Reklama

Piosenki Byle było tak, Jak minął dzień czy Parostatek święciły w 1980 roku triumfy na polskich listach przebojów, ale Krzysztof Krawczyk pragnął jeszcze więcej. Wokalista, który rozkochał w sobie cały kraj, dokładnie 41 lat temu wybrał się za ocean, by podbić Stany Zjednoczone. Niestety jego amerykański sen się nie spełnił…

Reklama

Trudne początki życia Krzysztofa Krawczyka w Stanach – uzależnienia, różne prace, rozstanie z żoną

Miał wielki talent i w Polsce było mu trudno przejść przez ulicę nie wzbudzając zainteresowania przechodniów. 34-letni Krzysztof Krawczyk wsiadł jednak w samolot i wylądował w 1980 roku w Ameryce. Tam grał na piknikach, w kościołach i barach, ale gaże z występów nie przynosiły mu tyle, by mógł żyć na dobrym poziomie. Artysta szybko zrozumiał, że musi szybko zająć się inną pracą, niż tylko śpiewanie. Budował więc domy, był majstrem, barmanem oraz… szoferem. Ale z tej ostatniej fuchy został zwolniony. „Jeździłem limuzyną, ale po dwóch tygodniach milionerka mnie wyrzuciła, bo jeździłem po polsku, czyli gaz i hamowanie. A dobry kierowca limuzyny prowadzi samochód w taki sposób, że można w środku herbatę wypić”, opowiadał w wywiadzie sprzed lat zmarły w Wielki Poniedziałek 2021 roku wokalista.

Brak sukcesów zawodowych odebrał Krawczykowi entuzjazm. Po latach o Stanach Zjednoczonych piosenkarz pisał w swojej książce dość chłodno. „Ameryka jest jak narkotyk. Mami światłami wielkich miast, zniewala dostojnością drapaczy chmur, porywa krwiobiegiem autostrad, uwodzi pięknem Gór Colorado, koi wiatrem prerii. […] Ameryka odurzyła mnie jak narkotyk, zniewoliła głosem Elvisa Presleya, porwała w swój tygiel, wpędziła do baru, uwiodła urodą posażnej panny i o tu dużo gadać – odrzuciła moje zaloty”, zapisano na kartach książki Życie jak wino.

Trudno było dziwić się Krzysztofowi Krawczykowi, że nie wspominał tego czasu w swoim życiu dobrze. Brak szans na wielką sławę trzydziestokilkulatek w końcu przypłacił uzależnieniem od alkoholu, marihuany i narkotyków. Jak sam mówił, koks wciągał codziennie. Wszystko po to, by na hucznych imprezach zapomnieć o swoich niepowodzeniach. Sytuacji nie poprawiał fakt, że pewnego dnia gwiazdor odebrał smutny telefon z Polski. Okazało się, że jego ówczesna żona Halina Żytkowiak zdradza go podczas jego nieobecności. To zakończyło związek artysty i jego ukochanej, ale i otworzyło muzykowi nowe możliwości… Wkrótce, w 1982 roku piosenkarz poznał w Ameryce swoją przyszłą i ostatnią żonę Ewę. To dzięki niej idol wielu pokoleń Polaków przestał sięgać po używki i wrócił do kraju trzy lata później.

CZYTAJ TEŻ: Oburzające nekrologi Krzysztofa Krawczyka pojawiły się na ulicach: „Brak słów. Naprawdę...”

Marek Szymanski / Forum

Kariera w USA Krzysztofa Krawczyka – nie udało się przez pieniądze

Kilka lat temu ulubieniec publiczności nie ukrywał powodów, dla których nie było szans, by przebił się w Ameryce ze swoim talentem. „Nie udało się tylko dlatego, że zabrakło pieniędzy. Nie miałem pieniędzy na wypromowanie siebie. Bo jeśli chodzi o warunki wokalne, mogłem się ścigać z bardzo dobrymi piosenkarzami”, opowiadał w rozmowie z WP. „W USA trzeba wydać dwa, trzy miliony dolarów, aby zaistnieć i aby dwa, trzy razy dziennie pojawić się w stacjach radiowych. Wejście do stacji to wydatek rzędu 150 tys. dolarów. Nie mieliśmy pojęcia, jak trudny jest to rynek, a takich śpiewających Krawczyków w Ameryce jest wielu. Ale tam nauczyłem się pracować na scenie i walczyć o widza”, dodawał.

I choć jeszcze w latach 90. na rynku amerykańskim pojawiła się płyta Krawczyka zatytułowana Eastern Country Album, a sam muzyk wyleciał znów na 3 lata do USA, to ostatecznie wrócił i skupiał się na miłości, którą obdarzali go krajowi fani.

Dziś, w dzień pogrzebu artysty, myślimy o wszystkich jego piosenkach bardzo ciepło…

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Miejsce pochówku Krzysztofa Krawczyka nie będzie przypadkowe. Powstanie tam mauzoleum

Marek Szymanski / Forum
Reklama
Reklama
Reklama