Jerzy Stuhr po raz pierwszy o walce z rakiem. Poruszające słowa
„Jak zachorowałem, stwierdziłem: „Nie ma rady, trzeba odnowić nasz rodzinny grobowiec”
We wrześniu 2011 roku Jerzy Stuhr trafił do szpitala onkologicznego z powodu problemów z gardłem. U aktora bardzo szybko wykryto nowotwór krtani. Został poddany leczeniu, w tej najważniejszej walce wspierali go najbliżsi, między innymi żona Barbara. Jak wspomina tamten czas? Co zrobił, gdy usłyszał z ust lekarza diagnozę? O tym opowiedział w najnowszym numerze magazynu VIVA! Beacie Nowickiej.
Jerzy Stuhr o walce z rakiem krtani
Beata Nowicka: Lubię Pana poczucie humoru.
Jerzy Stuhr: Taaak, to mnie zawsze ratowało. To jest chyba zdrowe, że co by nie było groźnego, to pierwszy błysk u mnie, że mnie to śmieszy. Oczywiście za chwileczkę jest tragedia. Myślę, że to jest taki odruch obronny, hoduję w sobie, żeby tak było. Jak zachorowałem, stwierdziłem: „Nie ma rady, trzeba odnowić nasz rodzinny grobowiec. Jak ludzie będą przechodzić obok, żeby jakoś to wyglądało”. No i teraz, kiedy tam chodzę, pokazuję grobowiec i mówię do żony: „No patrz, zmarnowane pieniądze…” (śmiech).
– A żona…
Złości się. W pewnych sferach moja żona traci poczucie humoru. Jedyne, na co ją stać, to mówi, że ona pierwsza umrze, ale przecież kobiety dłużej żyją. A widzi pani, jak mówiłem, że smok popularności jest taki męczący, to wcale nie wymieniłem chorób. Bo jak się z perspektywy już spojrzy do tyłu, to choroby budują, zmieniają osobowości i niesłychanie hartują. Więc ja bym ich nie spychał na samo dno smoczej jamy.
Czytaj także: Był nieobecnym ojcem, z synem wiele musieli sobie wyjaśnić. Jerzy Stuhr nie żyje
– Kiedy w szpitalu uwierzył Pan, że pokona smoka choroby, kobieta lekarz powiedziała: „Pięknie, tylko że w tej chorobie oprócz woli i wiary trzeba mieć szczęście”. Pan ma w życiu szczęście.
Nigdy tak nie powiem. Zawsze pani odpowiem: do dzisiaj miałem. Towarzyszyło mi szczęście bardzo często, na różnych polach, ale wiedziałem, że to się może skończyć. Dlatego do dzisiaj mam. Do kobiet miałem, do nauczycieli też miałem, od podstawówki. Rok 1954, niby jeszcze stalinizm, ale ci nauczyciele, którzy mnie uczyli, to byli przedwojenni nauczyciele i, mimo że byli pod pręgierzem doktryny, to jednak umieli uczyć trochę inaczej. Potem, na uniwersytecie, w szkole teatralnej i w Starym Teatrze Konrad Swinarski, Andrzej Wajda czy Krzysiek Kieślowski.
Cały wywiad wywiad w najnowszej VIVIE!, od czwartku 2 listopada w kioskach i salonach prasowych.