Maja Frykowska o traumach, gwałcie, próbie samobójczej, nawróceniu i miłości Boga…
„Bóg mnie ratował, gdy było ze mną źle”
- Monika Krupska
Życiorys Mai Frykowskiej to historia upadków i wzlotów. Skandalistka, córka tragicznie zmarłego operatora Bartka Frykowskiego zasłynęła jako bohaterka Big Brothera, w którym pokazała… wszystko. Przez lata była barwną postacią polskiego show-biznesu. Jej życie prywatne było równie burzliwe, nie stroniła od imprez i narkotyków. A potem zniknęła. Niedawno wróciła zupełnie odmieniona. Nawróciła się, głosi Słowo Boże. Żyje spokojnie z mężem i córką, których prywatności broni jak lwica. O swojej niezwykłej przemianie, drodze do spokojnego życia, napisała książkę pod tytułem Pokonaj siebie, która właśnie ukazała się na rynku.
Rozmowa z Mają Frykowską
W rozmowie z Moniką Krupską Maja Frykowska opowiada o tym, co doprowadziło ją do nawrócenia, traumach, które musiała pokonać, gwałcie, próbie samobójczej i miłości Boga, która pozwoliła jej pokonać siebie.
Maja Frykowska: Nie będziemy mówić o życiu prywatnym. Od kiedy zmieniłam swoje życie, moja rodzina to świętość, ja sobie nigdy nie pozwolę, aby media wchodziły z buciorami w moje życie prywatne. Ty chciałabyś sprzedać swoje życie w internecie?
Nie, coś Ty! Ale są gwiazdy, osoby w show-biznesie, które chętnie to robią.
Gwiazdy? Dla mnie gwiazda to jest Bóg. Mój mąż jest osobą prywatną i ja jego prywatność szanuję. Ja jestem w pewnym sensie produktem, który media wykorzystują w taki czy inny sposób. Ale ja dziś nie mam „parcia na szkło”. Nic nie muszę. Mogę. Ale nie muszę. Najważniejszy dla mnie jest boży przekaz i będę to robiła bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Wszyscy przychodzimy tutaj po coś, a ja doświadczyłam w życiu wielu traumatycznych przeżyć, które mnie wiele nauczyły. Myślę, że tylko głupiec nie wyciąga wniosków ze swoich błędów i porażek.
Dużo czasu zajęło Ci wyciąganie tych wniosków. W Twojej książce wyczytałam, że już w liceum przestałaś być grzeczną dziewczynką.
Prawdziwe wnioski zaczęłam wyciągać, kiedy się nawróciłam. Wcześniej zawsze wydawało mi się, że to ja jestem ta pokrzywdzona, biedna. Możesz bazować przez całe życie na tej swojej krzywdzie, ale wtedy będziesz wciąż tkwić w tym samym miejscu. Te porażki, wolę nazywać je wyzwaniami, nas umacniają i pozwalają nam zastanowić się dokąd zmierzamy.
Nawróciłaś się 8 lat temu. Co Cię do tego doprowadziło? Przecież nie powiedziałaś sobie pewnego dnia: „Od dzisiaj będę wierzyć”?
To jest proces, który trwa. To nie jest tak, jak z rzucaniem papierosów – od dziś nie palę. Większość z nas mówi, że wierzy w Boga, ale co to właściwie znaczy? Co za tym idzie? Przeważnie nic. Moment nawrócenia to ten, kiedy coś zaczyna się zmieniać w twojej rzeczywistości duchowej. Ja sama myślałam, że to będzie coś spektakularnego, anioł spadnie mi na głowę, będzie jakieś wielkie „wow”, wszystko się zmieni, ale to tak nie działa. Przede wszystkim nie mogłam się przełamać, żeby zacząć czytać Biblię, dla mnie to była chińszczyzna, nic nie rozumiałam. Ale kiedy dostajesz łaskę Ducha Świętego, nagle zaczynasz rozumieć i zaczynasz powoli chcieć. Miałam szczęście, że pojawił się człowiek któremu Bóg położył mnie bardzo na sercu. Nazywam go ojcem duchowym. Człowiek, który modlił się cały czas za mnie, wysyłał wersety na telefon komórkowy, co mnie najpierw doprowadzało do szału. Mówiłam mu: „Nie rób tego”. Ale to podziałało. Nawróciłam się.
Jak on się pojawił w Twoim życiu?
Jest bratem dziewczyny, która była ze mną w programie Bar, poznaliśmy się na jej weselu. Od razu zaczął mi mówić o Jezusie. W pierwszym momencie pomyślałam, że to jakaś paranoja: „Gdzie ja jestem?”, „Co się dziej?”. Zaczęłam opowiadać o dziwnych, złych rzeczach, które mi się przytrafiły, a on był pierwszym człowiekiem, który nie patrzył na mnie jak na wariatkę, tylko powiedział: „Ty potrzebujesz Jezusa. To są normalne ataki demoniczne, które się zdarzają, bo świat duchowy istnieje”. To był pierwszy moment. Jakiś czas potem zapytał, czy chcę przyjąć Jezusa do swojego serca. Oddać mu swoje życie. Nie rozumiałam. Przecież byłam osobą wierzącą! On mnie przekonywał, wysyłał te wersety z Biblii. Z czasem zaczęłam się tym interesować, wchodzić w to, budować relację z Bogiem. I to jest właśnie nawrócenie – osobista relacja z Bogiem. Nie klepanie regułek tylko rozmowa, jak teraz moja z tobą. Podążanie za Słowem Bożym, pozostawienie swojego dawnego życia i wszystkich pożądliwości: cudzołóstwa, pieniędzy, obżarstwa… Oczywiście to nie jest tak, że nagle rezygnujesz ze wszystkiego, przecież jesteśmy ludźmi. Ale już nie wchodzisz w pewne sytuacje, rewiry. To był przełom, bo wiadomo jak wyglądało wcześniej moje życie. Narkotyki, nocne balangi...
Łatwo Ci to przyszło?
Bardzo trudno. Dlatego tytuł mojej książki to Pokonaj siebie, bo pokonujesz swoje stare przyzwyczajenia, naturę. Kluczową sprawą jest to, czy w ogóle chcesz to zrobić, czy jesteś na to gotowa i na tyle silna, żeby temu sprostać. Musi się wydarzyć coś, co zmieni sposób myślenia. Mnie bardzo mocno zmęczył show-biznes, choć zawsze lubiłam być w centrum uwagi.
Zmęczył Cię show-biznes i znowu wracasz do niego. Dlaczego?
By mówić o Bogu. Z zawodu jestem aktorką, panią magister sztuki. Mam w planach różne projekty, które czekają aż pozamykam pewne etapy. Dziwi mnie twoje pytanie, bo aktorstwo to też moja pasja, od zawsze o nim marzyłam, nie wyobrażam sobie żebym mogła robić coś innego. Ta książka to rozliczenie z przeszłością. Powstała po to, żebym mogła zrozumieć, gdzie dziś jestem i kim jestem.
Ale dlaczego chcesz mówić o Bogu głośno? Dla mnie to sprawy intymne.
Dlatego, że Biblia mówi wyraźnie: po to jesteśmy na Ziemi aby głosić Ewangelię. Dla mnie to nieprawdopodobne, że mówimy bardzo otwarcie o seksie, pokazujemy w telewizji przerażające rzeczy, przekazujemy młodym ludziom najgorszy syf. My się tym karmimy, to jest diabelska duchowość, ale nikt się temu nie dziwi. Więc dlaczego nie możemy mówić głośno o wierze?
Może dlatego, że nie powinniśmy oceniać ludzi na podstawie tego, kto w co wierzy...
Nie oceniam tylko dzielę się tym, a co z tym zrobi czytelnik, to jego sprawa. Kogoś może uratować ta historia, a ktoś inny może powiedzieć: „Ona pierniczy głupoty”. Ale ja chcę próbować, bo Biblia wyraźnie mówi, że jeżeli jeden grzesznik się nawraca, to całe niebo się cieszy. Kiedy się nawróciłam zyskałam ponadnaturalny spokój. Nie mam już autorytetów wśród ludzi, nikogo się nie boję. Jedynym autorytetem jest dla mnie Bóg, to jemu wszystko zawdzięczam.
Ciągle mówisz o swojej wierze. Bywasz za to krytykowana. W internecie jest sporo nieprzychylnych komentarzy, że robisz to „pod publiczkę”.
Każdy ma prawo do swojego głosu. Mnie to nie interesuje. Jeżeli Bóg jest ze mną, kto przeciwko mnie? W ogóle jestem mile zaskoczona reakcjami ludzi. Piszą do mnie katolicy, nazywają mnie swoją siostrą...
W książce opisałaś wiele zdarzeń, o których wcześniej nie wspominałaś. Na przykład próba samobójcza? Dlaczego o tym piszesz?
Dlatego, że zakładamy maski, zawsze mówimy, że wszystko jest super. Ludzie tłamszą swoje prawdziwe emocje i potem widzimy kolegę, czy osobę publiczną, która w towarzystwie jest zawsze uśmiechnięta, a potem nagle wiesza się i wszyscy mówią: „Co się stało? Przecież on miał takie wspaniałe życie!”. Właśnie po to napisałam o sobie. Żeby ludzie wiedzieli, że przeżywałam rozterki, dramaty i nie spłynęło to po mnie. Że pewnie Bóg wiedział, że się nawrócę, bo wielokrotnie mnie ratował z naprawdę trudnych sytuacji, w których się znalazłam. Wierzę w wieczność. Wierzę, że jest piekło i jest niebo. Nie ma nic po środku.
Wstrząsająca jest też sprawa gwałtu. Napisałaś, że zostałaś zgwałcona przez swojego chłopaka Tomka. Dzisiaj jest to temat ostry, coraz więcej kobiet przyznaje, że spotkały je takie historie, dochodzą sprawiedliwości. Czy Ty zgłosiłaś ten gwałt?
Nie zrobiłam tego. Najczęściej ofiara usprawiedliwia oprawcę i bierze na siebie część winy. Dla mnie opowiedzenie o tym było oczyszczeniem. Teraz pisze do mnie dużo kobiet, które też przeżyły takie sytuacje i ja się potrafię z nimi utożsamić. Ja też bałam się swoich oprawców, bałam się co powiedzą ludzie. Następnego dnia, kiedy poszłam do pracy, wciąż jeszcze otumaniona narkotykiem, który dodano mi do drinka, zwolniono mnie z niej, bo sprawiałam wrażenie pijanej. Młoda dziewczyna o której wiadomo, że jest „imprezowa”, bierze narkotyki, została zgwałcona? Na własną prośbę! Tak by to wyglądało. Nie miałam żadnego wsparcia. Nie wiedziały o tym ani moja mama ani babcia. Dowiedzą się dopiero teraz. Bardzo długo się z tym mierzyłam, ta rysa zostanie we mnie już na zawsze.
Ale wiesz, że gwałt można zgłosić nawet po wielu latach?
Wiesz co, ten mężczyzna już nie żyje. Dwa miesiące po tej sytuacji zderzył się z autobusem. Bóg to sam załatwił.
Czy wiara wystawiła Cię już na próbę?
Nie raz… Kiedy się nawracasz zaczynasz być ćwiczony i to nie zawsze przez diabła. Czasem Bóg ćwiczy ten nasz nowy charakter i to nie jest proste. Wielu myśli, że po nawróceniu życie jest od razu kolorowe, a to nie tak, bo ten stary człowiek w nas umiera i zdarza się, że zabiera nam wszystko. Na przykład miałam bardzo dobrą pracę, jedną i drugą, i nagle to wszystko zaczęło mi uciekać. Zostałam z niczym i wydawało mi się, że to koniec. Nawracałam się właściwie dwa razy. Po pierwszym udzieliłam wywiadu w internecie i rozpętała się burza. Przestraszyłam się i wycofałam, a dzisiaj myślę, że Bóg chce mówić do ludzi. Śmiałam się, bo dzwonili do mnie znajomi i pytali, jak to jest możliwe. Myślę, że Bóg ma taką taktykę, że to, co na świecie głupiego, wywyższa i zamienia w coś sensownego. Teraz pisze do mnie dużo ludzi, to są często intymne zwierzenia. Odpisuję na większość maili, modlę się bardzo mocno. Nie czuję się żadnym autorytetem, ja też upadam każdego dnia. Bo oprócz tego, że mam misję do wykonania, jestem matką i żoną i muszę wypełnić wszystkie swoje obowiązki, a często mi się nie udaje. Nie starcza mi czasu ani sił. Każdego dnia musimy mierzyć się z rzeczywistością, która nas przygniata.
W swojej książce opisałaś blisko 40 lat swojego życia. Nie boisz się, jak zareaguje Twoja córka, gdy to kiedyś przeczyta?
Wolę, aby moja córka dowiedziała się wszystkiego ode mnie i z mojej książki niż od kolegów. Nie boję się, wręcz przeciwnie pokażę jej, jak wyglądała moja historia, żeby sama zdecydowała czy chce iść taką drogą jak ja szłam. Wyboistą i naprawdę nieprzyjemną. Kształtuje nas dzieciństwo, dzisiaj będąc matką mam tego absolutna świadomość. Budowanie rodziny nie było dla mnie łatwe, bo nie miałam rodziców, działałam trochę na zasadzie prób i błędów. Bo dziś moja córka ma pełną rodzinę, ojca i matkę, i dziękuję za to Panu Bogu, bo wiem, jakie to jest ważne dla dziecka. Zupełnie inaczej idzie przez życie. To jest bardzo ważne, bo my żyjąc w pędzie zaniedbujemy nasze relacje z dziećmi. Ja mam tak dzisiaj, że jestem w ferworze i nagle jest taki moment, że mówię „stop”. Idę do pokoju i układam z moją córką puzzle, bo wiem że to dla niej ważne. Nie żyjemy dla siebie, żyjemy dla tych małych ludzi.
Jaka matką jesteś?
Najlepszą z możliwych, bo moje dziecko innej matki nie będzie miało. Jestem jej matką, wiec jestem najlepsza dla niej. Najpiękniejsze jest to, że kiedy wczoraj wieczorem poszłam ją położyć, powiedziała do mnie: „Mamo, jesteś najlepsza, kocham cię i nikomu cię nie oddam”.