Jakub Rzeźniczak po raz pierwszy o śmierci synka. „Do końca wierzysz”
„Do ostatnich chwil nie dopuszczasz, że to się może skończyć tragicznie”, podkreśla
Pod koniec lipca media obiegła dramatyczna informacja. Po walce z chorobą zmarł synek piłkarza Jakuba Rzeźniczaka i uczestniczki „Top model” Magdaleny Stępień. Oliwier żył zaledwie 376 dni. Dla jego rodziców odejście dziecka było niewyobrażalnym ciosem... Miesiąc pod tragedii sportowiec przerwał milczenie i udzielił wywiadu, w którym odniósł się do osobistego dramatu.
Synek Jakuba Rzeźniczaka i Magdaleny Stępień żył zaledwie 376 dni
W lipcu 2021 roku na świat przyszedł synek Jakuba Rzeźniczaka i Magdaleny Stępień. Szczęśliwi rodzice nadali mu imię Oliwier. Niestety, pół roku później wyszło na jaw, że u chłopca wykryto nowotwór. Był to rzadki typ raka: mięsak tkanek miękkich, w jego przypadku wątroby. Potrzebna była chemioterapia. Mimo że rodzice walczyli dzielnie o powrót latorośli do zdrowia (uruchomili zbiórkę, podjęli leczenie w Izraelu), nieco ponad rok po narodzinach (dokładnie 27 lipca 2022 roku) synek pary zgasł. Poinformowano o tym w sieci dzień później.
„Kochani, choroba Oliwierka niestety szybko rozprzestrzeniła się i zabrała naszego Aniołka tutaj na Ziemi Świętej, w Izraelu. Czujemy niewyobrażalny ból, ale i ogromną wdzięczność, za każdy dzień jego życia. Było tych dni dokładnie 376”, napisała w mediach społecznościowych Magdalena Stępień.
Pogrzeb chłopca odbył się pierwszego sierpnia 2022 roku w Oleśnicy. Teraz, miesiąc po tragedii, milczenie przerwał ojciec malca.
Czytaj także: Żył zaledwie 376 dni... Synek Rzeźniczaka i Stępień walczył do końca
Magdalena Stępień, Oliwier Rzeźniczak
Jakub Rzeźniczak o śmierci synka. Wierzył do końca, że się uda
W rozmowie z serwisem Sport.pl Jakub Rzeźniczak przyznał, że do końca wierzył, że jego synek wyzdrowieje. „Gdy choroba jest tak blisko, spada na twoje dziecko, gdy nadchodzą ostatnie chwile. Do końca wierzysz. Do ostatnich chwil nie dopuszczasz, że to się może skończyć tragicznie. Czułem się jak w filmie”, zwierzył się
Po tej niewyobrażalnej tragedii ukojenie odnalazł w działalności zawodowej. Wciąż może liczyć na wsparcie kolegów z drużyny.
„Powiem tak: cały klub — chłopaki z drużyny, prezes, trenerzy — dawał mi olbrzymie wsparcie przez cały ten czas. Zawsze mogłem na nich polegać. Po śmierci syna chciałem jak najszybciej wrócić. Tutaj się wyłączam, przechodzę do innego świata. Nie wracamy w klubie do tego tematu, więc mogę się oderwać od rzeczywistości, co bardzo mi pomaga. To, co się wydarzyło, nie wpływa już na mnie na boisku i na treningach. Wchodzę do szatni i czuję, jakbym się przełączał i był w zupełnie innym świecie”, opisuje.
Odniósł się również do ostrych oskarżeń, jakoby nie darzył uczuciem swojego zmarłego synka. Dziennikarze zapytali czy nie chciał z negatywnymi komentarzami walczyć.
„Chciałem, ale widziałem, że nie mam szans, bo części ludzi nie przekonam. Dla mnie liczyło się zdanie osób, które naprawdę mnie znają. Wszyscy, którzy byli blisko, widzieli, jak to przeżywam i jaki to ma na mnie wpływ. Nie chciałem tego przekazywać w internecie. To nie miałoby sensu. Z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień uczyłem się funkcjonować w tej rzeczywistości i odcinać od rzeczy, na które nie miałem wpływu. W czasie choroby syna ograniczyłem wypowiedzi do minimum. Zabierałem głos tylko wtedy, gdy naprawdę musiałem. To nie była sytuacja, o której powinno się tak dużo pisać w mediach”, stwierdził.
Jakub Rzeźniczak przy okazji skomentował swoje głośne związki a szczególnie rozstania, które odbijały się szerokim medialnym echem.
„Mam 36 lat, w swoim życiu miałem kilka partnerek. Nie ukrywam, że popełniałem błędy. Młodzi ludzie są w różnych związkach, poznają też siebie, zmieniają partnerów, rozwodzą się, nie wychowują razem dzieci. Takie jest życie. Pewnych czynów się wstydzę, ale ten okres mam za sobą i wyciągnąłem wnioski z tego, co zrobiłem źle. Każdy popełnia błędy, ale te moje — z racji tego, jak medialny dotychczas byłem — były bardziej widoczne”, skonstatował.
Skomentował również sytuację, do której doszło na pogrzebie Oliwiera. Wówczas kilku fotoreporterów wykonywało zdjęcia bliskim zmarłego chłopca. Co czuł wówczas sportowiec? „Było mi wszystko jedno, przestało mieć to znaczenie. Byłem w transie. Jak patrzę na to teraz, nie jestem zaskoczony. W tym świecie obracam się na tyle długo, że nic mnie już nie zaskakuje. Nie jestem ani zniesmaczony, ani zły. Tak po prostu jest, a będzie tylko gorzej. To przerażające”, stwierdził na koniec.
Czytaj także: Rozwód był dla Edyty Zając bolesnym doświadczeniem. Modelka chciała ochronić swoich bliskich