Reklama

Do niedawna mało kto wiedział o istnieniu bliźniaczek Woźnickich. Pamięć o nich została wymazana z podświadomości Polek i Polaków. Sylwetkę tych postaci przybliżył nam dopiero Mariusz Szczygieł, w książce pod tytułem ,,Nie ma”. W 2018 roku popularny publicysta opisał ich historię. Obie były bardzo cenionymi literatkami. Co ciekawe, jedna z nich trzymała Lecha Kaczyńskiego do chrztu, a drugą zachwycała się nawet Wisława Szymborska. Niestety Zofia i Ludwika zginęły w tragicznych okolicznościach. Kim były zapomniane ciotki braci Kaczyńskich i jakie tajemnice skrywały?

Reklama

Czy siostry Woźnickie żyły naprawdę?

O tych dwóch postaciach mało kto wiedział. Co prawda, od czasu do czasu pojawiały się wzmianki na ich temat, jednak nigdy nie mówiono o Woźnickich na szeroką skalę. Przypomnijmy, że „Fakt” w 2011 roku napisał o „Tajemnicy braci Kaczyńskich”, jednak dalej całe społeczeństwo milczało i nie komentowało tej sprawy. Zaskakujące jest również to, że w sieci nie ma zbyt wielu zdjęć Ludwiki i Zofii. Dopiero Mariusz Szczygieł odkrył karty i opublikował fotografie tajemniczych sióstr. W listopadzie 2018 roku na swoim Facebooku i Instagramie napisał: „Siostry Woźnickie. Na pewno jeszcze nie wiedzą, jak umrą... Po lekturze rozdziału „Nieznajomy wróg jakiś” w „Nie ma”, wiele osób pyta, czy mam jakieś zdjęcia ciotek Jarosława i Lecha Kaczyńskich - bliźniaczek Woźnickich. W Googlach, niestety, nic nie można znaleźć. To wręcz wcielenie „nie ma”! No nie ma! Jedyne zdjęcia, jakie znalazłem, są w kilku wycinkach prasowych i w jednych aktach.

To, które widzicie jako pierwsze, wygląda na „kobietę z lustrem”. Która to Zofia, a która Ludwika - trudno powiedzieć. Na dwóch dalszych zdjęciach - Ludwika, czyli siostra bardziej utalentowana i bardziej znana, ale cicha. To ona w tym związku - jak wywnioskowałem - była córką. Jak mówi w mojej książce Hanna Kirchner: „Ludka była łagodna, powolna w reakcjach. Zosia była sarkastyczna, ostra, oceniająca. Niewysokie kobiety, czarnowłose, pociągłe twarze”.

Naprawdę przykre, że ich wizerunki nie istnieją w sieci. Najpiękniejsze w mojej pracy reportera jest to, że można choć na chwilę ocalić pamięć o kimś. Ludzie, którzy opowiadali mi o siostrach Woźnickich mają między 70 a 90 lat, więc to był ostatni moment”, czytaliśmy wówczas.

Pod tym opisem znalazło się kilka fotografii, które przedstawiały ciotki braci Kaczyńskich. Popularny publicysta wprost mówi, że większość informacji, które zostały poruszone w książce pochodzą z ich listów. Była to korespondencja między Zofią, a jej przyjaciółką Hanną. „Znalazłem karteczkę sprzed 8 lat, podpisaną przez asystentkę mojego działu reportażu. Ta karteczka gdzieś mi się zawieruszyła, nie miałem świadomości jej istnienia. Było na niej napisane: "pani Hanna Jarnowska ma 86 lat i bardzo dużo listów od sióstr Woźnickich. Spiesz się." Pomyślałem sobie, że ta pani miała wtedy 86 lat, minęło 8, teraz już powinna mieć 94. Ciekawe czy jeszcze żyje. Zadzwoniłem, a ta pani ożywionym głosem powiedziała: "Po 8 latach pan dzwoni? Listy są i czekają". Spotkaliśmy się”, wspominał autor książki „Nie ma” w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Barbara Torzewska o chorobie męża: „Byłam na wykończeniu, szczególnie że Marek nie chciał pomocy”

Kim były bliźniaczki Woźnickie? Musiały wyprzeć się swojej tożsamości

Zofia i Ludwika Wicher urodziły się 23 listopada 1924 roku w Warszawie. Nazwisko panieńskie matki brzmiało Feilchenfeld. Redaktor Polskiego Radia – Tadeusz Lipszyc w rozmowie z Mariuszem Szczygłem wyznał, że: „To była rodzina żydowska, zamożna, ale zdecydowanie spolonizowana. U nich w domu nie uskuteczniano żadnych judaistycznych praktyk religijnych”. Kiedy wybuchła wojna, trafiły do getta. Później jako 16-latki zamieszkały u dr Felicji Felhorskiej. To właśnie tam musiały ukrywać się przez następne dwa czy trzy lata. Siostry nie miały już chęci życia, a to wszystko przez wieczną niepewność i świadomość wojny. One jednak się nie poddawały. Przefarbowały włosy na blond, a następnie wyjechały do pracy do Niemiec. „Dla dziewcząt tego pochodzenia okupacja to nie było jedynie zagrożenie ze strony Niemców. Bo nie wiem, czy pan wie, że podczas okupacji jednym ze sportów polskich mężczyzn było gwałcenie młodych Żydówek”, dodawał Lipszyc.

A kiedy wróciły do Polski? Otóż w lipcu 1946 roku. Bliźniaczy zdążyły w tym czasie zmienić nazwisko, a następnie udawały, że nie są Żydówkami. „Zaprzeczyły swojej przeszłości”, wyznał Mariusz Szczygieł w rozmowie dla „Gazety Wyborczej”. „Ludka była łagodna, powolna w reakcjach. Zosia była sarkastyczna, ostra, oceniająca. Niewysokie kobiety, czarnowłose, pociągłe twarze”, wspominała Hanna Kirchner.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Ilona Kuśmierska sławę zdobyła jako Jadźka z filmu „Sami swoi”. Tragiczny wypadek na zawsze zmienił jej życie

Jak potoczyły się losy tajemniczych sióstr?

Już w 1952 roku obie skończyły polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Niedługo potem, bo w 1961 roku Ludwika postanowiła napisać scenariusz do filmu „Ludzie z pociągu” Kazimierza Kutza. Później ukazała się „Czarka”, czyli bardzo popularna seria dla dzieci. Młodą artystkę chwalili wówczas Wisława Szymborska, Maria Dąbrowska czy Jarosław Iwaszkiewicz. A co z drugą siostrą? Ona nie odnosiła już takich sukcesów. W książce „Nie ma” możemy przeczytać, że w pewnym momencie była zazdrosna o talent i osiągnięcia swojej siostry. Twierdziła, że „nie może być gorsza". Z tego powodu zaczęła na poważnie zajmować się literaturą. Z czasem stworzyła powieści, zajmowała się tłumaczeniami, krytyką oraz była członkiem Związku Literatów Polskich.

Kiedy obie studiowały, zaprzyjaźniły się Jadwigą Jasiewicz. To właśnie ona poślubiła Rajmunda Kaczyńskiego. A jaki one miały związek z bliźniakami Kaczyńskimi? Trzy lata po ceremonii, Zofia została matką chrzestną Lecha - przyszłego prezydenta Polski. „Gdzieś czytałam, że Ludka była matką chrzestną Jarosława, ale to nieprawda. Chrzestną Jarosława Kaczyńskiego była siostra Jadwigi, Irena”, mówił Lipszyc. Jednak z listów Zofii możemy dowiedzieć się bardzo ciekawych informacji na temat dzieciństwa popularnych polityków. „Jarek i Leszek rozwijają się świetnie, są bardzo roztropni, rozmowni i ładni. Jedynie po ulicy chodzić z nimi obie nie możemy. Bo kiedy prowadzimy ich dwóch identycznych za ręce, ja i Ludka, też identyczne, to ludzie robią szpaler i gapią się nieprzytomnie”, czytaliśmy. „Jadwiga płacze, że jej się chłopcy rozpuścili. Ale mnie się nie zdaje, żeby Leszek z Jarkiem byli bardziej rozpuszczeni niż zwykle, gdyż w ogóle byli już tak rozpuszczeni, że niewiele tu było do zrobienia”, dodawała w kolejnym liście. „Pojutrze Leszek jedzie do Gdańska na asystenta przy uniwersytecie – pierwsza jego praca! A Jarek zostaje w Warszawie przy jakimś instytucie naukowym, zdaje się, szkolenia kadr szkolnictwa wyższego, z której to dziedziny pisał pracę. Dziś byli się pożegnać. Strach, jacy mądrzy. Jadwiga płakała z radości”, pisała.

Z kolejnych rozmów dowiadujemy się, że Marta Kaczyńska, czyli córka Marii i Lecha Kaczyńskich była “dzieckiem najcięższego kalibru”. Co ciekawe, ważyła 4 kg i pierwotnie miała mieć na imię Kasia.

SPRAWDŹ TEŻ: Jak poznali się Magda Steczkowska i Piotr Królik?

Danuta B. Łomaczewska/East News

Tragiczne losy sióstr Woźnickich

W wiadomościach do Hanny Zofia informowała ją o złym stanie zdrowia swojej ukochanej siostry. Ludwika miała z dnia na dzień słabnąć i gasnąć w oczach. Niestety 6 maja 1983 roku Zofia nie zamknęła drzwi na klucz. To właśnie w tamtym czasie Ludwika wyszła na róg Marszałkowskiej i Koszykowej. Poszła do pierwszego budynku oraz zapukała do drzwi na trzecim piętrze. Obca kobieta otworzyła, a 58-letnia wówczas Woźnicka wbiegła do środka i rzuciła się z okna.

Po śmierci siostry Zofia postanowiła przeprowadzić się do Londynu. Tam mieszkała z przyjaciółką i jej mężem. Ten wyjazd zmotywował ja do nauki angielskiego. „Mieszkam u Boba i Joli naprzeciwko parku i budzą mnie słowiki, i co rano cieszę się śpiewem ptasim. I chciałabym, jak przez całe życie, w takiej chwili zapytać: "Luciu, czy ty śpisz?". Ale ona nie śpi”, czytaliśmy. Młoda Woźnicka nie mogła żyć długo bez swojej siostry. Ponad dwa lata od tragicznej śmierci Zofia powtórzyła jej los. 29 listopada 1985 roku pojechała do swojej dobrej koleżanki ze szkoły językowej. Tam wyskoczyła z balkonu, a jej ciało wbiło się w wystające pręty ogrodzenia. Jakiś czas potem znaleziono w jej kieszeni list. Pisała tam, że wybrała to mieszkanie, ponieważ było wysoko, a ona mieszkała wówczas na parterze.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dlaczego Andrea Bocelli stracił wzrok? Smutna historia sławnego tenora

Problemy psychiczne bliźniaczek Woźnickich

Mariusz Szczygieł mówił, że „W pewnym momencie weszły inny wymiar”. Wiele osób mówiło, że widziały po nich pewne objawy choroby, jednak dopiero później ten problem zaczął rosnąć w siłę. „Znaliśmy pewną psycholog. Ona uważała, że w ten obłęd Zosia Ludkę wpędzała. Nieświadomie, bo nie posądzam Zosi o złe intencje. A dlaczego? Z zazdrości o talent i karierę”, wyznał Tadeusz Lipszyc. „Dostałam od nich obu prezent na imieniny. Zapakowany pięknie. Otworzyłam, a tam były rajstopy, brudne i podziurawione. Poczułam się dotknięta, to było wręcz obelżywe. Wobec tego odesłałam z liścikiem, że chyba się pomyliły i wysłały przez pomyłkę. Obraziły się na dłuższy czas”, mówiła Kirschner.

Objawy zaczęły coraz bardziej się uaktywniać. Siostry w pewnym momencie twierdziły, że sąsiedzi chcą je wykończyć hałasem. Z tego powodu nagrywały te dźwięki, a później puszczały swoim znajomym. Wszyscy jednogłośnie twierdzili, że nic na nich nie było słychać. Na tym jednak nie koniec. Obie mówiły, że są podsłuchiwane, a rząd chce je zniszczyć. Przy sobie często miały “urządzenie”, które miało podsłuchiwać ekipę Gomułki.

Mariusz Szczygieł postanowił przytoczyć opinię psychiatry, który sugerował, że kobiety mogły cierpieć na tak zwany obłęd udzielony. Choroba ta polega na tym, że objawy przechodzą na drugą osobę. „U Zosi i Ludki wyglądało, że wszystko jest w porządku, to były zawsze panienki pogodnego usposobienia. Proszę jednak pamiętać: śmierć jednego z bliźniaków nie jest śmiercią tylko jego. Jest też śmiercią tego, który zostaje. On żyje, ale jak cień”, wyznał Lipszyc.

CZYTAJ TEŻ: Szymon Bieniuk ma już 16 lat! Jest podobny do Anny Przybylskiej?

„To jest opowieść podwójna – i o tej parze, i o tej parze. „Nie ma", o którym ja piszę, zyskuje na znaczeniu. Może nawet będziemy w stanie lepiej zrozumieć Jarosława Kaczyńskiego. Jestem przekonany, że jeśli to przeczyta, po prostu się rozrzewni i będzie tylko wzruszony. Nie liczę na żadną inną reakcję”, opowiadał popularny publicysta. „Chciałem, żeby opowiedział mi o swoich ciotkach, ale niestety, nie zgodził się. Szkoda, bo reporterska zasada mówi, że jeśli ktoś coś wie na temat bohaterek, to warto do niego dotrzeć. Ale nie było szans”, dodawał w rozmowie z „WP".

Reklama

Źródło: “Nie ma” - Mariusz Szczygieł, Wyborcza.pl, ksiazki.wp.pl.

Reklama
Reklama
Reklama