Reklama

Od lat udowadnia swoim fanom, że wszystko jest możliwe, a motoryzacja nie musi być tylko domeną mężczyzn. Martyna Wojciechowska nie raz pomogła innym zmienić swoje życie oraz walczyć o marzenia. W pewnym momencie sama musiała zmierzyć się z tragicznym wydarzeniem, po którym straciła przyjaciela, cudem przeżyła i miała już nigdy nie wrócić do pełnej sprawności... Do tragicznych wydarzeń doszło 19 lat temu.

Reklama

Wypadek Martyny Wojciechowskiej - data, wspomnienia, szczegóły

W październiku 2004 roku ekipa Martyny Wojciechowskiej kręciła na Islandii program „Misja Martyna”. W pewnej chwili sprawy przybrały niespodziewany i pełen niebezpieczeństw obrót. Co dokładnie się stało?

Dwóch operatorów, kierowca i dziennikarka wracali właśnie ze zdjęć, warunki na drodze pogarszały się z każdą minutą, aż w pewnym momencie auto wpadło w poślizg. Samochód uderzył w betonowy słup. Na miejscu zginął jeden z operatorów i jednocześnie przyjaciel Martyny, Rafał Łukaszewicz. Podróżniczka złamała wtedy kręgosłup. Śmierć kolegi bardzo ją dotknęła. Długo się o nią obwiniała, zarzucając sobie, że to ona powinna wtedy siedzieć za kierownicą. Uważała, że jej życie było mniej ważne, a mężczyzna miał przecież rodzinę.

Martyna Wojciechowska w wywiadzie dla Gali wyznała, że czas po śmierci przyjaciela był najgorszym okresem w jej życiu. Długo nie mogła pojąć, dlaczego to ona przeżyła, a Rafał zginął, zostawiając ukochaną żonę i małe dzieci. „Leżałam na łóżku i chciałam umrzeć. Nie miałam odwagi odebrać sobie życia, ale marzyłam, żeby zasnąć i więcej się nie obudzić. Miałam tak ogromne poczucie winy, że przez 10 lat nie odważyłam się zapytać żony Rafała i jego dzieci, czy mają do mnie żal. Bo to był w końcu mój program, to ja wybrałam Rafała na operatora (...) Cały czas analizowałam przebieg tych wydarzeń. Nie umiałam się z tym wszystkim pogodzić”.

Skutki tego tragicznego zdarzenia można było mnożyć... „Złamany kręgosłup. To brzmiało jak wyrok. 8 miesięcy w gorsecie ortopedycznym, w metalowym stelażu, który sięgał od szyi do bioder i boleśnie wrzynał się w ciało. Wózek inwalidzki, najgorsza z możliwych DEPRESJA...”, zwierzała się Martyna Wojciechowska. Ale kiedy kolejny raz lekarze mówili jej, że nigdy już nie wróci do pełnej sprawności, zrozumiała, że musi myśleć o dalszej przeszłości i „przesunąć swój horyzont”. „Dotarło do mnie w końcu, że muszę przesunąć swój horyzont bardzo daleko. Siedząc w gorsecie na wózku inwalidzkim ze świadomością, że nigdy nie wrócę już do pełnej sprawności, zrozumiałam, że nie mogę myśleć tylko o kolejnym dniu, lecz o przyszłości”, opowiadała Gali.

Czytaj też: Lenka Klimentova marzyła o porodzie przy muzyce. Nie wszystko poszło zgodnie z planem

Mateusz Stankiewicz/AF Photo

Martyna Wojciechowska w sesji dla Vivy!, kwiecień 2017

Martyna Wojciechowska po wypadku: „przeżywam dwa życia”

Po tym traumatycznym wydarzeniu, Martyna Wojciechowska wiedziała, że ma do przeżycia dwa życia – jedno za siebie, a drugie za Rafała Łukaszewicza. „Przeżywam dwa życia, bo mam pewien dług do spłacenia”. Mimo tego, że lekarze nie dawali jej nadziei na powrót do dotychczasowego życia, dziennikarka postanowiła się nie poddawać. Przesuwanie swojego horyzontu, o którym pisze w książce „Przesunąć horyzont”, zaczęła od ponownego stanięcia na nogi, a następnie... obiecała sobie, że zdobędzie Mount Everest.

„Kiedy jesteś w gorsecie ortopedycznym, który sięga od spojenia łonowego aż po szyję i nie możesz sama pójść do łazienki, to musisz wymyślić coś totalnie abstrakcyjnego. Ja postanowiłam, że zdobędę Mount Everest i zrobiłam to. Chociaż wszyscy mówili, że to absolutnie niemożliwe. Celowo przesunęłam ten horyzont tak daleko, żeby cały mój proces wychodzenia z dna stał się częścią większego planu”, wyjaśniała.

„NIEMOŻLIWE. To słowo padało najczęściej. I właśnie to słowo było dla mnie największą motywacją w walce o marzenia! Nie chciałam wracać „tylko” do zdrowia. Chciałam tak bardzo udowodnić wszystkim i sobie, że zasłużyłam na drugą szansę życia, że wpadłam na najbardziej szalony pomysł. STANĘ NA SZCZYCIE NAJWYŻSZEJ GÓRY NA ŚWIECIE. Zdobędę najwyższą górę świata, Mount Everest. I tak zrobiłam”, mogliśmy przeczytać na profilu Martyny Wojciechowskiej.

Zobacz także: Martyna Wojciechowska opowiedziała o chorobie. Dziennikarka zdobyła się na wzruszające wyznania

Martyna Wojciechowska o Rafale Łukasiewiczu. Nigdy o nim nie zapomniała

Tragiczna śmierć Rafała Łukaszewicza zmieniła całkowicie życie Martyny Wojciechowskiej. Dziennikarka postanowiła czerpać z każdej chwili i nie marnować ani minuty. Nie zostawiła także rodziny zmarłego przyjaciela i cały czas jest blisko jego żony oraz dzieci i się nimi opiekuje.

„Mówi się, że rodziny się nie wybiera... A ja z tymi dwoma cudami ze zdjęcia stworzyłam prawdziwą RODZINĘ Z WYBORU❤ OTO JULKA i KUBA. Dzieci mojego Przyjaciela i operatora, Rafała Łukaszewicza, który zginął tragicznie w 2004 r. w wypadku na Islandii, podczas realizacji programu "Misja Martyna". Byłam tuż obok i długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego Rafał umarł, a ja ocalałam... Bliźniaki miały wtedy zaledwie 3 lata. Wtedy postanowiłam, że przeżyję dwa życia. I że już na zawsze zostanę przy Nich”, pisała kiedyś na swoim Instagramie.

Mimo depresji, straty bliskiej osoby, ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i prognoz o bezpowrotnej utraty pełnej sprawności, Martyna Wojciechowska po raz kolejny podniosła się i dodaje sił innym w podobnej sytuacji.

Reklama

CZYTAJ TAKŻE: Tomasz Sekielski jest tatą nastoletnich Julii i Łukasza. Takie mają relacje... Czy zawsze był obecnym ojcem?

Marlena Bielinska/MOVE
Reklama
Reklama
Reklama