Zaręczyli się po trzech miesiącach znajomości. Marek i Barbara Torzewscy są razem od ponad 40 lat
Dzięki żonie pokonał chorobę
Marek Torzewski i Barbara Romanowicz-Torzewska niezmiennie patrzą w tym samym kierunku, dzielą radości i smutki. „Nasze życie składa się z prostych zasad: miłość, zaangażowanie w miłość i bycie razem. I dzięki temu jesteśmy już 40 lat ze sobą, również dlatego, że musimy być razem w każdym momencie naszego życia”, tłumaczył artysta. Od końca lat 80. znaleźli swoje miejsce w Brukseli, gdzie dorastała ich córka Agata.
Marek i Barabara Torzewscy są w sobie zakochani tak samo, jak przed niemal czterdziestoma laty. A każde nowe doświadczenie tylko umacnia ich związek. Mają za sobą trudny czas. Choroba zaatakowała tenora nagle. Marek Torzewski zmagał się z rakiem, wstydził się tego, co go spotkało. Zamknął się w sobie, nie odzywał się do nikogo, nie chciał się leczyć. Żona i córka go uratowały. „Bliscy i rodzina w takich sytuacjach są bohaterami”, mówił światowej sławy artysta. Dziś zakochani cieszą się każdą chwilą.
Jak wygląda ich życie? Przypominamy niezwykłą historię miłości! „Jesteśmy ciągle razem i to się liczy. Patrzymy w nasze serca. A serce jeśli jest pełne miłości, to wszystko odbija się w oczach”, mówi Barbara Romanowicz-Torzewska.
[Ostatnia aktualizacja treści 06.04.2024 r.]
Marek Torzewski i Barbara Romanowicz-Torzewska: historia miłości
Poznali się ponad 40 lat temu i od tamtej pory są nierozłączni. „Nie chodzi o rekordy. Zresztą jestem długodystansowcem. Ale najważniejsze w naszym przypadku, że spotkało się dwoje niepoprawnych romantyków. Może bycie romantykiem wydaje się kiepskim pomysłem na obecne czasy, ale jeśli znajdzie się drugą taką samą osobę, jest fantastycznie w każdych okolicznościach”, mówił słynny polski tenor jakiś czas temu w rozmowie z Onetem.
Marek Torzewski i Barbara Romanowicz-Torzewska poznali się w Łodzi. On — zdolny polski tenor po Akademii Muzycznej w Poznaniu, ona absolwentka szkoły filmowej, związana z Teatrem Powszechnym. Pierwsze spotkanie było przypadkowe. Był październik 1983 roku. Artysta przyjechał na galę operową do Łodzi, gdzie zakwaterowano go w domu aktora. Pewnego dnia wyszedł wynieść śmieci i na korytarzu dostrzegł tak piękną kobietę, że go zamurowało. To była strzała Amora. Marek Torzewski nie mógł wydobyć z siebie głosu. „Ale następnego dnia już się do niej odezwałem, co wyznaczyło nam nasze kolejne 40 lat życia. [...] Miłość to energia, którą trudno opisać słowami. A ja tę energię poczułem od pierwszego wejrzenia. [...] Patrzyłem na nią jak na piękną kobietę i wspaniałego człowieka, a potem matkę mojego dziecka”, zwierzał się.
Jak ten moment wspomina Barbara Torzewska? „W tym samym momencie przekręcił klucz w drzwiach i gdzieś tam na siebie spojrzeliśmy. Wtedy usłyszałam od niego komplement, że ma bardzo ładną sąsiadkę. Później jeszcze kilka razy zdarzyło się, że się spotkaliśmy znów na tym korytarzu. Po latach zdradził mi, że nasłuchiwał, kiedy wychodziłam z mieszkania i starał się wyjść w tym samym czasie (śmiech)”, zwierzała się w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską dla Plejady.
A w rozmowie z VIVĄ! dodawała: „Zobaczyłam młodego chłopaka, bardzo przystojnego, ale nie zamurowało mnie tak, jak jego. Wtedy śpieszyłam się, biegłam na próbę do teatru, ale później spotykałam go w domu aktora wielokrotnie – takie dziwne zbiegi okoliczności, że wychodziliśmy z mieszkania w tym samym czasie”.
Zdarzało się, że Marek Torzewski przychodził do swojej przyszłej żony, by oglądać mecze piłki nożnej. Tenor urzekł Barbarę Romanowicz-Torzewską swoją spontanicznością, manierami i poczuciem humoru. Jest opiekuńczy i szarmancki. W każdym małym goście skrywało się wiele czułości. Aktorka zakochała się w jego głosie. Gdy pojawiła się na gali operowej w Teatrze Wielkim w Łodzi, zafascynowała się ukochanym, zobaczyła w nim niezwykłego artystę.
„Gdy zaprosiłeś mnie na galę i zobaczyłam cię na scenie, i usłyszałam, to we mnie wtedy strzelił piorun. Twój głos mnie powalił. Nagrałam twój śpiew na dyktafon, który potem wiele razy przesłuchiwałam. Dla mnie opera w tamtych latach kojarzyła się z koturnowością. Byłam do niej zdystansowana, pod wpływem Marka zmieniłam zdanie”, mówiła w Krystynie Pytlakowskiej.
Zobacz też: Grażyna Kulczyk dla dzieci zrezygnowała z kariery, wychowała je. Zawdzięczają jej wszystko
Oświadczyny i dalsze życie Marka Torzewskiego i Barbary Romanowicz-Torzewskiej
Marek Torzewski nie zamierzał zwklekać z oświadczynami. Poprosił ukochaną o rękę po trzech miesiącach znajomości. „Wiedziałem, że Basia jest bardzo piękna i że krążą wokół niej mężczyźni jak sępy. Może dlatego tak szybko się oświadczyłem, bo po trzech miesiącach. Nie chciałem, żeby jako osoba wolna była wyciągana na różne imprezy beze mnie. No i oświadczyny zostały przyjęte, a w kwietniu 1984 roku pobraliśmy się”, zwierzał się VIVIE!. Zakochani stanęli na ślubnym kobiercu i doczekali się córki, Agaty.
Gdy pojawiła się propozycja angażu z Belgii, nie wahali się nawet chwili. Małżonkowie spakowali się w kilka tygodni i wyjechali na stałe. Agata Torzewska miała wtedy prawie dwa latka. Marek Torzewski otrzymał stały kontrakt w Operze Królewskiej w Brukseli, a to w tamtym okresie była rzadkość.
Decyzja przyniosła za sobą kolejne cudowne propozycje i kariera tenora nabrała tempa. Potem występował na scenach w La Scali, Paryżu, Nowym Jorku. Współpracował z dyrygentami światowej sławy, jak Zubin Mehta czy Claudio Abbado.
,,Sytuacja w Polsce była taka, jaka była. Krótko mówiąc, nieciekawa. Ta propozycja była dla mnie ogromną szansą, więc decyzję podjąłem dość szybko. [...] Żeby występować na deskach Teatru Królewskiego w Brukseli, trzeba było być naprawdę dobrym. Nikogo nie interesowało to, skąd pochodzę. Liczył się talent. Albo bronisz się na scenie, albo nie. Belgia to Wieża Babel. Tam mieszają ludzie pochodzący z przeróżnych zakątków świata. Co zabawne, wiele osób myślało, że jestem Włochem", mówił Michałowi Misiorkowi.
Czytaj też: Wychowywał je jak własne dzieci, nazywały go „tatusiem”. Prawda o ich relacji wyszła na jaw po latach
Barbara zrezygnowała ze swoich planów zawodowych i poświęciła się rodzinie. Nie zgadza się, gdy po latach słyszy, że coś straciła, porzuciła karierę dla męża. „Nigdy nie chciałam poczuć się ofiarą, bo dopiero wtedy byłabym nieszczęśliwa. A ja jestem szczęśliwa. W dużym stopniu dlatego, że Marek nigdy mi nie dał odczuć, że zostałam gdzieś z tyłu. To, że od dawna jeździmy razem, że mąż potrzebował mojej pomocy czy podpowiedzi artystycznej, sprawiło w sposób naturalny, że zostałam jego menedżerem”, zwierzała się Barbara Romanowicz-Torzewska w rozmowie z Onetem.
A w Plejadzie, dodawała: „Kochałam film, swój zawód, miałam dużo energii do pracy, w końcu to było moje marzenie. Ale teraz z całą rodziną też czasami występujemy na scenie i nadal to mam. […] Może nie zrobiłam kariery aktorskiej, ale mam na koncie dużo większe osiągnięcie - szczęśliwą, kochającą się rodzinę, która jest wartością bezcenną”.
Aktorka jest duma z osiągnięć swojego ukochanego. Z kolei Marek Torzewski nigdy nie zapomniał, jak wiele zawdzięcza swojej żonie. Rodzina jest dla nich najważniejszą wartością. „Nigdy nie zapomniałem, że żona poświęciła swoją pracę i zdecydowała się urodzić dziecko. Położyła na szali cały swój talent i wysiłek, który włożyła w studia. Wszystko po to, żebym ja mógł śpiewać. Gdyby tego nie zrobiła, nie wiem, czy moglibyśmy być razem”, mówił Marek Torzewski w Plejadzie.
Artysta zaznaczał w wywiadach, że wspólnie z żoną utworzyli rodzinę z najcenniejszym jej członkiem, ich córką. „Zawsze mówiliśmy, że rodzina jest najważniejsza, chociaż wiele osób podchodziło do tego z dystansem. Teraz wszyscy twierdzą, że rodzina to opoka, a myśmy wiedzieli to od początku. Bo jeżeli rodzina jest scalona i rozumiemy, co ta druga osoba czuje i czego pragnie, to jest jak skała – podwalina wszystkiego. Mogą być różne zawirowania, ale ta skała stoi w tym miejscu, w którym została stworzona”, dodawał Krystynie Pytlakowskiej w VIVIE!
Przepis na udane małżeństwo
Marek Torzewski i Barbara Romanowicz-Torzewska wiedzą, że nic nie jest dane na zawsze. Udane, zgodne małżeństwo wymaga kompromisów, pielęgnowania relacji. To oboje praktykują niezmiennie od ponad 40 lat! Całą swoją miłość przełożyli na swoją córkę. Są z niej niesamowicie dumni. Agata po rodzicach odziedziczyła wiele talentów. Kocha taniec i śpiew. Na swoim koncie ma występy razem z tatą.
„Ona ma zupełnie inny głos niż ja i tworzy zupełnie inną muzykę. Agata poszła swoją drogą artystyczną. Nie chcieliśmy jej niczego narzucać, choć sugerowaliśmy, że zawód artysty nie jest łatwy, że bywa niestabilny. Skończyła więc studia ekonomiczne i założyła rodzinę. Ma dziecko – naszego wnuka Tomka. Z czasem sprawy artystyczne stały się jej pasją. Pracuje w zawodzie ekonomicznym, ale nadal występuje i śpiewa. Może kiedyś będzie odwrotnie”, wspominał Marek Torzewski w rozmowie z Michałem Misiorkiem dla Plejady.
Agata Torzewska zawsze mogła liczyć na ich ogromne wsparcie. „Podziwiam ich za to, że są tak zgraną parą. Wiadomo, czasem się kłócą, ale zawsze jednak się kochają, mimo różnych problemów zawsze są razem. Nie wiem, czy to jest dobre, czy złe, że mam tak idealny wzorzec małżeństwa. Już teraz widzę, że gdy spotykam kogoś, zawsze porównuję go do wzorca z rodzinnego domu, do rodziców”, wspominała córka artystów Annie Bimer dla Onetu.
Sprawdź też: Związał się z córką przyjaciela, dzieli ich 19 lat. Połączyła ich miłość do rajdów samochodowych
Marek Torzewski pokonał chorobę dzięki wsparciu rodziny
Sześć lat temu rodzina Torzewskich musiała zmierzyć się z niebezpiecznym przeciwnikiem. U słynnego tenora zdiagnozowano raka. Dla artysty to był potężny cios. Bliscy byli dla niego w tym trudnym czasie największym wsparciem. Jednak Marek Torzewski początkowo zrezygnował z walki o siebie. Nie mógł sobie poradzić z diagnozą lekarzy, którzy dawali mu prawie 10 procent szans na przeżycie. Tylko dzięki córce rozpoczął leczenie. Obiecał Agacie, że poprowadzi ją do ołtarza i zaśpiewa na jej ślubie. To ona go uratowała.
„Myśmy to właśnie przeżyli. Choroba spadła na mnie znienacka. Teraz zupełnie inaczej patrzę na świat i na ludzi. Zmieniłem się. Pojawiła się u mnie wiara w cuda. Zresztą nie chcę o tym mówić, ale gdybym zdecydował się wtedy na operację, może bym przeżył, a może nie. Ale na pewno nie mógłbym wykonywać swojego zawodu. Zrezygnowałem więc z zabiegu, chociaż mnie na niego namawiano. [...]. Ale kiedy zachorowałem, znalazłem się w zupełnie innym świecie, jakby w jakiejś malignie. Stałem się obojętny na wszystko, na wszystkich, na cały świat. To najgorsze, co może człowieka dotknąć. Przez półtora miesiąca nie odzywałem się do nikogo, nawet do Basi. I to jej zasługa, i naszej córki Agaty, że mnie z tego stanu wyciągnęły”, opowiadał Krystynie Pytlakowskiej.
Żona artysty w wywiadzie dla VIVY! powróciła do trudnych wspomnień. Nie ukrywa, że zachowanie ukochanego zadawało jej ogromny ból, lecz starała się być wyrozumiała i cierpliwie znosiła wszystkie ciosy. „To był najtrudniejszy okres w moim życiu i w małżeństwie. Marek prawie tego nie pamięta, ale było to coś strasznego. I nadal mówienie o tym jest dla mnie bardzo trudne. Wtedy odnosiłam wrażenie, że nic dla Marka nie znaczę. Prosiłam: „Mareczku, zrób to dla mnie”, a on się nie odzywał, był gdzieś daleko, nieobecny. To nie był mój Marek. Myślałam, że oszaleję. Schował mi wszystkie telefony komórkowe, żebym nikomu nie opowiadała o tym, co się z nim dzieje. [...] Nie mogłam wychodzić z domu, choć nie było jeszcze pandemii. A gdy czasami odkrył, że komuś coś opowiadam, zabierał mi telefon, niegrzecznie odzywając się do mojego rozmówcy."
Sam artysta wspominał ten czas w rozmowie z Onetem. Pamięta niewiele. Czuł jednak, że nie był sobą - odizolowany, zamknięty w sobie. Gdy dowiedział się od lekarzy, że zmaga się z nowotworem złośliwym stracił wolę walki. „Pojawiło się u mnie bardzo dużo nieufności. Do ludzi, do tej całej sytuacji. Pierwotnie zrezygnowałem z walki o siebie. Pogodziłem się już z tym nieuchronnym obrotem spraw. Było naprawdę nieciekawie. Byłem totalnie zrezygnowany. [...] Nie wierzyłem, że z tego wyjdę. Ta choroba przyszła znienacka. Podstępnie. Bez żadnej zapowiedzi. Żeby się wyleczyć, musiałbym podjąć bardzo radykalne środki, które uniemożliwiłyby mi dalsze wykonywanie zawodu", mówił Dariuszowi Dobkowi.
Marek Torzewski, Barbara Romanowicz-Torzewska, Jaka to melodia, 2012 rok
Marek Torzewski postanowił spróbować eksperymentalnej metody, która wiązała się z dużym ryzykiem. Podjął je i nie żałuje. „Po roku sytuacja zaczęła się stabilizować, a później było już tylko lepiej i lepiej. Nie chcę zapeszać, a jestem przesądny, ale dziś moje wyniki wskazują na to, że jestem już zdrowy”, mówił Michałowi Misiorkowi w Plejadzie. Artysta jest teraz pod stałą opieką lekarzy, chodzi na badania kontrolne, ale nie ukrywa, że przy odbiorze wyników towarzyszy mu zawsze niepokój. „Przecież w każdym momencie może dojść do nawrotu. Ale obecnie, dzięki Bogu, jest wszystko dobrze”, podkreślał. Cieszy się, że mógł wrócić do śpiewania, na scenę, która daje mu ogromną radość. „Czułem się jak ptak wypuszczony z klatki, który w końcu może rozłożyć skrzydła i wysoko lecieć. […] Chcę nadal dzielić się z ludźmi tym, co Bóg mi dał”, zaznaczał w Plejadzie.
Marek Torzewski podkreśla, że choroba będzie z nim już cały czas. Wie, że może nastąpić nawrót, ale nie zamierza myśleć pesymistycznie. Ma dla kogo żyć, śpiewać, przekazuje wiedzę swoim uczniom.
Barbara Torzewska, Marek Torzewski, Viva! 18/2022
Marek Torzewski o rodzinie
Słynny tenor nie wyobraża sobie, co zrobiłby, gdyby nie było przy nim bliskich. Wiele zawdzięcza córce i żonie. „Po raz kolejny okazało się, że rodzina jest najważniejsza. Powtarzam to zresztą od lat. Pamiętam takie wydanie czasopisma 'Razem' z 1984 r. Trafiliśmy na jego okładkę z żoną, a tytuł brzmiał: 'Oboje z Basią jesteśmy młodzi i czego mamy się bać?'. To do dzisiaj jest nasza dewiza. Razem nic jest nam niestraszne. Kiedyś zadano mi pytanie, w co nie wierzę. Odpowiedziałem bez wahania, że nie wierzę w cuda. I proszę bardzo - myliłem się! Cuda się zdarzają. Teraz już w nie wierzę, bo moje wyzdrowienie można potraktować w tych kategoriach", dodawał w Onecie Dariuszowi Dobkowi.
Marek Torzewski cieszy się każdym dniem z bliskimi. Siły dodaje mu czas spędzony z wnukiem. „Jak przychodzi do nas, od razu bierze biało-czerwony szalik i każe sobie puścić "Do przodu Polsko" (śmiech). Ma 2,5 roku, nagraliśmy już pierwszą piosenkę [...] skupiam się na tym, co tu i teraz. Bo na to mamy wpływ. Cieszę się każdym dniem. Wiem jednak, że życie nie zostało dane mi na zawsze. I że kiedyś się skończy. Chciałbym móc u jego kresu powiedzieć, że było fajnie. I pamiętać tylko te dobre rzeczy", opowiadał dumny artysta w archiwalnej rozmowie.
Ukochana Marka Torzewskiego podkreśla, że najważniejsze jest to, że dziś cała rodzina może spotykać się przy jednym stole. Dzięki sobie przetrwali największe trudności. „W naszym życiu było wiele wyzwań, pokus, ale zawsze ta miłość zwyciężała. Dostaliśmy tę łaskę miłości i za to jestem wdzięczna”, dodawała żona Marka Torzewskiego w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską.
Markowie Torzewskiemu i Barbarze Romanowicz-Torzewskiej życzymy wszystkiego, co najpiękniejsze!
Źródło: Plejada, Onet, Marek Torzewski Strona Oficjalna Onet, Viva! 2022
Marek Torzewski, Barbara Romanowicz-Torzewska, Agata Torzewska
Agata Torzewska, Marek Torzewski, Barbara Torzewska, 2008 rok