Reklama

Reklama

Dla Joanny Racewicz świat stanął w miejscu osiem lat temu. W katastrofie smoleńskiej straciła ukochanego męża, Pawła Janeczka. Długo szukała sposobu, by znaleźć upragniony spokój i wciąż uczy się tego, co dla niej dobre. Dziś dziennikarka rozpoczyna nowy etap w życiu. A w tej walce największą siłę i wsparcie otrzymuje od swojego dziewięcioletniego synka, Igora, który sam zmaga się z cierpieniem po stracie ojca. W jednym z najnowszych wywiadów opowiedziała o relacji z dzieckiem. Czy zdołała się pogodzić z odejściem Pawła Janeczka?

Zobacz też: „Osobą naprawdę mi niezbędną jest teraz mój syn”. Joanna Racewicz w poruszajacych słowach o samotnym macierzyństwie

Joanna Racewicz o mężu

Po prawie ośmiu Joanna Racewicz powoli stara się pogodzić z przeszłością. Coraz częściej odrywa się od szarej codzienności, podróżuje, otacza się tylko zaufanymi osobami. Już się nie dystansuje, nie chowa w swoim świecie. Chce otworzyć się na nowe. Ma już konkretne plany na nowy rok! W najnowszym wywiadzie dla „Dobrego Tygodnia” dziennikarka zdradziła, czy udało jej się podnieść po tych traumatycznych przeżyciach? Czy da sobie zgodę na szczęście?

Joanna Racewicz wielokrotnie podkreślała, że Paweł Janeczek wciąż jest i będzie obecny w jej życiu. Dziennikarka wróciła wspomnieniami do dnia chrzcin Igora, które były zaplanowane na koniec czerwca (odbyły się niedługo po katastrofie smoleńskiej). Jak relacjonuje Joanna Racewicz, na zorganizowanym po uroczystości przyjęciu stało się coś niesamowitego. Gdy zaproszeni goście weszli do restauracji, wszystkie kieliszki z powitalnym szampanem pękły w tym samym czasie! „To prawda. Goście skomentowali, że: "Chłopcy wpadli na chrzciny", mając na myśli kolegów Pawła z BOR, którzy lecieli z nim tego dnia do Smoleńska. To były imieniny męża, 29 czerwca”, tłumaczy Joanna Racewicz.

W rozmowie z Gabrielą Wereśniak, Joanna Racewicz mówi, że czuje opiekę męża. „Minęło już prawie osiem lat, jestem dziś w innym miejscu. Mam wrażenie, że odprowadziłam już Pawła. Odszedł do lepszego świata, choć nadal jest z nami. Gdy mąż gdzieś wyjeżdżał, zawsze powtarzał: "Jestem nawet, jak mnie nie ma". To poczucie z nami zostało. Przypominam o tym synkowi. Mówię mu, że tata patrzy na niego i jest z niego bardzo dumny, wyznała.

Polecamy też: „Tęsknię. Ale już nie chcę płakać. Chcę dziękować, że byłeś”. Joanna Racewicz w poruszających słowach o zmarłym mężu. Przypominamy piękną historię ich miłości…

Joanna Racewicz o relacji z synem

Igor jest najważniejszym mężczyzną i motywacją w jej życiu, „kojącym balsamem na skołataną babską duszę”. Stał się dla niej teraz jedyną, naprawdę niezbędną osobą, dzięki której jest szczęśliwa… Chłopiec na każdym kroku stara się uczyć mamę optymizmu, jest niezwykle empatyczny. „Zupełnie sobie nie wyobrażam, co by było, gdyby nie on. Syn jest dla mnie jak potężna bateria życiowa. Przeprowadził mnie przez rubikon”, tłumaczyła kilka miesięcy temu w wywiadzie dla „Pani”. Dziennikarka jest dumna ze swojej pociechy. Mają świetny kontakt, są nierozłączni: jeżdżą na rolkach, rowerze, podróżują, oglądają mecze.

„Zdaję sobie sprawę, że nasza relacja jest silna. Jestem dla Igora jedynym punktem odniesienia. Kiedy mąż zginął, był malutki i stał się dla mnie największą motywacją do życia. Istnieję tylko dzięki niemu, bo on wtedy był i wymagał uwagi. Zawsze mu to powtarzam”, tłumaczy Joanna Racewicz w rozmowie z „Dobrym Tygodniem”. „W trudnych momentach zawsze jest ze mną. Przytula, przynosi serduszka wycięte z papieru mówi, że kocha mnie najbardziej na świecie. To są poruszające wyznania”, dodaje.

Z nowym rokiem dziennikarka wiąże konkretne plany i nadzieje. Chciałaby w końcu ruszyć z nowym programem, w którym będzie podpowiadać rodzicom, jak wychować szczęśliwe dziecko. A oprócz tego, wraz z synkiem myślą o wspólnym napisaniu książki dla dzieci. „On ma niesamowitą wyobraźnię i układa piękne opowiadania”, mówi Joanna Racewicz.

Reklama

Zobacz też: "Decydując się na ten zawód, trzeba mieć skórę słonia". Joanna Racewicz już drugi raz odchodzi z TVP

Reklama
Reklama
Reklama