Reklama

Należy do najwybitniejszych i najbardziej lubianych artystów ostatniego 50-lecia. Jeden z najpopularniejszych aktorów filmowych, teatralnych i dubbingowych. Jego role profesora Kleksa i Szpicbródki, to już postaci kultowe. Tak samo dobrze jak w aktorstwie, radzi sobie w kabarecie i piosence. Razem z Andrzejem Korzyńskim wykreował postać Franka Kimono i dzięki piosence „King Bruce Lee karate mistrz”, stając się w latach 80. prekursorem polskiego rapu. Jak wyglądała droga Piotra Fronczewskiego do aktorstwa?

Reklama

[Ostatnia aktualizacja treści 15.04.2024 r.]

Piotr Fronczewski: kariera aktorska

Zagrał w ponad 90 filmach i 40 serialach, blisko 120 spektaklach Teatru Telewizji i w 60 sztukach teatralnych. Na koncie ma ponad 300 ról. Piotr Fronczewski należy do najpopularniejszych aktorów minionego półwiecza. Sławę i rozpoznawalność przyniosły mu m.in. role profesora Kleksa w serii filmów dla dzieci i młodzieży na podstawie prozy Jana Brzechwy oraz kasiarza w komedii kryminalnej „Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy”. Nie straszny jest mu zarówno repertuar komediowy, jak i dramatyczny. Brawurowo odnajduje się w rolach pozytywnych, jak i tych złych charakterów. Podążając za swoimi mentorami, takimi jak Gustaw Holoubek, wyniósł aktorstwo na wyżyny, a mimo to po dziś dzień Piotr Fronczewski opowiada o swoich dokonaniach z wielką skromnością.

W 2007 roku w wywiadzie dla „Wysockich Obcasów” przyznał, że jego zawód nie jest dla niego całym życiem i z powodzeniem mógłby bez niego żyć. „Nic na to nie poradzę, choć oczywiście wiem, że są tacy, dla których aktorstwo jest rzeczą absolutnie najważniejszą. Ja tego nie mam, nigdy nie miałem”, przyznał.

Zobacz też: Jan Suzin po 40 latach błyskotliwej kariery w telewizji, odszedł bez słowa

Piotr Fronczewski: zawód nie dla poklasku

Dlaczego zatem aktorstwo? „Nie zostałem aktorem dla poklasku” – skomentował. - „Zostałem nim może, by być kimś, kim nie jestem". W wywiadzie dla "Przekroju" w 1995 roku mówił: "człowiek rodzi się aktorem, tak jak rodzi się księciem. Nie gra się po to, żeby zarabiać na życie. Gra się po to, żeby kłamać, żeby siebie okłamywać, żeby można było być tym, kim nie można być, ponieważ ma się dosyć bycia tym, kim się jest. Gra się dobrych, bo jest się złym, świętych, bo jest się podłym, morderców, bo jest się kłamcą z urodzenia. Gra się, aby się nie znać, i gra się, ponieważ zna się siebie za dobrze. Gra się, bo kocha się prawdę, i gra się, ponieważ nienawidzi się prawdy. Gra się, bo zwariowałoby się, nie grając. To nie moje! Ale jest w tym styl, i szyk i dużo racji".

Niejednokrotnie podkreślał, że w życiu ceni sobie przede wszystkim pokorę. To ona leży u podstaw wszelkiego działania wobec ludzi, natury i świata. Szkołę teatralną zaczął będąc młodym i pełnym wątpliwości człowiekiem, dziś zwierza się, że wcale nie jest mu lżej. „Składam się z samych wątpliwości. Wciąż ich przybywa, piętrzą się” – opowiadał w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

Zobacz też: Tadeusz Różewicz był z żoną Wiesławą przez 70 lat, nigdy się nawet nie pokłócili. On marzył, by odeszli razem...

Piotr Fronczewski, 1988 r., Warszawa

Piotr Ciesla / RSW / Forum

Piotr Fronczewski: dorastanie, rodzina

Piotr Fronczewski przyszedł na świat 8 czerwca 1946 roku w Łodzi. Był synem Władysława (ojciec aktora pochodził z żydowskiej rodziny, był synem Natalii i Izraela Finkelsztejnów, ale przed II wojną zmienił nazwisko na Fronczewski) i Bogny z domu Duszyńskiej. Władysław po wojnie pracował jako organizator widowni w Teatrze Syrena, dzięki czemu młody Piotr bardzo szybko zafascynował się teatralnym światem. W latach 50. dostawał już pierwsze dziecięce rólki w spektaklach Teatru Telewizji, a na deskach teatru Syrena zagrał u boku samego Adolfa Dymszy. „Byłem wtedy chłopcem w krótkich spodenkach, dla którego była to jednak forma zabawy, choć całkiem poważna”, powiedział dla „Wysockich Obcasów”. Na debiut filmowy również nie czekał długo. Jako 12-latek zagrał syna listonosza Bogusia w filmie „Wolne miasto” Stanisława Różewicza.

Swoje dalsze kroki również pokierował ku aktorstwu. W 1968 roku ukończył z wyróżnieniem Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował w teatrach Narodowym, Współczesnym i Dramatycznym. W tym ostatnim pod wodzą dyrektora Gustawa Holoubka, którego za każdym razem wspomina niezwykle ciepło. - Nieco żartobliwie, ale i z dużą dozą powagi mogę powiedzieć, że Gustaw Holoubek jest dla mnie jednym z dowodów na istnienie Pana Boga – wyznał w „Onecie”. - Mam wrażenie, że nasze spotkanie (...) nie było przypadkowe, jak również to, co miało miejsce przed i po. Przez ostatnie ćwierć wieku Piotr Fronczewski związany był z teatrem Ateneum.

INPLUS/East News

Aktor ma na swoim koncie udział w ponad 90 filmach i 40 serialach, blisko 120 spektaklach Teatru Telewizji i w 60 sztukach teatralnych. Jedne kojarzymy bardziej, inne mniej, jest jednak kilka postaci, na których pozostawił po sobie łatkę „kultowe”. Jedną z nich jest chociażby rola Ambrożego Kleksa – brodatego nauczyciela z baśni Jana Brzechwy, który za pomocą czarów prowadził niecodzienną akademię dla dzieci. „Pan Kleks mnie nie opuści aż do śmierci! To było coś zupełnie przedziwnego, że ten film w ogóle powstał, bo kręciliśmy go w stanie wojennym, kiedy niczego nie było – ani farby, ani deski, ani gwoździa. A trzeba było wyczarować tę bajkę i się jakimś cudem udało”, opowiadał aktor dla „Wysokich Obcasów”.

Zobacz też: Halina Frąckowiak powiedziała, że śmierć Anny Jantar była jej wielką osobistą stratą. Ich relacja dziś wywołuje łzy

Prekursor rapu w latach 80.

Piotr Fronczewski przez lata szukał swojego artystycznego wyrazu również w piosence. W latach 70. znany był ze swoich występów w Kabarecie Olgi Lipińskiej i Kabarecie Pod Egidą Jana Pietrzaka. Zasłynął również z utworów, które wykonywał w filmach "Hallo Spicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" ("Ja nie chcę nic") czy w trylogii o Ambrożym Kleksie ("Zoo", "Leń", "Na wyspach Bergamutach", "Z poradnika młodego zielarza", "W labiryncie" czy "Jest tylko ekran”). W 1983 roku postanowił spróbować zupełnie czegoś innego i wraz z kompozytorem i autorem tekstów Andrzejem Korzyńskim stworzyli postać o pseudonimie Franek Kimono. Był to pewny siebie i bardzo cwany karateka, którego zadaniem było spariodować nieco ówczesną muzykę disco. Efekt był dość przewrotny, bo Franek Kimono stał się poniekąd… prekursorem polskiego rapu.

W książce „Ja, Fronczewski”, która jest wywiadem rzeką, aktor nazwał początki kariery Franka Kimono wypadkiem przy pracy. „Nawet nam do głowy nie przyszło (...), gdy nagrywaliśmy dwie pierwsze pioseneczki Franka, że zrobi się wokół tego tyle szumu. Traktowaliśmy to wyłącznie jako zabawę, ale Franek wybił się na niepodległość. Do dziś nie wiem, jak to się stało, że wymknął się z komórki pod tytułem "zgrywa" i zrobił karierę. Po nagraniu piosenek "King Bruce Lee karate mistrz" oraz "Dysk Dżokej" właściwie zapomnieliśmy o sprawie i dopiero jakiś czas później moje małe córki uświadomiły mi, że Franek podbija listy przebojów, wszędzie to grają i cała Polska śpiewa (…)”.

Czytaj też: Była spełnieniem marzeń Agaty Mróz. Dziś córka wybitnej siatkarki ma 16 lat i wiadomo, czym się zajmuje

Sony Music/mat. prasowe

Fronczewski na małym ekranie

Jeśli nie kojarzymy go z większych ról teatralnych, filmowych czy kabaretowych, od początku lat 90. z pewnością łatwo było go rozpoznać z granych przez niego postaci na małym ekranie. Największą popularność przyniosły mu dwa seriale: „Tata, a Marcin powiedział”, a od początku dwudziestego pierwszego wieku „Rodzina zastępcza”. Dzięki tym produkcjom Piotr Fronczewski stał się rozpoznawalny i lubiany zarówno wśród starszej, jak i młodszej widowni.

Czytaj też: Gdy rozpadało się jej małżeństwo, usłyszała druzgocącą diagnozę. Zofia Kucówna nigdy się nie żaliła

Piotr Fronczewski: żona Ewa

Swoją miłość poznał pod koniec lat sześćdziesiątych, tuż po śmierci swojego ojca. Wtedy wraz z mamą zadecydowali o sprzedaży wspólnego mieszkania i kupieniu dwóch mniejszych. Kiedy na ulicy Wspólnej oglądał mieszkanie dla Bogny Fronczewskiej, w windzie zobaczył Ewę. Mieszkała w tym samym budynku. „Od razu zwróciła moją uwagę - była śliczną dziewczyną o klasycznej urodzie, a przy tym miała w sobie jakąś wyraźnie odczuwalną, interesującą dojrzałość, niespotykaną w tak młodym wieku" - opowiadał aktor. Telefon do „dziewczyny z windy” zdobył dopiero, gdy jego mama wprowadziła się do mieszkania na Wspólnej, wcześniej nie miał śmiałości.

Reszta potoczyła się już bardzo szybko. Było zakochanie, była miłość i był ślub, ale tylko cywilny. Ewa i Piotr pobrali się w dzień przed urodzinami panny młodej. W tym dniu towarzyszyli im tylko najbliżsi, było skromnie, ale wtedy nie potrzebowali do szczęścia nic więcej. „Nie było ślubu kościelnego. To znaczy niby miał być, ale jakoś tak wyszło, że wciąż był przesuwany na późniejszy termin i zanim się obejrzeliśmy, minęło czterdzieści jeden lat. A może po prostu uznaliśmy na początku, że nie warto angażować Boga w niepewny związek i niepewną przyszłość?” - wyznał aktor w swojej autobiografii.

Piotr Fronczewski, żona Ewa, 2011

Radoslaw NAWROCKI / Forum

W 1975 r. urodziła im się córka Katarzyna, a trzy lata później Magdalena. Podział obowiązków przyszedł młodej parze zupełnie naturalnie. Piotr rozwijał karierę i grał w teatrach i filmach, a Ewa zajmowała się domem i opiekowała dziewczynkami. Ojcostwo okazało się być dla Piotra bardzo zaskakujące, m.in. dlatego, że kiedy wyobrażał sobie siebie w tej roli, zawsze widział syna.

Chłopięcy teren, to był teren, który znał lepiej. „Córki wymuszały na mnie inny rodzaj zachowania, niż gdybym miał syna. Powiedziałbym: uruchamiały we mnie opcję soft. Uczyłem się być delikatny i ostrożny. (...) W naszym domu wszyscy się o siebie ocierali, pełno było gestów, »maźnięć«, przytuleń, brania buźki w obie dłonie. Nie potrafiłem być srogim ojcem, wymagającym, stawiającym swoje warunki” - mówił.

Zobacz też: Był reżyserem najbardziej kasowego polskiego filmu, poślubił 30 lat młodszą aktorkę. Ta historia była tragiczna w skutkach

„Żyliśmy sobie normalnie. Domowe obiady, spacery, weekendowe wyprawy do Powsina. Fiat 126p z wózkiem na dachu. Kąpanie córek, które było moją domeną, sprawnie sobie z tym radziłem, więc wpisano to w mój zakres obowiązków domowych" - opowiadał aktor w książce „Ja, Fronczewski". Po kilku latach na tej pełnej harmonii relacji pojawiła się rysa. Piotr Fronczewski przeżył romans. Kiedy go zakończył, opowiedział o wszystkim żonie. Wydawało się mu, że już nic nie uratuje ich relacji, ale wyszli z tego obronną ręką. „Gdzieś na tych gruzach coś zaczynało się między nami powoli odbudowywać.

We mnie narastało miażdżące poczucie winy i świadomość ogromu krzywdy, jaką wyrządziłem żonie. Czułem się bezgranicznie żałosny i niewyobrażalnie wprost śmieszny. Na szczęście była przy mnie niezwykle mądra i dojrzała kobieta” - wyznał aktor. Kiedy po latach został zapytany o swój związek z żoną, odpowiedział w ten sposób „Coraz bardziej zaczęliśmy się szanować, dostrzegać rzeczy, które wcześniej nie były zauważalne i które zaczynają tę wspólność budować. A potem pojawił się rodzaj wdzięczności, że jesteśmy razem”.

„Ewa jest moją miłością, moją odwagą i męstwem. Gniewem, awanturą, moją zdradą, moim wstydem i przebaczeniem. Moją radością, niepokojem i troską. Moją dumą, moim życiem i wreszcie, na koniec, nadzieją na spotkanie w następnym świecie”, wyznał przy innej okazji.

INPLUS/East News

Jak dziś żyje Piotr Fronczewski?

Córki Piotra Fronczewskiego nie poszły śladami taty, każda znalazła swoją ścieżkę rozwoju. Starsza, Katarzyna, skończyła studia filozoficzne, a potem poszła na medycynę. Dziś pracuje jako lekarz medycyny nuklearnej. Młodsza, Magdalena, została psychologiem i otworzyła swój gabinet. Katarzyna uczyniła tatę dumnym dziadkiem. Jej córeczka Hania jest oczkiem w głowie Piotra Fronczewskiego.

„Hanka ciągle coś opowiada, ma swoje zdanie na każdy temat. W każdym razie nie jestem dziadkiem, u którego wnuczka przesiaduje na kolanach, jej temperament na to nie pozwala” - opowiadał aktor dla „Gali”

Reklama

Czytaj też: Był znanym pisarzem i zapalonym wrogiem komunizmu, ale... donosił na SB. Ryszard Terlecki opublikował akta ojca

Press Photo Center/East News
Reklama
Reklama
Reklama