Reklama

Największą popularność i sympatię telewidzów zyskała dzięki roli Daenerys Targaryen w serialu Gra o Tron. Emilia Clarke zachwycała również w filmie Last Christmas, czy Zanim się pojawiłeś. Nie każdy jednak wie, że cudem uniknęła śmierci i nieustannie drżała o swoją karierę.

Reklama

Emilia Clarke — walka z chorobą

W 2019 roku aktorka udzieliła niezwykle szczerego wywiadu. Na łamach The New Yorker pierwszy raz przyznała, że w 2011 roku, podczas kręcenia dwóch pierwszych sezonów serialu „Gra o Tron" zdiagnozowano u niej dwa poważne tętniaki mózgu, które zagrażały jej życiu. „Dokładnie w chwili, w której wydawało się, że wszystkie moje marzenia z dzieciństwa właśnie się spełniły, mało zabrakło, bym straciła zmysły, a następnie życie. Nigdy nikomu o tym publicznie nie mówiłam aż do teraz", mówiła. „Był to początek 2011 roku. Dopiero co skończyłam kręcić swoje sceny na potrzeby 1. sezonu „Gry o tron”. Mając praktycznie zerowe doświadczenie w aktorstwie, otrzymałam rolę Daenerys Targaryen [...] W ramach radzenia sobie ze stresem pracowałam z trenerem osobistym, wykonując różne ćwiczenia. I wtedy nastał ranek 11 lutego 2011 roku. Przygotowywałam się do treningu w szatni w Londynie, gdy nagle poczułam bardzo silny ból głowy. Ledwo co dałam radę założyć buty, a gdy rozpoczęłam trening, musiałam zmusić się do wykonania pierwszych kilku ćwiczeń. Gdy mój trener ustawił mnie w poziomej pozycji, od razu poczułam się, jakby coś silnie zacisnęło się na moim mózgu. Początkowo zignorowałam ten ból i ćwiczyłam dalej, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że nie dam rady i poprosiłam o przerwę. Praktycznie doczołgałam się do szatni. Doznałam silnych wymiotów, a ból się nasilił. Już wtedy po części wiedziałam, że coś w moim mózgu zostało uszkodzone", kontynuowała aktorka.

„Przechodząca obok kobieta pomogła mi wstać, a następnie wszystko się zamazało. Pamiętam dźwięk syreny, karetkę, kogoś mówiącego o tym, że moje tętno jest słabe. Wymiotowałam już tylko żółcią. Ktoś znalazł mój telefon i powiadomił moich rodziców, każąc im jechać do szpitala Whittington. Ponieważ nikt nie wiedział, co mi jest, lekarze i pielęgniarki nie mogli mi podać żadnych środków przeciwbólowych", relacjonowała.

„Po badaniu rezonansem magnetycznym diagnoza była szybka i jednoznaczna: krwotok podpajęczynówkowy, czyli zagrażające życiu krwawienie. Dowiedziałam się później, że jedna trzecia pacjentów umiera w trakcie lub tuż po ataku. Tym, którzy przeżyją, trzeba błyskawicznie pomóc, by uniknąć kolejnego krwotoku. Jeśli chciałam przeżyć, musiałam się poddać operacji, a nawet to nie dawało żadnych gwarancji. Przetransportowano mnie do wyspecjalizowanego w neurologii i neurochirurgii szpitala w Londynie. Była noc. Moja mama spała na korytarzu, a ja co chwila budziłam się i odpływałam, odurzona lekami. Przez kolejne trzy godziny chirurdzy próbowali naprawić szkody wyrządzone w moim mózgu. Nie miała to być moja ostatnia ani najgorsza operacja. Miałam wtedy 24 lata", kontynuowała Emilia Clarke. „Gdy się obudziłam, ból był nie do zniesienia. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Miałam zaburzone pole widzenia. Do gardła włożono mi rurkę. Byłam spragniona i odczuwałam mdłości. Po czterech dniach przeniesiono mnie na oddział intensywnej opieki medycznej i powiedziano, że przede wszystkim muszę wytrzymać dwa najbliższe tygodnie. Jeśli po tym czasie nie nastąpiłyby poważne komplikacje, miałam duże szanse na powrót do zdrowia", zaznaczała.

Po dwóch tygodniach jednak jej lęk nie minął. „Pewnej nocy, już po przekroczeniu tych dwóch tygodni, podeszła do mnie pielęgniarka i kontrolnie zapytała o moje pełne imię i nazwisko. Nazywam się Emilia Isobel Euphemia Rose Clarke. Ale nie pamiętałam tego. Zamiast tego wymamrotałam coś niezrozumiałego i wpadłam w straszną panikę. Nigdy nie czułam takiego strachu — jakby śmierć była nieuchronna. Pomyślałam sobie, że jako aktorka powinnam pamiętać swoje kwestie. A nie mogłam przypomnieć sobie nawet, jak się nazywam. Doznałam afazji, co było skutkiem uszkodzeń, jakich doznał mózg. Mimo że mamrotałam bez ładu i składu, matka przekonywała mnie, że wszystko jest w porządku. Ale wiedziałam, że tak nie jest. W najgorszych chwilach myślałam o tym, żeby poprosić obsługę o odłączenie podtrzymującej mnie przy życiu maszyny", zwierzała się ulubienica widzów.

„Wróciłam na oddział intensywnej opieki medycznej i po tygodniu afazja ustąpiła. Mogłam mówić i podać wszystkie swoje imiona. Ale jednocześnie wiedziałam, że wiele osób nie ma tyle szczęścia. Po miesiącu opuściłam szpital, chcąc w końcu zaznać długiej kąpieli i świeżego powietrza. Czekały mnie liczne wywiady i powrót na plan „Gry o tron”. Powróciłam do normalnego życia, ale w szpitalu powiedziano mi, że wykryto drugi, mniejszy tętniak po drugiej stronie mózgu, który również może pęknąć w każdej chwili. Lekarze zapewnili mnie jednak, że ten jest mały i możliwe, że już taki pozostanie bez negatywnych skutków. Że powinnam po prostu uważać na siebie. I że w razie jego pęknięcia nie wrócę szybko do zdrowia. Musiałam nastawić się na bóle i regularne branie morfiny. Uprzedziłam o tym swoich szefów odpowiedzialnych za „Grę o tron”, ale nie chciałam informować o tym mediów. Przedstawienie musiało trwać!", mówiła.

CZYTAJ TEŻ: Maja Ostaszewska i Michał Englert są rzymskim małżeństwem

Larry Busacca/Getty Images

Aktorka wróciła więc do normalnego życia i pracy. To była jej jedyna odskocznia od zmartwień i problemów ze zdrowiem. Nieustannie jednak czuła lęk, czy aby na pewno wszystko wróci do normy. „Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć do 2. sezonu czułam się bardzo niepewnie. Często czułam się otumaniona i osłabiona tak bardzo, że myślałam, że umrę. Brałam morfinę między kolejnymi wywiadami i konferencjami podczas trasy prasowej. Czułam ból i niesamowite wyczerpanie. Zwykłe zamówienie taksówki było dla mnie męczarnią. Pierwszy dzień zdjęć do 2. sezonu rozpoczął się w Dubrowniku. Wmawiałam sobie, że nic mi nie jest, że jestem młodą, dwudziestoparoletnią dziewczyną i nic mi nie będzie. Ale po tym pierwszym dniu ledwo co dotarłam do hotelu i od razu padłam na łóżko ze zmęczenia. Nie zawalałam pracy na planie, ale ledwo dawałam radę. Drugi sezon był najgorszy pod tym względem. Nie skupiałam się na Daenerys. Każdego dnia nieustannie myślałam o tym, że umrę", zwierzała się Emilia Clarke.

W 2013 roku największy lęk powrócił. Mogła jednak liczyć na wspracie ukochanej rodziców i brata. „W 2013 roku, już po zakończeniu zdjęć do 3. sezonu, byłam w Nowym Jorku. Udałam się na rutynowe badanie mózgu. Okazało się, że wspomniany tętniak jest już dwa razy większy i lekarze radzili podjąć działania. Obiecano mi, że operacja będzie prosta, łatwiejsza niż ta pierwsza. Trafiłam do szpitala na Manhattanie, moi rodzice byli przy mnie. Mama powiedziała mi: „Do zobaczenia za dwie godziny”. I miało być po problemie. Tylko że tak się nie stało. Gdy lekarze mnie wybudzili, darłam się z bólu. Operacja się nie powiodła. Doszło do potężnego krwotoku i powiedziano mi wprost, że jeśli lekarze nie przeprowadzą szybko kolejnej operacji, moje szanse na przeżycie nie będą wysokie. Tym razem musieli dostać się do mózgu klasycznym sposobem: przez czaszkę. I należało operować niezwłocznie. Powrót do zdrowia był cięższy niż po pierwszej operacji. Czułam się, że przeszłam przez cięższe chwile, niż Daenerys w serialu. Wycięte fragmenty czaszki zastąpiono płytkami z tytanu. Teraz oczywiście tych blizn nie widać, ale wtedy byłam przekonana, że nie da się ich ukryć. Martwiłam się o nieodwracalne zmiany. Czy będę miała problemy z koncentracją do końca życia? Z pamięcią? Ze wzrokiem? Teraz mówię ludziom, że bezpowrotnie utraciłam gust, jeśli chodzi o mężczyzn, ale oczywiście wtedy nie było to ani trochę zabawne", wspominała najtrudniejszy okres w życiu.

CZYTAJ TEŻ: Barbara Kurdej-Szatan z przytupem wraca do telewizji publicznej. Poprowadzi nowy program rozrywkowy

Steve Granitz/WireImage

„Znów spędziłam miesiąc w szpitalu i w pewnym momencie całkowicie straciłam nadzieję. Nie potrafiłam nikomu spojrzeć w oczy. Odczuwałam olbrzymi niepokój, miewałam napady paniki. Wychowano mnie, by nigdy nie mówić „to niesprawiedliwe”. Żeby pamiętać, że zawsze są osoby, które mają w życiu gorzej. Ale przeżywając to samo po raz drugi, straciłam całą nadzieję. Czułam się pusta w środku. Tak bardzo, że mam problemy z przypomnieniem sobie, jak wyglądało wtedy moje życie. Mój umysł po prostu to wyparł. Byłam też pewna, że tym razem wieści o tym przedostaną się do opinii publicznej. I tak się stało przez chwilę. Sześć tygodni po operacji „National Enquirier” napisał krótki artykuł o tym, ale gdy mnie o to zapytano, wszystkiemu zaprzeczyłam. Ale teraz, po tych wszystkich latach milczenia, zdecydowałam się, by wszystko opowiedzieć. Wiem, że nie jestem nikim wyjątkowym; nie jestem jedyną osobą, którą coś takiego spotkało. Niezliczone rzesze ludzi doznały gorszych cierpień, nie mając także opieki na wysokim poziomie, którą ja szczęśliwie otrzymałam. Kilka tygodni później byłam z kilkoma członkami obsady na Comic-Conie w San Diego. A jak wiadomo, przybywają tam najbardziej zagorzali fani, których nie można rozczarować. Na sali było kilka tysięcy osób i tuż przed tym, jak miałam odpowiedzieć na pytania, doznałam niesamowicie silnego bólu głowy. Ogarnął mnie strach, że tym razem śmierć na pewno nadejdzie — że za trzecim razem nie oszukam już śmierci. Gdy wychodziłam, moja publicystka zapytała mnie, o co chodzi. Powiedziałam prawdę i usłyszałam, że czeka na mnie ktoś z MTV i mam zaplanowany wywiad. Zrezygnowana pomyślałam, że skoro i tak mam umrzeć, to równie dobrze może to stać się na żywo w telewizji", czytaliśmy jej wyznanie dla The New Yorker.

Dzisiaj aktorka jest zdrowa i cieszy się każdym dniem, bo wie, jak każda minuta życia jest cenna. Co więcej, pomaga innych i chętnie angażuje się w kampanie charytatywne. „Ale przeżyłam. Przeżyłam ten wywiad i kolejne lata. Odzyskałam zdrowie w pełni, bardziej, niż oczekiwałam. Wróciłam do pełni sił. Dlatego też zdecydowałam się rozpocząć działalność charytatywną w tej sferze z moimi partnerami z Wielkiej Brytanii i Stanów. Organizacja nazywa się SameYou, a jej celem będzie niesienie pomocy ludziom, którzy próbują odzyskać zdrowie po urazach mózgu. Jestem niesamowicie wdzięczna mojej mamie i bratu, lekarzom i pielęgniarkom, a także wszystkim przyjaciołom. Codziennie tęsknię też za ojcem, który zmarł na raka w 2016 roku. Koniec “Gry o tron” niesie ze sobą także poczucie wdzięczności. Cieszę się, że nadal żyję i że mogę być świadkiem tej historii, a także początku nowych przygód", podsumowała.

Andrew Lipovsky/NBC/NBCU Photo Bank via Getty Images

Emilia Clarke drżała o pracę. Bała się, że przez chorobę straci rolę w „Grze o Tron

W ostatniej rozmowie artystka przyznała, że nieustanna walka o życie wiązała się z lękiem dotyczącym pracy na planie popularnego serialu. „Bałam się, że stracę pracę", mówiła. „Pierwszą myślą było: O mój Boże, czy zostanę zwolniona? Czy zostanę zwolniona, bo uznają, że nie jestem w stanie wykonać pracy?", mówiła na łamach Big Issue. „Kiedy doznajesz urazu mózgu, zmienia się twoje poczucie własnej wartości w tak dramatycznym stopniu, cała niepewność, jaką odczuwasz, wchodząc do pracy, wzrasta czterokrotnie w ciągu jednej nocy", dodała.

Zobacz też: Dzieci Lipińskiej i Englerta poszły w ich ślady, ale to o ich synowych mówi cała Polska. Co o nich wiemy?

Vera Anderson/WireImage
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama