Reklama

Pochodzą z dwóch różnych światów. Ona od dzieciństwa jest częścią show-biznesu. On wychował się w niewielkiej miejscowości na Suwalszczyźnie. Ona jest jedynaczką, on zawsze otoczony był liczną rodziną. Ona jest starsza od niego o 10 lat. Mówiono, że związek Marii Sadowskiej i Adriana Łabanowskiego nie ma szans na przetrwanie... Tymczasem oni każdego dnia udowadniają, że dla prawdziwej miłości nie ma żadnych przeszkód.

Reklama

Maria Sadowska i Adrian Łabanowski świętują rocznicę ślubu

Nie ma wątpliwości co do tego, że połączyło ich przeznaczenie - natomiast z decyzją o ślubie zwlekali dziesięć lat. W międzyczasie powitali na świecie dwójkę swoich pociech, wiele się działo, byli bardzo zajęci własnymi sprawami... A gdy w końcu zamarzyli o weselu, długo utrzymywali ten fakt w tajemnicy. Małżeństwem są od 2017 roku i właśnie dziś świętują szóstą rocznicę. Wydarzenie było jednym z najpiękniejszych momentów w ich życiu.

CZYTAJ TAKŻE: Doczekali się dzieci, wciąż nie myślą o ślubie. Leszek Lichota i Ilona Wrońska konsekwentnie chronią swoją prywatność

"Życie się nasze bardzo też zmieniło i ja zaczęłam do tego podchodzić też bardziej pragmatycznie - że muszę być odpowiedzialną mamą, że na papierze, żeby te dzieci miały rodziców, była też troszkę przyznaję presja od strony rodziców Adriana, bo tam jest tradycyjna rodzina, szczególnie od strony babci, która była zbulwersowana tym, że dzieci są nieślubne i (mówiła), że coś trzeba z tym koniecznie zrobić" - zwierzała się artystka w rozmowie z Izabelą Janachowską.

A co o swojej miłości, pierwszym spotkaniu oraz mówili w wywiadzie Katarzyny Piątkowskiej dla magazynu VIVA! z października 2022 roku? Przypominamy!

Maria Sadowska, Adrian Łabanowski, Viva! 19/2022

Łukasz Kuś

Maria Sadowska i Adrian Łabanowski w wywiadzie dla VIVY!

Historia Waszej miłości to idealny scenariusz na komedię romantyczną?

Adrian: Chyba raczej na dobry film erotyczny (śmiech). Ale fakt, walnął w nas piorun. Słońce wyszło (śmiech), a raczej oświetlił nas reflektor.
Maria: To było w nocy. Ale było jak w slow motion. Rozwiało mi włosy. Stałam sama w tłumie, Adi stał ze 20 metrów przede mną. Obrócił się. Spojrzał mi w oczy. Nagle falujący tłum, bo byliśmy na festiwalu reggae, spowolnił, on się wyostrzył. Tak, było jak w filmie.
Adrian: To było tak kiczowate, jak scena z najnowszego filmu Maryśki „Miłość na pierwszą stronę”, kiedy Matylda grana przez Olgę Bołądź spotyka się z Robertem granym przez Piotra Stramowskiego.
Maria: Gdy popatrzyłam w jego oczy, pomyślałam, że go dobrze znam.
Adrian: I wszystko stało się jasne. Tylko że jestem nieśmiały. Czaiłem się, żeby do niej podejść. A jak już podszedłem, to zapytałem: „Chcesz piwo?” (śmiech).
Maria: Ja miałam 30 lat, a on 21. Podszedł do mnie studenciak i pyta o piwo. A ja nie lubię piwa.
Adrian: Zaproponowałem spacer.
Maria: Wziął mnie za rękę i poszliśmy.

Wiedziałeś, kogo bierzesz za rękę?

Adrian: Nie miałem pojęcia, chociaż moja poprzednia dziewczyna miała płytę Maryśki. Sam jej ją kupiłem. Ale Maryśka miała na niej krótkie włosy. To dlatego w tej Ostródzie cię nie poznałem.
Maria: Było tak romantycznie. Padał deszcz, a ty mnie nosiłeś na rękach, żebym sobie niebieskich „czeszek” nie zamoczyła.
Adrian: A mogłem tam się w ogóle nie znaleźć. Razem z kumplem jechałem z Augustowa autostopem. Pierwszy kierowca, jaki się zatrzymał, powiedział, że zawiezie nas do samej Ostródy. Opowiedział, że poprzedniego dnia narzeczona uciekła mu sprzed ołtarza i on tak już jedzie bez celu 700 kilometrów. Byliśmy wystraszeni. Nie wiedzieliśmy, czy on w jakieś drzewo nie walnie, bo był totalnie zdesperowany.
Maria: Do mnie zadzwoniła mama, że ze swoją przyjaciółką, która była attaché kulturalnym na Jamajce, jadą na festiwal reggae do Ostródy. Byłam akurat po koncercie w Olsztynie i wcale mi się nie chciało jechać z nimi. Siedziałam już z chłopakami w busie do Warszawy. Ale coś mnie podkusiło, że wysiadłam i godzinę czekałam na nią przy drodze. Pojechałam i potem faktycznie już wszystko było jak w romantycznej komedii.

Ty, piosenkarka z Warszawy, i dużo młodszy chłopak z Sejn.

Maria: Byłam też wtedy w związku z fajnym człowiekiem, którego nie chciałam zranić. Długo trwało, zanim się z niego wyplątałam, bo nie traktowałam znajomości z Adim poważnie. Co więcej, gdy wróciłam do domu, myślałam, że nigdy więcej go nie spotkam. Wtedy na festiwalu nawet się nie pocałowaliśmy. Ale później, jak w komediach romantycznych, przegadywaliśmy przez telefon całe noce.

Bałaś się?

Maria: Miałam obawy. Zwłaszcza że wszyscy naokoło pytali mnie, czy oszalałam. Nie mieściło im się w głowach, że mogłabym być z 10 lat młodszym chłopakiem z małego miasta. Mówili, że dzieli nas przepaść, że się nie dogadamy, bo jesteśmy z zupełnie innych światów.

Jesteście już razem 16 lat.

Maria: Ale trudno było mi sobie wszystko przestawić i zmienić na związek kompletnie nieoczywisty.

Maria Sadowska, Adrian Łabanowski, Viva! 19/2022

Łukasz Kuś

Żeby nie powiedzieć szalony?

Maria: I na dokładkę na odległość. Nie dziwię się, że nikt nie wróżył nam powodzenia.
Adrian: Ale ja się zakochałem. Zacząłem jeździć na koncerty Maryśki. Byłem tam, gdzie ona.
Maria: Był moment, kiedy powiedziałam, że nic z tego nie będzie, i rozstaliśmy się na miesiąc. Wtedy zrozumiałam, że nie mogę bez niego żyć.
Adrian: Mamy wielkie szczęście, że się w tym tłumie znaleźliśmy.
Maria: Teraz mam wiarę w miłość. Jest coś takiego jak chemia, dopasowanie dusz.

Ciekawa jestem, co myślałaś, jak dostałaś od niego łopatę.

Maria: (śmiech) Nie byłam bardzo zdziwiona, bo na Suwalszczyźnie mieliśmy zasadzić drzewo. Tylko wyobrażałam sobie, że Adi wykopie dół, a ja wetknę tam drzewo, zakopiemy i już. Taki scenariusz był dla mnie oczywisty, bo Adi jest dżentelmenem. Otwiera przede mną drzwi, wszystko za mną nosi, nigdy nawet nie musiałam nic podnieść. A tymczasem on dał mi łopatę i kazał kopać. Kopię więc, a tu pudełko. W nim kolejne i jeszcze jedno. Aż w końcu otwieram i widzę pierścionek.
Adrian: To było wiosną, na wzgórzu nad jeziorem. Padłem na kolana…
Maria: I wtedy właśnie wyszło słońce. Kolejna scena do komedii romantycznej (śmiech). Bardzo mi wtedy zaimponował. Miał 24 lata, od trzech już byliśmy razem. Miał jaja, żeby się oświadczyć. Mam całe mnóstwo koleżanek, których partnerzy nie kwapią się do tego. Dla mnie to było ważniejsze niż ślub, bo dało mi zapewnienie, że w razie czego jesteś gotowy do poświęceń i tak dalej.

ZOBACZ TAKŻE: Marta Żmuda Trzebiatowska i Kamil Kula: o różnicy wieku przypominają sobie tylko w trzech sytuacjach

I duża różnica wieku nie była przeszkodą.

Maria: Nie miała żadnego znaczenia. Bardzo rzadko odczuwam, że Adi jest młodszy. Chyba że się upije. Wtedy wychodzi z niego gówniarz (śmiech). Zresztą Adi pod wieloma względami był bardzo dojrzały. Tak życiowo. Ja byłam szaloną artystką, a on stał twardo na ziemi. I miał całą koncepcję na to, jak ma wyglądać nasze życie. Mówił o ślubie, dzieciach. Usadzał mnie.
Adrian: Uwielbiam dzieci i zawsze chciałem je mieć.
Maria: Ja też chciałam, ale odkładałam macierzyństwo na później. Po dwóch latach namawiania urodziła się Lila, nazywana przez nas Dziumbą. Potem pojawił się Iwo. A po 10 latach od zaręczyn postanowiliśmy się pobrać.

Potrzebny był Wam papierek?

Maria: Wcześniej byłam niechętna ślubom. Ale jak ma się dwoje dzieci, to jest też kwestia rozsądkowo-prawna. Po drugie, bliscy nie mogli przeboleć, że wciąż nie mamy ślubu. Szczególnie babcia Adiego. Prawda jest taka, że wtedy już dojrzałam do tej decyzji.
Adrian: Wiesz, jakie ona miała pomysły? Chciała skakać ze spadochronem albo nurkować, albo lecieć balonem. A ja mówiłem, żebyśmy wzięli tradycyjny, normalny ślub. Żebyśmy mogli zobaczyć, jak babcia z dziadkiem tańczą na weselu.
Maria: I to dopiero było egzotyczne. Poszliśmy we wszystkie weselne zabawy i obrzędy. Cudowne było zderzenie rodziny z Podlasia z Warszawką.
Adrian: Ślubu udzielał nam wujek Mirek, brat mojej mamy, który przez 25 lat był księdzem w Kanadzie. Śpiewał nam na ślubie utwór Boba Marleya „Buffalo Soldier”.

Jaki dom stworzyliście?

Adrian: Jesteśmy dosyć wyluzowanymi rodzicami. Szczególnie Maryśka. Ja staram się trzymać dyscyplinę, chociaż tego nie lubię. Mamy ogromne wsparcie od rodziców, którzy kochają nasze dzieci tak jak nas i zawsze nam pomagają. To jest nieocenione.
Maria: Ja rozpieszczam dzieci, a on gra rolę złego policjanta. Wiem, wiem, Adi… nie patrz na mnie tak znacząco.

Maria Sadowska, Adrian Łabanowski, Viva! 19/2022

Łukasz Kuś

Czy to dlatego, że Adrian więcej czasu z nimi spędza?

Maria: Nie mam takiej osobowości, że byłabym szczęśliwa, gdybym została z dziećmi w domu. Zwariowałabym. Nie mam tyle cierpliwości do dzieci co Adi. Oczywiście wyjazdy na dłużej były dla mnie bardzo trudne. Gdy Dziumba miała roczek, pojechałam w miesięczny tour po festiwalach promować film. Ale nie myśl, że przyszło mi to łatwo. Długo się zastanawiałam, czy powinnam tak zrobić. To Adi wypchnął mnie z domu. Ale ja miałam taki wzorzec w domu. Tak się wychowywałam. Moi rodzice bez przerwy wyjeżdżali. Nie było ich całymi miesiącami. Oczywiście bardzo za nimi tęskniłam, ale dzięki temu szybko nauczyłam się samodzielności. Mimo tego, że opiekowała się mną wtedy cała gromada bardzo ciekawych ludzi, byłam samotnym dzieckiem. A mnie najdłużej nie było miesiąc, jak jeździłam po tych festiwalach, i sześć tygodni, gdy zdecydowałam się na udział w „Agencie”. Wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo z Adim jesteśmy ze sobą związani. Czułam się, jakbym nie miała połowy siebie.
Adrian: A ja się świetnie czułem. Zostałem z dzieciakami, przyjechał do mnie mój zespół NO LOGO. Opiekowaliśmy się Lilką i Iwem, a jak oni szli do przedszkola, to my nagrywaliśmy w studiu. Powstała wtedy nasza pierwsza płyta „Wilki kochają kwiaty”. Ona tam ryczała, a my się świetnie bawiliśmy (śmiech).

Nie zazdrościsz Marysi sukcesów?

Adrian: No co ty! Jej sukcesy są moimi sukcesami.
Maria: Adi jest wyjątkowy. To mnie w nim zachwyca. Muszę trochę pocukrować, ale prawda jest taka, że nie odniosłabym żadnego sukcesu, gdyby w pewnym momencie Adi nie wziął na siebie obowiązków domowych, spraw związanych z wychowaniem dzieci. Adi w pełni się poświęcił. Nie byłoby mnie tu, gdzie jestem, gdyby nie siła, jaką mi dał.

Uzupełniacie się.

Maria: Jestem waleczna i chodzę polować na bizony, a Adi jest poetą. Siedzi w domu, pisze, komponuje, maluje.

A Ty siedzisz na planach.

Maria: Na szczęście mam kalendarz wypełniony na kolejne pięć lat. Do kin właśnie wchodzi komedia romantyczna „Miłość na pierwszą stronę”, zrobiliśmy 13-odcinkowy serial „Rodzina na Maxa”, teraz robimy film „Pokusa”.

My?

Maria: Od 16 lat wszystko robimy razem. Wcześniej graliśmy razem koncerty, teraz Adi jest ze mną w pionie reżyserskim.
Adrian: Tak jak w domu ogarniam dzieci, tak tu ogarniam aktorów. Pilnuję, żeby trafili na plan na czas, żeby nie plotkowali, nie palili za dużo fajek i znali teksty.
Maria: Jest dobrą duszą planu i ma bardzo odpowiedzialne zajęcie, bo do tego potrzebna jest umiejętność postępowania z ludźmi.

Pamiętam, że gdy powiedziałaś mi, że idziesz na reżyserię do Łodzi, pomyślałam, że to trochę szalony pomysł.

Maria: (śmiech) Nie spodziewałam się, że będę robiła wysokobudżetowe produkcje, że na planie będę miała 300 statystów i 200-osobową ekipę. Jak zaczynałam studia, sądziłam, że będę reżyserowała jakieś klipy, może programy telewizyjne. Myślałam, że reżyseria to wymyślanie odjazdowych obrazów. A tymczasem to jest opowiadanie historii, psychologia postaci. Rzeczywistość zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie.
Adrian: Bo jesteś bardzo zdolna.
Maria: Ale miałam też trochę szczęścia. Chociaż tak zawsze mówią o sobie kobiety… Może jednak zawdzięczam to sobie i ludziom, którzy we mnie wierzyli.

Dlaczego zrezygnowałaś z muzyki?

Adrian: Nigdy nie zrezygnowała. Ostatnio stworzyliśmy wspólny projekt „Symfonia Małego Miasta”. Gramy muzykę na żywo do filmu dokumentalnego o Sejnach. Nagraliśmy też wspólny numer „Znamy się tak krótko” z Narodową Orkiestrą Dętą i Liroyem. Piszemy też utwory do filmów. Wciąż gramy wspólne koncerty albo z ostatnią płytą Maryśki „Początek nocy”, albo z NO LOGO, z którym kończymy nagrywać kolejną płytę.
Maria: Niestety nie mam czasu, by zrobić całą muzykę do filmu, ale kilka piosenek już tak. Ale wiem, o co pytasz. Wcześniej żyłam tylko z muzyki. Jednak cały czas miałam wrażenie, że przebijam głową mur. Nic mi nie wychodziło i rzucano mi kłody pod nogi.

Dlatego, że jesteś córką znanych muzyków, piosenkarki i kompozytora?

Maria: Tak mi się wydaje. Jestem śpiewającym dzieckiem. Nikt nigdy nie traktował mnie poważnie. Przez wiele lat to rzutowało na moją karierę. Zresztą nadal czuję jakiś opór. Duże radia od lat nie chcą zagrać żadnej piosenki. Taka karma po prostu. Z filmem za to potoczyło się zupełnie inaczej.

Zaryzykowałaś i udało Ci się.

Maria: Ale też długo walczyłam o swoją pozycję. „Miłość na pierwszą stronę” jest pierwszym filmem, kiedy weszłam na plan i wreszcie nie musiałam udowadniać, że nie jestem tam przypadkową blondynką. Od razu miałam szacun od całej ekipy. Zresztą po raz pierwszy współpracowałam z kobietą producentką, wspaniałą Agnieszką Odorowicz

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Szymon i Magdalena Majewscy są ze sobą od trzech dekad. Pokazali nowe wspólne zdjęcie

Ty, Adrian, też zacząłeś zajmować się zupełnie czymś innym. Z wykształcenia jesteś fizjoterapeutą, masz swój zespół, malujesz.

Adrian: Zacząłem malować nagie kobiety. To najpiękniejsze, co może być na świecie. Wiesz, że nigdy nie umiałem malować? Ale kiedyś pojechałem w trasę z NO LOGO. Na 10-lecie zagraliśmy trasę w 10 dni w 10 miastach, pięciu w Polsce i pięciu w Ukrainie. Kręciłem o tym dokument, który miał premierę na festiwalu Kino na Granicy w Cieszynie. W Ukrainie trafiliśmy na striptiz. I mieliśmy tam różne, nawet niebezpieczne przygody. Nie mogłem filmować, więc zrobiłem rysunki. Narysowałem dziewczynę na rurze, która zamiast głowy ma symbol dolara. Na podstawie tego szkicu powstał pierwszy obraz. A że, jak już przyznałem, nie umiałem malować, zamiast głów moje kobiety mają różne rzeczy. Dzieciaki często wymyślają, co to ma być: księżyc, słońce, deskorolka. Niedawno odbyła się wystawa w klubie Sassy w Browarach Warszawskich, następna będzie w marcu w Station of Art Gallery!

Spełniają się Wasze marzenia?

Maria: Realizują się nasze projekcje. Kiedyś byłam na wycieczce na Suwalszczyźnie. Stanęłam na wzgórzu i pomyślałam, że to jest najpiękniejsze miejsce na ziemi i będę tam kiedyś mieszkać. Teraz budujemy tam dom. A właściwie przenieśliśmy 100-letni dom, który należał do mojego taty chrzestnego.
Adrian: Byłem chyba w drugiej klasie podstawówki i marzyłem o tym, żeby mieć swój band. Pamiętam, że podobała mi się taka blondynka ze starszej klasy. W zasadzie zaraz miała kończyć szkołę. Dowiedziałem się, że gra na pianinie. Wyobrażałem sobie, że będę miał zespół, w którym piękna blondynka będzie grać właśnie na pianinie. I po 20 latach to się wydarzyło. Z NO LOGO gra na fortepianie najpiękniejsza blondynka na świecie. Maryśka.
Maria: Spotkaliśmy się przypadkiem. Stworzyliśmy dom, który jest połączeniem naszych dwóch zupełnie różnych światów. Ja też jestem podzielona. Z jednej strony jestem mieszczuchem. Ale druga połowa mojej duszy to wiocha. Kocham w kaloszach latać po polach. Zobacz, jaką myśl ma siłę. Spełnia rzeczywistość.

Rozmawiała Katarzyna Piątkowska.

Reklama

Maria Sadowska, Adrian Łabanowski, Viva! 19/2022

Łukasz Kuś
Reklama
Reklama
Reklama