„Za zrobienie w majtki smarują dziecko kupą”. Wstrząsające fakty z dzieciństwa Kory!
Trauma pozostała jej na całe życie
Legendarna wokalistka, ikona, wspaniała artystka, niezwykła kobieta. Zawsze była wierna swoim ideałom. Taka była Kora, taką ją znamy. Nigdy nie mówiła głośno o bolesnych wydarzeniach, traumatycznych przeżyciach. Pierwsze lata jej życia wcale nie należały do najłatwiejszych. Dzieciństwo było dla niej piekłem i położyło się cieniem na późniejszym życiu. W niezwykłym reportażu opowiedziała o tym Małgorzata I. Niemczyńska.
Dzieciństwo Kory
Pierwsze próby samobójcze, samotność, niesamowity ból… Tak wyglądało jej dzieciństwo. I ten okres pozostawił w niej traumę na całe życie. Mama nazywała ją „Ciucia” lub „Gwiazdeczka”. Dla siostry zawsze była „Oleńką”. Ale kiedy znalazła się w domu dziecka po prostu była „numerem osiem”.
Kora przyszła na świat 8 czerwca 1951 roku w Krakowie. Była najmłodszym, piątym dzieckiem nauczycielki Emilii Siarkiewicz i Marcina Ostrowskiego. Rodzice pochodzili ze wschodu. Oboje byli urzędnikami, ale ich sytuacja finansowa nie była najlepsza. Całą rodziną mieszkali w 30-metrowej pralni, w jednym pokoiku z kuchnią w suterenie krakowskiej kamienicy. „Jako mała dziewczynka żyłam w wielkiej nędzy”, wspominała Kora. Matka artystki chorowała na gruźlice. Osłabiona kobieta nie mogła zaopiekować się pociechami.
W końcu jako czteroletnia dziewczynka, Kora wraz ze starszą siostrą trafiła do domu dziecka prowadzonego przez zakonnice w Jordanowie. I to tutaj zaczął się jej koszmar. Pięć lat była poddawana przemocy emocjonalnej i fizycznej... Dzieci były bite różańcami, ciągnięte za uszy. „Opiekunki biją różańcem. Za zrobienie w majtki smarują dziecko kupą. Jeśli któraś z podopiecznych zmoczy się w nocy, musi potem godzinami trzymać prześcieradło w górze. Najgorsza zbrodnia to onanizm. Zakonnice wciąż sprawdzają, czy nikt się nie dotyka pod kocem. Straszą dzieci. Wpędzają w nerwicę. Na pytanie „Kim zostaniesz?” akceptują tylko odpowiedź: „Zakonnicą”, czytamy na łamach Wysokich Obcasów.
Oldze zadano kolejny cios. Rozdzielono ją z siostrą. „Pamiętam, jak spotkałyśmy się w holu. Maluchy szły w jedną stronę, my w drugą. Oleńka zatrzymała się, bo mnie zobaczyła, rączki wyciąga do mnie i… Zakonnica pociągnęła ją mocno, uderzyła w czubek głowy. Ona taka biedna popatrzyła na mnie smutnymi, wielkimi oczami. Nawet nie zapłakała. Skoczyłam wtedy jak tygrysica, dlaczego ta zakonnica bije moją siostrę. No, efekt był taki, że musiałam klęczeć w kącie z rękami do góry. Tamte doświadczenia odbiły się pewnie na tej ciągłej żądzy miłości Oleńki”, mówi Anna „Hania” Kubczak, starsza siostra Olgi Sipowicz.
Kora wciąż uciekała w świat wyobraźni. Dużo czytała. Później wszystkie przeżycia z tamtego okresu próbowała schować w pamięci. Ale obrazy tamtych lat wciąż powracały. Koszmar miał się skończyć po pięciu latach. Tylko, że nic już nie będzie takie samo. Wraca do rodzinnego domu. Matka wciąż jest osłabiona, a pewnego ojciec umiera na zawał. To 9-letnia Kora znajduje jego ciało.
„Na całe życie można się ze śmierci wyleczyć”
Wydarzenia z przeszłości odbiły się na całym jej życiu. Dziecku trudno uporać się z traumatycznymi myślami. Jeszcze jako mała dziewczynka chciała odebrać sobie życie. Za pierwszym razem zjadła plastelinę. Po śmierci ojca próbowała otruć się lekami. „Jako dziecko chciałam umrzeć milion razy. Zasypiając, wyobrażałam sobie, że się już nie obudzę. Moja próba samobójcza to absolutna klasyka wśród młodych, którzy nie mają swojego miejsca w świecie i są bardzo wrażliwi”, opowiadała Jackowska w Vivie! sześć lat temu.
Regularnie chodziła na imprezy, nie stroniła od alkoholu i narkotyków. Zażywała fenmetrazynę - jugosłowiański środek odchudzający. Był wówczas dostępny w aptece bez recepty. Podjęła kolejną próbę samobójczą. „Ważyła 46 kilogramów. Kiedy postanawia skończyć z narkotykiem, popada w depresję. Próbuje popełnić samobójstwo na wzór sceny z „Pociągów pod specjalnym nadzorem”. Wkłada żyletki w taboret, uderza w nie nadgarstkami, zaczyna się dusić. Chce wracać. Półżywa przewiesza się przez parapet. Zauważa ją sąsiadka”, napisała Małgorzata I. Niemczyńska. Uratowano ją cudem. Choć później Kora nadal zmagała się z depresją, uważała, że życie jest niezwykłym darem. Nie chciała umierać. „Na całe życie można się ze śmierci wyleczyć”, wyznała w jednym z wywiadów.