„Musiałam ukrywać nawet włosy”. Małgorzata Niezabitowska opowiada VIVIE!, jak w stanie wojennym oszukiwała bezpiekę
- Krystyna Pytlakowska
Małgorzata Niezabitowska zdradziła, jak udawało jej się funkcjonować w stanie wojennym. Jak wspomina wydarzenia z lat 1981-1983? Jak wyglądało życie w szarej rzeczywistość PRL? Opowiedziała o tym specjalnie dla nas Krystynie Pytlakowskiej.
Polecamy też: Spór o wykorzystanie najsłynniejszego zdjęcia Stanu Wojennego. Mamy komentarz autora fotografii Chrisa Niedenthala!
Książką Małgorzaty Niezabitowskiej „W moim kraju wojna”
Małgorzata Niezabitowska zdecydowała się opublikować swój dziennik, zawierający zapiski ze stanu wojennego i mnóstwo zdjęć robionych przez nią i jej męża Tomasza Tomaszewskiego. Używali specjalnej techniki, fotografując przez dziurawą rękawicę. Robienie zdjęć było surowo zakazane. Książka ukazała się pod tytułem „W moim kraju wojna” i jest niezwykle ciekawa faktograficznie. Małgorzata była wtedy dziennikarką „Tygodnika Solidarność”, a jej mąż znanym już fotografem. Dziś mówi: wydałam ten dziennik dlatego, że wiele osób dziś nie ma pojęcia, jak naprawdę wyglądał stan wojenny z perspektywy zwykłego Polaka.
Polecamy też: „Przed ogłoszeniem stanu wojennego byłem bliski samobójczych myśli”. O czym jeszcze mówił VIVIE! gen. Jaruzelski
Małgorzata Niezabitowska o stanie wojennym
– Ale ty byłaś niezwykła, przekazywałaś informacje na zachód i to właśnie od ciebie zagraniczna prasa miała wiadomości wiarygodne i z pierwszej ręki. Jak to robiłaś?
Spotykałam się z francuskim dyplomata Olivierem w małej restauracji przy Wiejskiej (teraz jest tam restauracja tajska) i podawałam mu z ręki do ręki najnowsze materiały. Próbowaliśmy się kamuflować, Olivier przychodził do tej knajpki także poza spotkaniami ze mną, żeby nie kojarzono go tylko z moją osobą. W każdym razie bezpieka się nie zorientowała, jakiego rodzaju kontakty nas łączą.
– Bałaś się, że cię namierzą?
Miałam dreszczyk emocji, ale raczej czułam w sobie adrenalinę niż strach. Miałam przeświadczenie, że robię coś ważnego i uczestniczę w historii. Dla młodej dziennikarki to doświadczenie było bezcenne. A potem widziałam efekt mojej „szpiegowskiej” działalności w zagranicznych pismach. Ukazywały się nie tylko informacje, ale i zdjęcia, które trudno było przemycić. Pamiętam, jak usiłując zmylić pogonie, co chwilę się przebierałam w inne płaszcze, czapki, szaliki. Chowałam włosy, które były moim znakiem rozpoznawczym. Bałam się zatrzymania, bo nie wiem, jak zniosłabym fizyczny ból. Aresztowanych bito, wymuszając zeznania.
– Wkładałaś męskie stroje, udając faceta?
Nie, podpisywałam tylko teksty w zagranicznej prasie męskim nazwiskiem.
– Chciałaś, wydając tę książkę, rozliczyć się prywatnie ze stanem wojennym? Takim, jaki tkwi w twoich wspomnieniach?
Nie, chciałam tylko, żeby młodzi ludzie , którzy dziś nie pamiętają nawet dokładnej daty ogłoszenia stanu wojennego, czyli 13 grudnia 1981, spojrzeli na to, co wtedy się działo inaczej, bardziej osobiście. Bo przecież te wydarzenia dotyczyły nas wszystkich – rodziców, dziadków i ich samych. Może inaczej by się historia potoczyła, gdyby stanu wojennego nie było.
– Myślisz, że ochronił nas przed inwazją rosyjską?
Nie wiem, podobno nie było takiego zagrożenia. Ale… wszyscy się wtedy zastanawialiśmy: wejdą, nie wejdą.
Małgorzata Niezabitowska milknie na chwilę. Myśli o tym, jakie konsekwencje mogłaby ponieść jej rodzina. Córeczka miała w 1981 roku 3 lata…
Nigdy później nie rozmawiała już z nikim „u władzy” o wydarzeniach stanu wojennego. Chociaż była rzecznikiem rządu Tadeusza Mazowieckiego, to od prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego trzymała się z daleka.
Polecamy też: Wojciech Jaruzelski: „Wyrządziłem krzywdę różnym ludziom. Tego żałuję najbardziej”