Ewa Demarczyk była bardzo związana ze swoją mamą. Kwiaty od wielbicieli zanosiła na jej grób
„Bardzo chciałam go zaśpiewać tak samo rzewnie i sentymentalnie jak moja mama”
Ewa Demarczyk była jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci polskiej sceny muzycznej. Wychowała się w rozśpiewanym domu, choć zawodowo jej rodzice mieli niewiele wspólnego z muzyką: ojciec Leonard był rzeźbiarzem, mama Janina — krawcową. „Mnie od początku chowano na geniusza. Może dlatego, że byłam brzydka?” — zastanawiała się w jednym z wywiadów.
Rodzina Ewy Demarczyk
Pod koniec lat 30. Janina (z domu Bańdo) poślubiła Leonarda Demarczyka — przystojnego studenta rzeźbiarstwa w Akademii Sztuk Pięknych. Zamieszkali na Kleparzu, w pięknej kamienicy przy ulicy Wróblewskiego 4 w Krakowie. Kilka lat później na świat przyszła ich pierwsza córka, Ewa.
Był to czas wojny. Bieda zaglądała w oczy im oraz ich rodzicom, ulokowanych w tamtym czasie w ich dziewięćdziesięciometrowym mieszkaniu. Radzili sobie, mimo majaczącego nad nimi widma śmierci. Mama Ewy szyła i sprzedawała stroje, jej ojciec dorabiał jako kelner. W styczniu 1945 roku wojska radzieckie rozpoczęły ofensywę, a wszyscy mieszkańcy Wróblewskiego 4 szukali schronienia i nadziei w piwnicy sąsiedzkiego budynku.
Cztery dni później ostatni niemiecki żołnierz uciekł z Krakowa. Członkowie rodzin Janiny i Leonarda wyjechali w połowie 1945. Rok wcześniej rzeźbiarz i krawcowa doczekali się drugiej córki — Lucyny.
Ewa Demarczyk miłość do śpiewu odziedziczyła po rodzicach
„Ja nie wiem, czy potrafię opowiadać o rodzicach tak bezpośrednio. Bo to takie mi się wydaje bardzo osobiste. Mam jedno bezwzględne uczucie, takie na zawsze, cudownego domu, ciepłego, bezpieczeństwa pełnego. Mimo tego, że on nie był zasobny. No bo takie się ułożyły warunki. Ja uciekałam do domu jak do azylu. Rodzice się kochali. Nas kochali” — wyznała kiedyś piosenkarka w jednym z wywiadów (cyt. Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk).
- CZYTAJ TAKŻE: Mogła mieć cały świat u stóp, jednak ona tego nie chciała. Jak wyglądało życie Ewy Demarczyk?
Ewa była drobną i tryskającą energią brunetką. Wszędzie było jej pełno. Bama cierpliwie cerowała jej podarte ubrania, nazywając ją żartobliwie najbrudniejszym dzieckiem w okolicy. Bardzo się kochały. Artystka z czułością wspominała swój rodzinny dom.
„Mój dom był rozśpiewany. Głos odziedziczyłam po ojcu, który miał wspaniały tenor o niepowtarzalnym dramatycznym brzmieniu. Miał słuch absolutny. I grał na wielu instrumentach. Mama też śpiewała. Często lubiłam koło niej siadać i prosiłam: »Mamo, zaśpiewaj mi Cygana«. Mama śpiewała, a ja za każdym razem płakałam. Po latach bardzo chciałam go zaśpiewać tak samo rzewnie i sentymentalnie jak moja mama, bo nie boję się sentymentalizmu. Uważam, że ten, kto wypiera się sentymentalności, to albo jest człowiekiem niepełnym, albo kłamie” — mówiła o mamie.
Ewa Demarczyk była blisko związana z mamą. Jej śmierć zmieniła wszystko
Muzyczny talent tkwił w niej od początku, musiała go tylko z siebie wydobyć. Uczyła się śpiewać na własną rękę, a rodzice przysłuchiwali się jej próbom. „Mnie od początku chowano na geniusza. Może dlatego, że byłam brzydka? To nawet i straszne czasami, kiedy rodzice ubzdurają sobie, że potomstwo musi być utalentowane”. Później zaczęła pobierać lekcje gry na fortepianie. Mama była jej wielką inspiracją. Ufała jej bezgranicznie.
W 1962 roku Ewa Demarczyk zadebiutowała w „Piwnicy pod Baranami”, wykonując utwór „Karuzela z Madonnami”. Zasłynęła jako wielka interpretatorka poezji, stała się jedną z głównych gwiazd Piwnicy, a zarazem całego Krakowa. Występowała w strojach tworzonych przez Janinę. Podobnie w 1963 roku podczas Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu wyszła na scenę w skromnej, czarnej sukience, którą rodzicielka miała szyć godzinę przed.
- SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Ewa Demarczyk i Paweł Rynkiewicz byli razem prawie cztery dekady. Oto historia ich miłości
Ewę Demarczyk z mamą do samego końca łączyła głęboka i szczera więź. Po jej śmierci artystka pogrążyła się w głębokiej rozpaczy, bowiem cały świat, wszystko, co znała — legło w gruzach. Ewa bez przerwy chodziła na cmentarz i przesiadywała przy grobie, nawet po zamknięciu bram. Już wtedy była sławna, krążył wokół niej cały wianuszek wielbicieli, obdarowujących ją bukietami kwiatów. Nigdy jednak nie zabierała ich do domu — wszystkie zanosiła na mogiłę.
Korzystałam z książki „Czarny anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk”
Źródło: polskieradio.pl, culture.pl, twojstyl.pl