Reklama

13 stycznia na ekrany polskich kin wszedł ostatni film Andrzeja Wajdy. „Powidoki” to w tym roku polski kandydat do Oscara. Jak w roli Władysława Strzemińskiego wypadł Bogusław Linda? Czy Bronisława Zamachowska sprostała zadaniu, które powierzył jej jeden z najbardziej znanych na świecie polskich reżyserów? Czy obraz ten ma szansę zdobyć najważniejszą nagrodę w świecie filmu?

Reklama

Uwaga! Niniejsza recenzja zawiera spoilery.

Polecamy też: "Powidoki" - testament mistrza? Czego się spodziewać po ostatnim filmie Andrzeja Wajdy

„Powidoki” - kontrowersje i oczekiwania

O Bogusławie Lindzie w polskim kinie zwykło się mówić, że zagra każdą rolę i zrobi to najlepiej, jak potrafi. Od początku było wiadomo, że zadanie, jakie mu powierzono, nie będzie łatwe, ze względu na założenie Andrzeja Wajdy, by w „Powidokach” zrezygnować z wątku Strzemiński-Kobro na rzecz przybliżenia widzom historii jednostki, która została zniszczona przez system polityczny. To mocno ograniczyło wachlarz emocji, które mógł na dużym ekranie wyrażać Bogusław Linda.

Słychać było również głosy, że obsadzenie w roli córki malarza Bronisławy Zamachowskiej to dosyć odważny krok, zważywszy na jej brak doświadczenia. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że film ten będzie jedną z najbardziej wyczekiwanych premier 2017 roku. W końcu wzbudzał za sprawą odtwórcy głównej roli wiele kontrowersji. Przypomnijmy: Słowa Bogusława Lindy o „Powidokach” wywołały burzę. Co tak naprawdę powiedział aktor?

Bogusław Linda w „Powidokach” jako Władysław Strzemiński

Słowo, które najlepiej opisuje ten film, to nierówny. Są momenty, w których widz czuje się częścią opowiadanej historii, fascynują go losy i wybory głównych bohaterów, fabuła wydaje się spójna i porywająca. Jednak bywają i takie, w których wszystko dłuży się, wydaje robione na siłę i sztuczne. Pierwszy i najważniejszy zarzut dotyczy roli Władysława Strzemińskiego: w niektórych scenach postać ta jest banalna: to, co mówi o wybieraniu własnej ścieżki artystycznej, trąci ludowymi mądrościami spod znaku Paulo Coelho (i to powtarzanymi kilkukrotnie!). Co więcej, wydaje się również postacią, której wybory nie są do końca zrozumiałe: z jednej strony sprzeciwia się systemowi komunistycznemu, z drugiej podejmuje pracę, która polega na malowaniu portretów Stalina i Lenina, z trzeciej jego zachowanie związane z buntem za wszelką cenę wydaje się dosyć osobliwe, biorąc pod uwagę fakt, że umiera matka jego córki i jest jedynym żywicielem rodziny. Strzemiński to w filmie osoba, która nie tyle walczy z systemem, ile walczy o wolność twórczą, stąd jego zmagania z komunizmem mają wymiar bardziej uniwersalny. Jednak wydaje się chwilami nieobecny, nazbyt melancholijny, rzeczywistość jest jakby obok niego i tylko w niektórych sytuacjach daje wyraz emocjom (z reguły towarzyszy mu stoicki spokój). To ten typ charakteru, który jest widzowi obojętny, trudno się z nim bowiem utożsamić. Jednak w chwilach całkowitego zwątpienia, gdy Strzemiński jest schorowanym człowiekiem, u kresu swoich dni, odpalającym papierosa od papierosa, Linda wypada nad wyraz przekonująco. Bodaj najlepszą sceną filmu jest ta, w której wylizuje talerz po zupie, gdy gosposia odmawia wydania mu posiłku, z powodu braku pieniędzy i zadłużenia.

Bronisława Zamachowska w filmie „Powidoki”

Bronisławie Zamachowskiej została powierzona trudna rola, gdyż w filmie odgrywa postać zmagającą się z codziennością, która stara się funkcjonować w świecie szarym, zimnym, bez matczynej opieki, gdy ojciec zostaje zwolniony z uczelni i żyje na granicy ubóstwa. Niestety, dało się zaobserwować braki warsztatowe filmowej Niki. Sprawiają one, że wypada w roli sztucznie (w scenie płaczu trąci to groteską). Jednak córka Zbigniewa Zamachowskiego ma dużo uroku osobistego i dzięki temu udało jej się oddać emocje towarzyszące dramatowi córki Władysława Strzemińskiego; a to było wyjątkowo trudne zważywszy na fakt, że była ona owocem miłości dwojga artystów z silnymi osobowościami, którzy postanowili nie utrzymywać ze sobą kontaktu po rozstaniu. Jednak momentami zbyt mało w niej smutku, wewnętrznego rozdarcia i rozpaczy jak na osobę, która w krótkim czasie traci dwoje rodziców i praktycznie nie ma grosza przy duszy.

Czy warto zobaczyć „Powidoki” Andrzeja Wajdy?

Zdecydowanie tak! Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości: to bardzo ważny film w polskiej kinematografii, który opowiada historię o wybitnym artyście, zmagającym się z systemem politycznym, który nie zezwalał na indywidualność i artystyczną wolność. Jednak trudno nie zgodzić się z Bogusławem Lindą, że obraz powstał w oparciu o nie najlepszy scenariusz. Jeśli dorzucić do tego nierówną grę aktorską, wydaje się, że Polsce nie uda się zdobyć ani Oscara, ani nawet nominacji do tegoż. Zbyt mało w ostatnim filmie Andrzeja Wajdy silnych emocji, sugestywnych obrazów i mocnej wymowy, która wpłynęłaby na odbiorców i krytykę. Wydaje się, że jest to film dosyć poszarpany, fragmentaryczny, w którym główne założenie, aby ukazać jednostkę niszczoną przez system totalitarny, nie zostało ukazane w wystarczająco przekonujący sposób.

Reklama

Polecamy też: „Wyglądał jak poraniony ptak”. Grażyna Szapołowska wspomina w rozmowie z VIVĄ swoje ostatnie spotkanie z Andrzejem Wajdą

Reklama
Reklama
Reklama