Reklama

Wielki artysta, niezwykły, ciepły człowiek. Śmierć Krzysztofa Krawczyka wstrząsnęła Polską. 74-latek zmarł w jednym z łódzkich szpitali w poniedziałek 5. kwietnia. Pozostawił pogrążoną w żałobie rodzinę oraz miliony fanów... Mimo że odniósł wielki sukces, życie nie szczędziło mu ciosów. Przeżył m.in. tragiczny wypadek i zdradę żony, zaś na emigracji imał się zajęć, które dalekie były od występowania na estradzie...

Reklama

Krzysztof Krawczyk na emigracji w USA ciężko pracował fizycznie

Gdy podjął tę radykalną decyzję, miał już na koncie wiele sukcesów, m.in. z formacją Trubadurzy. Pod koniec lat 70. Krzysztof Krawczyk wraz z drugą żoną, Haliną Żytkowiak, wyjechał jednak do USA. Tam planował rozwijać swoją karierę muzyczną, jednak szybko oczekiwania zderzyły się z brutalną rzeczywistością. By zaistnień, potrzebne były ogromne sumy, których artysta nie posiadał.

„W USA trzeba wydać dwa, trzy miliony dolarów, aby zaistnieć i aby dwa, trzy razy dziennie pojawić się w stacjach radiowych. Wejście do stacji to wydatek rzędu 150 tys. dolarów. Nie mieliśmy pojęcia, jak trudny jest to rynek, a takich śpiewających Krawczyków w Ameryce jest wielu. Ale tam nauczyłem się pracować na scenie i walczyć o widza”, zdradzał w rozmowie z dziennikarzem „Głosu Wielkopolskiego”.

W związku z tym, by zarobić na życie, imał się różnych zajęć. Zatrudnił się na przykład jako taksówkarz, lecz także barman i robotnik fizyczny... na budowie!

„Pół roku pracowałem fizycznie na drewnianych budowach. Moja ówczesna narzeczona Ewa pracowała wtedy w delikatesach, a ponieważ pachniała kiełbasą, mówiłem na nią „Krakowska”. Ja natomiast pachniałem drewnem. Dziwię się, że to przeżyłem, ale miałem silną wolę przetrwania. Dostałem po prostu lekcję od życia. A swoją drogą, śpiewając w klubach przejechałem Amerykę wzdłuż i wszerz”, podkreślał w tej samej rozmowie.

Czytaj także: Gigant sceny, śpiewał dla wszystkich pokoleń, otarł się o śmierć. Oto historia Krzysztofa Krawczyka

Kamil Piklikiewicz/DDTVN/East News

Krzysztof Krawczyk zmarł w poniedziałek 5. kwietnia 2021 roku. Miał 74 lata

Życie Krzysztofa Krawczyka: bolesna zdrada drugiej żony

Jak to się stało, że gdy wyjeżdżał do USA, był mężem Haliny Żytkowiak a gdy wracał do kraju w 1985 roku, była nią już Ewa Trylko? Podobno w drugim małżeństwie Krzysztofa Krawczyka zaczęło się źle dziać już po przylocie do Stanów Zjednoczonych. Wówczas okazało się, że aby utrzymać rodzinę (para zabrała ze sobą za ocean synka Krzysztofa Krawczyka Juniora, urodzonego w 1973 roku), artysta musiał, poza koncertowaniem, ciężko pracować. Nie było go często w domu, przez co zaczęli się od siebie oddalać z małżonką.

Pewnego dnia, w trakcie trasy, syn piosenkarza miał mu wyjawić brutalną prawdę. Powiedział wówczas, że wujek, który ich odwiedza, całuje mamę w usta. Tak małżeństwo gwiazdorskiej pary (Halina Żytkowiak również była piosenkarką) rozpadło się. Krzysztof Krawczyk z miejsca podjął decyzję o wyprowadzce z domu.

Jerzy Plonski / RSW / Forum

Od lewej: Marian Lichtman, Halina Żytkowiak, Sławomir Kowalewski, Ryszard Poznakowski, Krzysztof Krawczyk, Trubadurzy, Warszawa, sierpień 1972

Niedługo później poznał jednak Ewę Trylko, która została jego trzecią i ostatnią żoną. Przeżyli razem 39. lat i artysta nie szczędził jej w wywiadach ciepłych słów. Podkreślał, że była to miłość od pierwszego wejrzenia, która całkowicie odmieniła jego życie. Dzięki ukochanej porzucił nałogi, w tym narkotyki, oraz nawrócił się.

Pobrali się w 1985 roku w USA. Niedługo potem przylecieli do Polski z synem gwiazdora z drugiego małżeństwa, jednak na miejscu okazało się, że dokument jest nad Wisłą nieważny. Dlatego też najpierw wzięli tutaj ślub cywilny, a w 1988 roku kościelny.

Czytaj także: Był żonaty trzy razy. Krzysztof Krawczyk szczęście odnalazł jednak dopiero u boku Ewy

Marek Szymanski / Forum

Krzysztof Krawczyk z żoną Ewą w ich domu w Grotnikach koło Łodzi, lipiec 2002

Tragiczny wypadek Krzysztofa Krawczyka, jego żony Ewy i syna Krzysztofa

I gdy wydawało się, że już nic złego nie może ich spotkać, doszło do tragicznego wypadku. Miał on miejsce dokładnie w tym samym roku, w którym Krzysztof i Ewa Krawczykowie powiedzieli sobie sakramentalne „tak”, a dokładniej 28 czerwca 1988 r. w miejscowości Buszkowo.

Artysta wraz z ukochaną (leżała na tylnym siedzeniu) i 15-letnim synem (siedział z przodu) jechali żółtym fiatem 125 p. Nie mieli zapiętych pasów. To była dla nich wyczerpująca i trudna podróż. Przeprowadzali się właśnie z Kołobrzegu do Warszawy. Wcześniej w pocie czoła pakowali swój dobytek do kartonów. Zajęło im to całą noc... W trakcie jazdy Krzysztof Krawczyk przysnął, stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo.

„Popełniłem kilka błędów. Nie zapiąłem pasów, ale pasy w ówczesnych samochodach to w ogóle nie dla ludzi były. Byłem cholernie zmęczony. Myślałem tylko o tym, aby przystanąć gdzieś na kwadrans. Ale nie było gdzie. Droga bez pobocza. Jadąc przez Buszkowo, odmawiałem różaniec. Później zresztą od znajomych zakonników ochrzan za to dostałem. W 28-stopniowym upale, bez klimatyzacji, nie powinno się modlić. To za bardzo wycisza. I przysnąłem”, wspominał po latach (cytat za torun.wyborcza.pl).

Czytaj także: Tak wyglądały ostatnie chwile Krzysztofa Krawczyka...

Cała trójka w zdarzeniu odniosła poważne obrażenia. Ewa Krawczyk wyleciała z samochodu (według innej wersji miał obudzić ją huk), miała liczne potłuczenia i wstrząśnienie mózgu. „Ciesz się, że żyjesz”, powiedziała do niej starsza kobieta, która obserwowała zdarzenie. Najmniej szczęścia miał Krzysztof Krawczyk Junior. Diagnoza lekarzy nie napawała optymizmem: stłuczenie pnia mózgu, złamana ręka, noga oraz szczęka. Cała rodzina drżała o jego życie i zdrowie.

W niewiele lepszym stanie był sam wokalista. Miał zwichnięty prawy staw biodrowy, złamaną kość jarzmową i szczękową. Trafił na oddział ortopedyczny. Tak mówiła o odniesionych przez niego obrażeniach ukochana żona.

„Po dwóch dniach, jak mnie zawieziono wózkiem do Krzysztofa, to ja go nie poznałam. Zemdlałam i kazałam się wywieźć. Miał policzki na ramionach. […] Przez długi czas nie mogłam na niego patrzeć”, zwierzyła się w rozmowie z dziennikarzem TVN.

Z czasem jednak Krzysztofowi Krawczykowi udało się wrócić do pełni sił. Nie ukrywał, że tragiczne zdarzenie pogłębiło jego wiarę i sprawiło, że jeszcze bardziej zbliżył się do Boga.

„Wypadek zmienił całe moje życie. Wcześniej nie wiedziałem, co to ból, cierpienie. A tu sztuczne biodro, przerwa w trasie. Byłem na wózku. W szpitalu poznałem Kazia, 21-letniego chłopaka, któremu pół tony na plecy spadło. Chciał się zabić. Odmówił jedzenia. Wysłali mnie do niego, tak „na małpkę”. Lekarz mówił: „na Krawczyka”.

Liczyli, że rozpozna twarz i zechce ze mną rozmawiać. Udało się. Dałem mu coś do posłuchania, z czasem doszedł do siebie. Przed wypadkiem byłem takim neofitą. Wiara chyba już była mi dana. Ale wypadek ją pogłębił”, zwierzał się. Całe zdarzenie stało się inspiracją do powstania utworu „Anioł obok śpi”.

Czytaj też: Miłość Ewy i Krzysztofa Krawczyków pokonała wszelkie przeszkody... Byli razem przez prawie 40 lat

Forumgwiazd.com.pl / Forum

Krzysztof Krawczyk, Ewa Krawczyk, „Pytanie na śniadanie”, 10.12.2016 rok

Syn Krzysztofa Krawczyka nigdy nie odzyskał pełnej sprawności po wypadku

Niestety, wypadek, do którego doszło w czerwcu 1988, odcisnął na życiu Krzysztofa Krawczyka Juniora bolesne piętno. Po nim lekarze zdiagnozowali u niego padaczkę...

48-letni obecnie syn artysty znajduje się pod opieką Stowarzyszenia Studia Integracji. Prowadzi je Krzysztof Cwynar. Organizacja zajmuje się rehabilitacją przez sztukę dla osób niepełnosprawnych. A syn Krzysztofa Krawczyka odziedziczył talent po zmarłym ojcu. Ma co prawda inny tembr i barwę głosu, ale również zachwyca i uwielbia występować na żywo. W trakcie mini recitali wykonuje znane covery.

„Ojciec widział jeden z jego koncertów, miał łzy w oczach i gratulował mu za kulisami”, zdradził jakiś czas temu Cwynar w rozmowie z „Na żywo”...

Reklama

Czytaj także: Krzysztofa Krawczyka łączyła z synem skomplikowana relacja. Całą miłość przelał na adoptowane córki...

Reklama
Reklama
Reklama