Violetta Villas nazywała zwierzęta braćmi mniejszymi, były jej bliższe niż ludzie. Każdemu ofiarowała ciepły kąt
Podobnie jak one, czuła się odrzucona i niechciana
Gdy los i ludzie obrócili się przeciwko niej, oddała całe swoje serce zwierzętom. Violetta Villas ofiarowała dom wszystkim bezdomnym psom i kotom, a sąsiedzi podrzucali jej puszystych towarzyszy, nazywanych przez nią "braćmi mniejszymi". W ostatnich latach życia niemal zupełnie odcięła się od świata, na rzecz opieki nad nimi. Jej posesję zamieszkiwało aż 150 psów oraz 300 kotów — jednak w pewnym momencie schronisko stało się źródłem poważnych problemów artystki.
Ludzie jej nie rozumieli, ukojenie znalazła wśród zwierząt
Urodziła się 10 czerwca 1938 roku w Heusy w Belgii, jako Czesława Maria Cieślak. Za namową kompozytora Władysława Szpilmana przybrała imię Violetta Villas, będąc świadomą, że prawdziwe nazwisko może być trudne do wymówienia za granicą — a właśnie tam młoda artystka chciała zrobić wielką karierę. Nie dosyć powiedzieć, że jej się udało. Publiczność za oceanem pokochała Polkę, cieszyła się uznaniem wielbicieli i wielbicielek, a jej fani byli skłonni zrobić wszystko dla ulubienicy. Niektórzy próbowali podchodzić pod jej okna, licząc na cud... Prawdopodobnie gdyby zdobyli się na coś więcej, zostaliby rozszarpani przez strzegące swojej pani psy i koty.
Gdy jej życie i kariera legły w ruinie, lekarstwem na całe zło stały się ukochane zwierzęta. Gwiazda wróciła do Polski, zamieszkała w podwarszawskiej Magdalence, i zaczęła przygarniać z ulicy wszystkie okoliczne znajdy. Część z nich podrzucali sąsiedzi, zmęczeni dodatkowymi obowiązkami. A Violetta Villas z radością ofiarowała dom każdemu z nich. Utożsamiała się z nimi. Podobnie jak one, czuła się odrzucona, niechciana i samotna.
CZYTAJ TAKŻE: Barbara Dunin i Zbigniew Kurtycz: kiedy się poznali, on był gwiazdą, ona młodą, nieznaną piosenkarką. Nikt nie dawał im szans
Violetta Villas ofiarowała schronienie bezdomnym psom i kotom
Violetta Villas sprawiedliwie podzieliła posiadłość w Magdalence między siebie a zwierzęta. Na pierwszym piętrze zamieszkiwały koty, całe setki kotów. Piwnicę zajęły kozy, gdyż to tam było im najchłodniej. Psy lawirowały między willą a otaczającym ją podwórzem.
ZOBACZ TAKŻE: Przyjaciele ją ostrzegali, ona nie posłuchała. Maria Seweryn i Robert Jaworski doczekali się córek, rozstali się po 11 latach
Pod koniec lat 90. Violetta Villas powróciła do Lewina Kłodzkiego, w którym się wychowała. Potrzebowała więcej miejsca dla zwierząt, choć nie wszystkie zdołała zabrać ze sobą. Część psów i kóz została w nieszczęsnej Magdalence, i jedynie całe kocie towarzystwo doznało zaszczytu przeprowadzki z ukochaną panią, a przewiozła je... ciężarówką. Gdy już cały zwierzyniec dotarł na miejsce, gwiazda w końcu mogła spełnić swoje marzenie o otwarciu schroniska dla zwierząt. Z zapałem oddawała się pielęgnacji oraz karmieniu futrzastych towarzyszy. Dziesiątki kotów gustowały w kotletach, choć nie gardziły garnkiem kaszy. Zawsze jadły jako pierwsze z całego towarzystwa "braci mniejszych". Zaś Villas z uwielbieniem obserwowała, jak jej żywy inwentarz powiększa się z każdym dniem.
Koty rozpanoszyły się po całym domu i stworzyły istny koci gang. W schronisku na posesji mieszkało 150 psów i ponad 300 kotów. Cały zwierzyniec przejadał wszystkie oszczędności swojej pani, a jej sąsiedzi narzekali na odór oraz nieznośne hałasy. Gwiazda mogła liczyć na wsparcie okolicznych weterynarzy w kwestii sterylizacji, jednak choroby zwierząt z czasem dawały o sobie znać z coraz większym natężeniem.
CZYTAJ TAKŻE: Pod koniec jego życia znajomi go nie poznawali. Choroba powoli wykańczała Marka Grechutę
Pomimo szczerych chęci utrzymania tego niesamowitego miejsca, władze samorządowe zadecydowały o zamknięciu schroniska w 2007 roku. Stało się to krótko po tym, jak Villas trafiła do szpitala, a wówczas większa część zwierząt trafiła do schronisk. Ona sama w rozpaczy i tęsknocie za towarzystwem braci mniejszych odeszła cztery lata później, 5 grudnia 2011 roku w swoim ukochanym Lewinie Kłodzkim.
Źródło: "Sławne koty i ich ludzie" Heike Reinecke, Andreas Schlieper; przekład Dariusz Guzik