Reklama

Od dzieciństwa żyła w patchworkowej rodzinie, najpierw jedna „macoszka”, potem druga. I przybrana siostra, której Anna Dereszowska na początku nie znosiła. A jednak zostały przyjaciółkami na całe życie. Jak one to zrobiły? Przypominamy wywiad, którego aktorka udzieliła Marzenie Rogalskiej na łamach magazynu "Uroda Życia" w marcu 2015 r.

Reklama

Anna Dereszowska o śmierci mamy

Miałam dziewięć lat, kiedy zmarła moja mama. Będąc dzieckiem, o ludziach w wieku średnim myślałam jako o starych. Dziś jako dorosła kobieta myślę „Boże, jaka moja mama była strasznie młoda! Miała raptem 43 lata i całe życie przed sobą!”. Była bardzo lubiana. Na pogrzeb przyszły tłumy, kościół w Mikołowie był pełen, jak na święta. Ksiądz mówił, że takiego pogrzebu w parafii nie było.

Mój brat miał wówczas 13 lat, cztery lata więcej niż ja. Nie jestem pewna, czy oczekiwałam od niego jakiegoś wsparcia, bo mama odeszła w takim czasie, kiedy raczej toczyliśmy ze sobą boje, niż się przyjaźniliśmy. Pamiętam jednak, że miałam takie poczucie, iż Andrzej był bardziej związany z mamą niż ja. On był synkiem mamusi, ja byłam córeczką tatusia. Wydawało mi się, że on bardziej przeżył śmierć mamy. Ale prawda jest taka, że oboje przeżyliśmy jej odejście bardzo, bardzo mocno, tylko każde z nas inaczej. Ale to zrozumiałam później. A także to, jak wielki wpływ na moje życie i na to, jaka jestem, miała moja mama.

Jako dziecko w zasadzie nie pozwoliłam sobie przeżyć żałoby po niej. Wydawało mi się, że muszę być bardzo dojrzała, silna i dzielna. Tak postanowiłam i taka byłam niezwykle długo. Dopiero od niedawna – i na pewno pomogła mi w tym terapia – pozwalam sobie na to, żeby ktoś mi pomógł. Żeby nie mieć tylko tej jednej twarzy dla świata: samowystarczalnej Ani.

Czytaj także: „Nie byłem gotowy na dzieci”. Janusz Józefowicz w szczerym wyznaniu o ojcostwie

Anna Dereszowska, kwiecień 8/2022

Bartek Wieczorek/Visual Crafters

Anna Dereszowska o relacji z przyszywaną siostrą

Pomogło mi, kiedy zrozumiałam, że nie muszę taka być. Że nie ma ludzi, którzy zawsze i ze wszystkim sobie radzą sami i zawsze potrafią się obejść bez innych. Nie ma takich ludzi. To niezwykłe odkrycie. Zanim to jednak zrozumiałam, w moim życiu pojawiła się Julka. Nie jestem z nią spokrewniona – jest córką drugiej żony mojego taty – ale stała się dla mnie jak najukochańsza siostra. Dla niej przyjaciele i rodzina są niezwykle ważni, nigdy o nich nie zapomina. Mnie zdarza się zapomnieć, wciąż gdzieś gnam, brak mi czasu. Zawstydza mnie, że Julka pamięta, dzwoni, zaprasza. Ja tak nie umiem.

Moja siostra mawia, że jestem dla niej „telefonicznym wsparciem duchowym”. Ostatnie dwa lata dla Julki nie były łatwe, bo najpierw wyprowadziła się do Brazylii ze swoim brazylijskim narzeczonym i ogromnie za nami tęskniła. Boleśnie przeżywała to, że już nie wystarczą trzy godziny, aby mogła wsiąść w samochód i spotkać się z mamą albo ze mną. Często wtedy do mnie dzwoniła, szukając wsparcia i ja jej to wsparcie dawałam. Choćbym nie wiem jak była zajęta, znajdowałam czas, bo wiedziałam, że Julka mnie potrzebuje, że cierpi, nijak nie mogąc się odnaleźć w nowym kraju. W maju zeszłego roku skończyła się jej wiza, przyjechała więc do Polski, żeby ją przedłużyć, ale zamiast tego postanowiła, że do Brazylii już nie wróci.

Uświadomiła sobie, że miłość miłością, ale relacje rodzinne są dla niej równie ważne i że narzeczony nie jest w stanie ich zastąpić. Decyzja rodziła się w niej przez parę miesięcy, aż postanowiła, że jednak zostaje tutaj. Tu problem się nie kończył, bo moja siostra przed wyjazdem do Brazylii rozdała wszystkie swoje zimowe rzeczy, resztę dobytku wywiozła, a do Polski wróciła z jedną walizką letnich rzeczy. Nie miała pracy, nie wiedziała co zrobić ze swoim życiem i złapała totalnego „doła”. Wtedy rozmawiałyśmy po dwa razy dziennie, wiedziałam, że nie mogę jej zostawić z tym wszystkim, że muszę być dla niej pocieszeniem i to nie w stylu „wszystko będzie dobrze”, tylko znajdować rzeczowe argumenty, które ją zmotywują do działania. Zresztą Julka też mi nie słodzi, bo to w ogóle nie nasza bajka.

Nasze początki nie były łatwe. Miałam 13 lat, kiedy pojawiła się ona, dziewięcioletnia. Miałam wypracowaną, dobrą i niepodważalną pozycję w naszym domu. Po śmierci mamy zamieszkali z nami dziadkowie i to ja byłam najważniejszą kobietą w życiu taty. A tu nagle pojawia się nowa żona i jakaś nowa córka! W dodatku fajna i inteligentna. Julka, przyzwyczajona do tego, że jest jedynaczką, musiała mocno przeżywać to, że nagle ma dwójkę rodzeństwa, z którym musi się wszystkim dzielić. Byłam starsza, łatwo mi było jej dopiec. Mówiłam jej bardzo nieprzyjemne rzeczy, umiałam wykorzystać przewagę! Nie uderzałam w moją macoszkę Teresę, wykalkulowałam, że skuteczniej będzie w jej córkę, bo jest słabszym przeciwnikiem.

Zobacz także: Zaplanowany od pierwszego wejrzenia. Łukasz Nowicki o ukochanej mamie i relacji z ojcem

Siostry na zdjęciu z 2011 r.

archiwum prywatne

Potrafiłam być złośliwą bestią. Rodzice np. wychodzili na jakieś przyjęcie i było ustalone, że zostaję w domu, żeby Julka nie była sama. A ja w ostatniej chwili mówiłam, że nie ma mowy, że umówiłam się z przyjaciółką i też wychodzę z domu. Rodzice musieli na szybko organizować kogoś do opieki nad Julką. Później złapałyśmy lepszy kontakt i nie było już robienia sobie na złość, ale zabawne jest to, że Julka stała się o mnie zazdrosna. Wpraszała się nieustannie do mojego pokoju, kiedy odwiedzali mnie koledzy bądź koleżanki. Wyrzucałam ją, dając do zrozumienia, że to dla niej zakazane miejsce, ale wystarczyło, że wyszłam na moment do kuchni, a Julka natychmiast rozsiadała się w pokoju z moimi gośćmi.

Zdaje się, że dopiero kiedy poszła do liceum, a ja na studia, pojęłam, że nie musi być moją przeciwniczką ani konkurentką. Może nawet wcześniej to zrozumiałam. Przegadałyśmy wszystko i wyjaśniłyśmy sobie, dlaczego było, jak było… Dziś Julka jest moją ukochaną siostrą. Ale żeby było jasne: mojego brata Andrzeja też kocham! Totalnie! Jest fantastycznym człowiekiem, kochamy się, chociaż bardzo się różnimy, on i ja to dwa różne światy. Jesteśmy rodzeństwem, które musiało poczekać na dobre wzajemne relacje.

Wracając do Julki. Pamiętam, kiedy pojechałyśmy razem na wakacje do Włoch. Ona miała wtedy z 17 lat, dołączył do nas jej chłopak. We trójkę ruszyliśmy do Wenecji. Obserwowałam ją i pamiętam, że nagle uderzyło mnie, że ona jest już dorosłą kobietą. I że jest moją przyjaciółką, kimś zaufanym, życzliwym, kto potrzebuje także mnie i mojej życzliwości. Do dziś pamiętam to cudowne uczucie, jakie ogarnęło mnie na myśl: mam taką osobę przy sobie!

Paradoksalnie najbardziej chyba zbliżyło nas to, że nasi rodzice postanowili się rozstać. Było nam wtedy ciężko. Ale wspieraliśmy się, nadal spędzaliśmy razem święta, a później Julka poszła na studia i rozpoczął się etap przyjaźni dorosłych ludzi. Wtedy już miałyśmy superrelacje. Pamiętam, jak Julka bała się przyznać mamie, że ma poprawkowy egzamin. Za poprawkę się płaci, a ona nie miała pieniędzy. Zrobiłam to za nią, choć wcale nie zamierzała mnie prosić o pomoc finansową. Teresa do tej pory o niczym nie wie (śmiech).Nadal jesteśmy z Julką bardzo blisko. Mój tata ma szczęście do mądrych kobiet. Taka była moja mama, taka jest mama Julki Teresa i taka jest Gabrysia, jego obecna partnerka.

Rodziny patchworkowe to znak naszych czasów, różnie się je postrzega, ale ja myślę, że tata wiążąc się z Teresą, zrobił mi piękny prezent na całe życie. Julka bardzo mądrze towarzyszy mi w życiu, mam nadzieję, że ja jej też. Jest ukochaną ciocią mojej córki Lenki, a Lenka jest dla niej najważniejsza, nie mogła się jej doczekać! Czas mojej ciąży jeszcze bardziej nas zbliżył, nie było mi wtedy łatwo, po filmie „Lejdis” nagle stałam się rozpoznawalna i na dodatek wszystkie media rozpisywały się o moim prywatnym życiu. Julka wspierała mnie wówczas całym sercem.

Choć mieszka w Krakowie, bardzo trafnie potrafi wskazać mi sprawy, które są ważne dla mnie, a których nie zauważam. Z dużą delikatnością porusza się w tych skomplikowanych kobiecych relacjach w naszej rodzinie. Każda kobieta taty jest z zupełnie innego świata! Nawet fizycznie. Teresa jest kruczoczarna, Gabrysia jest blondynką, a moja mama miała kasztanowe włosy! Ale one wszystkie są bardzo ważne w moim życiu, tym bardziej podziwiam dyplomatyczne zdolności Julki. Jej mama Teresa jest bardzo dumną kobietą, ale akceptuje i naszą zażyłość, i kontakty córki z Gabrysią.

Czytaj również: Córka Anny Dereszowskiej świętowała czternaste urodziny! Aktorka pokazała wyjątkowe zdjęcie

Anna Dereszowska z 17-letnią Julką podczas wakacji w Wenecji, 2002 r.

archiwum prywatne

Anna Dereszowska we wspomnieniach o mamie i relacjach z rodzeństwem

Często myślę o mojej mamie, a kiedy oglądam jej zdjęcia, widzę siebie: mamy identyczną budowę ciała, niezwykle podobne rysy. Jestem pewna, że mama polubiłaby Julkę… Mnie te patchworkowe konfiguracje nauczyły, że im więcej masz wokół siebie osób, które cię kochają i które ty kochasz, tym lepiej. Warto czasem schować swoje ego do szuflady i trochę się o takie relacje postarać. Moja rodzina jest przykładem, że tak się da i że nawet jeśli związki się kończą, relacje są tak ważne, że chcemy je podtrzymywać i o nie zabiegać. Więzy krwi wcale nie są najważniejsze. Cieszę się także ze względu na Lenkę – nie łączą jej więzy krwi ani z ciocią Julką, ani z babcią Gabrysią, a kochają się na zabój!

Czasem bywam zazdrosna o brata. O relację między Julką a Andrzejem. Kiedy Andrzejowi urodziła się córka, Julka i Teresa wsiadły do samolotu i poleciały do niego do Brukseli. Z Julką mają bardzo bliską relację. Mieszkali razem parę lat dłużej, gdy ja wyfrunęłam na studia do Warszawy. Teraz również jest na bieżąco. A ja? Wstyd się przyznać, ale odkąd się urodziła moja bratanica Zosia, ani razu nie odwiedziłam ich w Brukseli. Wynika to oczywiście z tego, że jestem bardzo zajęta, chociaż… Wiem, że jak człowiek chce, potrafi się tak przeorganizować, żeby znaleźć jakieś trzy dni! Ciągle się na siebie wkurzam, powtarzam, że muszę to zmienić, a potem i tak myślę: „Kurczę, mam jedyny weekend wolny, tak bym sobie chciała normalnie posiedzieć w domu albo pojechać gdzieś ze swoim facetem”. Ostatnio tak się zdarzyło, że polecieliśmy do Barcelony. Wracamy, dzwoni żona brata, pyta co słychać. A ja: „Właśnie wróciliśmy z Barcelony!” i ugryzłam się w język, przecież mogliśmy do nich polecieć (śmiech).

Relacje z nimi wszystkimi, może przede wszystkim z Julką, to jest dla mnie fundament. Wiem, że na nich zawsze mogę się oprzeć. Wiem, że ci ludzie są totalnie bezinteresowni, że wszystko, co dla siebie robimy, wynika z miłości i troski o siebie. Ostatnio z bratem zrobiliśmy tacie prezent urodzinowy: wysłaliśmy tatę z Gabrysią na trzy tygodnie do Stanów. Byli m.in. w Nowym Jorku, co było taty marzeniem.

Kiedy mam gorszy dzień, czasem myślę, że niektórzy dbają o mnie, bo jestem „panią z telewizji”. A Julka mnie po prostu kocha, bo jest moją siostrą. Obie śmiałyśmy się niedawno, bo zadzwoniła do mnie Teresa i pyta, czy wiem, jaki jest jej nowy facet. A zaraz potem dzwoni Julka z pretensją, że jej mama woli do mnie z tym dzwonić, niż ją zapytać. Niezła układanka, prawda? I tak to u nas jest.

Czytaj także: Anna Dereszowska szczerze o relacjach z teściami. Nie zawsze było kolorowo…

Rozmawiała: Marzena Rogalska

Reklama

Od lewej: Anna Dereszowska z 17-letnią Julką podczas wakacji w Wenecji, 2002 r.

archiwum prywatne
Reklama
Reklama
Reklama