Reklama

Mimo że to powieść, oparta jest na prawdziwych historiach. Autor, Marcin Margielewski, miał okazję z bliska przyjrzeć się i poznać obyczaje oraz styl życia arabskich szejków. I zdecydował się zawrzeć szczegółowe, pełne brutalności i naturalizmu opisy w swojej książce. Jak podrywają szejkowie? to wstrząsający zapis wspomnień nie tylko z Dubaju, w którym seks, alkohol i perwersyjne żądze przeplatają się regularnie... Poniżej prezentujemy fragment tej sensacyjnej powieści!

Reklama

Fragment książki Jak podrywają szejkowie? Marcina Margielewskiego

Maj 2010, Hyatt Regency Le Palais de la Méditerranée, Nicea

Pobyt na południu Francji zawsze zawierał kilka obowiązkowych punktów. Dni upływały nam z reguły leniwie na pokładzie należącego do wuja Ahmeda jachtu Hamza , wcześniej często wykorzystywanego przez Wasima. Olbrzymi i zachwycający, miał wszystko, czego dusza zapragnie. A ozdobiony laskami w bikini zmieniał się w pływający raj na ziemi. Wprawdzie nie był ani największym, ani najdroższym jachtem, który pływał po tamtejszych wodach, bo na tym polu arabscy szejkowie uwielbiają konkurować, ale trudno było tu narzekać na cokolwiek.

Sześć luksusowych kabin, basen ze szklanym dnem i małe kino. Wasim miał jednak pewne zastrzeżenia − narzekał, że ta „łajba” nie ma lądowiska dla helikopterów, choć szczerze mówiąc, kompletnie go nie potrzebowała. W narzekaniach Wasima słychać było wyłącznie nutę współzawodnictwa, bo na jachtach należących do szejka Al Maktouma z Dubaju i Mohammeda bin Salmana, następcy tronu Arabii Saudyjskiej, można było wylądować helikopterem.

Poza jachtem zawsze zaliczaliśmy kasyno w Monte Carlo i Grand Prix Formuły 1 w Monako. Podsycani widokiem roznegliżowanych ciał na jachcie, naładowani testosteronem wywołanym kibicowaniem kierowcom Formuły 1 i nakręceni żyłką hazardu, wzięliśmy udział w absolutnie szalonej imprezie, która tym razem wyjątkowo nie została zorganizowana przez Roba. Południe Francji stanowiło terytorium Alana i szybko się okazało, że wśród jego znajomych znajduje się kilku królów życia. Jednym z nich był Jean-Pierre, typowy przedstawiciel hedonistycznej arystokracji, niezajmujący się w życiu ni-czym poza wydawaniem pieniędzy. Nie sprawiał zbyt dobrego wrażenia. Był klasycznym przykładem wiecznie uśmiechniętego, cynicznego dupka.

Czytaj także: Polka, która jest żoną szejka w Dubaju, zdradziła intymne szczegóły seksu z Arabami

Adobe Stock

Chudy i wysoki, wyglądał trochę jak młody David Bowie. Niby brzydki, ale jednak przystojny. Obserwując go, po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że ja też mogę sprawiać takie wrażenie. W zasadzie poza ukończeniem studiów nie dokonałem w swoim życiu niczego znaczącego. Pomyślałem, że zdecydowanie muszę zmienić swoje życie. Pod wpływem tego Francuza postanowiłem to po raz pierwszy. Jean-Pierre był dla mnie bardzo miły. Wiedział, kim jestem, a z tego, co mówił Alan, moja obecność na jego przyjęciu bardzo mu imponowała, dlatego przez kolejne kilka godzin nie opuszczał mojego boku.

Robił to, od czego zawsze stroniłem − przedstawiał mnie absolutnie wszystkim jako syna arabskiego szejka, doprowadzając mnie tym do białej gorączki. Brylował, oprowadzając mnie po zatłoczonym salonie. Zatrzymywaliśmy się przy każdej grupce gości, by żadnemu z nich nie umknęło, że znajduje się w tym samym pomieszczeniu, co arabski książę. Było to jedno z najbardziej żenujących doświadczeń w moim życiu. Od tej pory już zawsze patrzyłem na Jeana-Pierre’a przez pryzmat tamtych chwil, nie muszę zatem wyjaśniać, że ten pozer nie należał do moich ulubieńców.

Jean-Pierre mówił doskonałą angielszczyzną z silnym francuskim akcentem. A mówił dużo. Jego wywody na każdy temat pełne były nadętych wstawek, które brzmiały jak prawdy objawione, choć w zasadzie pokazywały tylko, że jest nieprawdopodobnym dupkiem.

– Zawsze mówię kobietom, że je kocham. To pomaga w stworzeniu intymnej atmosfery. Nawet jeśli ta miłość trwa tyle czasu, ile seks… Cóż, nic nie trwa wiecznie. Kobiety tego potrzebują. Nie potrafią bez tego żyć. Dziś świat mówi im, by były niezależne, więc próbują udawać, że nie potrzebują mężczyzn, ale bądźmy szczerzy, bez nas nie przetrwałyby zbyt długo. Kto by je kochał…

W jego ustach ten szowinistyczny bełkot brzmiał jak wywód filozoficzny. Najgorsze, że absolutnie nie krępował się wygłaszać go w obecności kobiet, choć i tak nie to było najgorsze. Zdecydowanie bardziej szokowały mnie ich reakcje. Uśmiechały się, przytakiwały i żadna nie zdobyła się na wymierzenie absolutnie zasłużonego ciosu w jego wykrzywioną cynizmem twarz. Rozumiem, że uśmiechanie się, nawet do najbardziej bezczelnych klientów, jest częścią wzorowej obsługi, ale to wykraczało daleko poza granice dobrego smaku. Dla mnie było wprost nie do zniesienia.

Z Jeanem-Pierre’em nie łączyło mnie absolutnie nic i nie byłem zachwycony, że to właśnie w jego towarzystwie przyjdzie mi spędzić kolejne kilka, a może nawet kilka-naście godzin, ale postanowiłem nie narzekać. Widziałem ekscytację Alana. Do tej pory pozostający raczej w cieniu naszego głównego event plannera Roba, tym razem miał zabłysnąć umiejętnościami organizacyjnymi. Widząc, jak się tym cieszy, nie miałem serca odbierać mu tej przyjemności.

Ten wieczór miał być kontynuacją naszego wypadu do kasyna, jednak w zdecydowanie bardziej frywolnej wersji. Graliśmy żetonami, ale każdy dostał tylko jeden. Początkowo wydawało mi się to nieco dziwne, ale wkrótce okazało się, że perwersyjne pomysły chłopaków potrafią nieźle działać na wyobraźnię. Nawet nie zauważyłem, kiedy salon w apartamencie opustoszał. Została w nim tylko nasza czwórka. Zaczęło się od drinków. Ale jakich! Alan zamówił na tę okazję słynny (podobno, bo ja nie miałem o tym pojęcia) drink stworzony dla i na cześć samej Grace Jones . Składał się z luksusowej mieszanki szampana Vintage Cristal rocznik tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty oraz niezwykle rzadkiej brandy Samalens Vieille Relique Vintage Bas Armagnac, wykończony odrobiną ekskluzywnego toniku Angostura Bitters i płatkami złota.

– Lampka tego napoju bogów kosztuje blisko piętnaście tysięcy dolarów – poinformował mnie Jean-Pierre.

Informacja ta mogła mieć znaczenie tylko dla tak skrajnego pozera. W moim mniemaniu, choć wyborny, alkohol wart był co najwyżej dwa zera mniej, ale nie ja tu ustalam ceny. Byłem niezwykle ciekawy, na czym będzie polegała nasza zabawa w kasyno. Jean-Pierre przyjął podwójną rolę − krupiera i gracza. W bardzo profesjonalny sposób, świadczący o latach praktyki w hazardzie, kazał nam obstawiać. Ja postawiłem na czerwone. Rob, Alan i Jean-Pierre jak jeden mąż – na czarne. Wypadło czarne. A to, co nastąpiło chwilę po zakręceniu ruletką, przekonało mnie, że aby uniknąć krępujących sytuacji, lepiej w tej grze obstawiać tak jak większość. Gdy tylko okazało się, że padło na czarne, do salonu wkroczyła ciemnowłosa dziewczyna o latynoskiej urodzie, ubrana jedynie w czarne majtki. Na nogach miała wysokie, również czarne szpilki.

Moją uwagę przykuł jej zniewalający biust. Idealnie kształtny, okrągły i niemal nieruchomy. Dziewczyna podeszła do stołu i oparła się o niego tyłem. Rob natychmiast do niej podszedł, podniósł ją, tak by mogła usiąść na wyłożonym zieloną tkaniną blacie, ale ona od razu się położyła, rozchylając nogi, między które bez chwili namysłu wjechał. Dziewczyna jęczała jak rasowa aktorka porno. Wykazywała się równie profesjonalną cierpliwością, gdy kolejno posuwali ją Alan i Jean-Pierre. Ja musiałem się temu przyglądać, choć nie powiem, że akurat ten typ wykluczenia w jakikolwiek sposób mi doskwierał. To było nieprawdopodobnie ekscytujące. Po kilku minutach przyszedł czas na ponowne obstawianie. Przez kilka kolejek byliśmy zgodni w zakładach i posuwaliśmy laski we czterech.

Gdy wygrywał kolor czerwony, na stole pojawiały się blond piękności w czerwonych koronkach; gdy zwycięsko obstawialiśmy czarny, przed nami kładły się Latynoski podobne do tej pierwszej. Byłem pod olbrzymim wrażeniem, bo mimo że dziewczyny były do siebie podobne, przy każdej kolejce na stół wjeżdżała inna. Organizacyjny majstersztyk! Pierwszy z gry odpadł Jean-Pierre, któremu alkohol i kilka orgazmów odebrały męskie moce. Nie narzekałem z tego powodu, zwłaszcza że gdy on opadał z sił, ja byłem w fazie olbrzymiego podniecenia, chciałem więcej i więcej. W końcu jednak kręcenie ruletką nam się znudziło i postanowiliśmy obstawiać kolory pojedynczo, tak by każdy z nas ogarnął tylko jedną laskę.

Zafascynowany pierwszą Latynoską, która weszła do salonu, wciąż byłem pod wrażeniem tego typu urody, więc obstawiałem czarne dopóty, dopóki nie przypadła mi w udziale latynoska piękność. Byłoby sporym nadużyciem powiedzieć, że ją przeleciałem. To raczej ona mnie przeleciała. Bez pardonu. Kilka razy. Wykorzystała mnie do cna, wycisnęła do ostatniej kropelki, a ja byłem tym absolutnie zachwycony. To było tak ekscytujące i wyczerpujące zarazem, że nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem. Obudziłem się dopiero następnego dnia − zupełnie nagi na dywanie w salonie. W dłoni nadal kurczowo ściskałem żeton, ale niestety nie miałem go już na co wymienić – dziewczyny opuściły nasz apartament.

Czytaj także: Żona szejka z Dubaju, która jest Polką, szczerze o życiu seksualnym Arabek!

Reklama

Adobe Stock

Kim jest Marcin Margielewski, autor książki Jak podrywają szejkowie?

To były dziennikarz radiowy i prasowy, który współpracował z takimi tytułami, jak Maxim, CKM, Super Express, Gazeta.pl, TVP czy Polsat Cafe. Przez dziesięć lat podróżował, mieszkając między innymi w Wielkiej Brytanii, Dubaju, Kuwejcie i Arabii Saudyjskiej. Pracował również jako dyrektor kreatywny kilku światowych marek

materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama