tamtej pory, jak się mówiło, malarz „w smutku się kruszył”. W szkicowniku ciągle kreślił jej postać, rysował siebie całującego jej stopy…
Przeczytaj również: O Jankowskim mówiono: Miecio od Waldorffa. Oficjalnie był ciotecznym bratem albo młodszym kuzynem
Stanisław Ignacy Witkiewicz i Jadwiga von Unrug
Możliwe, że Jadwiga von Unrug znała się z Balową. Siostrzenicy wielkiego Wojciecha Kossaka bliskie były kręgi krakowskiej bohemy, bywała na spotkaniach zakrapianych wódką, na których schodziła się cała artystyczna banda. Daleko jej jednak było do urody Kini. Nie ten seksapil, usta grube i bezkształtne, „prawie murzyńskie”. Ale Stanisław Ignacy Witkiewicz na gwałt chciał się żenić i ustatkować. Spodobały mu się jej zgrabne nogi, demoniczne rude włosy i drzewo genealogiczne sięgające IX wieku.
Poznali się w Zakopanem. Jadwiga, zwana Niną, przyjechała do kurortu jesienią 1922 podleczyć płuca. Demoniczny, piekielnie przystojny Witkacy był tam największą atrakcją i ozdobą. Kobiety marzyły, żeby go poznać, ale wpadła mu w oko Nina, dumna, choć biedna arystokratka. Z „peleryną” rudych włosów na głowie, którą później zamieni na krótką fryzurę, zgodzi się pozować mu do zdjęć i obrazów, a wkrótce także zostać jego żoną. „Była cudowna, wyiskrzona gwiazdami noc, taka, jakie tylko w Zakopanem bywają”, napisze we wspomnieniach. „Staś zaproponował mi spacer i poszliśmy w kierunku Kuźnic. Pierwsze słowa, które wypowiedział: »Czy pani zechciałaby zostać moją żoną?«. A po mojej przychylnej odpowiedzi dziękował mi najczulej…”. Dzień po oświadczynach Nina jeszcze go zapyta, czy wytrzeźwiawszy, wciąż obstaje przy małżeństwie, i usłyszy, że „klamka już zapadła”. „Moja narzeczona jest nie b. ładna, ale b. sympatyczna”, pisze Witkacy do przyjaciela Bronisława Malinowskiego. „Nie kocha mnie, a nawet jej się specjalnie nie podobam (…). Nie myśl, że dostałem bzika. Jestem zupełnie przytomny, ale ślub myślę wziąć po pijanemu albo pod narkozą”.
Początkowo jest nieźle, Witkacy rozpromieniony opowiada, że piekielnie kocha żonę, która go nie znosi, co go nawet bawi. Jest jednak coś, co burzy ich harmonię. On jest erotomanem, a ją, mimo pozorów „wampa”, nudzą te rzeczy… Staś nie chce się jednak z nią rozstać i nazywa ją „męczennicą miłości”. „Wiedz, że nie kocham nikogo prócz Ciebie, a reszta to zabawa”, pisze. „Nineczko, Ty jedyna, a poza tym dupy i owszem, ale to nie to”. Nina jest jedyną osobą, która go rozumie, pierwszą recenzentką jego twórczości, jego muzą i asystentką, która ściąga zaległe należności za obrazy i artykuły. W ich mieszkaniach w Zakopanem i Warszawie wiszą jej portrety namalowane przez Witkacego, pastele na kartonach, szalone szkice robione pod wpływem używek. I ten najpiękniejszy portret na tle egzotycznego pejzażu, gdzie Nina siedzi smutna, ubrana w elegancką suknię. „Mów sobie, co chcesz”, napisał do niej Staś z okazji 10. rocznicy ślubu, „ale może lepiej było dla Ciebie i dla mnie, żeśmy się kiedyś w przystępie szału pobrali”.
Artykuł ukazał się w magazynie VIVA! 3/2021.