Cudem uniknęli śmierci, konsekwencje czuli przez lata. Historia wypadku z udziałem Krzysztofa Krawczyka i jego najbliższych
To wydarzenie zmieniło ich życie...
Do dzisiaj fani Krzysztofa Krawczyka nie mogą pogodzić się z jego śmiercią... Wybitny muzyk odszedł dokładnie dwa lata temu. „Chciałem być", „Za Tobą pójdę jak na bal" czy „Mój przyjacielu" nucą kolejne pokolenia. Życie ulubieńca publiczności jednak nie było kolorowe. Poza emigracją do Stanów Zjednoczonych miał poważny wypadek, który odmienił jego życie...
Krzysztof Krawczyk — tragiczny wypadek
Przypomnijmy, że w przeszłości Krzysztof Krawczyk był związany z Haliną Żytkowiak. To uczucie jednak nie przetrwało próby czasu. Po rozstaniu ulubieniec publiczności związał się z kelnerką, którą poznał w USA. Była to Ewa Trylko, późniejsza żona piosenkarza. To była wielka miłość, której nic nie było w stanie przerwać. Ich uczucie każdego dnia rosło w siłę. Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych zdecydowali przeprowadzić się do Polski. Pierwszym przystankiem w naszym kraju był Kołobrzeg. Gdy ich syn skończył 14 lat, zrozumieli, że następną przystanią będzie Warszawa...
Gdy w 1988 roku spakowali wszystkie swoje rzeczy, wsiedli do żółtego Fiata 125p. Nic nie wskazywało, że coś może pójść niezgodnie z ich planem. To miał być normalny dzień i zwykła podróż do stolicy... Wokalista, jego syn i ukochana zostawili za sobą Kołobrzeg. „To był ostatni dzień roku szkolnego, w siódmej klasie. Podobno pakowaliśmy się całą noc, przygotowując się do podróży. Około godz. 7 siadłem z przodu samochodu. Z tyłu położyła się spać małżonka taty", mówił Krzysztof Krawczyk junior w rozmowie z Uwagą TVN. Wtedy miało dojść do zdarzenia, który mógł skończyć się tragicznie...
„Myśmy bardzo późno poszli spać, a wcześnie wstaliśmy, bo przeprowadzaliśmy się z Kołobrzegu do Warszawy. Pojechaliśmy niewyspani. Przede mną był samochód, który wlókł się 30 km na godzinę, wyprzedziłem go i zasnąłem, już później nic nie pamiętam", przyznał wokalista wiele lat później w rozmowie z Dzień Dobry TVN. Pojazd z całą siłą uderzył w drzewo prawą stroną. To właśnie tam siedziało dziecko wokalisty.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Przed laty udało mu się nabrać cały kraj. Kogo naprawdę Mariusz Szczygieł nazywał żoną i narzeczoną?
Krzysztof Krawczyk — obrażenia po wypadku, konsekwencje, relacja
Artysta obudził się wraz z hukiem, który wówczas usłyszał. Okazało się, że muzyk zasnął za kierownicą. Co więcej, pasażerowie nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa. „Popełniłem kilka błędów. Nie zapiąłem pasów, ale pasy w ówczesnych samochodach to w ogóle nie dla ludzi były. Byłem cholernie zmęczony. Myślałem tylko o tym, aby przystanąć gdzieś na kwadrans. Ale nie było gdzie. Droga bez pobocza. Jadąc przez Buszkowo, odmawiałem różaniec. Później zresztą od znajomych zakonników ochrzan za to dostałem. W 28-stopniowym upale, bez klimatyzacji, nie powinno się modlić. To za bardzo wycisza. I przysnąłem", opowiadał.
Ukochana artysty wyleciała przez okno. W konsekwencji doznała wstrząśnienia mózgu. Syn piosenkarza był w gorszym stanie. Gdy trafił do szpitala, okazało się, że ma złamaną rękę, szczękę, nogę oraz stłuczenie pnia mózgu. Przez długi czas przebywał w śpiączce. „W ogóle nie zdawałem sobie sprawy z tych uszkodzeń, które miałem", mówił. Lekarze robili wszystko, co w ich mocy, aby uratować nastolatka. Co więcej, w mediach pojawiały się apele, z prośbą o pomoc w znalezieniu niezbędnego leku dla syna piosenkarza. Na szczęście udało mu się pomóc, jednak nie wrócił do pełnej sprawności fizycznej. „Bywało, że padaczki miałem kilka razy dziennie, ale czasami nie miałem prawie rok, raz tak było. [Podczas ataku] przewracałem się na ziemię, na buzi pojawiała się ślina", wyznał w reportażu dla TVN. Kilka lat temu Krzysztof Krawczyk junior opublikował fotografię znad morza. Wspomniał wówczas wypadek samochodowy, którego nigdy nie zapomni. „WYPADEK SAMOCHODOWY z dozgonnymi (dla mnie) skutkami. 28 czerwca 1988 r. przeprowadzka z Kołobrzegu do Warszawy", napisał w mediach społecznościowych.
A co się stało Krzysztofowi Krawczykowi? Uszkodził staw biodrowy, złamał szczękę oraz nogę. Gdy najbliżsi odwiedzali go w szpitalu, nie byli w stanie go poznać. „W bydgoskim szpitalu nie poznałem Krzysztofa i wyszedłem. A jak wróciłem, musiałem stać oparty o ścianę, żeby nie zemdleć. Tak miał zmasakrowaną twarz. Na drugi dzień powiedział przez zadrutowane zęby: »Dbaj o zespół, trzeba też kupić nowy samochód«. Pomyślałem wtedy, że wyjdzie z tej tragedii. Był człowiekiem walki, nieustannie przejmował się pracą, ciągle o niej rozmawialiśmy", przyznał Andrzej Kosmala na łamach „Vivy!".
„Po dwóch dniach, jak mnie zawieziono wózkiem do Krzysztofa, to ja go nie poznałam. Zemdlałam i kazałam się wywieźć. Miał policzki na ramionach. [...] Przez długi czas nie mogłam na niego patrzeć", dodała Ewa Krawczyk.
Dzisiaj mijają dwa lata od śmierci Krzysztofa Krawczyka.
CZYTAJ TEŻ: Tomasz Lis szczerze o swoich małżeństwach i byłych żonach. Użył jednego określenia