KULTOWE SESJE VIVY! Katarzyna Zielińska kwitnie w drugiej ciąży, a my przypominamy pierwszą sesję aktorki sprzed 6 lat
1 z 5
Wiecie, co to jest TBT? To skrót od angielskiego wyrażenia „Throwback Thursday”, który często pojawia się na Instagramie i Facebooku. Co oznacza? Że czwartek to dzień wspomnień - gwiazdy publikują wtedy swoje stare zdjęcia. Na fali tego trendu i my wracamy do przeszłości! W nowym cyklu „Kultowe sesje VIVY!” będziemy przypominać nasze archiwalne materiały.
Zobacz też: KULTOWE SESJE VIVY! Przypominamy pierwsze zdjęcia Andrzeja Piasecznego!
O Katarzynie Zielińskiej znów jest głośno. Uwielbiana aktorka telewidzów spodziewa się drugiego dziecka! Przypomnijmy, że jest już mamą dwuletniego chłopca Henryka. Jest on owocem związku gwiazdy z finansistą, Wojciechem Domańskim. Gwiazda olśniła wszystkich kreacją na gali Flesz Fashion Night, gdzie po raz pierwszy zaprezentowała ciążowe krągłości. Aktorka pojawiła się w białej, długiej sukni, podkreślającej jej atuty. W dodatku fakt ten, postanowiła skomentować w dość zabawny sposób.
Zobacz też: KULTOWE SESJE VIVY! Przypominamy pierwsze zdjęcia Anny Przybylskiej
Katarzyna Zielińska w archiwalnej sesji VIVY!
Jeszcze kilka lat temu wypominano jej modowe wpadki. Kiedy zwrócono jej uwagę, że źle się ubiera, zabolało. Schudła, zmieniła styl. Z pulchnej dziewczyny przeobraziła się w seksowną kobietę. Dziś jest jedną z najseksowniejszych i najbardziej rozchwytywanych gwiazd show-biznesu. W komedii „Och, Karol 2” zagrała jedną z piękności u boku Piotra Adamczyka. Jednak widzowie zauważyli ją i pokochali wcześniej za role w serialach, między innymi w „Barwach szczęścia”, gdzie wciela się w postać Marty Walewskiej. Wielokrotnie wygrywała plebiscyty popularności. Brała udział w „Tańcu z gwiazdami” czy „Twoja twarz brzmi znajomo” i wciąż stawia przed sobą kolejne wyzwania. Można zobaczyć ją na deskach teatrów Kwadrat, Komedia i Capitol. Występuje też w recitalach i programach kabaretowych. Jest ambasadorką fundacji Instytut Wspierania Rozwoju Dziecka w Gdańsku.
Jak dziewczyna z gór podbiła Warszawę? O marzeniach i kompleksach Katarzyna Zielińska opowiedziała w 2011 roku Aleksandrze Kwaśniewskiej.
Polecamy też: KULTOWE SESJE VIVY! Przypominamy pierwsze zdjęcia Michała Wiśniewskiego z synkiem
Zobacz też: KULTOWE SESJE VIVY! Przypominamy pierwsze zdjęcia Anny Przybylskiej
2 z 5
– Wiedziałaś, że jeden z najsłynniejszych amerykańskich reżyserów, Billy Wilder, pochodził z Twoich terenów? Konkretnie z Suchej Beskidzkiej?
Przeczytałam o tym niedawno. Totalne zaskoczenie!
– Myślałam, że jako fanka Audrey Hepburn wiedziałaś o tym od zawsze i traktowałaś jak zachętę. Skoro nie, to aktorstwo musiało być odważnym marzeniem dla dziewczyny ze Starego Sącza?
Bardzo odważnym. U nas, żeby pójść do teatru, trzeba było zorganizować wycieczkę do Krakowa. To nie było na wyciągnięcie ręki. Będąc na studiach w PWST w Krakowie, odczuwałam pewne braki, chociaż w szkole miałam naprawdę wspaniałą panią profesor od języka polskiego, która rozkochała naszą klasę w literaturze i sztuce. Ale w mojej grupie na roku byli ludzie z większych miast, bardziej obyci. Pomyślałam, że przecież mogę to nadrobić – chodzić do teatru, kina, podpatrywać, jak żyje się w takim wielkomiejskim stylu. Że to zależy tylko ode mnie.
– Mam wrażenie, że osoby z mniejszych miejscowości często oglądają się na innych. Jakby miały poczucie, że ciągle są testowane, oceniane.
Ja czułam się tak na początku. W szkole teatralnej wydawało mi się, że wszyscy mnie obserwują, że jestem jakby w centrum całego wszechświata i że wszyscy widzą moje wady, potknięcia. Jestem z natury nieśmiała i muszę sobie różne rzeczy udowadniać. Idąc do szkoły teatralnej, wiedziałam, że będzie to dla mnie trudne przeżycie, ale ją skończyłam; że będzie mi ciężko dostać się do teatru, ale dałam radę. Ciągle stawiam przed sobą jakieś schody. Równocześnie miałam świadomość, że marzenia się spełniają. Moje się spełniały. Na przykład zawsze wiedziałam, że będę mieszkać w Warszawie. Marzyłam o tym. Bo lubię takie tempo życia, lubię być – jakkolwiek to teraz brzmi – bardziej anonimowa.
– Trochę paradoksalnie. Warszawa spełniła Twoje oczekiwania?
Tak, od początku byłam zachwycona.
– Naprawdę? To tak niepopularny pogląd, że aż Ci nie wierzę.
Mnie naprawdę Warszawa zafascynowała. Mam tu swoje magiczne miejsca, a nawet pewne rytuały. Uwielbiałam wyjść wieczorem na spacer po Żoliborzu, potem dojść do centrum, posnuć się po Starówce. Był taki etap mojej samotności, który kochałam nad życie. Zawsze planowałam sobie cały dzień – że tutaj wypiję z kimś kawę, pójdę na zdjęcia, zaniosę CV, potem pochodzę po mieście, będzie wieczór, przyjdę, ugotuję sobie coś. Chodziłam też do parku Skaryszewskiego i pływałam z przyjaciółkami łódkami… Kocham Warszawę i to nie jest przesadna egzaltacja, tylko stwierdzenie faktu.
Zobacz też: KULTOWE SESJE VIVY! Przypominamy pierwsze zdjęcia Andrzeja Piasecznego!
Polecamy też: Oto dlaczego Katarzyna Zielińska zrezygnowała z "Barw Szczęścia". Aktorka jest w ciąży!
3 z 5
– Przez tych parę lat tutaj skóra Ci nie zgrubiała?
Właśnie nie. Z domu wyniosłam przekonanie, że wszyscy są wspaniali. Odkąd weszłam w show-biznes, zaczęłam się przekonywać, że można tak po prostu kogoś bezinteresownie krzywdzić czy upokarzać. I nie mówię tu tylko o sobie. Każdego dnia coraz szerzej otwierały mi się oczy.
– Co zobaczyłaś?
Że ktoś nie certoli się, używam tego słowa z całą świadomością, żeby zrobić coś za twoimi plecami, zobaczyłam, co to znaczy „po trupach do celu”. Ja nigdy tego nie umiałam i nawet nie chcę się nauczyć. Rodzice zawsze mi mówili, żebym za takie zachowanie nie odpłacała tym samym. To jest trudne, ale dzielnie trzymam się tej zasady.
– Czyli zemsta jest niedozwolona?
Traciłabym tylko energię nie na te rzeczy, które powinnam robić w życiu.
– Czujesz się góralką?
Wszyscy przedstawiają mnie jako góralkę, ale jakbym przyjechała do domu i powiedziała, że jestem góralką, pewnie by mnie prześwięcili. Jestem góralka niskopienna, my się nazywamy Laszki.
– Niskopienna się nie liczy?
Nie w tym rzecz. Wolę o sobie mówić Laszka, czyli po prostu dziewczyna z gór. Jesteśmy mocno charakterne.
– I szybciej zabijecie niż zdradzicie?
Zdecydowanie. Mówimy prawdę prosto w oczy, nawet jeśli znamy konsekwencje, krzyczymy, jeśli wiemy, że mamy rację, ale też umiemy przeprosić, jeśli zawiniłyśmy. A jak kochamy, to na zabój. Bliskiej osoby nie damy skrzywdzić. Czy to partner, czy rodzina.
– Czyli jak się złościsz, to raczej krzyczysz, niż płaczesz?
I to, i to. Czasem sobie popłaczę, bo to oczyszcza z nadmiaru emocji. I to nie tylko tych negatywnych. Trudno mi czasem zapanować nad uczuciami.
– Jesteś choleryczką?
Chyba tak...
– Potrafisz czymś rzucić?
Nie, tu do perfekcji nie doszłam (śmiech). Choć chciałabym jak najszybciej się zresetować. Bo ja się za bardzo wszystkim przejmuję. Co jakiś czas postanawiam, że nie mogę tak z byle powodu się spalać, ale to nie jest takie łatwe.
– Wiedziałaś, że jeden z najsłynniejszych amerykańskich reżyserów, Billy Wilder, pochodził z Twoich terenów? Konkretnie z Suchej Beskidzkiej?
Przeczytałam o tym niedawno. Totalne zaskoczenie!
– Myślałam, że jako fanka Audrey Hepburn wiedziałaś o tym od zawsze i traktowałaś jak zachętę. Skoro nie, to aktorstwo musiało być odważnym marzeniem dla dziewczyny ze Starego Sącza?
Bardzo odważnym. U nas, żeby pójść do teatru, trzeba było zorganizować wycieczkę do Krakowa. To nie było na wyciągnięcie ręki. Będąc na studiach w PWST w Krakowie, odczuwałam pewne braki, chociaż w szkole miałam naprawdę wspaniałą panią profesor od języka polskiego, która rozkochała naszą klasę w literaturze i sztuce. Ale w mojej grupie na roku byli ludzie z większych miast, bardziej obyci. Pomyślałam, że przecież mogę to nadrobić – chodzić do teatru, kina, podpatrywać, jak żyje się w takim wielkomiejskim stylu. Że to zależy tylko ode mnie.
– Mam wrażenie, że osoby z mniejszych miejscowości często oglądają się na innych. Jakby miały poczucie, że ciągle są testowane, oceniane.
Ja czułam się tak na początku. W szkole teatralnej wydawało mi się, że wszyscy mnie obserwują, że jestem jakby w centrum całego wszechświata i że wszyscy widzą moje wady, potknięcia. Jestem z natury nieśmiała i muszę sobie różne rzeczy udowadniać. Idąc do szkoły teatralnej, wiedziałam, że będzie to dla mnie trudne przeżycie, ale ją skończyłam; że będzie mi ciężko dostać się do teatru, ale dałam radę. Ciągle stawiam przed sobą jakieś schody. Równocześnie miałam świadomość, że marzenia się spełniają. Moje się spełniały. Na przykład zawsze wiedziałam, że będę mieszkać w Warszawie. Marzyłam o tym. Bo lubię takie tempo życia, lubię być – jakkolwiek to teraz brzmi – bardziej anonimowa.
– Trochę paradoksalnie. Warszawa spełniła Twoje oczekiwania?
Tak, od początku byłam zachwycona.
– Naprawdę? To tak niepopularny pogląd, że aż Ci nie wierzę.
Mnie naprawdę Warszawa zafascynowała. Mam tu swoje magiczne miejsca, a nawet pewne rytuały. Uwielbiałam wyjść wieczorem na spacer po Żoliborzu, potem dojść do centrum, posnuć się po Starówce. Był taki etap mojej samotności, który kochałam nad życie. Zawsze planowałam sobie cały dzień – że tutaj wypiję z kimś kawę, pójdę na zdjęcia, zaniosę CV, potem pochodzę po mieście, będzie wieczór, przyjdę, ugotuję sobie coś. Chodziłam też do parku Skaryszewskiego i pływałam z przyjaciółkami łódkami… Kocham Warszawę i to nie jest przesadna egzaltacja, tylko stwierdzenie faktu.
Zobacz też: KULTOWE SESJE VIVY! Przypominamy pierwsze zdjęcia Andrzeja Piasecznego!
Polecamy też: Oto dlaczego Katarzyna Zielińska zrezygnowała z "Barw Szczęścia". Aktorka jest w ciąży!
4 z 5
– To jak przeszłaś przez cały okres zdobywania popularności?
Ja się nawet boję słowa „popularność”. Profesorowie mówili w szkole, że całe życie trzeba się uczyć i nigdy człowiek nie jest wystarczająco dobry. Dlatego jak słyszę, że mam teraz swoje pięć minut, traktuję to jako wyzwanie. Nadal będę ciężko pracować, tak jak do tej pory. Nadal będę słuchać mądrych ludzi i z takimi pracować. Nadal będę z szacunkiem podchodziła do drugiego człowieka.
– Masz poczucie, że jesteś teraz w miejscu, w którym zawsze chciałaś być?
Ja nie kokietuję, nie mówię, że nie. Oczywiście jest mi bardzo przykro, kiedy plotki na mój temat dotykają moją rodzinę, bo to jest małe środowisko i inaczej wszyscy to odbierają. Ale z drugiej strony jestem bardzo dumna, że ktoś pochodzący z małej miejscowości, niemający kontaktów, tak zwanych pleców, może spełnić swoje marzenia i coś osiągnąć. W moim przypadku duża w tym zasługa rodziców, którzy zawsze mnie wspierali, pomagali. Życzę wszystkim, żeby mieli taką rodzinę.
– Przy bardzo opiekuńczych rodzicach zawsze jest ryzyko, że się przyzwyczaisz i będziesz oczekiwać podobnego zaopiekowania od życia.
Nigdy nie oczekiwałam, że zawsze ktoś będzie nade mną czuwał. Ale coraz bardziej to doceniam.
– Tata jest Twoim ideałem mężczyzny?
Na pewno. Ale jest ideałem z wadami, tacy są bardziej ludzcy (śmiech).
– To ułatwia czy utrudnia życie młodej kobiety?
Dobre pytanie. Na pewno obserwowanie taty pozwoliło mi ustalić priorytety w byciu z innym mężczyzną. Przekazał mi też otwartość na świat, co bardzo pomaga w życiu. Tata ma dużo takiej akceptacji świata i jest po prostu dobrym człowiekiem.
– Ale mówi się, że szukamy mężczyzn na podobieństwo ojców, a jak poprzeczka jest tak wysoko zawieszona...
Trzeba cierpliwie czekać, obserwować, ale jest to możliwe.
– I można odtworzyć ten ogrom bezwarunkowej miłości?
Co do bezwarunkowej miłości, to rodzice nie mówili: „O Jezu, jaka ty jesteś wspaniała i piękna!”. Byłyśmy doceniane i chwalone za wszystkie dobre rzeczy, ale też miałyśmy wyznaczone granice i zasady, których się miałyśmy trzymać. Z tatą obiecaliśmy sobie szczerość ponad wszystko. Pamiętam taką sytuację. Byliśmy z tatą w kościele i zapytałam go, jak wyglądam w sukience, którą założyłam. Byłam wtedy dosyć przy kości, a sukienkę miałam przed kolana. A on na to: „Wiesz co, Kasia, jesteś piękną kobietą, ale łydki masz nie za dobre”. Zatkało mnie, ale wzięłam się za siebie i teraz te łydki odsłaniam bez problemu. Pewnie niełatwo było mu powiedzieć coś takiego ukochanej córeczce, ale doceniam to.
– Ty też mu kiedyś coś wytknęłaś?
Ależ oczywiście! Jesteśmy w końcu do siebie podobni.
– Metamorfoza, jaką przeszłaś, wyleczyła Cię z kompleksów?
Mam świadomość, że popracowałam nad sobą, ale po kompleksach, z których się wyleczyłam, przyszły kolejne, bo nic w przyrodzie nie ginie (śmiech). Wiele osób uważa, że jestem taką mocną kobietą. I zazdroszczą mi tego. A ja jestem krucha w środku.
– Wiedziałaś, że jeden z najsłynniejszych amerykańskich reżyserów, Billy Wilder, pochodził z Twoich terenów? Konkretnie z Suchej Beskidzkiej?
Przeczytałam o tym niedawno. Totalne zaskoczenie!
– Myślałam, że jako fanka Audrey Hepburn wiedziałaś o tym od zawsze i traktowałaś jak zachętę. Skoro nie, to aktorstwo musiało być odważnym marzeniem dla dziewczyny ze Starego Sącza?
Bardzo odważnym. U nas, żeby pójść do teatru, trzeba było zorganizować wycieczkę do Krakowa. To nie było na wyciągnięcie ręki. Będąc na studiach w PWST w Krakowie, odczuwałam pewne braki, chociaż w szkole miałam naprawdę wspaniałą panią profesor od języka polskiego, która rozkochała naszą klasę w literaturze i sztuce. Ale w mojej grupie na roku byli ludzie z większych miast, bardziej obyci. Pomyślałam, że przecież mogę to nadrobić – chodzić do teatru, kina, podpatrywać, jak żyje się w takim wielkomiejskim stylu. Że to zależy tylko ode mnie.
– Mam wrażenie, że osoby z mniejszych miejscowości często oglądają się na innych. Jakby miały poczucie, że ciągle są testowane, oceniane.
Ja czułam się tak na początku. W szkole teatralnej wydawało mi się, że wszyscy mnie obserwują, że jestem jakby w centrum całego wszechświata i że wszyscy widzą moje wady, potknięcia. Jestem z natury nieśmiała i muszę sobie różne rzeczy udowadniać. Idąc do szkoły teatralnej, wiedziałam, że będzie to dla mnie trudne przeżycie, ale ją skończyłam; że będzie mi ciężko dostać się do teatru, ale dałam radę. Ciągle stawiam przed sobą jakieś schody. Równocześnie miałam świadomość, że marzenia się spełniają. Moje się spełniały. Na przykład zawsze wiedziałam, że będę mieszkać w Warszawie. Marzyłam o tym. Bo lubię takie tempo życia, lubię być – jakkolwiek to teraz brzmi – bardziej anonimowa.
– Trochę paradoksalnie. Warszawa spełniła Twoje oczekiwania?
Tak, od początku byłam zachwycona.
– Naprawdę? To tak niepopularny pogląd, że aż Ci nie wierzę.
Mnie naprawdę Warszawa zafascynowała. Mam tu swoje magiczne miejsca, a nawet pewne rytuały. Uwielbiałam wyjść wieczorem na spacer po Żoliborzu, potem dojść do centrum, posnuć się po Starówce. Był taki etap mojej samotności, który kochałam nad życie. Zawsze planowałam sobie cały dzień – że tutaj wypiję z kimś kawę, pójdę na zdjęcia, zaniosę CV, potem pochodzę po mieście, będzie wieczór, przyjdę, ugotuję sobie coś. Chodziłam też do parku Skaryszewskiego i pływałam z przyjaciółkami łódkami… Kocham Warszawę i to nie jest przesadna egzaltacja, tylko stwierdzenie faktu.
Zobacz też: KULTOWE SESJE VIVY! Przypominamy pierwsze zdjęcia Andrzeja Piasecznego!
Polecamy też: Oto dlaczego Katarzyna Zielińska zrezygnowała z "Barw Szczęścia". Aktorka jest w ciąży!
5 z 5
– To też widać. Przegrywając w programie „Kocham cię, Polsko!”, sprawiasz wrażenie, jakbyś była na granicy płaczu.
Tak to widzisz? Staram się nad tym zapanować, ale czuję się odpowiedzialna za drużynę i naszych kibiców. Może to dlatego tak się przejmuję...?
– Może jesteś stworzona do wygrywania?
Chyba nie, ale lubię walczyć. Czysto i z zasadami. Lubię taki dreszcz emocji. Na szczęście szybko zapominam o porażkach, nie rozpamiętuję przeszłości. Stawiam sobie kolejny cel i na nim koncentruję swoją energię.
– Bardziej pamiętasz krytykę czy pochlebstwa?
Uczę się przyjmowania komplementów. Łatwiej mi słuchać krytyki. Ważna była szczera rozmowa z pewnym producentem, który kazał mi zwrócić uwagę na niektóre rzeczy.
– Jak to? Powiedział, że powinnaś schudnąć?
Tak, oraz żebym zwróciła uwagę na to, jak się ubieram.
– Dość szczerze. Jak zareagowałaś?
Najpierw szok. Pamiętam, że poszłam wtedy do jakiegoś sklepu i snułam się między tymi wieszakami, nie wiedząc, od czego zacząć. Następnego dnia zadzwoniłam do trenerki, pospotykałam się z ludźmi, którzy mieli większe ode mnie pojęcie o modzie, no i wzięłam się za siebie. Od razu. Tak już mam.
– Masz poczucie, że teraz wykorzystujesz pełnię swoich możliwości?
Cały czas szukam w sobie nowych pasji, zainteresowań, bo świat jest kolorowy i pełen nieograniczonych możliwości. Lubię mieć plan B, który pozwoliłby mi się spełnić w zupełnie inny sposób.
– Na przykład?
Na przykład kulinarnie.
– Dobrze gotujesz?
Dobrze, ale mój chłopak lepiej. Oczywiście w związku z tym odpuściłam sobie, bo jak ktoś robi coś wspaniale, to oddaję mu pole do działania.
– Może chociaż wydawanie pieniędzy przychodzi Ci z łatwością?
Nie, tego właśnie się nauczyłam, zarabiając na drobiazgi u rodziców w szklarni. Miałam skarbonkę, zamykaną na kluczyk, tam wsadzałam wszystkie „zarobki” i wiedziałam, na co wydam. Dziś też dziesięć razy się zastanowię, zanim coś kupię. Jedynie z łatwością mi przychodzi wydawanie na buty.
– Pozwalasz sobie na ekstrawagancję?
Rzadko, bo nie jestem typem, który lubi zaszaleć. Mnie zawsze najpierw staną konsekwencje przed oczami, a potem dopiero zastanawiam się: To mogę zaszaleć czy nie?
– I nie zdarzyło Ci się nigdy zrobić czegoś, nie myśląc o konsekwencjach?
Chyba nie.
– To jest kwestia charakteru czy wychowania?
Myślę, że i tego, i tego. Ja nawet nie potrafiłam iść na wagary. Owszem, uciekłam raz z domu, ale tata domyślał się, że dojdę z tą walizką do przystanku autobusowego i wrócę, więc wszyscy już na mnie czekali… Do 18. roku życia, kiedy wszyscy wokół imprezowali na sylwestra, my z kuzynką wlewałyśmy w siebie szampana bezalkoholowego.
– Same z siebie? Czemu?
No bo tak sobie założyłam – szampan bezalkoholowy, zero używek…
– Bo bałaś się kary czy po prostu uważałaś, że to jest karygodne?
Bałam się, że niebo otworzy się nade mną i mnie pochłonie. Oczywiście żartuję. Ale byłam też chyba trochę wygodna, więc myślałam, że skoro po tych wagarach będę musiała odbyć karę, to mi się to nie opłaca. I odechciewało mi się. Teraz, po latach to moje dobre prowadzenie się odwdzięczyło mi się dobrym zdrowiem i kondycją, choć wtedy tak o tym nie myślałam.
– A myślałam, że to ja byłam grzecznym dzieckiem…
– Wiedziałaś, że jeden z najsłynniejszych amerykańskich reżyserów, Billy Wilder, pochodził z Twoich terenów? Konkretnie z Suchej Beskidzkiej?
Przeczytałam o tym niedawno. Totalne zaskoczenie!
– Myślałam, że jako fanka Audrey Hepburn wiedziałaś o tym od zawsze i traktowałaś jak zachętę. Skoro nie, to aktorstwo musiało być odważnym marzeniem dla dziewczyny ze Starego Sącza?
Bardzo odważnym. U nas, żeby pójść do teatru, trzeba było zorganizować wycieczkę do Krakowa. To nie było na wyciągnięcie ręki. Będąc na studiach w PWST w Krakowie, odczuwałam pewne braki, chociaż w szkole miałam naprawdę wspaniałą panią profesor od języka polskiego, która rozkochała naszą klasę w literaturze i sztuce. Ale w mojej grupie na roku byli ludzie z większych miast, bardziej obyci. Pomyślałam, że przecież mogę to nadrobić – chodzić do teatru, kina, podpatrywać, jak żyje się w takim wielkomiejskim stylu. Że to zależy tylko ode mnie.
– Mam wrażenie, że osoby z mniejszych miejscowości często oglądają się na innych. Jakby miały poczucie, że ciągle są testowane, oceniane.
Ja czułam się tak na początku. W szkole teatralnej wydawało mi się, że wszyscy mnie obserwują, że jestem jakby w centrum całego wszechświata i że wszyscy widzą moje wady, potknięcia. Jestem z natury nieśmiała i muszę sobie różne rzeczy udowadniać. Idąc do szkoły teatralnej, wiedziałam, że będzie to dla mnie trudne przeżycie, ale ją skończyłam; że będzie mi ciężko dostać się do teatru, ale dałam radę. Ciągle stawiam przed sobą jakieś schody. Równocześnie miałam świadomość, że marzenia się spełniają. Moje się spełniały. Na przykład zawsze wiedziałam, że będę mieszkać w Warszawie. Marzyłam o tym. Bo lubię takie tempo życia, lubię być – jakkolwiek to teraz brzmi – bardziej anonimowa.
– Trochę paradoksalnie. Warszawa spełniła Twoje oczekiwania?
Tak, od początku byłam zachwycona.
– Naprawdę? To tak niepopularny pogląd, że aż Ci nie wierzę.
Mnie naprawdę Warszawa zafascynowała. Mam tu swoje magiczne miejsca, a nawet pewne rytuały. Uwielbiałam wyjść wieczorem na spacer po Żoliborzu, potem dojść do centrum, posnuć się po Starówce. Był taki etap mojej samotności, który kochałam nad życie. Zawsze planowałam sobie cały dzień – że tutaj wypiję z kimś kawę, pójdę na zdjęcia, zaniosę CV, potem pochodzę po mieście, będzie wieczór, przyjdę, ugotuję sobie coś. Chodziłam też do parku Skaryszewskiego i pływałam z przyjaciółkami łódkami… Kocham Warszawę i to nie jest przesadna egzaltacja, tylko stwierdzenie faktu.
Zobacz też: KULTOWE SESJE VIVY! Przypominamy pierwsze zdjęcia Andrzeja Piasecznego!
Polecamy też: Oto dlaczego Katarzyna Zielińska zrezygnowała z "Barw Szczęścia". Aktorka jest w ciąży!