Kalina Jędrusik traktowała ją jak przyszywaną córkę. Aleksandra Wierzbicka jest jedyną spadkobierczynią artystki
"Miałabym córkę w twoim wieku", mówiła do niej
Pojawiła się w życiu Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata zupełnie przez przypadek. Kiedy pierwszy raz przekroczyła próg ich domu, miała 9, może 10 lat. Okazało się, że byli sąsiadami, dzielił ich tylko płot, przez który w kolejnych latach dziewczynka regularnie przeskakiwała i spędzała swój wolny czas w towarzystwie ekscentrycznego małżeństwa. Wtedy jeszcze nie podejrzewała, że Kalina stanie się dla niej drugą mamą, a ona jej jedyną spadkobierczynią. Połączyła je wyjątkowa więź.
Kim jest Aleksandra Wierzbicka? Relacja z Kaliną Jędrusik
„Kiedyś, kiedy była potwornie smutna, powiedziała do mnie: »Wiesz, ja jestem pulardą«. Pularda to taka kura, która nie może rodzić jajek. Wiedziała, że nigdy nie będzie miała dzieci, i czuła, że nie jest w sposób naturalny kobieca i jakby grała tę kobiecość. Grała tę kobietę o wiele ostrzej niż te kobiety, które nie mają żadnych niepewności”, wspominała aktorkę Agnieszka Osiecka.
Choć Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat żyli w otwartym związku i mieli wielu kochanków, zawsze do siebie wracali. Aktorka marzyła, aby mieć z ukochanym dziecko. Niestety nigdy nie było jej dane zostać matką. Ale w drugiej połowie lat 60. w życiu Dygatów pojawiła się 10-latka, do której Kalina zbliżyła się, jak do córki. Pewnego dnia mąż aktorki wrócił ze spaceru z ich dwoma pekińczykami i oczarowaną nimi dziewczynką. Kiedy kilkulatka zobaczyła wpatrującą się w nią Kalinę, nie rozpoznała w niej sławnej aktorki. "Jak masz na imię?", zapytała. "Aleksandra", odpowiedziała 10-latka. Chwilę rozmawiały, a kiedy na koniec dziewczynka zapytała, czy mogłaby czasem wyprowadzić ich pieski na spacer, usłyszała, że zamiast tego może przychodzić do nich i bawić się z nimi w domu lub ogrodzie. Ostatecznie miała blisko, dzielił ich tylko płot.
Wkrótce mama Aleksandry zaczęła mieć do niej pretensje, że zamiast bawić się na podwórku, jak inne dzieci, przesiaduje u Dygatów. Za każdym razem, kiedy pytała się jej, gdzie idzie, słyszała, że do cioci. Tak właśnie mówiła na Kalinę, do jej męża zwracała się z większym dystansem - "panie Stasiu". "Lubiłam tam przebywać, to był mój drugi dom. Kiedyś, gdy kolejny raz zasiedziałam się do późna, mama po mnie przyszła. Kalina zapytała: "Ma pani telefon?". "Nie mam" – odparła mama. No więc Kalina ten telefon załatwiła i dzięki temu były w kontakcie", mówiła w rozmowie z Angeliką Swobodą Aleksandra Wierzbicka.
Ostatecznie mama Aleksandry bardzo Kalinę polubiła i nie złościła się, że jej córka spędza w domu aktorki tyle wolnego czasu. Nie obraziła się, nawet gdy Jędrusik zażartowała po narodzinach siostry Aleksandry, Bożeny, że mogą się teraz podzielić córkami.
Z czasem pomiędzy aktorką a jej podopieczną zaczęła wywiązywać się głęboka więź, która nie ograniczała się tylko do kilkugodzinnej zabawy z psami Kaliny w ogródku. Aleksandra dorastała i kiedy mierzyła się z pierwszymi problemami, po rozwiązanie szła do Jędrusik, a nie do swojej mamy. "Nie wiem dlaczego, ale jej bardziej ufałam. Kiedyś paliłyśmy z koleżankami w szatni i ogień zajął płaszcz nauczycielki. Kazali nam za niego zapłacić. Nie poszłam z tym do mamy, tylko do Kaliny i ona zapłaciła".
Czytaj również: Magdalena Abakanowicz — najsłynniejsza dziś polska rzeźbiarka była wzorową żoną, ale żyła w trójkącie
W domu Dygatów
Kalina mogła obserwować, jak Aleksandra z małej dziewczynki na jej oczach zmienia się w nastolatkę, a potem w dorosłą kobietę. Gdy Ola miała 16 lat, zostawała u Dygatów też na weekendy. Jak mówiła w wywiadzie dla weekend.gazeta.pl, lgnęła do Kaliny, bardziej niż do swojej rodziny. Widziała w niej mentorkę, ale także kogoś, kto naprawdę ją rozumiał. "Może po prostu emocjonalnie byłyśmy bardzo podobne? Ja lubiłam rozrabiać, Kalina też. Obie mówiłyśmy ludziom prawdę prosto z mostu. Byłyśmy tak samo szczere i pomocne. No i obie kochałyśmy zwierzęta", mówiła.
Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat nigdy nie kryli się ze swoim życiem osobistym i prowadzeniem otwartego związku. Aleksandra mogła obserwować, jak aktorka ubiera męża na randki, a po wszystkim rozmawiają ze sobą o wrażeniach. Wspominała, że Kalina nigdy nie sprowadzała swoich kochanków do ich domu, miała na te spotkania przeznaczoną oddzielną kawalerkę. "Za czasów małżeństwa miała może z pięć romansów", podsumowała Aleksandra.
"Z Kaliną gdy już stałam się dorosła, skończyłam 20 lat, czułam jeszcze silniejszą więź. Byłam jej powiernicą, rozmawiałyśmy o życiu. Nigdy jednak nie mówiłam mamie o tym, co widziałam u Kaliny i Stasia", wyznała w rozmowie z Angeliką Swobodą dla weekend.gazeta.pl.
Kiedy w czerwcu 1989 roku Aleksandra wjechała do pracy pod Londyn, Kalina bardzo jej w tym kibicowała. Chciała, żeby jej Ola dobrze opanowała angielski i zobaczyła miasto, którym sama się tak ekscytowała. Ale kiedy po pewnym czasie dziewczyna zapowiedziała, że nie wraca do Polski, bo się zakochała, Jędrusik chciała już po nią wysyłać Wojtka Gąssowskiego. "Martwiła się, że nie dam sobie rady za granicą. A tak naprawdę bała się, że nie poradzi sobie beze mnie. Ale miłość mi przeszła i wróciłam", wspominała Wierzbicka.
Od tamtej pory aż do ostatnich chwil Kaliny były właściwie nierozłączne i odgrywały w swoich życiach bardzo istotne role. "Niektórzy mówią, że byłam jej opiekunką. To nieprawda. Traktowałam ją jak drugą mamę, a ona mnie jak przyszywaną córkę. Kiedy ktoś pytał: , odpowiadała: ", czytamy w wywiadzie ze spadkobierczynią Jędrusik.
Zobacz też: Kalina Jędrusik i Wiesław Rutowicz: o ich romansie Magdalena Zawadzka dowiedziała się po latach
Kalina Jędrusik: przyszywana córka
Aleksandra Wierzbicka wspominała, że gdy rozmawiały z Kaliną pierwszy raz, aktorka zapytała ją, w którym roku się urodziła. Gdy odpowiedziała, że w 1956, usłyszała, że jest prawie w tym samym wieku, w jakim byłaby jej córka, gdyby żyła. Córeczka Dygatów żyła tylko kilka dni. Mąż aktorki pochował dziecko i nigdy nie zdradził jej gdzie. Potem okazało się, że już nigdy nie będzie mogła zostać mamą. Aleksandra do pewnego stopnia wypełniała tę pustkę. "Mawiała, że połączyły nas gwiazdy, bo mam urodziny 14 lutego, tak samo jak jej tata. Dziś wydaje mi się, że dałam jej więcej miłości niż mojej mamie", wyznała.
W ostatnich chwilach Kalinie Jędrusik towarzyszyła właśnie jej przyszywana córka. "To nieprawda, że umarła w samotności. Umarła na moich rękach", mówiła w wywiadzie Aleksandra. Aktorka od dziecka miała problemy z oskrzelami, które z czasem zamieniły się w astmę i problemy z oddychaniem. "Dzień przed śmiercią, 6 sierpnia 1991 roku, pojechała w odwiedziny do znajomych. Zadzwonili do mnie i mówią: "Kalina bardzo źle się czuje, przyjedź". Wróciłyśmy do domu. Kalina poszła do swojego pokoju, ja oglądałam telewizję. Nagle słyszę, że mnie woła. "Dzwoń po pogotowie" – poprosiła. Wtuliła się we mnie i czekałyśmy. Przyjechała lekarka, spojrzała na twarz Kaliny i mówi: "Jej już nic nie pomoże, ma plamy opadowe". Prosiłam, żeby ją ratowali. Ale lekarka wypisała akt zgonu. Był 7 sierpnia", czytamy w gazeta.weekend.pl.
Dziś Aleksandra Wierzbicka prowadzi kawiarnię Kalinowe Serce na warszawskim Żoliborzu, która należy do fundacji o tej samej nazwie. Każdy, kto tam przychodzi i jest ciekawy, jaka Kalina była naprawdę, może usłyszeć kilka anegdot od jej przyszywanej córki i wiernej przyjaciółki. "Cały czas czuję jej obecność", wyznała.