TYLKO U NAS! Anna Kalita w wywiadzie po śmierci męża: Nie chcę być do końca życia nieszczęśliwa
- Krystyna Pytlakowska
1 z 3
16 stycznia 2017 r. po wyczerpującej walce z chorobą zmarł Tomasz Kalita, polityk i były rzecznik SLD. Pożegnała go rodzina, przyjaciele oraz osobistości ze świata polityki, w tym prezydent Andrzej Duda. W wywiadzie z Krystyną Pytlakowską, ponad pół roku po śmierci męża, Anna Kalita zwierzyła się, jak poradzić sobie z taką stratą, czy lekarstwem na smutek jest walka o wspólne ideały i jak wyobraża sobie życie bez ukochanego.
Wywiad z Anną Kalitą po śmierci męża Tomasza Kality
Krystyna Pytlakowska: Wierzysz w nieśmiertelność?
Anna Kalita: Nie, zresztą to bardzo trudny temat, bo mimo że jestem niewierząca, to kiedy umiera tak bliski człowiek jak Tomek, zaczynam myśleć nieracjonalnie. Przed śmiercią bardzo go prosiłam, żeby do mnie przyszedł i powiedział, że jest w bezpiecznym miejscu. Obiecał, że to zrobi, a potem miałam metafizyczny sen, że byłam w niebie i zadawałam pytanie, czy tu jest Tomek Kalita, a spotkane tam postacie pytały mnie, czy on może mieć ranę na głowie. Tak, może, bo miał raka mózgu. Wtedy nocowała u mnie ciocia i mówiła, że bardzo płakałam przez sen. Jednak nie mam poczucia jakiejś mistycznej obecności Tomka. Błagałam go, żeby przyszedł po mnie, jak ja będę umierała, ale nie czuję, żeby coś takiego miało się zdarzyć.
- Masz jeszcze dużo czasu i coś tutaj do zrobienia. Poczekaj z tym umieraniem.
Ksiądz Kaczkowski twierdził, że w jego hospicjum gdy ktoś umierał, to przedtem zaczynał rozmawiać ze zmarłymi. Tak jakby tamci do niego przychodzili.
- Bo nieżyjący przychodzą do nas wtedy, kiedy ich potrzebujemy, w sytuacjach krytycznych a ty masz pracę, masz Igę, masz przyjaciół. Nie jesteś sama.
Ale czuję się totalnie sama. Wiem, że ludzie mają wielką potrzebę i ja też taką mam, żeby ci, których stracili, pojawiali się w ich snach. Na początku jak na zbawienie czekałam, żeby mi się przyśnił Tomek: zdrowy , wyglądający na szczęśliwego, ale ten sen nie nadszedł. Potem czytałam różne relacje osób, które też przeżyły żałobę, opuszczenie. Wszyscy mówili, ze właśnie tak czekają i że podobno ten sen z czasem przychodzi, najczęściej wtedy, kiedy już przestajemy go tak bardzo pragnąć. I jest dla nich oczyszczeniem, odcięciem pewnego etapu ich życia.
- No właśnie, przyśni ci się w odpowiednim momencie. A ja chciałam z tobą porozmawiać o tym, co Tomek zrobił dla ludzi, a ty to kontynuujesz. Na tym polega nieśmiertelność.
Tomek był zupełnie wyjątkowy jako człowiek i jako polityk. Zawsze mnie irytowało, kiedy ludzie krytykowali polityków, że to debile, złodzieje, miernoty. Ja miałam szczęście przeżyć z Tomkiem siedem lat i wiem, jak bardzo był ideowy i jakie miał dobre serce. Jeżeli ktoś potrzebował pomocy, to on jej udzielał. Był taki okres, kiedy mnóstwo osób straciło pracę, zastanawiał się więc jak im pomóc, co podpowiedzieć, z kim ich poznać. Przeżywał za wszystkich swoich kolegów ich problemy osobiste. A do polityki podchodził nie jak karierowicz tylko jak ideowiec. Gdy okazało się, że jest chory, stoczył najważniejsza batalię w swoim politycznym życiu, która dawała mu siłę przez ostatnich kilka miesięcy.
- Cierpiał?
Nie, bo glejak nie boli. Miał tylko po operacji niedowład lewej części ciała, nie mógł sam się poruszać, sam się ubrać i umyć. Ale boleć go zaczęło dopiero po świętach Bożego Narodzenia, jak już pojawiły się przerzuty w całej głowie i był bardzo wtedy słaby. Przeszedł sześć cykli chemioterapii w szpitalu, a potem co miesiąc w domu.
- Marihuana mu pomagała zwalczyć ból?
Nie brał marihuany, powtarzał, że nie po to działał w polityce kilkanaście lat, żeby robić z siebie przestępcę.
Dlaczego Tomasz Kalita tak mocno walczył o legalizację medycznej marihuany? Dalsza część wywiadu na kolejnych stronach.
Polecamy też: Cel Tomasz Kalita. Dlaczego internetowi hejterzy atakują chorego na raka polityka?
2 z 3
- Czemu więc tak o nią walczył?
Bo kiedy zachorował, dostaliśmy kilkaset maili od ludzi z Facebooka, że marihuana byłaby dobrym lekarstwem i dla niego, i dla dzieci z padaczką. Mnie bardziej na sercu leżeli chorzy onkologicznie, ponieważ doświadczyłam tego naocznie, a po śmierci Tomka nadal pisze do mnie mnóstwo ludzi, którzy kupują marihuanę nielegalnie i nie wiedzą, czy ten oklej jest dobry czy ma właściwe THC. Ci, którzy ją biorą twierdzą, że działanie marihuany jest niesamowite, od poprawienia apetytu do poprawy nastroju. Chociaż trudno powiedzieć, że ktoś żyje z rakiem dłużej dlatego, że marihuana mu w tym pomogła. Są jednak hipotezy, że olej z marihuany zabija komórki nowotworowe. Potwierdzają to też badania na zwierzętach. Gdyby więc u mnie zdiagnozowano nowotwór, to na pewno pójdę do onkologa i poproszę o receptę. Za trzy miesiące zacznie już obowiązywać ustawa, a więc szansa dla wielu chorych. Oczywiście jestem ciekawa, jak to będzie w praktyce wyglądało, bo wielu onkologów jest septycznych. Czy będą chcieli wypisywać takie recepty? Minister zdrowia wielokrotnie się wypowiadał, że to narkotyk, który uzależnia, a nie ma żadnego potwierdzenia, że ma dobroczynne działanie. I że ci którzy walczą o legalizację marihuany medycznej tak naprawdę walczą o zalegalizowanie w ogóle narkotyków miękkich.
- Gdzie kupie się taki olej.? Podobno w Amsterdamie.
Nie wiem, pewnie przez dilerów. Ja rozumiem tych chorych, bo dla nich i dla ich bliskich jest bardzo ważne, żeby mieli pewność, że wykorzystali wszystkie szanse. Być może to jest efekt placebo, komuś się poprawia stan zdrowia, chociaż bierze tylko witaminę c, ale nie wie o tym. Bo tak naprawdę pomaga wiara w wyzdrowienie. A jeżeli jest zakaz kupowania lekarstwa – to straszne uczucie. Tomek jest dla mnie największym bohaterem, jakiego znam. Wyrok przyjął z wielką pokorą. Kiedy mu powiedziałam, że są przerzuty, zaczął mnie głaskać po ręce, to ja płakałam, a on mnie pocieszał. Poprosił o chusteczkę, ale nie dla siebie, tylko po to, żeby wycierać moje oczy.
- Napisałaś do mnie na Facebooku, że myślał o tym, jak ty sobie poradzisz ze sobą, gdy on odejdzie.
To było bardzo poruszające, bo powiedział sąsiadce, obcej kobiecie, którą spotkał w windzie, że jak zobaczy piękną dziewczynę siedząca samą na ławce i bardzo smutną, to żeby z nią porozmawiała. Moje koleżanki z pracy też prosił, żeby się mną opiekowały.
- Miał depresję?
U niego to nie była depresja, miał wielką ochotę na życie i strasznie się bał swojego odejścia. Z tego strachu wyrywał sobie brwi. Może dlatego, żeby poczuć ból, dowód na to, że jeszcze żyje. Marihuana podawana człowiekowi śmiertelnie choremu sprawi, że będzie spokojniejszy, że nie będzie się tak bardzo bał. I wtedy każdy dzień wykorzysta, bo jest on po prostu bezcenny. Dzięki marihuanie chce się chcieć: wstać z łóżka, pójść na obiad, spotkać się z przyjaciółmi. Tomkowi do pewnego momentu się chciało, ale od grudnia już nie. Już nawet jeść wolał na leżąco.
-Mówisz o tym bez histerii. Jesteś silną kobietą.
Nie wiem, czy jestem silna. Pozornie może to tak wyglądać, ponieważ publicznie nie rwę włosów z głowy i nie popełniam harakiri, a także staram się nie okazywać swojego cierpienia. W pewnym momencie wpuściliśmy z Tomkiem media do naszego życia prywatnego, bo chcieliśmy pokazać, że jest mężczyzna, że ma żonę, że się kochają i że chciałby żyć i się leczyć. Tak naprawdę stałam się osobą publiczną w imię wyższego celu, czyli walki o marihuanę medyczną. Natomiast nie byłam przyzwyczajona do tego, żeby mówić o swoich emocjach na zewnątrz. A teraz mnóstwo osób chce być moimi znajomymi na Facebooku,
a część z nich ma w rodzinie kogoś chorego, więc staram się im pomagać jak umiem. Tylko że w pewnym momencie zorientowałam się, że ci ludzie robią ze mnie świętą Annę, a ja święta nie jestem. Ale też nie chcę być zawodową wdową, a chwilami zdaje mi się, że ludzie oczekują tego ode mnie. Oczekują mojego płaczu do końca życia, wystawienia ołtarzyka z rzeczami Tomka, a nie dam się wtłoczyć w ramki i nie uważam, żeby komukolwiek był potrzebny mój publiczny płacz.
Dlaczego Anna Kalita podjęła dzieło męża w walce o legalizację medycznej marihuany? I kto wspiera ją po odejściu ukochanego?
Polecamy też: Siła miłości i nieustanna walka. Tak Anna i Tomasz Kalitowie opowiadali VIVIE! o związku i chorobie
3 z 3
- Ale podjęłaś jego walkę i ją kontynuujesz. A to ma swoje konsekwencje.
Koledzy z pracy powiedzieli, że to był mój moralny obowiązek i że byłam Tomkowi to winna. Uważam, że tak. Rzeczywiście zrobiłam kilka reportaży, udzieliłam kilku wywiadów, kiedy ważyły się losy tej ustawy. Teraz prezydent ją podpisał i wiem, że Tomek bardzo by się z tego cieszył. Tak jak cieszył się, gdy prezydent zaprosił go do siebie. Tomek zawsze chciał zmieniać język polityki, irytował się, że jest tak brutalny, pełen inwektyw. Uważał, że ludzie powinni ze sobą rozmawiać, i ci z PiS, i ci z PSL, i ci z PO. On sam nigdy nie był taki zacietrzewiony, agresywny.
-Gdy walczysz o coś, o co on walczył, jest ci lżej?
Nie, ale mam poczucie, że to ma sens. Przed śmiercią Tomka myślałam, że wszystko, że całe życie straci sens, bo ja żyłam opieką nad nim i łapaniem wspólnych chwil. Ale okazuje się, że minęło pół roku, a mnie parę razy zdarzyło się być naprawdę szczęśliwą.
- Zawodowo?
Nie, po prostu okazuje się, że życie trwa. Zmieniłam moje otoczenie, wystrój mieszkania, obicia foteli
i kanapy. Zmieniłam kolorystykę sypialni, na ścianach powiesiłam inne obrazki, wyrzuciłam mnóstwo rzeczy Tomka, ale ciągle trzymam torbę, w której nosił laptopa. Ostatnio wywaliłam laseczkę, którą się podpierał, a ja się o nią ciągle potykałam. Przestałam też ubierać się na czarno. To wszystko podziałało na mnie oczyszczająco. Nie chcę być do końca życia nieszczęśliwa. Ostatnio obejrzałam film o Jackie Kennedy, który mówi dokładnie o tym, co ja teraz przeżywam,
o kobiecie, która zostaje, gdy umiera jej mąż, jest wkurzona, wściekła, pije, krzyczy, płacze, zadaje pytania dlaczego. A ksiądz mówi jej, że nie ma odpowiedzi na to pytanie, tak się stało i koniec. No właśnie, tak się stało, a ja jak widać żyję.
- Z nieodłączną labradorką Igą, która przynosi ci teraz piłeczkę.
Iga jest moją prawdziwą przyjaciółką. Daje buzi, przytula się do mnie w łóżku. Śpimy odwrócone do siebie plecami a jak się budzę, mam na ramieniu jej głowę. Nie masz pojęcia, jak mnie to cieszy. I tak sobie żyjemy od spacerku do spacerku.
- We dwie nosicie żałobę w waszych sercach.
Iga bardzo kochała Tomka, trzy razy była u niego w centrum onkologii, a właściwie na podwórku. Kiedy jednak wiadomo było, że są przerzuty, to zabrałam go ze szpitala i ostatniej nocy jeszcze Igę przytulał. Potem odwiozłam go do innego szpitala, bo nie było możliwości, żeby został w domu. Nie miałam dla niego żadnych leków. A „Śmietankę towarzyską” obejrzałam już sama. Kiedyś nie lubiłam Woody'ego Allena, ale Tomek mi pokazał, jaki to genialny reżyser. Teraz go uwielbiam. Zmieniłam się pod wpływem Tomka a on pod moim. Właściwie rozumieliśmy się bez słów. Staliśmy się bardzo do siebie podobni.
- Na pewno bycie z nim i oswajanie jego choroby sprawiło, że stałaś się dojrzalsza. Jak go poznałaś, byłaś młodą, niedoświadczoną dziewczyną.
To Tomek ciągle był bardzo młody. Nam się wydawało, że mamy jeszcze tyle czasu. Złudne wrażenie. Oboje dorośliśmy w tej jego chorobie. Popatrz, już trzecia pora roku, odkąd nie żyje. A ja siadam przy jego grobie i śpiewam mu do snu.
- Ale już się trochę pozbierałaś, bo masz jeszcze jeden cel przed sobą. Mówię o pomniku Ignacego Daszyńskiego.
Pomnik to było marzenie Tomka. Jesienią pewnie zacznę koło tego chodzić, bo jak się nie przypomina, to pomysły odchodzą w niepamięć. Tak jak ludzie zresztą . A ja chcę, żeby o Tomku pamiętano.
Polecamy też: „Będę walczył o leczniczą marihuanę”. Dlaczego chory na nowotwór Tomasz Kalita się nie podda?