Audrey Hepburn i Robert Wolders: był jej ostatnią miłością. Nigdy nie wzięli ślubu
Spędzili ze sobą 13 lat, aż do śmierci aktorki
Na ślubnym kobiercu stawała dwa razy, do trzeciego nigdy nie doszło, ale swojego ostatniego partnera nazywała mężem. Audrey Hepburn mimo wielu bolesnych przeżyć do końca wierzyła w miłość. Nigdy nie wątpiła, że to uczucie "leczy, naprawia, przywraca do równowagi i sprawia, że wszystko jest, jak być powinno...". Ostatnie 13 lat życia aktorka spędziła u boku holenderskiego aktora i biznesmena, Roberta Woldersa, którego czule przedstawiała jako męża, chociaż do ślubu nigdy nie doszło. Jak potoczyła się ich relacja?
Audrey Hepburn i Robert Wolders: historia miłości
Miała 49 lat, a za sobą dwa trudne rozwody. Jej małżeństwa, z aktorem Melem Ferrerem, a później z psychiatrą Andreą Dotti, nie ułożyły się po jej myśli, chociaż każde z nich na pewnym etapie dało jej to, o czym marzyła od zawsze — potomstwo.
Kiedy rozstała się z ojcem swojego drugiego syna, w życiu Audrey Hepburn pojawił się pochodzący z Holandii biznesmen Robert Wolders. Rozumiał świat, z którego pochodziła, ponieważ sam próbował swoich sił w aktorstwie. Studiował ten kierunek na American Academy of Dramatic Arts w Nowym Jorku. Przystojny, o egzotycznej urodzie Holender, pojawił się w takich produkcjach, jak: Loredo, Ożeniłem się z czarownicą, Tobruk i Kemek.
W 1973 roku na planie filmu "Interval" poznał starszą od siebie o 25 lat i zamężną Merle Oberon. Para zakochała się w sobie i wkrótce po rozwodzie aktorki, pobrali się. Ich szczęście nie trwało długo. W 1979 roku Robert Wolders został wdowcem, jego ukochana odeszła z powodu udaru mózgu.
W 1980 roku w jego życiu pojawiła się Audrey Hepburn. Druga kobieta jego życia, której towarzyszył do ostatnich jej dni. „Byliśmy na siebie gotowi”, mówił Wolders dla magazynu "People" o niemal natychmiastowej chemii, która pojawiła się między nimi. „W tamtym okresie naszego życia, kiedy się poznaliśmy, oboje popełniliśmy swoje błędy. Gdyby przypadek sprawił, że spotkalibyśmy się na wcześniejszym etapie, moglibyśmy nie mieć tych samych odkryć i nie odnaleźć rzeczy, które stały się dla nas cenne, kiedy oboje byliśmy bardziej dojrzali”.
Poznali się w gronie wspólnych znajomych. Jeden z nich, po tym, jak Audrey i Robert zostali sobie przedstawieni, namówił Woldersa, aby zaprosił aktorkę na kolację. Kiedy mężczyzna zdobył się na ten krok, ku swojemu rozczarowaniu, usłyszał odmowę. Audrey miała wtedy nocną sesję zdjęciową, ale on pomyślał, że po prostu nie jest nim zainteresowana i w delikatny sposób mu to zasugerowała. Jednak następnego dnia aktorka zaprosiła nowego znajomego do hotelu Pierre na drinka, który przedłużył się w trzygodzinną rozmowę. W pewnym momencie usłyszał z jej ust: "Czy nie masz nic przeciwko, jeśli zamówię trochę makaronu?".
"Po wielu długich rozmowach telefonicznych zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy sobie przeznaczeni", opowiadał po latach Robert Wolders.
Czytaj też: Walczyła z anemią, miała ojca nazistę i wojenną traumę. Syn Audrey Hepburn szczerze o sławnej matce
Audrey Hepburn i Robert Wolders: nigdy nie wzięli ślubu
Kiedy uświadomili sobie, że chcą iść przez kolejne dni życia u swojego boku, zapytała go, czy mógłby jej dać trochę czasu na przygotowanie na te wieści jej dzieci, a także wkrótce byłego męża. Kiedy spotkała się ze swoim synem Andreą, ten podszedł do niej i powiedział: „Wyglądasz bardzo pięknie, musisz być zakochana”, a ona odpowiedziała mu krótko: „Jestem”.
Robert Wolders i Audrey Hepburn spędzili ze sobą trzynaście szczęśliwych lat, byli razem od 1980 roku aż do jej śmierci w 1993 roku. Pytany, dlaczego nigdy się nie oświadczył, Wolders odpowiadał, że ani on, ani Audrey nigdy nie czuli takiej potrzeby.
„Wiedziałem, że miała za sobą dwa nieszczęśliwe małżeństwa, a nam było wspaniale tak, jak było”, mówił. Kiedy pytano o to samo Audrey, odpowiadała podobnie: „Po co zmieniać coś, co już jest dobre?". Aktorka dodawała nawet, że tak jest bardziej romantycznie, bo to, co łączy ją z Robertem, nie jest kolejną kartką papieru, a lojalnością wobec siebie. "Gdybyśmy byli młodsi i chcieli mieć dzieci, mogłoby być inaczej, ale teraz w ogóle nie o to chodzi”, podkreślała aktorka.
Ich związek nigdy nie został sformalizowany, bo rzeczywiście, nie o to im od początku chodziło. Audrey mimo braku "papierka", nazywała swojego ukochanego "mężem". „Postrzegała nas jako małżeństwo. Czasami, aby uniknąć nieporozumień, przedstawiała mnie jako „mój mąż, Rob”, ale nigdy jako „mój partner” albo „mój partner życiowy”. To, co zawsze sprawiało mi przyjemność lub zawsze brzmiało bardzo miło, brzmiało: „Czy poznałeś mojego Roba?” lub „To jest mój Rob”, wspominał Wolders.
Audrey Hepburn zmarła 20 stycznia 1993 r. w wieku 64 lat. "Podobno z czasem ból słabnie", powiedział jej ostatni ukochany magazynowi "People" rok po jej śmierci. "To bzdura" — dodał wówczas ze smutkiem. Z czasem jednak ukochany aktorki ułożył sobie życie na nowo
Zobacz również: „Diabeł stanął między nami”, powiedziała Małgorzata Braunek o swoim związku z Andrzejem Żuławskim
Źródła: kultura.onet.pl, people.com