Bracia Sekielscy szczerze o swoich uzależnieniach. „Wtedy pierwszy raz pojawiła się myśl, że to jednak za daleko zaszło”
„To był powolny proces. Pewnego dnia nie napiłem się alkoholu i nazajutrz poczułem się wyspany, rześki, pełen energii”
- Beata Nowicka
Jeden z nich zmagał się z alkoholizmem. Drugi z otyłością. W pewnym momencie oboje postanowili zawalczyć o siebie, podjąć walkę z nałogami i odzyskać dawne życie. Bracia Tomasz i Marek Sekielscy o swoich uzależnieniach opowiedzieli Beacie Nowickiej.
W książce pisze Pan, że aby zrozumieć siebie, trzeba cofnąć się do dzieciństwa, tam jesteśmy „programowani”.
Marek: Ale to nie jest zarzut pod adresem rodziców. Nasi rodzice byli pokoleniem wczesnopowojennym, dziadkowie przeszli przez największą traumę współczesnej Europy – drugą wojnę światową. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jaki oni mieli bagaż przeżyć. Natomiast na pewno takie kalectwo emocjonalne się przenosi. Głęboki PRL był bardzo nieprzyjaznym miejscem, psychologia dopiero raczkowała, nie było podręczników na temat wychowania dzieci, całe to pokolenie improwizowało. Kilka schematów zachowań: nie pierze się brudów na zewnątrz, problemy zamiata się pod dywan, a emocje się chowa – stało się kwintesencją PRL-u. I wszechobecna wódka, która była ucieczką od tej szarości.
Alkohol był częścią naszej tożsamości, tak Polacy byli wtedy postrzegani. Pamięta Pan ten pierwszy moment, kiedy poczuł, że picie wymyka się Panu spod kontroli?
Marek: To był powolny proces. Pewnego dnia nie napiłem się alkoholu i nazajutrz poczułem się wyspany, rześki, pełen energii. Wtedy zacząłem dostrzegać różnicę, wystarczy jeden dzień nie przyjąć substancji i od razu jest inaczej. Lepiej. Ale kiedy świadomie próbowałem robić przerwy, słabo mi szło. Miałem kumpla, z którym dużo piłem. Pracowaliśmy razem i razem zaczęliśmy robić „chwile” przerwy, dzieliliśmy się swoim doświadczeniem i wychodziło nam, że jesteśmy w tym kiepscy. Podśmiewaliśmy się z siebie, że jesteśmy alkoholikami, i wtedy pierwszy raz pojawiła się myśl, że to jednak za daleko zaszło.
Mówił Pan o tym bratu?
Marek: Nie, nigdy.
Tomasz: Marek był wysoko funkcjonującym alkoholikiem, który rano wstawał, brał kąpiel, szedł do pracy, nie zawalał roboty i trzymał fason. A pił po pracy. Trudno mi było dostrzec pewne sygnały, ponieważ sam nigdy nie byłem abstynentem, lubiłem biesiadować w miłym towarzystwie. Gdyby Marek łapał ciągi alkoholowe i przez ileś dni nie przychodził do pracy, zorientowałbym się. Alkoholik kojarzy się z menelem, który zawala wszystko, jest zarzygany i zaszczany. Często trudno odróżnić osobę, która lubi poimprezować nawet na ostro, od kogoś, kto ma realny problem z piciem. A ponieważ żaden z nas nie siedział drugiemu na głowie, bo pracowaliśmy non stop, niczego nie zauważyłem. Nigdy nie pomyślałem, żeby Markowi powiedzieć: „Idź się leczyć”.
Czytaj też: Marek Sekielski szczerze o swoich nałogach. Poruszająca spowiedź dziennikarza
Tomasz i Marek Sekielscy w sesji dla magazynu VIVA!, 2021 rok
Od kiedy jest Pan trzeźwy?
Marek: Od pięciu lat.
Kawał czasu. Jest Pan z siebie dumny?
Marek: Nie patrzę na to w takich kategoriach. Dobrze się z tym czuję, to jest dla mnie stan normalny, w pełni zaakceptowany i przemyślany. Pewne rzeczy są jeszcze do przerobienia, natomiast mam już za sobą kwestię żalu za stracone lata.
„Pijane życie nie miało żadnej wartości” – to Pana słowa.
Marek: Nie miało, ale jestem z tym pogodzony. Nadal są momenty trudne, mam kłopoty ze snem, stany depresyjne, ale jakoś sobie radzę.
Znamienne, że w tym samym czasie Pana brat borykał się ze swoimi problemami. Czy on zwierzał się Panu?
Marek: Nie rozmawialiśmy o problemach. Widziałem, jak Tomasz wygląda, bałem się o niego, szczególnie w tym przedłużającym się apogeum jego otyłości, kiedy robiliśmy reportaże za granicą, półtora–dwa tysiące kilometrów od domu. To był totalny zapierdziel w trudnych warunkach, problemy, nerwy, stres i w tym wszystkim Tomek ze swoją nadwagą… Niektóre obrazki naprawdę chwytały za serce. Czasem bałem się, że dostanie zawału…
Co tak naprawdę pomogło Panu wziąć się w garść? Schudł Pan 90 kilogramów, to spektakularna różnica.
Tomasz: Osiągnąłem swoje dno. To spowodowało, że postanowiłem poddać się zabiegowi chirurgicznemu i wreszcie zmieniłem czy raczej odzyskałem swoje życie. Dla mnie jedzenie było tym, czym dla Marka alkohol. Pozwalało odreagować stres. Szybko wpada się w błędne koło. Człowiek zaczyna tyć, a jak zaczyna tyć, to mówi: „Kolejna drożdżówka, kolejny kebab – a tam, pal licho. Co to zmieni?”. Ludziom może się wydawać, że stoczenie się na dno w chorobie alkoholowej jest bardziej spektakularne, ale moja otyłość sprawiła, że odseparowałem się od świata. Wychodziłem tylko do pracy. Zamknąłem się w domu, wyalienowałem z życia towarzyskiego, bo ze względu na moje gabaryty tego życia nie miałem. Paradoksalnie regularnie się badałem. Mój kardiolog mówił, że gdyby pokazał wyniki moich badań, a później pokazał mnie, to żaden z lekarzy nie uwierzyłby, że to są wyniki badań tego hipopotama. Szczęście w nieszczęściu, które dawało mi alibi, żeby nic nie robić. Musiało minąć sporo czasu, żebym poukładał w głowie pewne rzeczy i spotkał ludzi, którzy pomogli mi podjąć radykalne działania. To była suma zdarzeń.
Zobacz także: Rok temu odmienił swoje życie. Tomasz Sekielski przeszedł nieprawdopodobną metamorfozę!
Więcej w nowym numerze magazynu VIVA!, dostępnym od czwartku w punktach sprzedaży.
Tomasz i Marek Sekielscy w sesji dla magazynu VIVA!, 2021 rok