Joanna Racewicz komentuje odejście z telewizji. Zarzuca TVP kłamstwo!
Kto w tym sporze ma racje?
„Szef ma prawo zwolnić pracownika, uznać, że nie spełnia jego oczekiwań. Ale w kontrakcie nie miałam zapisane, że można mnie opluć i obrzucić błotem. Przecież to nie pierwszy mój kontrakt z telewizją publiczną”, mówi Joanna Racewicz w najnowszym Newsweeku. Wdowa po Pawle Janeczku głośno komentuje zarzuty lokowania produktów na jej profilu na Instagramie.
„Nie było żadnych wielokrotnych upomnień i TVP kłamie”, komentuje Racewicz. Dodaje, że wielu jej kolegów i koleżanek z mediów w sieci chwali się swoimi zdrowymi dietami, aktywnościami fizycznymi lub swoimi wyborami. Zdjęcie diety, które dziennikarka umieściła na swoim profilu w rezultacie i tak zostało skasowane.
"Byłam przekonana, że nie wykraczam poza standard. Mimo to skasowałam wpisy, poprosiłam o rozmowę. Nie było ani odpowiedzi, ani rozmowy. Zamiast tego - oficjalne oświadczenie telewizji o trybie zwolnienia mnie z TVP2, które poznałam z mediów. Dowiedziałam się, że mimo wielokrotnych upomnień uparcie umieszczałam posty, czym złamałam etykę dziennikarską", dodaje prezenterka.
„Nie było żadnych wielokrotnych upomnień i TVP kłamie”
Racewicz jeszcze nie zdecydowała, czy pozwie telewizję. "Wiem, że to walka Dawida z Goliatem. Wiem też, że nie mogę pozwolić na bezkarne deptanie dobrego imienia, na które pracowałam wiele lat. W sporze z telewizją chodzi o godność, którą próbuje mi się odebrać. Do tego w niebywale żenujący sposób", stwierdza dziennikarka. Dodaje, że ma zamiar o siebie walczyć, ponieważ ma dla kogo - syna.