Reklama

Niechętnie udziela wywiadów. Tym razem zrobił wyjątek. Wiktor Zborowski, niezapomniany Podbipięta, opowiada Krystynie Pytlakowskiej o upływającym czasie i aktorstwie. "Klęską dla aktora jest udział w złym spektaklu. To równie bolesne, jak złe zagranie roli. Dlatego wiele razy odmawiałem zagrania czegoś, w co nie wierzyłem. I dlatego klęski zawodowe na ogół mnie omijały. Za to w życiu… Na każdym kroku człowiek popełnia błędy i głupoty. Siła polega na tym, żeby nie próbować tego powtórzyć", zwierza się. Wiktor Zborowski powoli wraca do siebie po operacji kolana. Wkrótce zagra na deskach Teatru 6. piętro, a potem w Och-Teatrze w Zemście. Co jeszcze zdradził nam aktor? Więcej w materiale video.

Reklama

Wiktor Zborowski o aktorstwie w wywiadzie VIVY!

Jest Pan aktorem znanym, także z niechęci do udzielania wywiadów. Właściwie dlaczego?

Dlatego, że udzieliłem ich niezliczoną ilość, a nie bardzo wiem, co mam jeszcze powiedzieć.

To czemu się Pan ze mną spotkał i rozmawiamy?

Żona (Maria Winiarska, przyp.red.) mnie namówiła, jest pani czytelniczką.

Proszę ją ode mnie pozdrowić. Zacznijmy od emerytury. Emeryci nie odpuszczają?

My nie. To nas sobie trochę odpuszczają. Jedni na emeryturze dostają gwałtownego przyspieszenia i szukają miejsc, gdzie mogliby się wcisnąć, ponieważ widzą, że czas im bardzo ucieka.

Okropne uczucie.

Tak. A kto inny się wycisza, trochę się wycofuje i nie poddaje się tej nerwicy. Ale z drugiej strony może to grozić depresją.

Łukasz Kuś

Pan ma depresję?

Sądzę, że nie, aczkolwiek 11 lat temu, kiedy skończyłem sześćdziesiątkę, odczułem, że to przedsionek zmurszałej starości. A kiedy ukończyłem 70 lat, powiedziałem, że nie ma się co wygłupiać, bo to już wiek omszałego starca i trzeba go przyjąć z godnością.

Ta granica jest właśnie taka depresyjna?

Dla mnie lekko depresyjna była – jak wspomniałem – sześćdziesiątka. Pięćdziesiątkę witałem w łóżku po trudnej operacji kolana. Przez trzy miesiące byłem unieruchomiony, a mimo to tej pięćdziesiątki tak bardzo nie odczułem. Ale sześćdziesiątka to już wiek, w którym należy założyć długie spodnie.

[...]

I przez tych 10 lat do sześćdziesiątki bardzo dużo Pan zagrał. Mówi Pan, że w filmach bardzo mało, a ja mam tutaj całą listę.

Nie mogę powiedzieć, że byłem w filmie niespełniony, ale to teatr traktował mnie dużo poważniej. Jednak ciągle brakuje mi planu filmowego.

Bo to Pan wybierał teatr.

Powiedzmy, że to film mnie mniej wybierał, dlatego dużo czasu spędzałem w teatrze, w radio i w telewizji.

Podobno podszedł Pan do Jerzego Hoffmana i powiedział, że chce zagrać Podbipiętę w „Ogniem i mieczem”.

To nie ja do niego podszedłem, tylko on w SPATiF-ie skoczył mi na plecy. Odwróciłem się i zobaczyłem, że to pan Jerzy, więc powiedziałem, że chciałbym zagrać tę rolę. Ale potem czekałem jeszcze jakieś 10 lat.

Czytaj też: Wiktor Zborowski o małżeństwie: „W tym roku minęła 46., „bolesna” rocznica ślubu”

Ale rolę Pan dostał.

Tak, i bardzo ją lubię. A od tego czasu jesteśmy z Jurkiem w serdecznej przyjaźni. Mam dwóch filmowych przyjaciół i zarazem mistrzów. To Hoffman i Janusz Majewski. Prawie równolatkowie.

I zapewne niełatwo im znieść czasy, które nastały, chociaż właśnie Janusz Majewski nakręcił nowy film o sławnym jazzmanie. A Pan jak odnajduje się w teraźniejszości?

Słabo, bo jest nie do zniesienia. Gdybym był etatowo zaangażowany w teatrze, myślę, że znosiłbym to jeszcze gorzej – sytuacja teatrów jest godna pożałowania. Ale i tak czekam na zmianę, bo obawiam się, że wylądujemy w przepaści. Jak pisał poeta: „Jakoweś Fata nas ciągną w przepaść”.

Co Pan robi, żeby się wzmocnić psychicznie? Bierze Pan jakieś leki?

Nie używam farmakologii, tylko czasem wprowadzam do życia element baśniowy, jak mawiał Janek Himilsbach. Poza tym głównie czytam książki w dużych ilościach.

[...]

Łukasz Kuś

Powie mi Pan, co Pan teraz gra?

Teraz to powoli wracam do siebie po bardzo ciężkiej operacji kolana – wstawili mi sztuczne – i jeszcze nie zagrałem w teatrze, chociaż minęło pół roku. Ale właśnie w tym miesiącu zagram w Teatrze 6. piętro w spektaklu Woody’ego Allena „Miłość w Saybrook”, a potem w „Zemście” w Och-Teatrze.

[...]

Kiedy Pan odpocznie?

W piórniku, moja kochana, w piórniku.

Jak może Pan myśleć o piórniku, kochając tak zwierzęta? Nie możemy myśleć o śmierci, bo nasz pies będzie cierpiał, gdy go zostawimy.

Właśnie pożegnałem mojego cudownego przyjaciela Ziutka. To już trzecie takie pożegnanie. Psy mieliśmy późno, bo Maryśka długo nie chciała się na nie zgodzić. A potem oszalała, powiedziała, że się do nich przekonała. Odparłem: „To nie ty się przekonałaś do nich, to one przekonały ciebie do siebie”. W każdym razie staram się nie myśleć o odchodzeniu i daję sobie niewielki procent szans na nieśmiertelność.

[...]

Zobacz też: Gwiazdy TVN świętują 25-lecie stacji razem z VIVĄ! Inspirująca historia o pasji, odwadze i sukcesie

W Waszej rodzinie aktorstwo jest w genach. Brat Pana matki, Jan Kobuszewski, też był aktorem, niezapomnianym. Przekazywał Panu swoje nauki?

Nie bardzo, to ja musiałem się na nim uczyć. Podpatrywałem, jak Janek to robi, żeby go nie naśladować. Mama zwracała na to uwagę, mówiła: „Tu Jankiem jedziesz”. A ja wściekałem się, ale musiałem jej przyznać rację. Parę lat graliśmy z Jankiem w jednym teatrze i musiałem się starać, żeby nie było dwóch Kobuszów na scenie. Ale Janek mnie nie pouczał. Natomiast kilka razy przed egzaminami do szkoły teatralnej mnie przesłuchał. Był fenomenalnym aktorem, ewenementem. Na początku grał poważne, dramatyczne role, dopiero później ewoluował w kierunku komedii, gdzie wszedł na szczyt.

Co jeszcze aktor zdradził na temat pasji i życia prywatnego? Zachęcamy do obejrzenia materiału wideo! Wiktor Zborowski opowiedział w nim o miłości do żony i wnuczek oraz o kontynuacji Kogla-Mogla.

Reklama

Cały wywiad w nowym numerze VIVY!. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od 27 października.

Bartek Wieczorek/Visual Crafters
Reklama
Reklama
Reklama