Reklama

Gdy miała osiemnaście lat przeżyła ciężki wypadek. Ze złamanym kręgosłupem wylądowała w szpitalu. Nie poddała się. Rok później zdawała do szkoły teatralnej. Dostała się. O spełnionych marzeniach, gwiazda serialu „Niania w wielkim mieście” Magdalena Lamparska opowiedziała w najnowszym numerze VIVY!

Reklama

Wszystkiego uczyłam się na nowo. Chodzić, wstawać, ruszać. Czułam się jak dziecko w ciele prawie dorosłej osoby. Wiedziałam, że jeśli się nie podniosę, z moich marzeń nic nie będzie. Skoncentrowałam się więc na intensywnej rehabilitacji i przygotowaniach do egzaminów. Codziennie o piątej rano wstawałam, szłam na basen, potem do szkoły, na zajęcia, ćwiczenia.
Chodziłam w takim specjalnym metalowym gorsecie. Przed wypadkiem byłam bardzo aktywną osobą, 12 lat trenowałam siatkówkę. To akurat bardzo się wtedy przydało. Sport nauczył mnie bowiem dyscypliny. Zawsze też byłam waleczna. Miałam duży temperament i głowę pełną pomysłów. Czuję, że to mi pomogło podnieść się po tym wszystkim.

I dodaje, że marzenie o zostaniu aktorką, było tak wielkie, że to pozwoliło jej stanąć na nogi. Dosłownie.

Mnie po prostu uratowało moje wewnętrzne pragnienie bycia aktorką, które było większe niż wszystkie przeciwności. Poza tym nie przeraża mnie na przykład natłok zajęć. Właściwie to im jest ich więcej, tym lepiej: rehabilitacja, ćwiczenia, przygotowania do matury, do egzaminów. Nie miałam czasu myśleć, tylko skupiłam się na działaniu.

Przyznaje, że nie miała planu B na wypadek, gdyby nie dostała się do szkoły. Na szczęście dostała się do dwóch jednocześnie - do Warszawy i do Łodzi. Wybrała tę w Warszawie.

Wobec marzeń trzeba być realistą. Być może gdyby mi się nie udało, musiałabym je zweryfikować. Na szczęście obeszło się bez tego. Ale później naszły mnie wątpliwości, czy na pewno jestem wystarczająco silna, żeby przetrwać. Jest przecież wielu fantastycznych aktorów, którzy nie mieli wystarczająco dużo szczęścia. Dlatego mam poczucie wdzięczności, że jestem tu, gdzie jestem.

Mówi też o tym, że marzy, żeby jej telefon nigdy nie przestał dzwonić, ale też snu z powiek jej to nie spędza.

Nauczyłam się już żeby się tym tak bardzo nie przejmować i nie załamywać. Ten zawód bywa wrażeniowy, ocenie jesteśmy poddawani na okrągło. Trzeba odnaleźć zdrowy dystans. Warto również brać sprawy w swoje ręce. Jest wiele sposobów, które oferuje XXI wiek. Można wysyłać swoje nagrania na castingi na całym świecie, tworzyć wspólnoty filmowe, pisać razem scenariusze, kręcić wideo, filmy krótkometrażowe, niskobudżetowe i wysyłać na festiwale. Możliwości jest tysiące, tylko kwestia, czy będziemy na nie otwarci... Wyznaję zasadę, żeby nie tracić okazji. Tak było z castingiem do „Azylu”, w którym zagrałam z Jessicą Chastain. Nagrywałam się już wiele razy i wiele castingów nie przeszłam. Tym razem się udało. Świat jest bardzo duży i wszystko jest możliwe.

Więcej w najnowszym numerze dwutygodnika VIVA!

Zuza Krajewska/LAF AM

Reklama

Zobacz także: Jak to się stało, że zagrała w hollywoodzkiej produkcji? Magdalena Lamparska opowiada nam o wrażeniach z planu „Azylu”

Reklama
Reklama
Reklama