Reklama

Serial „The Crown” – „Korona” wraca z piątą serią. Pierwszą, którą oglądamy po śmierci królowej Elżbiety II. Serial ze 100-milionową widownią na całym świecie budzi emocje, jakich dawno nie wywołał żaden film. Dlaczego?

Reklama

Piąty sezon „The Crown”

Doczekaliśmy się piątej serii serialu „The Crown”. Pierwszej, która oglądana będzie już po śmierci królowej Elżbiety II. Scenarzysta serialu i jeden z ważniejszych autorów jego sukcesu Peter Morgan stąpa tym razem po cienkim lodzie. To właśnie piąta seria obejmuje lata 90., jedne z najgorszych dla samej królowej i dla brytyjskiej monarchii. To czas rozwodu księcia, a obecnie króla Karola III z jego pierwszą żoną, księżną Dianą. Elżbieta II musi przetrwać ujawnienie romansu Karola z Camillą Parker Bowles, rozpad małżeństwa księcia Andrzeja z Sarah Ferguson, rozwód księżniczki Anny z Markiem Phillipsem. A zwieńczeniem tych skandali jest… pożar zamku Windsor. Nigdy opinie o Elżbiecie II nie były tak złe, jak wtedy. Kojarzyła się bardziej z wizerunkiem zimnej jędzy niż łaskawością królowej. Pewnie dlatego w Anglii toczą się namiętne dyskusje, czy serial powinien być pokazywany tak wcześnie po śmierci Jej Wysokości i czy nie żeruje na popularności Elżbiety.

Jedno jest pewne, kolejna seria „The Crown” znów będzie fascynować. Do tej pory serial zebrał blisko 100-milionową widownię. Stał się najdroższym serialem biograficznym w historii, tylko pierwsza seria „The Crown” kosztowała 130 milionów dolarów. Zebrał kilkadziesiąt nominacji do prestiżowych nagród, zdobył 10 nagród Emmy. Po śmierci monarchini zainteresowanie serialem wzrosło w Anglii aż o 800 procent, a we Francji i Ameryce czterokrotnie. „The Crown” jest fenomenem. I jednym z serialowych arcydzieł, których po prostu nie wypada nie znać. Czym nas tak uwodzi?

Czytaj też: Wielka Brytania. Księżna Kate zachwyciła biżuterią przodków podczas bankietu w Pałacu Buckingham

Netflix, Keith Bernstein

The Crown, Sezon 5, Elizabeth Debicki jak księżna Diana, książę Karol

Kurtyna w górę!

Wydaje się, że odpowiedź jest najprostsza: ten wspaniale zrealizowany serial dopuszcza nas do świata, do którego nigdy byśmy nie weszli. To prywatne komnaty najsłynniejszej monarchini naszych czasów królowej Elżbiety II i sekrety jej prywatnego życia. Jak napisał jeden z francuskich recenzentów, twórcy „The Crown” podnoszą złotą kurtynę, wprowadzając nas do olśniewających wnętrz pałacu Buckingham, zamku Kensington czy szkockiego zamku Balmoral. Pokazują to, co ukryte, mówią o tym, co uciszała angielska rodzina królewska, na przykład niewierności księcia Filipa czy romanse Karola i Camilli. Niby znamy te historie, działy się za naszego życia albo życia naszych rodziców. Ale dzięki „The Crown” patrzymy na nie z innej perspektywy.

Możemy podejrzeć, jak wyglądały rozmowy Elżbiety i Filipa, możemy sobie wyobrazić, co czuła młoda królowa, gdy w torbie podróżnej męża znalazła zdjęcie innej kobiety… Ile kosztowała ją rozmowa z ukochanym mężem, gdy mówiła: „Pamiętaj jedno, nigdy nie dam ci rozwodu. Nigdy!”. Takie sceny przybliżają królową, zmieniają instytucję w kobietę, do której można

się odnieść, wysłuchać jej racji, zrozumieć. Po latach patrzymy na rozmowy Karola z matką o Dianie i Camilli. Wielu widzów odkryło w tym serialu księcia Karola na nowo. Polubiło go, zresztą trudno nie współczuć człowiekowi, który nie może poślubić ukochanej kobiety. A zamiast tego ma zagrać księcia z bajki u boku dziewczyny, do której niczego nie czuje.

Fenomen Windsorów

Windsorowie wydają się idealnymi bohaterami serialu. Nie ma na świecie drugiej tak popularnej rodziny. Losy wygnanego z Hiszpanii króla Juana Carlosa nikogo specjalnie nie przejmują, ale już Megxitem żyje cały świat (Megxit to hasło odnoszące się do losów księcia Harry’ego i Meghan Markle). Windsorowie są globalną marką, a przy tym rodziną z krwi i kości, zawsze budzą emocje. Nawet te ich absurdalne przywileje! Pamiętacie scenę, w której książę Filip rzuca ubranie, gdzie popadnie, jak dzieciak, a służba bezszelestnie je sprząta i odwiesza na miejsce? Można powiedzieć, że Peter Morgan nie musiał się specjalnie napracować, bo dramaturgię pisało samo życie. Ale to nieprawda. Już sam pomysł, by zrobić serial o żyjącej monarchini i jej rodzinie, wydaje się dosyć zuchwały.

Królowa nigdy nie udzieliła wywiadu, nie powiedziała o sobie niczego prywatnego. Majestat jest od tego, by chroniła go tajemnica. A jednak Peter Morgan stworzył rodzinną sagę, która intryguje i wciąga. Przybliżył i odkrył nam nowych bohaterów, na przykład zapomnianą księżniczkę Małgorzatę, która podbiła serca widzów. Wydobył dramatyzm postaci, choćby księcia Filipa – samca alfa, który całe życie musi być dwa kroki za żoną.

Zobacz także: Mohamed Al-Fayed i księżna Diana: jakie były jego prawdziwe intencje w stosunku do Lady Di?

Netflix, Keith Bernstein

The Crown, Sezon 5, Elizabeth Debicki jak księżna Diana z synami

Prawda/nieprawda

Serial zaspokaja naszą plotkarską ciekawość – bo nie ma co udawać, że do niej się odwołuje – i daje nam złudzenie, że oglądamy prawdziwą historię królowej i jej czasów. Ta wiarygodność serialu osiągnięta dzięki wspaniałej grze aktorów i wystawnej realizacji (o czym za chwilę) to jego wielki atut. I jeden z sekretów powodzenia. Oglądając „The Crown”, trudno oddzielić rzeczywistość od fikcji. Wielu widzów myśli: zobaczę, jak było naprawdę. A przecież oglądamy „The Crown” także jako historię współczesnej polityki, obyczajowości, mody, wydarzeń społecznych. Dajemy się wodzić za nos? Znany dziennikarz brytyjskiej gazety „The Guardian” Simon Jenkins napisał, że to jest tak, jakbyśmy obejrzeli wieczorne wiadomości i potem dowiedzieli się, że zostały zagrane. Ktoś wystąpił w roli premiera Wielkiej Brytanii, inni odegrali posłów w parlamencie. Zdaniem Jenkinsa i wielu innych – w tym słynnej aktorki lady Judi Dench – mieszanie prawdy i fikcji bez wyraźnego ostrzeżenia jest nie fair.

Ale ile to daje serialowi! Były premier Wielkiej Brytanii John Major już krzyczy, że „The Crown” to beczka bzdur i że nigdy nie spiskował z Karolem o abdykacji jego matki (scena z piątego sezonu). Spiskował czy nie, nikt tego nie dojdzie. Ale takie kontrowersje napędzają popularność tasiemca. „The Crown” stał się fenomenem także w internecie, bo rozbudzał ciekawość, angażował. Ożywał media społecznościowe, ludzie wchodzili na Google, żeby poczytać o smogu w Londynie, wypadku w Aberfan, o Winstonie Churchillu. Informacji o Peterze Townsendzie – kochanku Małgorzaty szukało w Anglii około 600 osób dziennie. Po pojawieniu się serialu liczba ta skoczyła od razu do 45 tysięcy. Bawiło wyłapywanie domniemanych zmyśleń albo pomyłek. Jeden z widzów (zresztą członek Izby Lordów) napisał do gazety „The Times” o ptaszku trzcinniczku, którego podziwiał książę Filip. Figa z makiem, bo trzcinniczek o pewnej porze roku nie występuje w Anglii, tylko w Afryce. To były odkrycia!

Widzu, zachwyć się!

Anglicy dawno uznali, że przepis na wybitny serial wymaga dobrego scenariusza, dobrego aktorstwa i jakości w realizacji. Według tej zasady zrobili na przykład serial „Ja, Klaudiusz”, który do tej pory uchodzi za jeden z najlepszych w historii. „The Crown” spełnia te kryteria z naddatkiem. Jak już wspominałam, jest najdroższym w historii serialem biograficznym. I nikt tego nie ukrywa. Świat „The Crown” ma wyglądać kosztownie, prawdziwie i zachwycać wizualnie. Jesteśmy w pozłacanych salonach pałacu Buckingham, na morzu, na afrykańskiej sawannie, w Nowym Jorku. To nadaje fabularny rozmach. Twórcy superprodukcji Netflixa zadbali o każdy szczegół. Nawet ramki do zdjęć pokazywane przez chwilę mają dokładnie odwzorowywać autentyk.

Scenograf Martin Childs przygotowywał się do swojego zadania trzy lata przed rozpoczęciem zdjęć. Ale efekt jest olśniewający. „The Crown” sprawił, że tłumy turystów pragną oglądać posiadłości, które zagrały w serialu – między innymi Lancaster House (udający pałac Buckingham), Burghley House (Windsor) czy szkocką posiadłość Ardverikie udającą Balmoral. Do legendy przeszły sceny ślubu i koronacji królowej Elżbiety. Na samą replikę sukni ślubnej królowej wydano 30 000 euro, a szyto ją osiem tygodni. Repliki strojów Diany wymagały dużego zachodu, bo od lat 80. zmieniły się tkaniny i inaczej układają się na ciele. Jak mówiła kostiumografka Amy Roberts, każda z postaci miała mieć własny styl, a każdy z tysięcy statystów strój dopasowany do siebie. Osobny tekst można by poświęcić biżuterii, tu wystarczy wspomnieć o koronie, tiarze czy tak zwanym parure, czyli komplecie klejnotów, który królowa ma na spotkaniu z prezydentem Kennedym. Z planu piątego sezonu ukradzione zostały kopie biżuterii i jaja Fabergé wycenione na – drobiazg! – 200 tysięcy dolarów.

Czytaj również: Księżna Diana nie mogła pogodzić się z jej śmiercią. Smutna historia Leonory Knatchbull

Netflix, Keith Bernstein

The Crown, Sezon 5, Elizabeth Debicki jak księżna Diana

List do królowej

Czy Imelda Staunton sprosta roli Elżbiety II? Dopiero się pojawiła i niektórym trudno będzie się z nią oswoić. Znana jest z roli Very Drake i groteskowej Dolores Umbridge w „Harrym Potterze”. Do tej pory obsada w „The Crown” była perfekcyjna, poza drobnymi wyjątkami. Zachwycała przede wszystkim Claire Foy jako młoda królowa Elżbieta, rozdarta między szaloną miłością do męża a powinnościami królowej, wiernej słowom matki, że „Korona zawsze musi wygrać”. A po niej wspaniała Olivia Colman, starsza, dojrzalsza, bardziej oschła, trochę rozgoryczona. Słyszymy, jak mówi do męża, że nie będzie drugiej epoki elżbietańskiej, co przepowiadał jej Churchill. Imperium się rozpada. Anglia jest w ciągłym kryzysie. A monarchia wydaje się archaiczna. Nawet wuj skandalista, niedoszły król Edward VIII zarzuca Elżbiecie, że boi się wolności. Że podporządkowała życie protokołowi. To w końcu Elżbieta jest tu w centrum świata, jako głowa rodziny i królowa. The Crown – Korona to jej symbol.

Wspaniałe role były kluczem do sukcesu serialu. Pozwalały zobaczyć w bohaterach ludzi, pokochać ich, dać im się uwieść i wzruszyć się ich historiami, jak tą młodego, nieśmiałego Karola czy pełnej dziewczęcego wdzięku delikatnej Diany. W piątej serii oglądamy trzeci aktorski komplet. Chyba najbardziej ryzykowny. Sam Peter Morgan powiedział, że „The Crown” jest jego listem miłosnym do królowej Elżbiety II. Prosił ją o zgodę na ten serial, ale ani Pałac mu jej nie dał, ani ona nie odmówiła. Królowa pozostała neutralna i milcząca. Na ile ten list będzie gorzki? Przed nami jeszcze jeden, szósty sezon, który zakończy serię.

Reklama

Zobacz też: Elżbieta II była potomkinią… londyńskiego hydraulika? Tajemnica przodka królowej

Reklama
Reklama
Reklama