Gdy był dzieckiem, brakowało mu ojcowskiej miłości. Po latach Filip i Zygmunt Chajzerowie nadrobili stracony czas
"Mój ojciec bardzo dużo pracował w tamtym czasie. Ale potem to bardzo mocno nadrabialiśmy", mówi prezenter
Nie jest tajemnicą, że Filip Chajzer zamiłowanie do mediów odziedziczył po sławnym tacie — Zygmuncie Chajzerze, którego kochają miliony telewidzów. Obaj wspierają się nie tylko w pracy, ale też poza nią. Z wielu wywiadów, których udzielili, wynika, że łączy ich silna i piękna więź.
Jak naprawdę wygląda relacja Filipa Chajzera z ojcem?
Ulubieniec publiczności nie ukrywa, że stara się być idealnym ojcem. Chce, by dziecku niczego nie zabrakło, przede wszystkim jego obecności. Filip Chajzer wspomina jednak, że w dzieciństwie brakowało mu ojcowskiej miłości. Zygmunt Chajzer często pracował, a to wiązało się z życiem poza domem. „Mój ojciec bardzo dużo pracował w tamtym czasie. Ale potem to bardzo mocno nadrabialiśmy. Mniej więcej od 30-stki w górę bardzo często jeździliśmy razem. No i przejechaliśmy razem Amerykę Południową, co było wielkim wyzwaniem i myślę, że pięknie to nadrobiliśmy", wyjaśniał.
A jak dzieciństwo Filipa wspomina jego ojciec? „Filip był żywiołowym, pełnym pomysłów dzieckiem. Miał naturę małego diabełka, który lubił robić nam różne psikusy. I choć zgrywał odważnego chojraka, bał się na przykład zostawać sam w domu (śmiech)", zwierzał się Plejadzie.
Dzisiaj są nie tylko rodziną, ale też najlepszymi przyjaciółmi i wspraciem. „Jest oczywiście podział. Ojciec to jednak ojciec. Ale myślę, że z biegiem czasu relacja się bardzo mocno "skumplowała", podkreśla. „Filip jest moim przyjacielem, ale nie „kumplem”. Ja mam swoich kumpli, on ma swoich. To trzeba rozróżnić. Rozmawiamy o wszystkim, możemy na sobie polegać, ale nie chodzimy na piwo czy imprezy. Myślę, że generalnie dzieci muszą mieć świadomość, kim jest rodzic i powinny go traktować inaczej niż kolegę", tłumaczy prezenter.
Okazuje się jednak, że mimo bardzo dobrych relacji, zdarzają się między nimi drobne konflikty. „Jedyną osią konfliktu jest mój brak wyższego wykształcenia. Już na 3 roku miałem mnóstwo pracy", wyjaśnia Filip Chajzer. „Uważam, że gdy się coś zaczyna, to trzeba skończyć", wtrąca jego ojcec, który dodaje przy tym, że „Filip jest bałaganiarzem". „Ojciec jest upierdliwy. Jak się przyczepi jednej rzeczy, to nie może skończyć", żartują. „Czasem się o coś posprzeczamy, mamy inne zdanie na jakiś temat, ale nic więcej. Jak to w rodzinie", kwitują.
Zygmunt Chajzer przyznaje również, że jest bardzo dumny ze swoich dzieci. „Z tego, że moje dzieci wyrosły na fajne, tolerancyjne, ciekawe świata osoby. Miarą naszej wartości jest stosunek do drugiego człowieka i zwierząt. Zawsze tłumaczyłem im, że powinni traktować innych tak, jak sami chcieliby być traktowani. Ich postawa jest moim największym sukcesem wychowawczym", mówi.
CZYTAJ TEŻ: Wiele rozczarowań, problemy finansowe i bolesny rozwód. Trudne życie Roberta Moskwy
Zygmunt Chajzer, Filip Chajzer, VIVA!, 2014 rok
Przypominamy ich archiwalny wywiad, który ukazał się na łamach magazynu VIVA! w 2014 roku:
Macie, Panowie, świetne relacje. Dzieci zazwyczaj szybko chcą uciec z domu, odciąć się od rodziców, a Wy ciągle jesteście razem i ciągle coś razem robicie.
Filip: Teraz się pozmieniało. Nie pracujemy już razem ani nie mieszkamy ze sobą. Ale faktycznie, jesteśmy rodziną, która trzyma się blisko. Lubimy się i lubimy się spotykać. Na przykład na niedzielnych obiadkach. Byle nie co tydzień.
Zygmunt: Staramy się wspierać nawzajem i jest to dla nas naturalne. Ale mimo tego, że jesteśmy blisko, nie wisimy sobie uczepieni u szyi. Mam z Filipem bardzo dobry kontakt, ale to nie do mnie dzwoni od razu po programie. Dzwoni do mamy.
Ma Pan 30 lat i ciągle dzwoni do mamy? Jest Pan maminsynkiem?
Filip: My mamy włoski model rodziny. Mama jest wyrocznią. Ogląda wszystkie moje materiały i mówi, czy się jej podoba, czy nie. A podoba się jej zawsze.
Zygmunt: Moja żona jest nieobiektywna, co oznacza, że jest fatalnym recenzentem.
Filip: Mama jest bezkrytyczna. To dobrze, bo ja źle znoszę krytykę.
Jeśli źle Pan znosi krytykę, to jak Pan sobie radzi w show-biznesie?
Filip: Uodparniam się. Kiedy czytasz, że jesteś grubą świnią, że jesteśmy Żydami, oczywiście, że ojciec mi pracę załatwił… Przyzwyczajasz się.
Zygmunt: Ja też jestem uodporniony.
Filip: Im dalej od show-biznesu po godzinach pracy, tym lepiej. Do dzisiaj nie wiem, po co staje się na ściankach. To próżne i żenujące. Po pracy wracam do domu, robię drinka, siadam na kanapie i włączam telewizor. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym moje ulubione zajęcie zamienić na puste small talki na imprezach. To jest śmieszne, ale ja mam ogromne poczucie humoru, więc przynajmniej oglądając program Oliviera Janiaka, mam dobry ubaw. Oczywiście jest też granica robienia sobie jaj, nie wszystko mnie bawi. Są rzeczy ważne.
Symbol Polski Walczącej jest dla Pana taki ważny?
Filip: Pyta pani o program „Ugotowani” i stylizację pisarza oraz blogerki modowej w jednym – Michała Witkowskiego? Na jedno z przyjęć przyszedł ubrany w bluzę w panterkę, czarne boa, do tego makijaż, a na ręce opaska z symbolem Polski Walczącej. Nie spodobało mi się to i poprosiłem go o zdjęcie. I nieważne, że to był on. Zwróciłbym uwagę każdemu innemu. Po prostu uważam, że tak nie wypada.
Zygmunt: Jesteśmy warszawiakami z dziada pradziada i są dla nas rzeczy święte. Mój dziadek był warszawskim dorożkarzem. Wujek stracił nogę, broniąc Warszawy w 1939 roku…
Filip: Dlatego tym bardziej nie będzie mi tu Witkowski z opaską paradował.
Zygmunt: Są pewne symbole, których nie wolno używać do celów przystrojenia się. Nie dziwię się, że Filip na to zareagował.
ZOBACZ TEŻ: Miał 72 lata, gdy został tatą, przeżywa drugą młodość. Teraz opowiedział o dojrzałym ojcostwie
Filip Chajzer, VIVA!, 2014 rok
Widzę, że jesteście do siebie podobni nie tylko fizycznie.
Filip: Ojciec zaszczepił we mnie kult pracy.
Zygmunt: Nie da się ukryć, że jestem pracoholikiem. Ale jak mógłbym nie być, skoro urodziłem się 1 maja?
Filip: U mnie to już chorobliwe. Gdy mieszkałem jeszcze u rodziców, a mieszkałem długo, prawie się nie widywaliśmy, bo ciągle byłem w pracy. Chciałem jak najlepiej wykorzystać szanse, które mi się trafiały. Na przykład udało mi się załapać do właśnie startującej TVN Warszawa. Pracowałem po kilkanaście godzin na dobę. To była bardzo ciężka praca, ale wiedziałem, że taka okazja do nauki zawodu może się już nie powtórzyć. Poza tym jesteśmy podobnie zawzięci.
Zygmunt: To nie jest dobre słowo. Chodziło ci chyba o konsekwentne dążenie do celu.
Filip: Ojciec tak zawsze. Jak pracowaliśmy razem w radiu, często mnie poprawiał.
Zygmunt: Dlatego, że jestem perfekcjonistą. I denerwuję się, kiedy ktoś kaleczy język polski. Język jest moim podstawowym narzędziem pracy i staram się dbać o to, żeby był ładny, czysty i poprawny. Dlatego chcę, żeby Filip też wyrażał się poprawnie.
Filip: Faktycznie, w życiu ojciec też jest perfekcjonistą. Jak już się za coś zabierze, robi to najlepiej, jak się da. Zupełnie tak jak ja. Jak sprzątam, też jestem perfekcjonistą. Tyle że robię to raz na rok (śmiech). Mam taką ulubioną piosenkę: „Przewróciło się, niech leży”. A ojciec kocha porządek.
Zygmunt: To bałaganiarstwo rzeczywiście strasznie mnie denerwuje. Wejście do jego pokoju zawsze było horrorem.
Filip: Po prostu muszę mieć kogoś, kto jest za mną i ogarnia to, co ja nabałaganię. To może być operator, mama, dziewczyna.
Zygmunt: I jeszcze denerwuje mnie, że w jednej sprawie Filip nie wykazał się żelazną konsekwencją.
Filip: Wiem, wiem, chodzi ci o brak „magistra”. Ojciec strasznie jęczy, że nie skończyłem studiów. A wiesz, że zadzwonili do mnie z Uniwersytetu Warszawskiego, żebym poprowadził zajęcia ze studentami? Powiedzieli, że nie przeszkadza im to, że mam „wykształcenie prezydenckie”, tylko ty taki natręt jesteś (śmiech).
Zygmunt: Ręce opadają. Ja jestem osobą uporządkowaną. I uważam, że wszystko powinno być po kolei. Najpierw studia, potem praca w gazecie, potem w radiu, na końcu w telewizji. Moja droga zawodowa tak wyglądała.
Filip: Przecież jest wszystko po kolei. W gazecie pracowałem już w ostatniej klasie liceum. Najpierw byłem na stażu w „Super Expressie”. Potem, już na studiach, było radio, a potem telewizja. Trzy lata gazeta, trzy lata radio, trzy lata TVN Warszawa, trzy lata „Dzień Dobry TVN”, nie tak jak ojciec, który 30 lat przepracował w Polskim Radiu. Moje trzy lata w „Dzień Dobry TVN” minęły w tym roku.
I co teraz?
Filip: Z „Dzień Dobry TVN” nie odchodzę, ale dostałem propozycję poprowadzenia programu. To będą „Mali Giganci” – talent show dla dzieci. Program znajdzie się w wiosennej ramówce.
Do tej pory, mimo że obaj jesteście dziennikarzami, robiliście coś innego. Ale teraz będzie Pan robił to, co tata. Prowadził program rozrywkowy.
Filip: Wykrakałem to sobie. Pamiętam, jak pani w podstawówce zapytała dzieci o to, co chciałyby w życiu robić, a że ojciec nie był ani górnikiem, ani stolarzem, to wypaliłem, że chciałbym prowadzić programy, jak on.
Zawsze Pan chciał iść w ślady taty?
Filip: Nie. Chciałem jeszcze być policjantem i aktorem. W latach 90. na topie był serial „Ekstradycja”, zamarzyłem sobie, że będę takim policjantem, jak Halski, którego grał Marek Kondrat. Potem chciałem zdawać do szkoły aktorskiej. Poszedłem na kurs przygotowawczy do egzaminów, ale i z tego zrezygnowałem, bo uznałem, że kucie na blachę przydługich tekstów jest ponad moje siły.
Zygmunt: W tym też jesteśmy podobni, bo ja też marzyłem o aktorstwie. Ale ponieważ słabo zapamiętuję, na marzeniach się skończyło.
CZYTAJ TEŻ: Poruszająco wspomina synka. Jednej sytuacji przez lata nie mógł sobie wybaczyć
Zygmunt Chajzer, Filip Chajzer, VIVA!, 2014 rok
Chcielibyście znów pracować razem?
Filip i Zygmunt (chórem): Chcielibyśmy!
Filip: Pracowało nam się bardzo dobrze. Przez rok prowadziliśmy wspólnie audycję „Piątek u Chajzerów” w Radiu Złote Przeboje.
Zygmunt: Potem Filip dostał propozycję poprowadzenie własnego programu „Piątek, piąteczek, piątunio” w radiowej Czwórce i musieliśmy zakończyć współpracę, czego bardzo żałuję.
Filip: Ciekawostka – robiłem kiedyś wywiad z wróżką, która przepowiedziała mi, że największy sukces, jaki odniosę, będzie związany z ojcem.
Zdarzyło się, że Wasze relacje nie były tak idealne?
Filip: Kiepsko było, jak chodziłem do szkoły. Odrabianie lekcji z ojcem to nie była bajka z różowymi kucykami. To była rzeź. Zupełnie jak w filmie Polańskiego. Też siedzieliśmy zamknięci w jednym pokoju.
Zygmunt: Teraz, dzięki własnemu synowi, Maksowi, wiesz, co wtedy przeżywałem. Zaczęły mi siwieć włosy.
Filip: Nie przerabiam tego samego, bo wyciągnąłem wnioski i wiem, co jest człowiekowi w życiu potrzebne, a co nie. Nie zmuszam syna do nauki tak, jak ojciec zmuszał mnie. Na razie Maks nie ma kłopotów w szkole, ale ojciec mnie straszy, że gorzej będzie, jak zaczną się trudniejsze rzeczy.
Mówi Pan, że wie, co jest w życiu potrzebne…
Filip: Wiem, to pasja.
Zobacz też: Przez długi milczał, dolegliwości były coraz silniejsze. Wojciech Łozowski opowiedział o ciężkiej chorobie
Zygmunt Chajzer, Filip Chajzer, VIVA!, 2014 rok
Lubi Pan prowokować.
Filip: Ja nie prowokuję, po prostu znajduję się w odpowiedniej chwili we właściwym miejscu. Dzięki temu kilka razy nawet zostałem ekspertem i symbolem.
Symbolem?!
Filip: Jestem jak Forrest Gump. On robił coś przypadkowo, a potem przypadkiem robiła się z tego wielka rzecz. Fakt, trochę podpuściłem blogerów i blogerki modowe, Schleswig-Holstein i te sprawy. No i się zaczęło. Dzwoniono do mnie z zupełnie poważnych pism i proponowano stałe rubryki o modzie. To trochę chore, szczególnie że ubieram się w sklepie z kawą (śmiech). Natomiast po akcji z Witkowskim zaczęli dzwonić dziennikarze z tytułów prawicowych z pytaniem o to, jak czuję się jako nowy symbol prawicy. Tyle że potem poszedłem robić materiał na Marszu Niepodległości i dla odmiany zostałem sprzedawczykiem TVN. Ja nie prowokuję. Po prostu najlepiej, jak się da, wykonuję swoją pracę.
Zygmunt: Filip ma umiejętność dostrzegania ciekawych rzeczy. Większość z nas nawet by nie zauważyła, że coś ciekawego się dzieje.
Filip: Tematy leżą na ulicy, trzeba się tylko po nie schylić. Reportaż da się zrobić absolutnie o wszystkim.
Zygmunt: Cieszę się, że Filip wybrał taką drogę. Spełnia się w tym, co robi. Chociaż muszę przyznać, że na początku nie byłem przekonany, czy to jest dobry pomysł, że on chce iść w moje ślady. Dziennikarstwo, podobnie jak aktorstwo, jest zawodem wysokiego ryzyka. Jest mnóstwo osób, które marzą o zrobieniu kariery, a niewielu się to udaje.
Mam rozumieć, że jest Pan z Filipa dumny?
Zygmunt: Tak.
A odbierając Wiktora za odkrycie roku, Pana syn wyznał, że nigdy mu Pan tego nie powiedział.
Zygmunt: To dlatego, że nie jestem wylewny. Filip wie, że doceniam jego pracę, i jestem dla niego pełen podziwu. To, co robi, robi znakomicie. Jego sukces jest w pełni zasłużony.
Pomogło mu w tym nazwisko?
Zygmunt: Dobrze, powiem to. Załatwiłem mu pierwszą pracę. Ten staż w „Super Expressie”, bo akurat potrzebowali tam taniej siły roboczej. Ale cała reszta to już jego zasługa.
Filip: Nie jestem w stanie tego stwierdzić. W CV przecież podawałem prawdziwe nazwisko. Nie wiem, czy dla pracodawców byłem atrakcyjny z powodu nazwiska Chajzer. Wolę myśleć, że spodobało im się to, co potrafię.
Często słyszy Pan zarzuty, że to, co Pan osiągnął, to tylko dzięki koneksjom?
Filip: Niemal codziennie. Tak samo często, jak często mylą mnie z ojcem. Na przykład po meczu Polska–Rosja pakowaliśmy się już z operatorem do samochodu. Samochód miał ogromne logo TVN. Nagle zauważyłem, że w naszym kierunku podążają jakieś podejrzane typy. Posypały się niewybredne komentarze, których nie będę cytował. Myślałem, że już po nas. I nagle jeden z nich krzyczy: „Zbigniew, kurwa! Jak tyś te koty rozdawał, to moja mama płakała!”. A potem, jako Zbigniew, musiałem wypić z nimi ciepłą wódkę.
Zygmunt: To ciekawe, że ludzie ciągle pamiętają mnie z „Idź na całość”. Przecież zrobiłem w życiu kilka innych programów, które miały wielomilionową widownię.
Filip: Kot Zonk, którego wtedy wręczałeś przegranym, wszedł na dobre do popkultury. Do dzisiaj, jak się komuś coś nie uda, używa się słowa „zonk”.
Wiele Pan się nauczył od taty, bo taka jest kolej rzeczy, że dzieci się uczą od rodziców. A czego Pan, panie Zygmuncie, nauczył się od Filipa?
Zygmunt: Przede wszystkim umiejętności rozmawiania z ludźmi.
Filip: I tego, że samochód sprząta się raz na trzy miesiące (śmiech).
Zygmunt: On ma fantastyczny stosunek do rozmówców i jest bezpośredni w kontakcie z nieznanymi mu osobami.
Filip: Najważniejszy jest brak dystansu.
Zygmunt: On staje się kumplem tego, z kim rozmawia. Dlatego nie wątpię, że świetnie sobie poradzi w nowym programie. W razie czego służę radą.
A Wy jesteście kumplami?
Filip: Kumplami nie. Ojciec to ojciec! Są rzeczy święte i nie można tego banalizować.
Zygmunt: Mamy swoich przyjaciół i kolegów, z którymi chodzimy na wódkę. Nasza relacja to… zdrowy układ między ojcem i synem.
Filip: Są rodziny, gdzie dzieci mówią do mamy i taty po imieniu, ale to nie u nas. Jesteśmy tradycyjną rodziną.
Z córkami też ma Pan taki dobry kontakt? Utarło się przecież, że syn jest mamy, a córka taty.
Zygmunt: Weronika jest bardziej związana z żoną. Owszem, mamy wspólne zainteresowania, jesteśmy kibicami siatkówki i ta pasja nas bardzo łączy, ale jeśli chodzi o zwierzanie się, radzenie, to raczej ona ma pod tym względem lepszy kontakt z mamą.
Filip: Weronika w ogóle jest bardzo małomówna.
Zygmunt: Ze starszą córką kontakt mam dobry, ale sporadyczny. Widujemy się ze dwa razy do roku. Jak już się widzimy, jest tak, jakby upłynęły dwa dni od poprzedniego spotkania, a nie pół roku. Ale to z Filipem mogę porozmawiać o wszystkim, nawet o tych najtrudniejszych rzeczach.
Filip: Po prostu się uzupełniamy. Ja na przykład jestem młodszy, chociaż nie wyglądam.
Zygmunt: Filip jest spontaniczny i żywiołowy.
Filip: Gdyby pani zapytała mamę o ojca, toby powiedziała, że jest mrukiem i gburem.
Zygmunt: Po prostu z natury jestem stonowany. Ale w połączeniu z Filipem tworzymy niezły zestaw.
Rozmawiała: KATARZYNA ZWOLIŃSKA.
Zygmunt Chajzer, VIVA!, 2014 rok