Reklama

To wyjątkowe wydanie VIVY!. Dwie odważne i silne kobiety pojawiły się na okładce naszego magazynu. Joanna Krupa wraz z mamą Jolantą pierwszy w pierwszym tak szczerym wywiadzie opowiedziały Beacie Nowickiej o rodzinie, pogoni za marzeniami i miłości. „Dla mamy najważniejsze jest, żebym była szczęśliwa, obojętnie, z kim. No i żeby wreszcie miała wnuki (śmiech). Uświadomiłam sobie, że przez te 39 lat, z krótkimi przerwami, cały czas byłyśmy razem”, mówi Joanna Krupa i podkreśla, że to dzięki mamie osiągnęła w życiu prawdziwy sukces.

Reklama

W końcu, w wieku 20 lat, z paroma dolarami w kieszeni wyruszyłaś w świat. Z Chicago do Los Angeles.

Joanna: W tym czasie miałam chłopaka, byliśmy razem pięć lat i on mi nagle postawił ultimatum: albo jestem jego dziewczyną, albo modelką. Dorywczo pracowałam w Chicago. Pomyślałam, że pokażę, na co mnie stać i jemu, i tym wszystkim, którzy nie wierzą, że uda mi się zaistnieć w tej branży. Wyjechałam do Los Angeles. Nawet nie wiedział, że z nim zrywam (śmiech). Powiedziałam: „Mama, pakujemy moje auto, jedziemy do Los Angeles”. Pojechaliśmy w trójkę: ja, mama i mój wujek. Jechaliśmy chyba 30 godzin do miasta moich marzeń.

Udzieliła jej Pani jakichś rad?

Jolanta: Przede wszystkim bardzo często do niej przyjeżdżałam. A jakich rad jej udzielałam? Żeby nie ufała mężczyznom, którzy obiecują jej złote góry. I żeby wybierała uczciwą drogę, nie chodziła na skróty.

Bałaś się?

Joanna: Pewnie, że się bałam! Dwudziestoletnia dziewczyna w obcym mieście, nie ma kasy, nikogo nie zna… Pierwsze dwa lata w Los Angeles były cholernie trudne. Szłam na castingi, na spotkania z agentami i słyszałam: „Niestety, ale jesteś za niska, żeby być modelką” albo zbyt sexy, albo że muszę schudnąć. Przytyłam, w jedzeniu znalazłam pociechę, pomogło mi zwalczyć depresję. Często płakałam, nawet mamie nic nie mówiłam. Chciałam pokazać, że jestem odważna i twarda. Hollywood life w ogóle nie wyglądało tak, jak sobie wymarzyłam.

(...)

Kiedy Pani poczuła, że córka wreszcie spełniła swoje marzenia?

Jolanta: Myślę, że modeling był dużym sukcesem, później „Taniec z Gwiazdami”, ale największą satysfakcję i radość poczułam, kiedy stacja CNN umieściła moją córkę na liście najbardziej wpływowych Polaków na świecie, obok Jana Pawła II, Chopina, Wałęsy. Stwierdziłam, że jednak ta polskość w niej jest.
Joanna: Jestem na jakiejś sesji, dzwoni mama: „Córko, jestem z ciebie naprawdę dumna”, mówi, a ja słyszę, że płacze. „Mamo, co się dzieje?!”. Powiedziała, że jestem na liście CNN obok papieża! Dla mnie to było niewiarygodne osiągnięcie, symboliczne. Mama mi powtarzała: „Obojętnie, jaki odniesiesz sukces, nie możesz zapomnieć, skąd pochodzisz, kim jesteś”. Zapamiętałam to. Pomyślałam: OK, to chyba najwyższy czas, żeby pojechać do Polski. Ostatni raz kraj, w którym się urodziłam, odwiedziłam, jak miałam 13 lat. W ogóle nie myślałam o tym, żeby robić w Polsce karierę.

W pakiecie z sukcesem Joanny w Waszym życiu pojawił się luksus.

Joanna: Zawsze wiedziałam, że jeśli będę miała pieniądze, odwdzięczę się za to, co mama i tato dla nas poświęcili. Kiedy osiągnęłam sukces, cieszyłam się, że mogę mamie zapewnić lepsze życie. Mieszkałyśmy razem w cudownych miejscach, mogłam spełniać jej życzenia, kupować piękne ubrania, kosmetyki, ale mama zawsze uważała, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż torebka Louis Vuitton za 10 tysięcy czy buty od Louboutin za 15 tysięcy.

Reklama

Cały wywiad dostępny w najnowszym numerze VIVY! w kioskach od 21 marca.

Bartek Wieczorek/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama