Marek Sikora zdobył popularność rolą Ariela w serialu Szaleństwo Majki Skowron. Odszedł przedwcześnie...
Karierę męża Grażyny Wolszczak przerwała tragedia
Wydawało się, że ma wszystko, by odnieść sukces. Kochającą rodzinę, kolejne propozycje, niekwestionowany talent. Był nie tylko aktorem, lecz także choreografem i reżyserem. Ale los nie był dla niego łaskawy. Marek Sikora zmarł przedwcześnie w 1996 roku. Miał zaledwie 37 lat. Dla jego bliskich – żony Grażyny Wolszczak i syna Filipa – cios był bolesny i niespodziewany. Długo nie mogli się podnieść po tej stracie. Marek Sikora dla wielu fanów już na zawsze pozostanie Arielem z hitowego serialu Szaleństwo Majki Skowron. Tak wyglądało jego życie...
Marek Sikora – tak wyglądała kariera serialowego Ariela
Już jako nastolatek zwracał na siebie uwagę reżyserów. Przed kamerą nie miał sobie równych, chociaż tak naprawdę ten zawód traktował jak przygodę. To dlatego wybrał się na casting do jednej z produkcji i otrzymał angaż. Marek Sikora po raz pierwszy pojawił się na ekranie w ekranizacji powieści Koniec wakacji. Popularność przyniosła mu jednak rola Ariela w Szaleństwie Majki Skowron.
Marek Sikora miał wtedy 17 lat, a już mówiła o nim cała Polska, ale on sam nie marzył o sławie. Po angażu w kultowej produkcji wzdychały do niego tłumy wielbicielek, od których trudno mu było się opędzić. Dla młodzieży był idolem.
Wtedy postanowił związać swoją przyszłość ze sztuką. Marzył o występowaniu na scenie, ale jako tancerz. Udało mu się ukończyć szkołę baletową, a następnie wybrał się na aktorstwo do szkoły filmowej w Łodzi i reżyserię do warszawskiej PWST. Tak naprawdę, zrobił to za namową najbliższych. Po ukończonej nauce współpracował z teatrami w całej Polsce jako aktor, choreograf czy reżyser. Osiągał kolejne sukcesy. Nie zdawał sobie sprawy, że w jednym z nich będzie czekała na niego miłość.
Marek Sikora, kadr z filmu Szaleństwo Majki Skowron
Życie prywatne Marka Sikory
Aktor związał się z Grażyną Wolszczak. Para poznała się w 1984 roku w Teatrze Nowym w Poznaniu. Marek Sikora był reżyserem, a jego ukochana była absolwentką warszawskiej PWST. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. On nie zwrócił na nią uwagi, a młoda aktorka uważała, że jest zbyt przystojny, a w dodatku był zajęty, i spotykał się z jej koleżanką. „Uważałam, że on jest o wiele za ładny, a ja o wiele za brzydka. Nie nosiłam bluzek z odsłoniętymi ramionami, bo wstydziłam się kościstych rąk. Mój nos był przyczyną udręki! Ciągle był za ładny, ale te zmarszczki sprawiły, że mimo swojej wielkiej urody zaczął mi się podobać”, cytuje wypowiedź aktorki portal Pomponik.pl.
Wszystko zaczęło się od przyjaźni, która wkrótce przerodziła się w trwałe uczucie. Zakochani stanęli na ślubnym kobiercu po dwóch latach związku – 29 marca 1986 roku. Wspólnie doczekali się syna, Filipa. Budowali szczęśliwą przyszłość, mieli marzenia i plany. Układało im się w każdej strefie. „To był czas naszego szczęścia i harmonii. Lojalność i poczucie bezpieczeństwa są dla mnie ogromnie ważne. I wtedy to wszystko miałam. Mój mąż był pięknym mężczyzną. Nieraz widziałam wpatrzone we mnie zazdrosne kobiece oczy. Nigdy jednak nie miałam cienia niepokoju, że Marek mógłby mnie zdradzić. A i tak wybaczyłabym mu zdradę. Życie nas rozpieszczało. Tylko nasz synek dawał nam w kość. Do trzecich urodzin nie przespał spokojnie ani jednej nocy. Chodziliśmy z mężem jak śnięte ryby”, mówiła o małżeństwie z Markiem Sikorą aktorka w Życiu na gorąco.
Zakochani trwali przy sobie w najtrudniejszych i tych dobrych momentach. Los jednak nie był dla nich łaskawy… Gdy artysta stracił pracę w Teatrze Telewizji, kompletnie się załamał. To było jedno z ich źródeł utrzymania. Największy cios miał dopiero nadejść.
To miał być zwykły dzień. Marek Sikora wyjechał, by spędzić trochę czasu z rodzicami. Nikt nie spodziewał się, że ta podróż zakończy się tak dramatycznie. Reżyser i aktor zmarł przedwcześnie w wyniku wylewu krwi do mózgu. Nie udało się go uratować. Miał zaledwie 37 lat. To był niewyobrażalny cios dla jego najbliższych. Grażyna Wolszczak została z kilkuletnim synkiem sama.
Sprawdź też: Została zdradzona przez byłego chłopaka. Ewa Farna dowiedziała się o jego niewierności z gazet
„Po śmierci Marka zrozumiałam, że jeśli pogrążę się w rozpaczy, to trudno będzie potem wrócić do normalności. Całą energię skierowałam na stworzenie synowi normalnego życia, by jak najmniej odczuł stratę”, tłumaczyła po latach w rozmowie z Świat&Ludzie.
„Nie było we mnie buntu. Raczej zdziwienie. Przytłaczał mnie lęk o przyszłość, zawsze uważałam, że nic strasznego mnie w życiu nie może spotkać. (...) Zostałam sama bez dachu nad głową, z dzieckiem idącym do pierwszej klasy. Wiedziałam, że muszę się z tym dramatem zmierzyć”, dodawała gwiazda w Na Żywo.
Syn był dla niej największą siłą i wsparciem. Aktorka zdawała sobie sprawę, że musi udźwignąć wiele na swoich barkach. Świadomość, że ma przy sobie dziecko stała się dla niej motywacją do działania, nie mogła się załamać. Chciała zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa. „Dla mnie wówczas było oczywiste, że skoro mam dziecko, to muszę mu stworzyć stabilny, bezpieczny dom, i że nie mogę pogrążyć się w nieszczęściu. Nie mogłam się poddać. Na pewno w takim momencie łatwiej jest się pozbierać, gdy ma się dzieci, bo jest dla kogo organizować na nowo życie, które nagle się zawaliło”, zwierzała się w Rewii.
Grażyna Wolszczak obiecała synowi, że nie będzie płakać. Po pewnym czasie aktorka związała się z Cezarym Harasimowiczem. Zaczęła układać sobie życie na nowo, ale cały czas pamięta o Marku Sikorze. Zawsze będzie obecny w ich sercach i często wracają wspomnieniami do chwil, gdy byli razem. „W naszym domu Marek jest jakoś obecny. Nie unikamy rozmów na jego temat. Filip często mówi, że jak tata żył, to robił to czy tamto. Syn jest bardzo podobny do taty, te same oczy, to samo abstrakcyjne, raczej czarne poczucie humoru, z którego słynął Marek”, cytowało słowa gwiazdy Na Żywo.
Źródło: Wikipedia, Plejada, Pomponik, Fakt, Wirtualna Polska, Na Żywo, Świat &Ludzie.
Grażyna Wolszczak z synem Filipem Sikorą