John Porter o córce Poli: „Dopiero zaczyna swoje życie. Uczę ją, żeby żyła tu i teraz”
„Z Anitą byliśmy razem 24 godziny na dobę. Spaliliśmy się. Teraz mamy superkontakt”, mówi o relacji z byłą partnerką
- Beata Nowicka
Fantastyczny muzyk, najsłynniejszy Walijczyk mieszkający od 46 lat w Polsce. Mówi o sobie: „Jestem lekkim socjopatą”. Dlaczego? John Porter z angielskim humorem opowiada Beacie Nowickiej o wojnie, córce Poli, ojcostwie, grzechach, samotności, muzyce i… braku Boga.
John Porter o córce i relacji z Anitą Lipnicką
Gdyby córka zapytała, co sprawia Ci radość, jaka byłaby Twoja odpowiedź?
Oprócz dzieci? Muzyka. To jest mój haj: performance, komponowanie, granie, występy. Scena to mój drugi dom. Nie mogę doczekać się, kiedy wyjdę na scenę. Mam status artysty offowego, co mnie cieszy, bo nie lubię showbiznesowego światka. Z niektórych rzeczy jestem dumny. Uważam, że z wiekiem jestem coraz lepszy. Ostatnio nagrałem utwór „No Way to Say Goodbye” z Agatą Karczewską w ramach cyklu muzycznego Duety Estrady Poznańskiej. Ona wybrała mnie, ale ja już ją miałem na radarach, bo słyszałem, jak śpiewa. Spotkaliśmy się, potem ja skomponowałem piosenkę, a ona po tygodniu wróciła z tekstem. Śpiewamy o tym, że bardzo często po rozstaniu skreślamy ludzi z naszych serc, co nie ma sensu, bo zawsze pozostaje po nich jakiś ślad. Mamy gotowy materiał na całą płytę „Hatful of Snakes”. Zawsze chciałem nagrać płytę psychocountry. Eksperymentowanie sprawia mi wiele przyjemności. Teksty są po angielsku, są szczere i… nielogiczne, co bardzo mi się podoba. Agata jako dużo młodsza ode mnie ma inne spojrzenie na miłość, związki i życie. To jest dla mnie odświeżające. Świetnie nam się pracuje.
[...]
Ten John, który 46 lat temu przyjechał do Polski, wciąż w Tobie jest?
Tak, dzięki temu, że gram muzykę. Jadąc w trasę z Nergalem czy własnym zespołem, wyglądamy jak zgraja chłopaków. Kiedy siedzimy w busie ze Smolikiem i Kev Foxem, zachowujemy się szczeniacko, jakbyśmy mieli po 17 lat. Uwielbiam to: wieczny bunt, ciekawość świata, wygłupy. Choć już nie szalejemy tak jak 50 lat temu. Raz na jakiś czas przeginam, żeby pamiętać, jak to jest.
I słusznie. Kiedy urodziła się Pola, byłeś już bardziej odpowiedzialny?
To było zupełnie inne doświadczenie. Byłem w szoku. Liczyłem, że będzie lekko i przyjemnie… Gdzie tam! Nasza córka jest bardzo uparta, bardzo głośna. Nie można jej stłamsić. Oczywiście teraz bardzo mi się to podoba, ale wtedy to była walka. W ogóle nie chciała spać. Anita wróciła po porodzie ze szpitala, była słaba, leżeliśmy na łóżku, obok mnie stał wózek, który kołysałem stopą. Jak zaczynała mnie boleć noga i przestawałem, natychmiast rozlegał się wrzask. Uspokoiła się koło piątego roku życia. Jest superdziewczyną.
Zobacz też: Córka Anity Lipnickiej i Johna Portera wyrosła na prawdziwą piękność!
Masz 71 lat, wiele już w życiu przeżyłeś. Jak myślisz o jej przyszłości?
To ciekawe pytanie, ponieważ gdybym teraz był na początku swojej drogi, nie chciałbym mieć dzieci. W takim świecie, jaki mamy dziś, musisz być egoistyczny, żeby powoływać na świat nowego człowieka. Lepiej zaadoptować. Pola ma 16 lat. Martwię się o nią. Grozi nam katastrofa klimatyczna, wybuch nowej pandemii, wirtualna rzeczywistość. Coraz większa część życia przenosi się do internetu, wystarczy kryzys globalnej sieci i… wszystko zniknie. Jesteśmy ofiarami tego, co stworzyliśmy. Więc chyba na to zasłużyliśmy.
Jako ojciec bardziej martwisz się o synów czy córkę?
O synów dużo mniej. Najstarszy skończył 40 lat, stary koń. Ma dwoje dzieci i dobrą żonę, która jest kapitanem tej superrodziny. Młodszy studiował w Chinach, teraz mieszka i pracuje w Londynie, świetnie sobie radzi. Pola dopiero zaczyna swoje życie. Co będzie? Mam poczucie, że same złe rzeczy. Dlatego uczę ją, żeby żyła tu i teraz. Życie to moment, trzeba uważać, żeby go nie przegapić.
Ładnie to ująłeś. A miłość?
O to się nie martwię, bo wiem, że córka musi sama zebrać doświadczenia. Musi znaleźć swoje szczęście, tego nie mogę jej dać. Człowiek uczy się na własnych błędach, a potem… je powtarza (śmiech). To trudne, zwłaszcza w związkach. Z Anitą byliśmy razem 24 godziny na dobę: pracując, żyjąc, wychowując dziecko. Spaliliśmy się. Teraz mamy superkontakt i świetny układ, ale kiedy byliśmy w związku, przyszedł taki moment, że strasznie się męczyliśmy. Nie było w tym niczyjej winy, po prostu żyliśmy zbyt blisko siebie. Teraz o to dbam. Z natury jestem samotnikiem, ale zbudowałem też system obronny. Muszę mieć w życiu własną przestrzeń.
Cały wywiad w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w sprzedaży od 19 maja
Zobacz też: Weronika Rosati o córeczce: „Ela ma bardzo silną osobowość. Wie, czego chce, a czego nie”