Reklama

Aktor, pisarz, fotograf, architekt, dziennikarz… Człowiek wielu talentów, pasji, zainteresowań. Artysta, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Każdej z tych sztuk oddał cząstkę siebie. Janusz Guttner studiował na Akademii Sztuk Pięknych, jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. W „Niekochanej” zagrał u boku Elżbiety Czyżewskiej i rozwijał swoją karierę. W latach 70. wyjechał do Londynu, gdzie zmienił zawód – zaczął projektować domy, a potem okładki płyt, zajął się fotografią. Wkrótce będziemy mogli podziwiać jego prace na wystawie “Śródmieście życia” w Galerii na Smolnej. Co artysta mówi nam o swojej pasji i życiu w Londynie?

Reklama

Janusz Guttner – artysta wszechstronny

Zanim Janusz Guttner związał swoją przyszłość z aktorstwem na początku próbował spełnić inne marzenie. Przez trzy lata z przygodami studiował na Akademii Sztuk Pięknych. Tak wspomina ten czas. “Studiowałem, ale w nieco oryginalny sposób. Kończyłem egzaminy maturalne w wieku 17 lat, więc byłem szczeniakiem. Przeniosłem taką szkolną mentalność na Akademię. Punktualny, pracowity, obecny na wszystkich zajęciach… Zaliczałem wszystko tak, jak trzeba. Dziekan mnie chwalił. Ale przyszły wakacje, stuknęło mi 18 lat. Zacząłem palić, no i ni stąd, ni zowąd poczułem się dorosły. A dorośli, jak to dorośli, spieszno im do kochania. No to, zakochałem się z takim skutkiem, że mnie rzadko na Akademii widziano, a w końcu wyrzucono. Znów wracałem, zdawałem egzaminy. Przyjęli. Cudownie! Ale gra powtórzyła się jeszcze raz...Tak właśnie studiowałem...”, wyznał.

Studia na PWST były dla niego niezwykłą, trwałą przygodą. Na koncie Janusza Guttner znalazło się wiele interesujących kreacji. Debiutował w filmie Władysława Ślesickiego „Chwila ciszy”. Na ostatnim roku studiów pojawił się w „Niekochanej” Janusza Nasfetera z Elżbietą Czyżewską. Jak aktor wspomina pracę na planie produkcji? „No wie pani, student na planie z gwiazdą. Ela była wspaniała i tego “gwiazdorstwa” nie dawała odczuć. Przyjaźń? Może za silne słowo. Spędziliśmy kilka dni na festiwalu filmowym w Cork, w Irlandii. A potem już z Londynu odwiedzałem ją w Nowym Yorku. Ela była osobą i aktorką wyjątkową. Przypominała czasem Tinker Bell, a czasem jakiegoś mędrca, który poznał życie na wylot. Ale to życie potrafiło ją czasem krzywdzić…”, mówi nam Janusz Guttner. Film odniósł spektakularny sukces i otworzył przed młodym aktorem kolejne drzwi. Artysta zachwycał w „Wycieczce w nieznane”, „Grze” czy „Haśle Korn”. Na teatralnej scenie zagrał w ponad 1000 przedstawień. „Po PWST pracowałem w Teatrze Klasycznym (dziś Studio) i Rozmaitości. Rzeczywiście dobrze ponad 1000 przedstawień w 8 sztukach”, opowiada. Na pytanie, jak wyglądało życie aktora w latach 60. odpowiada: „Materialnie było chyba biedniejsze… Aczkolwiek może bardziej uregulowane niż dziś”.

Artystyczny dorobek Janusza Guttnera robi ogromne wrażenie. Rozwijał swoją aktorską karierę. W pewnym momencie podjął przełomową decyzję. Wyemigrował do Londynu. Był 1970 rok. Wyjazd wiązał się także z zawirowaniami w życiu prywatnym. W tamtym momencie rozpadło się jego małżeństwo z aktorką, Małgorzatą Braunek. Niektórzy uważają, że związek artystów potrafi być obarczony wieloma trudnościami. „Może po prostu nie byliśmy na ten związek gotowi. Małgosia była bardzo młoda, a ja nieco starszy, ale mężczyzna, a ci, jak wiadomo, dojrzewają później. Myślę, że mnie jeszcze trochę brakuje...”, mówi nam Janusz Guttner. Artysta nie chciałby niczego zdradzać na temat ich relacji. „Napisano o nas tyle bzdur i historii, że już dawno obiecałem sobie, że nie będę im ani zaprzeczał, ani poprawiał, ani potwierdzał. Pamiętam ją pełną życia i radosną”, wspomina.

Sprawdź też: Barbara Wrzesińska – znana aktorka miała burzliwe życie prywatne

bpt/ PAP/reprodukcja

Janusz Guttner, Elżbieta Czyżewska, w filmie Niekochana, 1966

Po wyjeździe do Londynu Janusz Guttner miał nadzieję, że uda mu się kontynuować pasję za granicą. Dzięki swojej agentce dostał epizod w jednym z filmów, ale tuż przed zdjęciami okazało się, że związki zawodowe nie zgodziły się na jego zatrudnienie. Janusz Guttner według obowiązujących zasad nie miał wymaganego statusu aktora. Dopiero po tym, jak ich działania zostały ograniczone, artysta pojawił się w kilku serialach, krótkometrażowych produkcjach. Czy nie żałował potem decyzji o przeprowadzce do Londynu? Nigdy nie zastanawiał się nad tym, “co by było, gdyby…”. Przyjmuje to, co daje mu życie i gna za marzeniami. „Widzi pani, ja myślę, że w pewnym stopniu posiadam dwie cechy: nie martwię się na zapas i nie żałuję tego, co mogło być. Zresztą, w moim przypadku to pytanie nie powinno brzmieć “co by było?” tylko “czego by nie było?”. A tego jest sporo. Przede wszystkim, nie byłoby moich wspaniałych dzieci, domków czy mieszkań, które zaprojektowałem, podróżowania po całym świecie z aparatem fotograficznym...”, opowiada w vivie.pl.

Dla wielu osób życie na obczyźnie, to przede wszystkim tęsknotą za najbliższymi – rodziną, przyjaciółmi, wszystkim, co udało im się tworzyć w ojczystym kraju. Janusz Guttner świetnie odnalazł się w nowym miejscu. Budował szczęśliwą przyszłość, rozwijał skrzydła. By się utrzymać był zmuszony zmienić profesję – był projektantem, grafikiem, fotografem. Z każdego zawodu czerpał satysfakcję. „Tutaj muszę przyznać się bez bicia, że miałem sporo szczęścia. Ale wiadomo, jak to jest ze szczęściem. Trzeba być na nie przygotowanym. Co z tego, że się zaprzyjaźnisz ze wspaniałym chirurgiem? On ci pracy nie da, bo nie rozróżniasz jednego końca skalpela od drugiego. Choć to akurat nie prawda. Ja używałem skalpela bez przerwy. W grafice. W latach 70. i 80. trudno sobie wyobrazić grafikę bez skalpela. A potem przyszły komputery... A najbliżsi i rodzina...no cóż. Przyjaciele mnie odwiedzali, mama przyjeżdżała i pomagała wychowywać wnuki. Często bywałem w Polsce. Moja siostra mieszkała we Włoszech, tośmy bywali u siebie, A moja praca, czy ta czy tamta, zawsze była wciągająca żeby nie użyć słowa “twórcza”. I jakoś to szło...”, mówi.

Umiejętności i wiedza, które posiadł na wydziale architektury wnętrz przydały się mu w nowym miejscu pracy. Został kreślarzem, wymierzał i projektował domy. Jak do tego doszło? W życiu nic i wszystko dzieje się przypadkowo. „A tutaj pomogło moje wykształcenie. Tak to się mówi? Czyli: „A co pan właściwie studiował?” Trochę architekturę wnętrz na ASP i aktorstwo w PWST. Co ma jedno z drugim wspólnego? A no ma! Jako aktor wylądowałem z „Niekochaną” na festiwalu filmowym w Cork w Irlandii. Tam poznałem angielską aktorkę, Jean. Kiedy po moim rozwodzie, dojechałem do Londynu to nie chcieli mnie nawet na stanowisku kelnera. No to poszliśmy na wino z Jean i jej chłopakiem Royem. I Roy mówi – „A znasz różnicę miedzy centymetrem i calem?. To odpowiedziałem, że znam. Zapytał, czy potrafię narysować prostą linię. Potrafiłem. „No to masz u mnie pracę!”, oznajmił. Po miesiącu już projektowałem. Bo Roy miał firmę developerską, która przerabiała duże domy na mieszkania”, tłumaczył aktor.

Sprawdź też: Stanisława Celińska była pierwszą wielką miłością Andrzeja Seweryna. Aktor wspominał, że miał na jej punkcie bzika

W pewnym momencie zafascynował się fotografią. Współpracował z agencjami reklamowymi, podróżował po całym świecie. Za chwilę, bo już 9 maja, odbędzie się “Śródmieście życia”, wernisaż wystawy prac Janusza Guttnera. Aktor zajął się robieniem zdjęć po tym, jak firma developerska, w której pracował zakończyła swoją działalność. “Po pewnym czasie firma developerska zbankrutowała i coś trzeba było robić, żeby jeść. W domu żona i 3-letni Kamil. Też chcą jeść. Znowu wracamy do ASP. Wpadam na kolegę z tamtych lat, Sławka Szaybo. Jest dyrektorem artystycznym w CBS Records. Zapytał, czy chce projektować okładki do płyt. Nie miałem nic do stracenia. Zgodziłem się spróbować. I tak, rok po roku tworzyłem te okładki. Super praca, satysfakcja, zdjęć mnóstwo... Pomyślałem, że może ja sam pofotografuję, przynajmniej do szkiców. Tak się wszystko zaczęło…”, opowiada nam Janusz Guttner.

Na fotografiach artysty możemy podziwiać osoby ze świata kultury czy polityki. Na wystawie pojawią się portrety Michaela Caine’a, Wojciecha Pszoniaka, Petera Ustinova, a także króla Jordanii Husseina. „Siedziałem już w tej Anglii dość długo parę osób się znało, a to jako aktor, a to jako architekt, a to jako grafik a teraz jako fotograf, no i rzeczy się zdarzają – okazje takie czy inne. Ale jak się temu przyjrzysz z bliska to widzisz taki łańcuch – jedno jest następstwem drugiego. Cały czas...”, tłumaczy. Czym jest dla Janusza Guttnera fotografia? „Nie mogę powiedzieć hobby, bo to jest przecież praca. Nie jest rozrywką, bo jednak to obowiązek. Może jest jakąś miłością, obsesją? A może wszystkim zarazem? Poza tym, która fotografia? Ta dzisiejsza, cyfrowa, czy ta na filmie, na papierze, obrabiana w ciemni, przy czerwonej żarówce? To był jakiś romans, tajemnica, do końca nie wiedziałeś – czy wyszło, nie wyszło. A przy tym ciemno, przyjemno i ruch w kuwecie. Pamięta pani ten głupawy żart: ciemno, przyjemno, ruch na prześcieradle? To chodziło o kino... Fotografia to zabawa światłem, a bez światła nie ma życia...”, mówi.

Janusz Guttner pisze też wiersze. Debiutował we wczesnych latach 60. w „Almanachu młodych. Proza i poezja” redagowanym przez Artura Międzyrzeckiego. W 2013 roku na rynku wydawniczym pojawił się również jego tomik „Słowem fotografowane”, a w 2021 następny - „Słowem fotografowane oraz ciąg dalszy”. Dla niektórych artystów pisanie jest terapią. Najlepiej tworzy im się w stanach ogólnego rozbicia. Poezja pomaga im zbudować ochronny pancerz. „Pancerz? To dość ponura metafora. Chować się? Bronić? Przed życiem? Ja tam wolę tratwę na Dunajcu, pomaga przepłynąć przez te wiry, rozpryski, a i spokojna woda czasem się trafi”, komentuje Janusz Guttner.

Reklama

Życzymy wszystkiego, co najlepsze i zachęcamy do obejrzenia prac artysty w Galerii na Smolnej w Warszawie!

Janusz Guttner, archiwum prywatne Janusza Guttnera
Reklama
Reklama
Reklama