Małżeństwo Hanny i Tomasza Lisów przechodzi kryzys? Te słowa dziennikarki rozwiały wszelkie wątpliwości
Informacje, że małżeństwo Hanny i Tomasza Lisów przechodzi poważny kryzys, krążyły na salonach od przynajmniej dwóch lat. Dziennikarze jednak nie wypowiadali się na ten temat lub zdawkowo odpowiadali dziennikarzom, że to jedynie szukanie sensacji na siłę. W najnowszym wywiadzie Łukasza Jakóbiaka prowadząca program „Bez Planu” w TVN Style postanowiła odnieść się do spekulacji i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Polecamy też: „Ksiądz Jan Kaczkowski udzielił już jej sakramentu ostatniego namaszczenia”. Hanna Lis o walce o zdrowie mamy
Hanna Lis o kryzysie w małżeństwie z Tomaszem Lisem
Hanna Lis potwierdziła, że owszem, spędzili osobno wakacje w 2016 r., jednak nie wynikało to ze złej woli czy kryzysu, lecz z wyjątkowo napiętego grafiku obojga i zawirowań w życiu rodzinnym.
„W zeszłym roku rzeczywiście było tak, że ja kręciłam przez całe lato intensywnie „Bez planu”, do października, po drodze była jeszcze choroba, a potem śmierć Tomka mamy, i rzeczywiście to lato spędziliśmy osobno. Wokół tego powstało oczywiście sto sześćdziesiąt osiem tysięcy teorii spiskowych”, potwierdziła prezenterka.
Zastrzegła jednak, że jej małżeństwo z Tomaszem Lisem opiera się na partnerstwie i wzajemnym wsparciu.
„Od lat funkcjonuję w stałym związku”, zwierzyła się.
Hanna Lis o małżeństwie z Tomaszem Lisem
Falę spekulacji na temat kryzysu w ich małżeństwie wywołał również fragment wywiadu Hanny Lis dla VIVY! z sierpnia 2016 r. Dziennikarka, zapytana przez Krystynę Pytlakowską o to, czy musiała przed wyjazdem do Azji pytać o zgodę najbliższych... ani słowem nie wspomniała o Tomaszu Lisie!
– Bez ich zgody i wsparcia nigdzie bym nie pojechała. Dziewczyny zareagowały entuzjastycznie, wszelkie moje obawy zbywając okrzykiem: „Mama to będzie przygoda twojego życia!”. Bałam się rozmowy z moją mamą, byłam przekonana, że będzie mnie od tego pomysłu odwodzić. Zawsze była bardzo nadopiekuńcza, zawsze o mnie drżała. A tu, ku mojemu zaskoczeniu, od razu powiedziała: „Jedź, damy sobie radę”. I zaczęła wspominać własną podróż po Indochinach, gdy jako 28-letnia dziewczyna w latach 70. wraz z ojcem była korespondentką wojenną PAP. Wróciła wielokrotnie wcześniej snuta opowieść o tamtym świecie i tamtych czasach, o dramacie wojny, ale przede wszystkim o ludziach, których tam spotkała. Szczodrych, otwartych, chętnych do pomocy. Powiedziała: „Myśmy z ojcem mieszkali w lepiankach, bomby nad nami świstały, to jak ty masz nie dać rady?”. I dopiero gdy trafiłam na miejsce, zrozumiałam, o czym mówiła. Ludzie, którzy sami nie mają prawie niczego, oddawali nam miejsce do spania, dzielili się z nami posiłkami. Mogliśmy równie dobrze lądować w rowach melioracyjnych, a jednak zawsze znalazł się dla nas kąt i miska ryżu.
Przyznała także, że po powrocie to właśnie obecnością córek nie mogła się nacieszyć.
– Znacznie trudniej było nauczyć się okiełznać dziką tęsknotę za dziećmi. Pakowałam się przecież, nie wiedząc nawet, na jak długo wyjeżdżam – na kilka dni czy na miesiąc. Nigdy dotąd nie rozstawałam się z Julką i Anką na dłużej niż dwa tygodnie. Pierwszy raz w życiu spędziłam urodziny bez nich, bo 13 maja zastał mnie w samolocie nad Wietnamem. Poza tym mój telefon nie miał zasięgu, a ja zwykle dzwonię do dzieci pięć razy dziennie, sprawdzam, co się z nimi dzieje, czy są bezpieczne, czy najedzone. Pękłam już na lotnisku w Paryżu, poryczałam się. (…) Przez pierwsze dni po powrocie nie mogłam się odkleić od Julki i Anki (śmiech).(…) Za wygodami, jak się okazało, nieszczególnie tęskniłam. Normalnie nie śpię dłużej niż pięć godzin na dobę, skrócenie więc snu do czterech nie stanowiło w Azji żadnego problemu. W Wietnamie przez pierwszych kilka dni miałam kłopot ze snem z powodu towarzystwa karaluchów wielkości słoni, ale i do nich szybko przywykłam. Po prostu spokojnie je z siebie strzepywałam.
Polecamy też: Hanna Lis: „Kiedy ktoś pisze mi „Ty szmato”, to mnie to nie dotyka”. A jak reaguje, gdy hejt spotyka jej rodzinę?