Nie mówił, jak bardzo cierpi. Ksiądz Kaczkowski do końca miał siłę, by pocieszać innych
„Umrzeć bez klasy to umierać bez godności", mówił. Mija dziewięć lat od jego śmierci
Mówił o sobie, że żyje na pełnej petardzie – i nie były to tylko słowa. Ksiądz Jan Kaczkowski potrafił przekuwać deklaracje w czyny. Choć jego życie trwało niespełna 39 lat, a choroba pojawiła się nagle, nigdy nie zrezygnował z walki. Każdy dzień wykorzystywał do maksimum. Kim był prywatnie i co udało mu się osiągnąć? Wspominamy charyzmatycznego dyrektora Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Ksiądz Jan Kaczkowski zmarł dziewięć lat temu – 28 marca 2016 roku.
Ksiądz Jan Kaczkowski – wspomnienie
W 2022 roku na stronę „Netflix” trafił film poświęcony jego osobie. Johnny to przejmująca opowieść o miłości do drugiego człowieka oraz otaczającego nas świata. W głównego bohatera wcielił się Dawid Ogrodnik.
Historia przedstawiała bioetyka, dyrektora hospicjum, doktora nauk teologicznych, a dla ludzi, którzy uwielbiali go słuchać — księdza Jana Kaczkowskiego. Sam o sobie mówił, że jest celebrytą od śmierci, bo gdy w 2012 roku dowiedział się o swojej nieuleczalnej chorobie, zaczął się temu tematowi przyglądać bliżej. Od lekarzy usłyszał wyrok — glejak. „W czterostopniowej skali wylosowałem ten czwarty. Najgorszy. Glioblastoma multiforme – glejak wielopostaciowy. Rokowanie oczywiste, krótkie i śmiertelne”, mówił. Nie miał o nic pretensji do Boga. „Umrzeć bez klasy to umierać bez godności albo z nadszarpniętą godnością”, dodawał w książce Żyć aż do końca. Tłumaczył, dlaczego często opowiada o końcu ostatecznym.
„Może to moje mówienie o umieraniu z klasą jest wynikiem obawy przed zaufaniem innym, że mogą mnie akceptować także wtedy, kiedy będę mówił od rzeczy i będę całkowicie bezbronny. Jeszcze nie wyrobiłem w sobie zgody na pełne ogołocenie — wymioty, załatwianie się w pieluchę, całą tę przykrą fizjologię, nad którą mogę przestać panować, a inni będą musieli mnie w takim stanie pielęgnować. Jest we mnie lęk, że drugi człowiek się mną zbrzydzi”.
Ostatnie chwile księdza Jana Kaczkowskiego
Choć zmagał się z glejakiem czwartego stopnia oraz nowotworem nerki to niemal do końca ksiądz Kaczkowski organizował warsztaty dla studentów medycyny, nauczał, angażował się w pomoc hospicjom dla młodzieży oraz opiekował swoim hospicjum w Pucku. W 2012 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W najtrudniejszych chwilach nie tracił pogody ducha. „Miałbym się położyć i płakać? Powiedzieć, że wszystko skończone? Lubię obśmiewać rzeczywistość, czasem też siebie i dziwię się, że ludzie mają do siebie tak mało dystansu. Zwłaszcza lekarze, profesorowie medycyny, nadęci dziennikarze, nadęci duchowni…”, mówił Elżbiecie Pawełek w archiwalnym wywiadzie VIVY!.
Niestety 15 lutego 2016 r. duchowny trafił do szpitala, a choroba uderzyła znów z podwójną siłą. Jan Kaczkowski powtarzał, że jest pogodzony ze śmiercią. „Gdzieś tli się we mnie nadzieja związana z Maryją. Skoro przez całe życie mówię do Niej: Módl się za mną grzesznym, teraz i w godzinie śmierci, to Ona wyjdzie, nie zostawi i nie zlekceważy tej prośby”, mówił w wywiadzie dla Opoka.pl.
I choć fizycznie nie ma go już z nami, to ślad po tym, jak wiele zrobił na długo nie zniknie z naszej pamięci… Odszedł 28 marca 2016 roku w domu, otoczony rodziną i bliskimi.

[Tekst opublikowany na Viva Historie 21.04.2024 r.]
Zobacz także
Galeria
Pokazywanie elementów od 1 do 3 z 12
Akcje
Pokazywanie elementów od 1 do 4 z 17
Fale, tafla, zwiększona objętość. Air Wand to domowy stylista włosów!
Współpraca reklamowa