Reklama

Zawsze elegancki. Często w muszce, a na pewno w garniturze. Nigdy nie pozwolił sobie na pogniecione, czy nieelegenackie ubrania. Taki wybrał styl, bo był on elementem postaci, którą przez lata zbudował. W książce „Primadonna. Biografia Bogusława Kaczyńskiego” Bartosza Żurawieckiego” czytamy:

Reklama

„I wtedy na scenę wkracza Bogusław Kaczyński. Nareszcie! Ani żeśmy się spostrzegli, jak nastał rok 1975. Od czasu występu w Teleechu minęło już trochę czasu. Nadal nic nie wskazuje na to, że telewizja stanie się przeznaczeniem Bogusława, ale o Kaczyńskim wspomina Zbigniewowi Napierale Sławomir Pietras. To nie tylko przyjaciel Bogusia, ale też prezes Towarzystwa Przyjaciół Opery i przez pewien czas kierownik artystyczny Estrady Poznańskiej. – Przyjechał ten Boguś – wspomina Napierała. – Był inny, dziwny, w muszce. Mówił do mnie trochę jakby kokieteryjnie, przypominał Wojciecha Pszoniaka w Czterdziestolatku.

W jednym z odcinków bardzo wówczas popularnego, a już przywoływanego w tej książce serialu Czterdziestolatek Wojciech Pszoniak gra rólkę zniewieściałego, mówiącego cienkim głosikiem homoseksualisty, który kupuje kawę w warszawskiej kawiarni. Stefan Karwowski (Andrzej Kopiczyński) obrzuca go wzrokiem pełnym odrazy i czym prędzej wychodzi z lokalu. „Dziwak!” – komentuje zachowanie Karwowskiego homoseksualista, zdobywając tym komentarzem naszą sympatię. Po czym wypija łyk kawy”.

materiały prasowe

Skąd pochodził Bogusław Kaczyński?

Bogusław Kaczyński urodził się w Białej Podlaskiej i od początku wymyślił siebie. A wytrwale pracował nad tym, by postrzegano go właśnie jako eleganckiego pana zajmującego się muzyką klasyczną w szerokim pojęciu. Bogusława Kaczyńskiego wywodzącego się z kresowego ziemiaństwa: „Moi rodzice wywodzili się z kresowego ziemiaństwa, po mieczu herbu Pomian, po kądzieli Dołęgowscy herbu Dołęga" (jak się okazuje nie jest to prawda, ale o tym przeczytacie we fragmencie książki „Primadonna”).

Nie obce mu przecież były tajniki opery, był jej znawcą, choć początkowo sam pragnął być muzykiem. W 1964 roku ukończył Państwową Średnią Szkołę Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie (uczył się tam grać na fagocie, a później na fortepianie). Myśli o muzycznej karierze porzucił, gdy nie przyjęto go do Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie na wymarzony wydział (ukończył ją w 1971 roku pisząc pracę magisterską na Wydziale Kompozycji, Dyrygentury i Teorii). I stał się znawcą opery.

Mówił, że kochał dwie kobiety Edith Piaf i Marię Callas. Aleksandra Kurzak, wybitna śpiewaczka operowa wspominała mi przy okazji wywiadu do VIVY!, że oglądała każdy odcinek jego programu o operze. „Od razu miałam wielkie marzenia (śmiech). Marzyłam o Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Jak byłam mała, oglądałam z mamą program prowadzony przez Bogusława Kaczyńskiego „Rewelacja miesiąca”. Bardzo często można było w nim zobaczyć opery właśnie stamtąd. Już pal licho ze śpiewaniem! Ja marzyłam, żeby choć raz tam pojechać i przeżyć to osobiście”.

Czytaj też: Maryla Rodowicz i Zbigniew Wodecki zaśpiewali razem tylko raz. Ona wspomina go jako ciepłego człowieka

NAC

Prawda czy fałsz?

Żurawiecki pisze, że Bogusław Kaczyński konsekwentnie kształtował swoją biografię. I że w jego opowieściach na swój własny temat prawda była najmniej ważna. Juliusz Kurkiewicz w Gazecie Wyborczej cytuje przyjaciółkę Kaczyńskiego: „Hanna Popowska, przyjaciółka, zapytała kiedyś: „Boguś, po co tak zmyślasz? Znacznie lepiej, gdybyś powiedział: Pochodzę z biednej, ale dobrej, kochającej się rodziny (…). Boguś odpowiedział mi wtedy: Może masz rację, ale już za późno".

Co więc wiadomo o nim na pewno? Kochał operę, muzykę klasyczną i pragnął należeć do tego świata. A ponieważ przyszło mu żyć w siermiężnych czasach PRL postanowił, że tę sztukę wyższą wprowadzi pod strzechy. Doprowadził do tego, że śpiewacy operowi stali się rozpoznawalni na ulicy, a zwykli ludzie mieli poczucie, że sztuka wyższa nie jest przeznaczona tylko dla wyższych sfer. Pokazał, że opera jest fascynująca.

Praca była całym jego życiem. Pracował bez umiaru, aż w 2007 roku przeszedł pierwszy udar. Udało mu się z niego wyjść. Drugi okazał się śmiertelny. Zmarł 21 stycznia 2016 roku. Miał jedną żonę. Śpiewaczki Maria Fołtyn i Barbara Kostrzewska poznały go ze scenografką i malarką Jadwigą Marią Jarosiewicz. Małżeństwo przetrwało tylko pięć lat, ale do końca życia Kaczyńskiego ex-małżonkowie pozostawali w dobrych stosunkach.

Zobacz także: Synowa Marty Lipińskiej to znana i ceniona aktorka. Nie każdy wiedział, że są rodziną

Włodzimierz Barchacz/NAC

Świat opery nie miał przed nim tajemnic. Prowadził programy: „Rewelacja Miesiąca”, „Operowe Qui pro quo”, „Muzyczne spotkania ze znakiem zapytania”. Był dyrektorem plenerowego Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy, dyrektorem Teatru Muzycznego Roma, prorektorem Akademii Muzycznej w Warszawie. Założył fundację Orfeo zajmującą się wspieraniem i promocją muzyków, której zapisał swój majątek. Bartosz Żurawiecki napisał jak tak naprawdę wyglądało dzieciństwo Bogusława Kaczyńskiego, to które skrzętnie próbował przed wszystkimi ukryć.

Fragment książki „Primadonna. Biografia Bogusława Kaczyńskiego”.

Nieszczęśliwe dzieciństwo nie pasowałoby do wizerunku Kaczyńskiego, jaki sam sobie stworzył – pana prowadzącego słuchaczy w baśniowe przestrzenie sztuki operowej. W tym świecie mogą się dziać wielkie, nierzeczywiste tragedie, ale nigdy prozaiczne dramaty. Proza życia – zwłaszcza mroczna, bolesna – musi więc zostać usunięta także z autobiografii. Wszystko musi być w niej cudowne: cudowne dziecko, cudowni rodzice, cudowne dzieciństwo. Zresztą, jakim prawem mielibyśmy kwestionować, że było to dzieciństwo faktycznie szczęśliwe?
Nie chci

Fałszywy ziemianin

Być może Boguś nie zmyślił opowieści z dzieciństwa, ale na pewno zmyślił swój rodowód. „Moi rodzice wywodzili się z kresowego ziemiaństwa (po mieczu herbu Pomian, po kądzieli Dołęgowscy herbu Dołęga)” – napisze w autobiografii. Nie, nie z kresowego ziemiaństwa, nawet nie ze zubożałej szlachty. Co więcej, w oficjalnej biografii Kaczyńskiego Będę sławny, będę bogaty Anna Lisiecka po dokładnym prześwietleniu antenatów swojego bohatera musi przyznać, że żaden z nich nie był nobilitowany. Bogusław pochodził z rodziny chłopów i rzemieślników. (…)

Sukces Kaczyńskiego polegał także na tym, że zręcznie poruszał się między swojskością a jaśniepańskością. Był „naszym Bogusiem”, jak z sympatią i rozczuleniem mówiły o nim wielbicielki, ale jednocześnie Bogusławem Kaczyńskim, postacią z panteonu.
(…)

Wróćmy jednak do rodziców Kaczyńskiego. W wywiadach i książkach Bogusław nigdy nie wymienia ich z imienia i nazwiska. To są zawsze Ojciec i Matka, pisane z reguły dużą literą mityczne figury. Trzeba zajrzeć do indeksu osób w jego publikacjach lub wpatrzeć się w zdjęcie rodzinnego nagrobka, aby odkryć, że ojciec nazywał się Jan Kaczyński (urodzony w 1906 roku), a matka – Julia z Dołęgowskich Kaczyńska (urodzona w 1910).

Oboje pochodzili z Białej Podlaskiej. Poznali się bliżej, gdy śpiewali razem w chórze tamtejszego kościoła Świętej Anny. Ślub wzięli w tymże kościele 27 maja roku 1929. Wcześniej Jana ciężko doświadczyła wojna. W 1915 roku wraz z wieloma innymi mieszkańcami zachodnich guberni imperium rosyjskiego musiał z powodu napierającego frontu niemieckiego udać się w głąb Rosji. To przymusowe wysiedlenie ludności nazwano potem bieżeństwem, od rosyjskiego słowa oznaczającego uchodźstwo.

Z matką Marianną i sześciorgiem rodzeństwa (ojciec, Roman Kaczyński, został wcielony do carskiej armii) znaleźli się Kaczyńscy w Jekaterynosławiu w południowo-wschodniej Ukrainie, dzisiaj nazywającym się po prostu Dniepr. Rewolucja październikowa zmusiła ich jednak do ponownej wędrówki, z powrotem do rodzinnego miasta. Te peregrynacje rodzinne dały Bogusławowi asumpt do snucia w wywiadach dramatycznych opowieści o rodzinnym majątku rzekomo puszczonym z dymem przez bolszewików.

Pozbawiony na wychodźstwie możliwości edukacji kilkunastoletni Jan musiał nadrabiać po powrocie do Białej Podlaskiej program szkoły podstawowej. Od 1922 uczył się w Warszawie zawodu, uczęszczając jednocześnie do szkoły wieczorowej. Na stałe wrócił do Białej w 1926 roku (Bogusław napisze w autobiografii, że jego ojciec „przyjechał z Warszawy do (...) miasteczka Biała Podlaska” jako „wybitny specjalista”). Otrzymał pracę lakiernika w Podlaskiej Wytwórni Samolotów.

Zarabiał w niej na tyle dobrze, że w 1935 roku wzniósł drewniany piętrowy dom przy oddalonej od śródmieścia, za to położonej blisko dworca kolejowego ulicy Piaskowej 8 (obecnie Kardynała Wyszyńskiego) – miał stamtąd niedaleko do pracy. Państwo Kaczyńscy wprowadzili się tam z urodzonym w 1930 roku synem Ryszardem. Zginie on tragicznie w wieku jedenastu lat, wpadając pod koła kolejki wąskotorowej łączącej Białą Podlaską z Cieleśnicą. Rok później pojawi się w rodzinie Bogusław.

O tragicznej śmierci brata także nie znajdziemy ani słowa w autobiograficznych tekstach Kaczyńskiego. Pracując jako lakiernik, Jan Kaczyński jednocześnie uczył się w gimnazjum wieczorowym. Skończył cztery klasy, chciał się dalej kształcić, iść na studia, ale na przeszkodzie stanęła wojna. Podlaską Wytwórnię Samolotów zniszczyły niemieckie bombardowania, a to, co z niej zostało, rozgrabili Rosjanie, którzy wkroczyli do miasta 24 września 1939, zgodnie z paktem Ribbentrop-Mołotow, ale przebywali tam tylko do 10 października. Następnego dnia miasto zajęli Niemcy. Spod hitlerowskiej okupacji Biała Podlaska została wyzwolona 26 lipca 1944 roku.

W 1948 roku rodzice Bogusia sprzedali dom przy Piaskowej – ten, w którym mogły się rozgrywać opisane wyżej „disnejowskie” cuda z sarenką i barankiem – bo przypominał im o tragicznej śmierci pierworodnego. Przenieśli się do ścisłego centrum Białej, na ulicę Pocztową 11.

(…)
Po wojnie Jan Kaczyński ima się różnych zajęć rzemieślniczych, aż wreszcie zostaje kierownikiem lakierni i malarni w Remontowych Zakładach Sprzętu Wodno-Melioracyjnego. Będzie tam pracował do emerytury. Po godzinach śpiewa w chórze Powszechnej Spółdzielni Spożywców „Społem”. I rządzi domem twardą ręką.
„Miał silną osobowość, prawdziwy macho” – wspominał Kaczyński ojca, który chował dzieci wedle przedwojennych zasad.

(…)
Śpiewaczka Maria Fołtyn, która dobrze znała rodziców Kaczyńskiego, określiła Jana jako „szlachetnego i uczciwego człowieka”, który „kochał syna obłędną, bałwochwalczą miłością”. Jednakże to właśnie z postacią surowego ojca związane są te wypowiedzi Bogusia, w których pozwalał sobie na sugestię, że jego dzieciństwo nie było wyłącznie różowe i beztroskie. Natomiast niewątpliwie ojciec był dla syna wzorem self-made mana, który do wszystkiego doszedł uparcie własnymi siłami. Sam też się będzie na takiego kreował.

(…)
Nie zapominajmy jednak, że ten self-made man Jan Kaczyński miał wsparcie w osobie stojącej niezmiennie w jego cieniu żony. Julia Kaczyńska zajmowała się w Białej Podlaskiej „ogniskiem domowym”. „Nie pracowała zawodowo ani jednego dnia, gdyż byłoby to wielkim dyshonorem dla Ojca (...), który wziął na siebie (...) trud utrzymania rodziny”. Bogusław, którego w dorosłym wieku ukształtowały silne, niezależne kobiety, w książkach i wywiadach ukazuje matkę wyłącznie w wyidealizowanej postaci, jako uosobienie cnót niewieścich i macierzyńskich.

Czytaj też: Agnieszka Osiecka do końca ukrywała przed przyjaciółmi, że zmaga się z chorobą. Tak wyglądały jej ostatnie chwile

Archiwum „ORFEO” Fundacji im. Bogusława Kaczyńskiego.

fot. Bogusław Kaczyński z rodzicami

(…)
„Włoska uroda, kobieta bardzo elegancka. Brunetka z dużym temperamentem, pięknie mówiła” – tak ją opisuje Kaczyński. W jego wspomnieniach matka przygotowuje przyjęcia, głowiąc się nad tym, jakie przygotować menu, „aby nie powtórzyła się żadna z potraw podawanych podczas poprzednich przyjęć”. Jej specjalnością są nalewki własnej roboty, każda w innym kolorze: „od białej anyżkowej i złotej z pigwy, poprzez różową z tarniny i szmaragdową z piołunu, do bordowej z czarnej porzeczki i hebanowej z orzecha włoskiego”.

Po raz pierwszy szeroka publiczność mogła zobaczyć zdjęcia matki Bogusława dopiero w biografii Lisieckiej. Nie widać na nich ani „włoskiej urody”, ani „dużego temperamentu”. Julia nie ma też nieugiętego spojrzenia swojego męża. Spogląda na nas trochę lękliwie, najwyraźniej nie lubi się wchodzić na pierwszy plan. Jedna z tych fotografii podpisana została w książce Lisieckiej: „Julia Kaczyńska – zawsze uśmiechnięta”. Ano tak, Matka Polka zawsze musi być uśmiechnięta.

W 1956 roku Jan Kaczyński staje się obiektem zainteresowania Urzędu Bezpieczeństwa, który odkrył, że w latach 1933-1937 był on informatorem SRI DOK (Samodzielnego Referatu Informacyjnego Dowództwa Okręgu Korpusu), czyli kontrwywiadu wojskowego. To nie dziwi, skoro Jan pracował w fabryce produkującej także samoloty wojskowe.

Jak wynika z notatki służbowej sporządzonej przez funkcjonariusza UB, Kaczyński jest dobrze sytuowany (ma motor!) i „ładnie się ubiera”. Zarazem sprawia wrażenie człowieka, który się czegoś obawia. Kłania się grzecznie, ale z daleka, i jest ostrożny, jeśli chodzi o zawieranie znajomości. Mało rozmowny, spokojny. Nadto unika Milicji Obywatelskiej. Niejaki „R” – znający trochę Kaczyńskiego z racji „luźnych spotkań” – donosi Urzędowi, że jego zdaniem żona Kaczyńskiego nosi się „bardzo z pańska”. (…)

Kaczyński nigdy nie skrytykował konserwatywnego, patriarchalnego modelu rodziny, w którym wzrastał. Przeciwnie – od czasu do czasu bolał nad jego upadkiem we współczesnym świecie. W wywiadzie dla „Tarnowskich Azotów” (w roku 1998) powiedział: „Urodziłem się w czasie wojny, kiedy rodziny były jeszcze instytucjami działającymi według boskich i ludzkich praw, to znaczy matka nie chodziła do pracy”. Skądinąd wywiad ten nosi tytuł „Śmiać się ze wszystkich, mimo wszystko i ze wszystkiego”, podczas gdy ewidentnie z niego wynika, że z rodziny i patriarchatu śmiać się nie należy.

Z podobnym oddaniem będzie Kaczyński bronił XIX-wiecznej estetyki operowej. Bogusław idealizuje przeszłość – jest ona zawsze piękniejsza, godniejsza, bardziej elegancka i bardziej moralna niż współczesność. Po prostu boska, w każdym tego słowa znaczeniu.

A jednak w narracji Kaczyńskiego poświęconej latom szczenięcym kryje się wątek przewrotny genderowo. Jego bohaterką jest siostra Bogusława, Anna Janina, zwana Hanką. Choć młodsza od niego o cztery lata (urodziła się 26 czerwca 1946 roku), daje wycisk łobuzom, gdy przezywają jej brata „Kaczka”. Podczas gdy Boguś musi od małego ćwiczyć grę na fortepianie – pod karcącym spojrzeniem ojca, który wymyślił sobie, że syn będzie pianistą – Hanka kategorycznie odmawia poddania się rygorowi edukacji muzycznej (mówi ojcu, że wolałaby zamiatać ulice). Za to skacze po drzewach, uprawia sport. Chodzi po górach, zdobywa szczyty Tatr. Jest chłopczycą.

Boguś w dorosłym życiu zajmie się czymś tak „zniewieściałym” i afektowanym jak opera, Anna natomiast czymś tak „męskim” i konkretnym jak matematyka. Oboje więc, jakkolwiek by na to patrzeć, odrzucą patriarchalne wzorce.

Archiwum „ORFEO” Fundacji im. Bogusława Kaczyńskiego.

fot. Bogusław Kaczyński z siostrą Hanną

Hanna ukończy w 1968 roku studia na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu Łódzkiego, a potem przez długich dziewięć lat będzie pracować jako nauczycielka matematyki w Liceum Ekonomicznym nr 4 w Warszawie. W 1975 roku „po męsku” zapisze się do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – znowu w przeciwieństwie do brata, który wystrzegał się wszelkich partyjnych organizacji.

W końcu też i Hanka żywo zainteresuje się muzyką. Wstąpi do Młodzieżowego Ruchu Miłośników Muzyki „Pro Sinfonika” i do warszawskiego oddziału Jeunesses Musicales, stowarzyszenia działającego pod patronatem UNESCO. Bo przecież muzyka ma z matematyką w gruncie rzeczy bardzo wiele wspólnego. Jest równie ścisła i uporządkowana, nawet jeśli na estradzie przybiera formę ekstrawagancji artystycznej.

Wreszcie Anna porzuci Polskę i przeniesie się do Szwecji (wyjedzie w roku 1977), kraju – w stereotypowym oglądzie – surowego i zimnego. Męskiego. Boguś hołubić będzie Włochy i inne ciepłe, wibrujące emocjami kraje śródziemnomorskie, Anna natomiast odnajdzie swoje miejsce w Skandynawii. Wyjdzie za mąż w 1978 roku za Zbigniewa Jabłońskiego, rozwiedzie się, będzie się imać rozmaitych prac, aż wreszcie w połowie lat 80. ukończy kurs komputerowy i znajdzie pracę w firmie ubezpieczeniowej.

„Jadła jak Szwedka, ubierała się jak Szwedka, miała odruchy jak Szwedka. Wszystko w jej Szwecji było piękne, wszystko chwaliła” – napisze o siostrze jej brat. W 1986 roku Anna zamieni ostatecznie obywatelstwo polskie na szwedzkie.

W przeciwieństwie do matki Hankę znaleźć można na wielu zdjęciach reprodukowanych w książkach Kaczyńskiego. Nie jako młodą dziewczynę, ale już dojrzałą kobietę. Zawsze krótko ostrzyżona, o ostrych rysach i pozbawionym kokieterii spojrzeniu. Ubrana prosto, z niewyszukaną elegancją, w wywatowane żakiety nadające jej żołnierską posturę. Pozuje do zdjęć z gwiazdami festiwali muzycznych kierowanych przez brata, których jest stałą gościnią. Odróżnia się od ekstrawagancko wystrojonych, wdzięczących się do obiektywu diw – a więc także od swojego brata, nawet jeśli porównanie ich twarzy nie pozostawia wątpliwości, że Bogusław i Anna są rodzeństwem.

(…)

Zobacz też: Hanna Skarżanka – zanim została aktorką, pracowała dla wywiadu. Miała burzliwe życie

Cudowne dziecko

Bogusia od dziecka fascynuje scena, teatr, widowisko. Gdy w reprezentacyjnej sali Białej Podlaskiej zwanej „Skalą” pokazywane jest szkolne przedstawienie Jaś i Małgosia, ogląda je „wpatrzony nieprzytomnym wzrokiem w scenę”. Nie słyszy, co do niego mówi mama, która wcześniej pełna niepokoju szukała go po całym mieście.

Z zapartym tchem Boguś chłonie też spektakle operowe w Warszawie i we Wrocławiu, na które wożą go rodzice – słynną Halkę z Marią Fołtyn czy Aidę z Krystyną Jamróz i „złocistym rydwanem unoszonym przez dwa rumaki”. To one wyznaczą estetyczny wzorzec, którego Kaczyński będzie się trzymał do końca życia. No i ćwiczy wytrwale na fortepianie. Inne dzieci bawią się, grają w piłkę i chowanego, a Boguś powtarza gamy i pasaże. Ojciec pilnuje, by syn codziennych ćwiczeń nie zaniedbywał. – Boguś dbał o swoje ręce, więc nie brał udziału w naszych młodzieńczych zabawach. Był troszeczkę obok – mówi Jerzy Domaradzki.

W niemal każdym wywiadzie Kaczyński będzie powtarzał, że był cudownym dzieckiem, a swój pierwszy występ dał w „Skali” już w wieku czterech lat (a może trzech?, a może pięciu i pół? – zależy, który wywiad weźmiemy do ręki). Wyszedł na scenę w aksamitnych spodenkach, bolerku z białym, wykładanym kołnierzem i perłowymi guzikami i zagrał jedyny utwór, który umiał wówczas grać – walczyka Jaś mi z jarmarku przywiózł pierścionek. Publiczność ponoć oszalała z zachwytu. Zewsząd krzyczano: „Mały, graj! Mały, graj!”. Boguś oszołomiony tym sukcesem spojrzał na ojca stojącego w kulisach. Ojciec skinął głową, więc młody wirtuoz zagrał walczyka raz jeszcze. Ale na jednym bisie się nie skończyło. Publiczność nie chciała cudownego dziecka puścić ze sceny. Boguś bisował trzy razy. Choć w niektórych wywiadach przyznawał, że zaledwie dwa.

Od tamtej triumfalnej chwili nie opuściło go już marzenie o wielkiej artystycznej sławie. Na widowni w „Skali” było ponoć kilku profesjonalnych muzyków, którzy utwierdzili ojca w przekonaniu, że powinien dalej kształcić syna w kierunku muzycznym. Staje się więc Boguś – oczywiście, jeśli wierzyć temu, co napisał w autobiografii – „najlepszym pianistą w Białej Podlaskiej i na całym Podlasiu”. Występuje na szkolnych akademiach z okazji 1 maja czy rocznicy rewolucji październikowej. Gdy umiera Stalin, musi odegrać Marsz żałobny Chopina.

Dorasta. Idzie do gimnazjum. Raz w miesiącu odwiedzają szkołę zespoły muzyczne, by edukować młodzież. Zapraszają Bogusia, by coś z nimi zagrał. Występy przeplata opowieściami o muzyce i kompozytorach. Bryluje, już od wczesnych lat ma niekwestionowany dar wymowy. Boguś złotousty!

(…)
Do Białej Podlaskiej Kaczyński miał zawsze stosunek czuły. Tak przynajmniej deklarował w wywiadach i książkach. Jako dziennikarz i recenzent pisywał życzliwie o lokalnych inicjatywach muzycznych. Przyjeżdżał do rodzinnego miasta nie tylko w odwiedziny do rodziców, ale także na spotkania autorskie organizowane przez Bialskopodlaskie Towarzystwo Muzyczne. W wywiadzie z roku 1980 cieszył się z „awansu miasta”, który jego zdaniem polegał na przykład na tym, że „w miejscu, gdzie jeszcze do niedawna sprzedawano sery, urządzono salon Desy”. Nic dziwnego, skoro sam jako człowiek pozujący na arystokratę namiętnie kolekcjonował antyki.

W autobiografii poddał Kaczyński Białą Podlaską baśniowej metamorfozie. W ten sposób złagodził wyraźnie przebijającą z kart książki radość, że udało mu się wyrwać z tej małej miejscowości, w której byłby skazany na życie smutne i banalne. W zamian, z perspektywy swojego sukcesu, może przywoływać obraz „drewnianych domów fantazyjnie ozdobionych rzeźbionymi gankami, okiennicami i galeryjkami, jak również dworków zatopionych w pachnących ogrodach i otulonych zielenią starych drzew”. Tę arkadię zniszczyli „bezduszni architekci” kształceni w PRL-u, którzy nastawiali w mieście „brzydkich betonowych bunkrów”. Tam zaś, gdzie nie ma arkadii, nie może też być Bogusia.

Idealizacja objęła także coroczne wakacje w pobliskich Serpelicach nad Bugiem, gdzie „biegaliśmy wraz z Siostrą po łąkach z wiejskimi chłopakami, jeździliśmy na grzbiecie konia, mocno trzymając się za grzywę, za gospodynią truchtem podążaliśmy na poziomki i jagody”.

Nie dowiemy się jednak z memuarów Bogusia tego, że jego ojciec w ośrodku wczasowym w Serpelicach nie był szanownym letnikiem, lecz pracował tam latem jako konserwator, spec od wszelkich awarii. Bo jakże to – przedstawiciel kresowego ziemiaństwa złotą rączką?!

Michał Mutor/wyborcza.pl
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama