Reklama

W nocy ze środy na czwartek polskiego czasu w Waszyngtonie doszło do tragicznej kolizji samolotu pasażerskiego i wojskowego śmigłowca. Zderzenie spowodowało wybuch, a następnie upadek maszyn do pobliskiej rzeki. Na pokładzie samolotu znajdowało się ponad 60 osób, a załoga śmigłowca składała się z 3 osób. Większość osób, które zginęło, miało związek z łyżwiartwem — wśród nich mistrzowie świata w łyżwiarstwie figurowym.

Reklama

[Ostatnia publikacja na VUŻ i Viva Historie 31.01.2025 r.]

Tragedia lotnicza w USA: samolot zderzył się z wojskowym śmigłowcem

Jak podają zagraniczne media, na pokładzie samolotu znajdowało się 60 pasażerów i czterech członków załogi, głównie łyżwiarze figurowi, ich rodziny oraz trenerzy powracający ze zgrupowania w miejscowości Wichita w stanie Kansas. Jest to najtragiczniejsza katastrofa lotnicza w USA od 12 listopada 2001 r., kiedy to samolot rozbił się w Nowym Jorku, a na jego pokładzie zginęło 260 osób.

Mimo wielogodzinnej akcji ratunkowej, nie udało się odnaleźć ani jednej żywej osoby. Na porannej konferencji prasowej szef straży pożarnej i pogotowia ratunkowego w Dystrykcie Kolumbii, John Donnelly przekazał mediom, że nie ma szans, by ktokolwiek przeżył tę katastrofę: „Jesteśmy teraz w punkcie, w którym przechodzimy z operacji ratunkowej do operacji poszukiwania [ciał]. W tym momencie nie wierzymy, że są jacyś ocalali z tego wypadku” czytamy.

Wśród ofiar powietrznej kolizji są Jewgienija Sziszkowa i Wadim Naumow — mistrzowie świata w łyżwiarstwie na konkursie z 1994 roku, gdzie reprezentowali Związek Radziecki oraz Rosję. Łączył ich jednak nie tylko sport — para od ponad dwóch dekad była także małżeństwem.

Rosjanie Jewgienija Sziszkowa i Wadim Naumow występują podczas jazdy dowolnej par w konkursie NHK Trophy International Figure Skating Competition w Nagoi, w centralnej Japonii, 9 grudnia 1995 r. (AP Photo/Shizuo Kambayashi, File)

Jeden z łyżwiarzy cudem uniknął śmierci

Okazało się, że jeden z młodych łyżwiarzy o włos uniknął śmierci... Według planu 19-letni Jon Maravilla miał wsiąść na pokład maszyny razem ze swoimi kolegami. W ostatniej chwili jednak nie pozwolono mu wejść do samolotu. „Nie wpuścili mnie na pokład. Zabierzcie mnie z Kansas, proszę” napisał nawet na swoich mediach społecznościowych.

Jak przyznał później, powodem, dla którego wciąż żyje, jest jego... pies, który okazał się za duży, by zabrać go do samolotu. „Pracownik linii lotniczych powiedział mi, że mój pies jest za duży, by wejść na pokład. Zrobił to, mimo że był to nasz lot powrotny. Musieliśmy zdecydować się na podróż samochodem. Jestem zszokowany, to szalone. Na szczęście nie wszedłem na pokład tego samolotu. Znam jednak nazwiska łyżwiarzy i trenerów oraz ich rodzin, które były na pokładzie” mówił z bólem w wywiadzie udzielonym portalowi R-Sport.

Reklama

Sportowiec nie podał jednak nazwisk osób, które wsiadły do samolotu. Dokładna lista ofiar nie została jeszcze upubliczniona.

Reklama
Reklama
Reklama