Był 2007 rok, gdy zmarła mama Szymona Majewskiego. Maria Majewska i komik mimo mijających lat zawsze mieli bardzo ciepłą i bliską relację. Śmierć mamy ulubieniec widzów przypłacił problemami zdrowotnymi. Zawdzięczał jej wszystko. Także – w pełni – wychowanie, bo mama opiekowała się nim samodzielnie.

Reklama

[Ostatnia aktualizacja tekstu: 01.06.2024 r.]

W jego życiu w pewnym momencie zabrakło ojca. Mama Szymona Majewskiego wychowywała go w pojedynkę

W 2020 roku komik udzielił wywiadu Beacie Nowickiej, której zdradził, że jego lata dorastania były skomplikowanym okresem, na który złożyło się wiele emocji. Jego mama dwoiła się, by zapewnić synowi normalne dzieciństwo, ale patrzenie na jej poświęcenie wiele Szymona Majewskiego kosztowało. „Najtrudniejsze było dla niej połączenie pracy i zapełnienie luki po ojcu, który odszedł od niej. Mama czasami za bardzo próbowała go zastąpić, chciała spowodować, żebym nie odczuł, że taty nie ma. Dziś myślę, że mogła odpuścić, bo na to szło większość jej energii. Tak się temu poświęciła, że zapomniała o tym, żeby żyć też dla siebie. Relaksować się, mieć przyjaciółki, może kolejnego mężczyznę. A tak to do 20. mojego roku życia złożyła dla mnie swoje życie na ołtarzu”, opowiadał komik.

Brak taty wpłynął na dorastającego Szymona. Jako dziecko bronił się przed prawdą. „Wymyśliłem sobie bajkę, że pracuje za granicą. Uwierzyłem w nią i czekałem, aż wróci”, opowiadał w „Na żywo”.

Środowisko, w którym na co dzień obracał się nastolatek, nie pomagało. „Byłem chudy, długi, niezgrabny, w okularach. Dziewczyny nie chciały się ze mną całować. Od początku liceum były ze mną kłopoty, potem oblałem maturę z matmy”, mówił.

Zobacz także

Czytaj też: Dorota Stalińska i Krzysztof Kołbasiuk: zostawił ją dla innej aktorki. Po rozwodzie postawiła na niezależność

Dodawał też, że swoją pracę zaczął przez przypadek. „Nie zostałem stworzony do tego zawodu. Wygłupiałem się gdy bylem młody, i nagle ktoś mi za to zaczął płacić”, tłumaczył w "Wysokich Obcasów Extra".

Mama Szymona Majewskiego, archiwum prywatne

Szymon Majewski ogromnie przeżył stratę mamy. Sięgnął po pomoc

Odejście Marii Majewskiej 17 lat temu było dla komika na tyle trudne, że musiał sięgnąć po pomoc specjalistów. Poszedł na terapię. „W pewnym momencie coś pękło. Z jednej strony była presja tak zwanego show-biznesu, ten kolorowy Szymon, którego wszyscy znali, a z drugiej choroba i umieranie mamy. Nie mogłem poradzić sobie z tym, że kiedy mama odchodziła. […] Trudno w świetle reflektorów przeżyć stratę tak bliskiej osoby”, mówił w VIVIE.

Czytaj też: Córka Anny Samusionek zmieniła imię. Jak nazywa się dzisiaj i co stoi za tą decyzją?

Dopiero na długo po pogrzebie mamy dowiedział się wielu rzeczy… „Przez długi czas nie wiedziałem, jakie miała problemy. Zrozumiałem dopiero kiedy po siedmiu latach od śmierci mamy zajrzałem do jej torebki, w której było bardzo dużo leków przeciwlękowych, antydepresantów. Nie rozmawialiśmy o tym. Mama chciała zachować to dla siebie. Całe życie pilnowała się, żeby nie stwarzać dodatkowych problemów. Ja sobie poradzę – mówiła. Chroniła mnie. Domyślałem się, że coś się dzieje, ale nie sądziłem, że to ma aż taki wymiar. Teraz wiem, że to cena, jaką zapłaciła za bycie samotną kobietą, za zmaganie się z życiem, ze swoimi demonami”, wyjawił nam w 2020 roku.

Do dziś stara się przedłużać pamięć o pani Marii. „MaminSzymek” to spektakl, który Szymon Majewski poświęcił jej w całości. „Tak naprawdę moim ostatecznym pożegnaniem z mamą jest właśnie ten monolog. Nie chcę nazwać tego rozliczeniem, bo rozliczenie kojarzy mi się z oskarżeniem, a to jest bardziej zakończenie relacji matka - syn od strony psychologicznej. Czyli opowiedzenie, bez oceniania, o skomplikowanym, neurotycznym związku nadpobudliwego chłopaka z nadopiekuńczą matką w PRL, który nas dociskał i wystawiał na pośmiewisko.

Moja mama była technikiem analitykiem w punkcie krwiodawstwa i samotną matką wychowującą syna z wielką pomocą dziadka. Myślę sobie, że na starcie znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ takie kobiety były wtedy do zaszczucia jeżeli nie miałaś silnej piąchy, tudzież łokci i nazwijmy to „taksówkarskiej” energii”, czytaliśmy w VIVIE!.

Podziwiamy niezwykłą siłę prezentera.

Czytaj także: Doczekał się trójki dzieci, gdy dorosły — zostali przyjaciółmi. Tym zajmują się dziś pociechy Zbigniewa Wodeckiego

bartek wieczorek/laf am
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama