Reklama

Wszyscy znają ten charakterystyczny głos oraz energię i charyzmę, jakie towarzyszą frontmanowi zespołu Lady Pank, a hity, takie jak „Kryzysowa narzeczona”, „Tańcz, głupia, tańcz” czy „Zawsze tam, gdzie ty” do dziś cieszą się ogromną popularnością. Janusz Panasewicz, nazywany polskim Mickiem Jaggerem, wiódł kiedyś życie prawdziwego rockandrollowca. Dostarczał nam przede wszystkim muzycznych wrażeń, ale nie brakowało także skandali z jego udziałem. Po latach artysta zrezygnował z szaleństw oraz używek i zdecydował się zwolnić tempo... Zrobił to dla swoich dzieci.

Reklama

Janusz Panasewicz – kariera polskiego Micka Jaggera

Janusz Panasewicz, zwany Panasem, urodził się 18 stycznia 1956 roku w Lipsku. Wychował się jednak w Olecku i to tam skończył szkołę podstawową. Maturę zdał w Białymstoku, później wrócił do Olecka, gdzie zaczął pracę w Regionalnym Ośrodku Kultury „Mazury Garbate”. Miasto na Mazurach do dziś wspomina ze sporym sentymentem, „Tęsknię za miejscami. Pochodzę z Olecka. I choć nie żałuję, że wyjechałem z tego miasteczka, to lubię do niego wracać. Tam ludzie mają fajne charaktery i wyznają proste wartości, takie jak honor, przyzwoitość, uczciwość. A w wielkich miastach różnie z tym bywa”, mówił w wywiadzie dla Gali.

W latach 80. frontman zespołu Lady Pank był niezaprzeczalną gwiazdą. Przygodę z muzyką zaczął jednak dekadę wcześniej. W 1973 roku zajął VI miejsce na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze, podczas którego wykonał piosenkę „Bradiaga”. Podczas służby wojskowej śpiewał w chórkach w wojskowym zespole Desant, a ze względu na stan wojenny jego pobyt się przedłużył. „Miałem nadzieję, że uznają mnie za niepoczytalnego. Ale niestety, zwerbowali mnie do Węgorzewa. Byłem zwykłym szeregowym”, wyznał w Machinie. Jeszcze jako wojak zadebiutował w zespole Lady Pank w 1982 roku, jednak na dobre związał się z grupą dopiero po opuszczeniu szeregów armii. Pierwszymi utworami, jakie zaśpiewał, były „Tańcz, głupia, tańcz” i „Minus 10 w Rio”.

Wówczas muzycy potrafili grać mnóstwo koncertów, urządzali imprezy z fankami w hotelach i często „wspierali się” alkoholem. „W dawnych czasach rano waliłem łychę i "jechałem koncercik". Dzisiaj po czymś takim zdycham. Po co umierać?”, zwierzył się polski Mick Jagger w rozmowie z Playboyem w 2007 roku. Wyznał, że nie ruszał polskiej wódki, bo po niej stawał się agresywny. „Ja pijam czystą dwa razy do roku, w okolicach Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Pod śledzika. I zawsze wtedy wstępuje we mnie diabeł. Niedobrze mówię do ludzi, źle się zachowuję, jest najgorzej na świecie. Dwa razy do roku proszę mi wybaczyć”, dodał Janusz Panasewicz.

Czytaj też: Ewa Szykulska po śmierci męża straciła radość życia. Aktorka zmaga się z chorobą i samotnością

Tomasz Gawalkiewicz / Forum

Janusz Panasewicz, Festiwal Piosenki Radzieckiej, Zielona Góra, czerwiec 1981 roku

Janusz Panasewicz – rockandrollowe życie, alkohol i używki

Zdarzały się jednak sytuacje, w których muzyk odczuwał zagrożenie alkoholizmem i się go obawiał. W wywiadzie dla Gali wyznał, jak sobie wówczas radził. „Bałem się tego, bo były sytuacje, w których czułem, że zaczyna być niedobrze. Stres trzeba było zapić albo było zbyt dużo wolnego czasu. Bo budzisz się rano i nie wiesz, co ze sobą zrobić. A jak najlepiej zabić czas? Pijąc. Na szczęście przed alkoholizmem chroniła mnie zawsze odpowiedzialność. Bo jeśli wiedziałem, że mam coś do zrobienia, to natychmiast się mobilizowałem. Nie chcę bowiem nikogo zawodzić, ani prywatnie, ani zawodowo”, tłumaczył.

Janusz Panasewicz unikał jednak narkotyków. Artysta przyznał, że jeśli ktoś częstuje go jointem, gdy pojawia się w rodzinnych stronach na Mazurach, to nie odmówi, jednak poza incydentami z używkami, które zdarzyły mu się w młodości, pozostawał czysty. Szybko doszedł do wniosku, że narkotyki nie są dla niego. „W Stanach dla samego próbowania przeciągnąłem różne rzeczy. Poza żyłą chyba wszystko. Czułem się okropnie i bałem się każdego. Myślałem, że do Polski już nie wrócę. Od tamtej pory olewam narkotyki”, zdradził w rozmowie z Playboyem. Artysty nie omijały jednak skandale. Janusz Panasewicz obliczył kiedyś, że prawie 10 tysięcy razy wychodził na scenę, a sporo tych występów wykonywał „na gazie”. Muzycy z grupy Lady Pank mieli za sobą wiele afer, do których dochodziło w hotelach. Choć oni przeważnie świetnie się bawili, to nie zawsze cieszyli się potem dobrą prasą. Jedno z takich wydarzeń miało miejsce w katowickim Hotelu Olimpijskim.

„Kiedy zabawa trwała już w najlepsze, nagle pojawił się elegancki biznesmen z teczką. Zaprosiliśmy go, by się do nas dołączył i był w siódmym niebie, ale wkrótce zmorzony alkoholem, usnął. Wtedy zaczęło się rzucanie tortami i ktoś wpadł na pomysł, żeby biznesmenowi zdjąć buty i nałożyć do nich tortu. Kiedy wkładaliśmy jego stopy w buty, to przez dziurki od sznurówek wychodziły takie tortowe robaczki. Wkrótce potem wszyscy się rozeszli, a rano wybuchła afera. Bo przyszła pani sprzątaczka i gdy zobaczyła ten tort, który był także na ścianach, powiedziała, że ona tego sprzątać nie będzie za żadne pieniądze, a w ogóle to idzie to zgłosić do recepcji. Wtedy biznesmen się obudził. Powiedzieliśmy mu: „Widzisz, jaki jesteś? To my cię ugościliśmy, poczęstowaliśmy, czym tylko chciałeś, a zobacz, jak się odwdzięczyłeś - urządziłeś zadymę i ochlastałeś cały pokój tortem". Facet był przerażony. Mówił: „Panowie, nie wiem, co mi się stało, to wszystko przez tę cholerną wódkę. Ale ja za to wszystko zapłacę", opowiadał ze śmiechem frontman Lady Pank.

Choć niektóre historie są zabawne, to w biografii muzyka nie brakuje też anegdot z alkoholem w tle, które do wesołych nie należą. Wśród nich są na przykład takie, podczas których Janusz Panasewicz z trudem stoi na scenie upojony alkoholem. W 2020 roku artysta oznajmił, że rezygnuje z napojów wyskokowych, a rockandrollowy tryb życia zamienił na spokój. „Jakiś czas temu poczułem, że alkohol wywołuje jakieś problemy z kondycją, śpiewaniem… Tak więc zdecydowałem się na radykalne posunięcie – zostałem stuprocentowym abstynentem. Czuję się z tym naprawdę świetnie, okazało się, że jednak można tak żyć. No i grać naprawdę dobrą muzykę, bez zadyszki. Gdy człowiek był młody, mógł imprezować naprawdę dziko, po czym grać po trzy koncerty dziennie, bo organizm regenerował się naprawdę szybko. Dzięki temu, że zwolniliśmy tempo życia, ciągle dajemy radę”, tłumaczył w rozmowie z natemat.pl.

Zobacz także: Monika Borys była u szczytu sławy, jednak w pewnym momencie usunęła się w cień. Jak dzisiaj wygląda jej życie?

Anatol Chomicz / Forum

Janusz Panasewicz, Casting do drugiej edycji muzycznego Show „Bitwa na głosy", 15.01.2012

Janusz Panasewicz – rodzina i życie prywatne

Prywatnie Janusz Panasewicz jest szczęśliwym tatą. Doczekał się trzech synów: 43-letniego Wojciecha z małżeństwa z Bogusławą Ossowską oraz 15-letnich bliźniaków, Juliusza i Brunona, którzy są owocem związku z Ewą Smolarczyk. Młodsi chłopcy urodzili się, kiedy muzyk miał 52 lata. „Powiedziałem sobie: „Facet, wszystko jest OK, ale masz 52 lata. Czy dasz sobie radę?". Nie w sensie materialnym, ale emocjonalnym. To mnie najbardziej nękało. Ale gdy moi synkowie na mnie spojrzeli, to nagle wszystkie obawy szlag trafił. Oni są moją radością. Od razu zresztą zaangażowałem się w bycie ojcem. Nosiłem ich na rękach i kąpałem się z nimi od samego początku. Tylko do przewijania się nie wyrywam, bo jest wielu innych chętnych, to co się będę wcinał. Ostatnio, gdy Julek został u dziadków, a Brunona przywieźliśmy do nas, bo musieliśmy z nim iść do lekarza, powiedziałem Ewie, że jak mnie wywalą z roboty, to zatrudnię się jako baby-sitter, ale do jednego dziecka. Bo opieka nad jednym to dla mnie naprawdę małe piwo”, opowiadał muzyk w wywiadzie dla Gali.

To właśnie młodsi synowie byli dla frontmana zespołu Lady Pank impulsem do zmiany stylu życia i większej dbałości o zdrowie. Janusz Panasewicz podkreśla, że skandale i używki to już przeszłość, a teraz spełnia się jako „family man”. I choć dzisiaj wiedzie zupełnie spokojne życie, to czasem wraca wspomnieniami do czasów, kiedy żył jak prawdziwy rockandrollowiec i polski Mick Jagger, jak go nazywano. „Wiadomo, że zdarzały się różne skandale. Bo jak masz dwadzieścia parę lat, masz pieniądze i sądzisz, że wszystko ci wolno, a pod hotelem widzisz tysiąc panienek, to... powiedzmy, że nie do końca wiesz, co się z tobą dzieje. Jednak myśmy tych skandali nie generowali, tak jak to teraz robią młodsi muzycy, tylko wszystko się działo spontanicznie i naturalnie”, wyznał w wywiadzie dla Gali.

Czytaj również: Los nie oszczędzał Krzysztofa Piaseckiego. Artysta stracił jedynego syna, potem rozstał się z żoną

Lukasz Kalinowski/East News
Reklama

Janusz Panasewicz, Sylwestrowa moc przebojów Polsatu, Chorzów, 31.12.2022

Reklama
Reklama
Reklama