Reklama

Wybitny aktor, barwna, niezwykła osobowość. Józef Kondrat urodził się w rodzinie o artystycznych skłonnościach, jego bratem był Tadeusz Kondrat, on sam był natomiast stryjem słynnego Marka Kondrata. Na koncie miał wiele ról, te najsłynniejsze pochodziły z filmów „Hultajska Trójka”, „Strachy” czy „Król Maciuś Pierwszy”. Ale na tym nie koniec. Potrafił również świetnie śpiewać i z powodzeniem występował na deskach teatrów. Do swojego bratanka, Marka Kondrata, mówił: „Słyszałem, że chcesz zostać artystą. Pamiętaj, takim jak twój wielki stryj nie będziesz nigdy, a takim jak twój zasrany ojciec to nie warto” (cytuję za wyborcza.pl). Niestety, jedna decyzja sprawiła, że musiał udać się na artystyczną banicję, zaś jej reperkusje odczuli również inni członkowie rodziny...

Reklama

Kim był stryj Marka Kondrata? Józef Kondrat: dzieciństwo

Uchodził za aktora wybitnie utalentowanego, jednak w czasie wojny zagrał w filmie „Heimkehr” (Powrót do ojczyzny). To był niemiecki obraz, zrealizowany i wykorzystany do antypolskiej propagandy. Józefa Kondrata spotkała za to infamia, został wyklęty, skreślony z listy znajomych i odsądzony od czci i wiary. Do wspomnień o swoim wujku wracał Marek Kondrat, który czasem sam musiał się tłumaczyć z przeszłości bliskiego kuzyna. Jakie były losy Józefa Kondrata?

Urodził się w wielodzietnej rodzinie w Przemyślu. Jego ojciec Michał Kondrat był uczestnikiem Powstania styczniowego, pochodził z Litwy, prowadził karczmę „Hulaj Pole” koło Klebanówki, potem miał karczmę w mieście, we własnej kamienicy. Józef i najmłodszy w rodzinie Tadeusz (ojciec Marka) mieli zdolności aktorskie, pierwsze kroki na scenie stawiali w amatorskim Teatrze Fredreum mieszczącym się Przemyślu, na zamkowym wzgórzu. Józef Kondrat w liście do przyjaciela Mieczysława Malca opisywał, jak bardzo ukształtowało go Fredreum – „Młodość! Pamiętam jak za 10 centów stawaliśmy się posiadaczami biletu na studenckim parterze, by uczestniczyć w każdej premierze Fredreum. Wychodziłem po przedstawieniu jak urzeczony, a potem długo... nie mogłem zasnąć”. Wspominał czasy, gdy zaglądał do knajpki, w której grał na pianinie jego przyjaciel. A on sam śpiewał tam pieśni neapolitańskie.

Z kolei Marek Kondrat opowiadał w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, że poszedł w ślady ojca i stryja, choć po latach okazało się, że najbliżej mu do Dziadka Michała i jego karczmianych korzeni. Józef Kondrat jeszcze przed wojną grał we Lwowie, Poznaniu, Warszawie. Współpracował ze słynnym Leonem Schillerem, który zachwycał się nim jako aktorem. Podkreślał, że Józef był wolny od „teatralnych sztamp”.

Zobacz też: Barbara Bittnerówna była największą polską primabaleriną. Mówiono o niej „niepowtarzalna”

Józef Kondrat, lata 70. Fot. Krzysztof Komorowski/Forum

Józef Kondrat: poświęcił się dla ratowania żony

Jeszcze przed wojną spotkał Gustawę Błońską, zwaną Gutą. Była reżyserką, aktorką – choć aktorstwo studiowała na wydziale przy Konserwatorium, i siostrą aktorki Diany Blumenfeld. Zakochali się w sobie z Józefem i pobrali w latach 30. Wspólnie grali. Ich szczęśliwe życie przerwała wojna. Guta musiała się ukrywać. Józef w 1940 roku zagrał w niemieckim filmie „Heimkehr”. Razem z nim wystąpili Hanna Chodakowska, Bogusław Samborski, Michał Pluciński, wielu innych odmówiło. Trzy lata po premierze aktorzy grający w filmie zostali skazani przez władze podziemne na infamię, czyli zhańbienie, utratę dobrego imienia.

Józef Kondrat chciał się zrehabilitować, walczył w partyzantce, ukrywał się po lasach, ale nie to zostało mu zapamiętane. „Mój stryj nie był zdrajcą” - tłumaczył go po latach Marek Kondrat. W filmie wystąpił ze względu na żonę Żydówkę, kochał ją ponad życie i chciał ochronić. To się udało, w 1942 roku razem wyjechali z Warszawy do Hrubieszowa, Guta wojnę przeżyła. Józef Kondrat po wojnie został rozgrzeszony przez środowisko aktorskie, nie miał zakazu występowania. Ale nie zrobił już takiej kariery, jak mógł. Dołożył się do tego jego trudny charakter, kłopoty z alkoholem.

Czytaj także: Po rozwodzie rodziców córka odcięła się od Elżbiety Góralczyk. Nie zmieniła tego nawet śmiertelna choroba

Gustawa Błońska-Kondrat, jako aktorka Teatru w Lublinie, 1946 rok, fot. POLONA.PL

Józef Kondrat: praca na scenie, rodzina

Józef Kondrat był aktorem całym sobą i przez całą dobę. Grał m.in w Teatrze „Współczesnym” w „Ludowym”, „Komedii”. Krążyło o nim wiele anegdot. Jedną z nich opowiadał sam Marek Kondrat w rozmowie „Wszystko, co najważniejsze” w „Gazecie Wyborczej”. Aktor wspominał, że Józef wypuszczał się na tzw. trzydniówki. „Guta go wszędzie wtedy szukała. Raz poszedł do Współczesnego, w gabinecie dyrektora usiadł w fotelu i mówi do Axera: ''Erwin, zaangażuj Gutę, ona tę budę na nogi postawi''. I Erwin to znosił cierpliwie, drzwi się w pewnym momencie otwierały, Guta wsadzała głowę i prosiła: ''Józiu, chodź do domu''. On patrzył najpierw na nią, potem na Erwina i puentował: ''Chryste Panie, jak ja nienawidzę tej rasy''.

Z rodziną Marka Kondrata, czyli ze swoim bratem i bratankiem miał raczej okazjonalny kontakt. Przychodził na święta. Bratanek woził go, bo stryj nie uznawał miejskiego transportu, uważał, że aktor tej klasy nie może jeździć autobusem. Nosił raglan (płaszcz z szerokim krojem rękawów), na który zarzucał biały szal. Mieszkał na warszawskim Mokotowie, w mieszkaniu miał swój portret w stroju Stańczyka. Był charakterystyczną postacią. Marek Kondrat wspominał także, jak jego wuj, przychodząc do nich już na podwórku śpiewał donośnie, „sąsiadki natychmiast do okien podchodziły, a on, przekraczając próg domu, z nikim się nie witał, choć wszyscy, włącznie z Gutą, czekali od godziny przy zastawionym stole. Udawał się prosto do drzwi kuchennych, ja za nim, bo oka z niego nie spuszczałem, i on do mnie: ''Powiedz, smyku, gdzie matka trzyma szpagatówkę? Nalej stryjowi''. Ja wyciągam taki kieliszeczek mały. ''Ale nie żartuj, stryj jest poważnym człowiekiem''.

Kazał mi wyjmować szklankę, napełniał ją do połowy, a następnie prosił o cukier. Wsypywał go do szpagatówki, mieszał i edukował: „Wiesz, synu, co to jest? Glukoza!”. Po tym wszystkim wchodził do pokoju i odbywał katorgę spotkania rodzinnego, zwykle nie trwało to długo. Guta patrzyła na niego z politowaniem. On nie cierpiał wszystkich dookoła. W pewnym momencie komunikował, że natychmiast musi wychodzić do teatru, i znikał na następne trzy dni”, wspominał Marek Kondrat.

Zobacz też: Karen Blixen: jedna z najwybitniejszych duńskich pisarek oddała swoje serce Afryce

Marek Kondrat poszedł w ślady ojca i stryja, na zdjęciu w „Historii żółtej ciżemki", 1961 rok. Fot. Archiwum Filmu/Forum

Józef Kondrat miał wielu wielbicieli, bo był świetnym, wybitnie utalentowanym aktorem. Widzowie teatralni pamiętali go ze spektaklu „Czekając na Godota” w Teatrze Współczesnym w Warszawie, grał u Jerzego Antczaka, Erwina Axera, Jerzego Gruzy. Ale gdy w czerwcu 1973 roku zmarła nagle jego ukochana żona, Gustawa Błońska, z którą przeżył niemal całe dorosłe życie, jego świat się zawalił. Rozumiała go jak nikt, wybaczała skłonności do alkoholu, wybryki, tolerowała jego wybujałe ego. On nie mógł się pogodzić z jej odejściem, do końca. Ten nadszedł zresztą dosyć szybko. Przyplątały się choroby, zmarł rok po żonie - 4 sierpnia 1974 roku.

Reklama

Czytaj też: Zostawił ją dla innej, do końca życia tego żałował. Małżeństwo Joanny i Stanisława Jędryków trwało zaledwie 5 lat

Reklama
Reklama
Reklama