Reklama

W masowej świadomości zapisał się jako Franek Dolas z komedii „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. Przyniosła mu ogólnopolską rozpoznawalność i uwielbienie widzów. To jedna z kultowych produkcji, oglądana tak chętnie, jak „Miś” czy „Rejs”. Cytaty z niej przeszły do języka użytkowego. Bo kto nie pamięta słynnej sceny, w której żołnierz przedstawia się niemieckiemu oficerowi, jako Grzegorz Brzęczyszczykiewicz ze wsi Chrząszczyżewoszyce w powiecie Łękołody? A jaki prywatnie był Marian Kociniak? Jego życie dalekie było od sielanki. Stracił rodziców, miał trudne dzieciństwo, chorował, zaś po śmierci żony nie był w stanie się podnieść...

Reklama

Marian Kociniak – dorastał w okresie II wojny światowej

Marian Kociniak urodził się 11 stycznia 1936 roku w Warszawie. Już jako mały chłopiec miał za sobą trudne doświadczenia. W rozmowie z Super Expressem opowiadał o pierwszych wspomnieniach z dzieciństwa. Aktor przeżył koszmar okupacji.

„Pamiętam Niemców, którzy szli z miotaczami ognia i podpalali wszystkie domy na Dolnym Mokotowie, gdzie mieszkaliśmy... Tego się nie zapomina! Miałem wtedy 6 lat. A kiedy nasz dom już się palił, z rodzeństwem i rodzicami ruszyliśmy w kierunku Pyr. Ojciec w takiej starej cegielni znalazł tam dla nas schronienie. Spaliśmy na słomie, koczowaliśmy tak przynajmniej przez rok, do wyzwolenia Warszawy. Przeżyliśmy tam straszną zimę, straszną biedę. Chodziło po nas tysiące wszy. Miałem na głowie krwawy czerep, nie było lekarstw, matka zrywała mi go”, wspominał.

Lata młodości nie były dla niego łatwe. Rodzice chcieli, by wykonywał zawód ślusarza, który pozwoli zabezpieczyć przyszłość i podreperować domowy budżet. Ale Marian Kociniak miał inny plan - marzył o aktorstwie. A gdy po latach najbliżsi pojawili się na jednym z jego występów, nie kryli wzruszenia i dumy. I tak kontynuował naukę w technikum. Już wtedy należał do kółka dramatycznego w Wilanowie. To otworzyło mu drogę do szkoły artystycznej.

W 1959 roku ukończył Wydział Aktorski warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Po ukończeniu studiów rozpoczął współpracę z Teatrem Ateneum. Występował także na deskach Teatru Dramatycznego, Syrena i Teatru na Woli. Stworzył wiele genialnych kreacji w „Śmierci komiwojażera”, „Zmierzchu”, „Samobójcy”, „Biesach”, „Garderobianym”, „Królu Henryku VI”, „Za i przeciw”, „Herbatce u Stalina”, „Zmierzchu”.

Marian Kociniak był aktorem fenomenalnym, kompletnym. Krytycy nie szczędzili mu pochwał. Skupiał na sobie uwagę widza. Bawił do łez i skłaniał do refleksji. A prywatnie dusza towarzystwa.

„Wielki profesjonalizm i wszechstronność. Umiał grać wspaniale i różnorodnie”, wspominała go Magdalena Zawadzka.

Czytaj także: Agnieszka Holland i Laco Adamik: wyszła za niego, mając 18 lat. Po rozwodzie z nikim się już nie związała

Sam Marian Kociniak tak mówił o grze: „Najważniejsze jest utożsamienie się z postacią. Muszę być głęboko zaangażowany w to, co robię, muszę uwierzyć w przeżycia i reakcje mojego bohater”. „W każdej dziedzinie sztuki trzeba być prawdziwym jak rydz. Prawda liczy się w Szekspirze, ale tak samo w piosence czy skeczu. A rozróżnianie na dramat czy komedię nie ma znaczenia – wszystko trzeba dobrze zagrać”, dodawał w wywiadzie dla Newsweeka.

W 1962 roku pojawił się na ekranie w „Niewinnych czarodziejach” u Andrzeja Wajdy. Potem przyszły kolejne role. Marian Kociniak grał także w takich produkcjach, jak: „Ostatni Bóg”, „Marysia i Napoleon”, „Trójkąt Bermudzki”, „Gwiazda Polarna”, „Danton”, „Skok”, „Jan Serce”, „Popiół i diament”, „Janosik” i wielu innych. Wybierał role wymagające artystycznie, głębokie.

Czytaj też: Ślub wzięli w tajemnicy. Małgorzata Niemirska przez pięć lat codziennie żegnała się z Markiem Walczewskim

Marian Kociniak: rola, która przyniosła mu popularność

Największą rozpoznawalność dała mu rola Franka Dolasa w trzyczęściowej komedii „Jak rozpętałem II wojnę światową” (premiera miała miejsce 2 kwietnia 1970 roku). To był jego ogromny sukces!

„Oglądając film Chmielewskiego trudno oprzeć się wrażeniu, że główna rola została napisana specjalnie dla Kociniaka. Jeśli tak nie było, trzeba reżyserowi pogratulować wyboru wykonawcy. Takiego popisu wdzięku, brawury i poczucia humoru ani wcześniej, ani później w rodzimej komedii nie podziwialiśmy , oceniał Krzysztof Demidowicz w 1993 roku na łamach czasopiśmie Film.

Ta rola była pisana Marianowi Kociniakowi. Jednak w jednym z wywiadów aktor nie ukrywał, że przez lata nie mógł się uwolnić kreacji Franka Dolasa.

Marian Kociniak, kadr z filmu Jak rozpętałem drugą wojnę światową", 1969 rok:

INPLUS/East News

„Już mam siwy łeb kompletnie, ale kolejne pokolenia rozpoznają mnie głównie jako Dolasa”, tłumaczył w 2011 roku w rozmowie dla naszemiasto.pl „Początkowo trochę marudziłem, bo rzeczywiście zrobiłem tyle wspaniałych ról w teatrze i nikt mnie nie pamięta. A jedna rola zrobiła furorę. Ale później już się przyzwyczaiłem i jestem z tego powodu szczęśliwy”, wspominał w rozmowie z TVP Info w 45. rocznicę filmu.

Nie ukrywał, że ta rola przyniosła mu satysfakcję. Co ciekawe, to nie Marian Kociniak początkowo miał wcielać się w kultową rolę. Reżyser Tadeusz Chmielewski wyznał, że rolę miał powierzyć… Wojciechowi Młynarskiemu.

„Franka Dolasa miał grać Wojciech Młynarski. Był wtedy bardzo popularny, miał genialne vis comica. Ubrałem go w mundur, wyglądał bardzo dobrze. Miałem już właściwie podpisywać z nim umowę, ale wtedy zaczęły się we mnie rodzić pewne wątpliwości”, tłumaczył w rozmowie z Piotrem Śmiałowskim.

Okazało się, że Wojciech Młynarski ze względu na inne zobowiązania zawodowe nie miałby możliwości wystąpienia w produkcji. „Tego nie dałoby się chyba pogodzić z pracami nad "Dolasem", zwłaszcza że gros zdjęć miało się odbyć za granicą. Wolałem nie ryzykować. Zrobiłem zdjęcia próbne i wybrałem Kociniaka”, tłumaczył.

Podobno aktor na planie uległ poważnemu wypadkowi. Nie mógł chodzić przez prawie miesiąc. Mówi się, że Marian Kociniak miał zastanawiać się nad rezygnacją z gry w filmie. Tak się jednak nie stało.

Po raz ostatni Marian Kociniak pojawił się w filmie „Głęboka woda” z 2013 roku. Ze względu na stan zdrowia zrezygnował z aktorstwa.

Zobacz też: Płomienne uczucie Małgorzaty Kożuchowskiej i Marka Straszewskiego rozkwitło na sesji zdjęciowej. Jednak szczęście nie było im pisane

Marian Kociniak, kadr z filmu Miłość z listy przebojów 1984 rok

INPLUS/East News

Marian Kociniak i Grażyna Pilszczyńska: historia miłości

Los wystawiał Mariana Kociniaka wielokrotnie na ciężkie próby. Ale on nie tracił pogody ducha. W szkole teatralnej przeżył wielką miłość. Przez dwa lata był zaangażowany w relację z aktorką Mają Wachowiak. Niestety, młoda kobieta po roli u boku Gustawa Holoubka zostawiła dla niego Mariana Kociniaka. To właśnie wtedy, z jeszcze złamanym sercem, poznał miłość życia. Aktor w 1961 roku w studio dubbingowym spotkał dwa lata młodszą montażystkę. Była nią Grażyna Pilszczyńska, którą poślubił dwa lata później. Jego żona wychowywała z poprzedniego małżeństwa syna. Chociaż początkowo jego rodzina nie była przekonana do tej relacji, Marian Kociniak na przekór wszystkim walczył o swoje szczęście. Grażyna była jego najlepszym przyjacielem i drogowskazem. A to docenili później jego najbliżsi. To była prawdziwa miłość. Para wspólnie doczekała się córki, Weroniki.

Gdyby nie Grażyna, to bym nie żył. Ona o wszystko dba. Ona dba, żebym się nie roztył, ona dba, żebym się nie rozpił. Całe życie walczy z moimi papierochami... Ona jest moim cenzorem najlepszym, ona mi mówi, co sknociłem, ona mówi mi, co zagrałem dobrze. Tyle, ile ja przykrości narobiłem tej mojej Grażynce... Że też ona ze mną tyle wytrzymała”, mówił czule o żonie.

Marian Kociniak z ukochaną żoną, Grażyną:

PIOTR FOTEK/REPORTER

Marian Kociniak z żoną, pokaz mody firmy Olsen, 01.03.2009 rok, Hotel Victoria

Konrad Korgul / Studio69 / Forum

Marian Kociniak był bardzo zżyty z najbliższymi. Trudno było mu się pogodzić z odejściem ojca. Lekarze zdiagnozowali u niego zaawansowanego raka kręgosłupa. Niedługo po nim zmarła mama aktora.

„Nie wiem, na co chorowała. Myślę, że zaczęła umierać z żalu za ojcem. Z tęsknoty za nim”, mówił. Artysta nigdy nie pogodził się też z bratem. Rodzeństwo zerwało ze sobą kontakty, gdy aktor miał stwierdzić, że jego bratanica nie poradzi sobie w branży. Ciężko zniósł informacje o śmierci brata i jego żony, którzy zaczadzieli w domku letniskowym.

W ostatnich latach życia aktor ciężko chorował. Lekarze usunęli mu fragment jelita, miał też problemy z poruszaniem się. Mógł liczyć na wsparcie żony, Grażyny.

„Wycięto mi spory kawałek jelita grubego. Ale teraz już czuję się lepiej. Tym problemem powinienem się zająć pięć lat temu, ale wiadomo, jak to jest. Człowiek to odkłada i odkłada. Na szczęście nie miałem jeszcze raka, ale ta operacja była konieczna, żeby w przyszłości nie zapaść na tę straszną chorobę”, mówił Marian Kociniak w rozmowie z Super Expressem. To był dla niego ciężki czas.

Gdy ukochana aktora zmarła w lutym 2016 roku, Marian Kociniak nie mógł się z tym pogodzić. To był dla niego cios. Aktor zmarł miesiąc później – 17 marca 2016 roku.

„Mogę sobie dziś spojrzeć w oczy i powiedzieć: nie zmarnowałem życia i niczego bym w nim nie zmienił", mówił w jednym z wywiadów.

Źródło cytatów i informacji: culture.pl, Kultura Gazeta.pl, Dziennik Zachodni.pl, Kultura Onet.pl, WP FIlm, Super Express, wPolityce

Reklama

Marian Kociniak w 2011 roku

Jerzy STALEGA/East News
Reklama
Reklama
Reklama