Rinke Rooijens ma na swoim uczuciowym koncie dwa związki, które zmieniły jego życie. Małżeństwo z Kayah zakończyło się rozwodem, ale i pozostaniem w przyjaźni, co szczególnie pomogło parze w wychowaniu syna. Dziś producent jest w związku z Joanną Przetakiewicz. Podczas sesji poprosiliśmy bohatera nowej VIVY! o podsumowanie porażek i sukcesów, jakie ma na swoim koncie.

Reklama

Rinke Rooyens o samobójstwie mamy, rozwodzie z Kayah i związku z Joanną Przetakiewicz

Między jednym a drugim zdjęciem podczas sesji do VIVY! zapytaliśmy Rinke Rooijensa o to, co uważa, że nie do końca udało mu się w życiu. „Porażki w życiu są różne. Nie wiem, czy najważniejsze jest, która była największa. Ważniejsze jest raczej to, czy wyciągamy z nich lekcję, czy się na nich uczymy. Ja długo miałem problem z tym, że straciłem mamę. Nie mogłem jej pomóc, byłem chyba na to za młody. Żałuję, że nie udało mi się pierwsze małżeństwo. Szczególnie ze względu na Rocha, mojego syna”, powiedział o związku z Kayah.

Na szczęście listę sukcesów otwiera o wiele przyjemniejsze doświadczenie. „Z tego, co przeżyłem, moim największym sukcesem jest moje szczęście i miłość, które mam z Asią. To, że mam dom, znalazłem spokój i spełnienie. Bardzo to cenię”, wyznał VIVIE.pl Rinke Rooijens.

A czy czuje się on rozpoznawalny? Opinie publiczności dodają mu skrzydeł. „Nie wiem czy jestem popularny. Ale gdy jesteśmy gdzieś z Asią dostajemy od ludzi fajne komentarze, wspierają nas. Siłę bierzemy ze wspólnej miłości i dlatego nie krępuję się jej pokazywać. Nasza dojrzała miłość to dla mnie duże spełnienie. Spotkaliśmy się w idealnym momencie i jesteśmy w stanie pokazywać nasze uczucie. A przy tym jestem cały czas sobą”, usłyszeliśmy.

OBEJRZYJ TEŻ: Szczere wyznanie Rinke Rooijensa: „Teraz boję się śmierci, wcześniej nigdy...". Dlaczego?

Zobacz także

Całą rozmowę z Rinke możesz obejrzeć na górze strony.

Mateusz Stankiewicz/SameSame

Małżeństwo z Kayah, choroba mamy, wychowanie syna Rocha. Fragment wywiadu z Rinke Rooijensem

Przy okazji tego artykułu przypominamy kawałek rozmowy Beaty Nowickiej z Rinke, która ukazała się w nowej VIVIE!.

Skąd w Tobie tyle empatii, współczucia, zrozumienia dla drugiego człowieka?

Nie wiem… Może na długo zapomniałem o samym sobie? Bardzo lubię komuś sprawiać przyjemność. Poza tym ciężko mi brać od innych, mam z tym problem. Wolę dawać, pomagać, wspierać. Od dziecka tak mam. Jako mały chłopiec robiłem śniadania dla mojej mamy, dla taty – jajka gotowane trzy minuty, kanapki. Przynosiłem im do łóżka albo nakrywałem do stołu. Bardzo szybko dorosłem i chyba trochę straciłem dzieciństwo.

Dlaczego?

Rodzice rozwiedli się, kiedy miałem sześć lat. Mama była znaną w Holandii aktorką, dużo grała, w domu zawsze były jakieś opiekunki. Myślę, że nie było jej łatwo wychowywać mnie i moją młodszą siostrę. Pamiętam, jak w wieku dziewięciu lat powiedziałem mamie, że sam zajmę się Roene i może na mnie polegać. Rano spała, bo późno wracała z teatru, a ja odprowadzałem siostrę do szkoły. Po południu ją odbierałem, bo mama była już z powrotem w teatrze, podgrzewałem jedzenie, pilnowałem, żeby w domu wszystko toczyło się sprawnie. Ojca rzadko widywaliśmy. Był znanym reżyserem, ciągle pracował. Czułem przed nim lęk, bo był wymagającym, charyzmatycznym facetem. Ze strachu często go okłamywałem. A mama była bardzo emocjonalna. Miała problemy z alkoholem, depresję. Chyba podświadomie kryłem ją przed tatą, nigdy nie powiedziałem: „Pomóż mamie”. Teraz żałuję, że tego nie zrobiłem.

Ale przecież byłeś dzieckiem!

No tak, ale potem, jako nastolatek, zacząłem wykorzystywać fakt, że rodzice nie potrafią się dogadać. Jak mi nie było wygodnie u mamy, szedłem do taty. Jak było źle u taty, wracałem. Dlatego tak bardzo zależało mi, żebyśmy dogadali się z Kasią. Kiedy nasz syn Roch miał sześć lat, doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie, jak się rozstaniemy. Historia zatoczyła koło. To była dla mnie porażka. Bałem się o Rocha. Doskonale pamiętałem, jakie to przeżycie dla dziecka. Moi rodzice tak bardzo się nie znosili, że nie umieli nawet pięć minut porozmawiać spokojnie. Bardzo mnie to bolało. Obiecaliśmy sobie z Kasią, że z nami będzie inaczej. Oczywiście bywało różnie. Na początku nie wiedziałem, co zrobić. Nie chciałem wracać do Holandii, bo bałem się, że skończy się na tym, że przez rok nie będę widział syna. Chciałem z nim być. Pamiętam, jak poszliśmy z Roszkiem na basen i on nagle zaczął bardzo płakać, bo nie rozumiał, dlaczego tata i mama lubią się, a nie są razem.

Sprawdź też: Rinke Rooijens o śmierci mamy: „Przez kilkanaście lat nie mogłem się pozbierać. Pogubiłem się

Cudowna, prosta dziecięca logika, szkoda, że jako dorośli z niej nie korzystamy… Dziś Roch ma 23 lata. Ma charakter podobny do Twojego?

Jest bardzo kreatywny i wrażliwy, ale nie ma jeszcze takiej potrzeby działania na rzecz innych jak ja. Ja w tej empatii znajduję bardzo dużo spełnienia. Kocham otaczać się ludźmi, którzy mają podobnie. Widzę w tym sens i Roch również, z czego jestem dumny. Te wartości przyswajał również dzięki mamie Kasi, która całe życie opiekowała się Rochem. To jest zresztą piękna polska tradycja, że babcie zajmują się wnukami. Na początku miałem z tym problem. Teraz bardzo cenię to, co mama robiła. W tej chwili jest w trochę słabszej formie, więc zawsze pytam: „Rochu, zrobisz coś dla babci, pomożesz jej?”. I robi to, bo czuje, że tak trzeba, i bardzo ją kocha. Ale dziś świat jest inny. Zresztą mamy w tym swój udział. Nasze rodzicielskie poczucie winy sprawia, że chcemy dzieciom dać wszystko i od razu. Z jednej strony to dobrze, z drugiej – to pułapka. Dziecko musi na niektóre rzeczy poczekać, śnić o nich. Żeby dostać pierwszy rower, myłem samochody i ten rower stał u mnie w pokoju. Mieszkaliśmy na trzecim piętrze w Amsterdamie i ja codziennie nosiłem go na górę. Nowe buty stały obok łóżka i czyściłem je po każdym dniu. My niby wszystko dajemy dzieciom i… odbieramy im marzenia.

Rinke Rooyens, Kayah, 2010

Reklama

ozwodzie z Kayah i śmierci mamy

Reklama
Reklama
Reklama