Kora, legenda polskiej muzyki rockowej, gwiazda zespołu Manaam, dwa lata temu przegrała nierówną walkę z rakiem. Zmarła 28 lipca 2018 roku w wieku 67 lat. Artystka w czasie remisji choroby wyprowadziła się z Warszawy na Roztocze. Niedaleko Roztoczańskiego Parku Narodowego znalazła swoje miejsce na ziemi. „Dnia za mało, żeby ogarnąć cały ten świat”, mawiała...

Reklama

Dziś obchodzilibyśmy jej okrągłe, 70. urodziny.

Dom był dla niej azylem

Tam, na swoim ukochanym ranczo regenerowała się i starała wyrzucić z pamięci traumatyczne wspomnienia o walce z rakiem. VIVA! odwiedziła artystkę w jej azylu. Cztery lata temu Kora i Kamil Sipowicz wzięli udział w wyjątkowej sesji dla naszego magazynu. W otoczeniu łąk, lasów, bielonych domów, dużej liczby zwierząt powstały proste, kameralne, urocze ujęcia. Bez pośpiechu - bo Kora nie lubiła się spieszyć. W domowym zaciszu, opalając się między ujęciami i dyskutując m.in. o alpakach, o Ramonie, „włoskiej arystokratce z Bolonii", i... życiu.

Powiedzieć, że pierwsze lata życia Olgi Jackowskiej nie należały do najłatwiejszych, to jak nie powiedzieć nic. Dzieciństwo Kory było pełne traumatycznych przeżyć, o których artystka nie wspominała zbyt często publicznie. I trudno się temu dziwić, bo to, co spotkało wybitną wokalistkę w przeszłości, pozostawiło w niej traumę na resztę życia.

Bartek Wieczorek/LAF AM

Jak wyglądało dzieciństwo Kory?

Olga Jackowska urodzona 8 czerwca 1951 roku była piątym, najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Jej mama Emilia i tata Marcin byli urzędnikami, ale ich sytuacja finansowa nie była najlepsza. Dodatkowo Pani Emilia chorowała na gruźlicę, co utrudniało jej opiekowanie się dziećmi. Dlatego w wieku czterech lat Kora została oddana do domu dziecka w Jordanowie. Ośrodek prowadziły siostry zakonne, które nadawały podopiecznym numery. Jackowska nosiła siódemkę. Niestety, w placówce znęcano się nad dziećmi. Piosenkarka była wielokrotnie poniżana i bita. „Przez pięć lat, od czwartego roku życia, przebywałam w Caritasie u zakonnic, które nieustannie poddawały dzieci przemocy emocjonalnej i fizycznej. Te wszystkie przeżycia spychałam na dno pamięci, tak jak potem śpiewałam w mojej piosence, że upycha się tam obrazy, których nie chce się oglądać”, mówiła wokalistka w rozmowie z Vivą! w 2012 roku. W innym wywiadzie Kora dodała, że jest przekonana, że nawet para gejów dałaby jej wtedy poczucie miłości i akceptacji, którego tak jej brakowało.

Zobacz także

Niestety, koszmar Jackowskiej nie skończył się nawet, gdy opuściła dom dziecka. Zaraz po tym, jak wokalistka wróciła do domu rodzinnego, jej tata miał zawał. To 9-letnia Kora znalazła jego ciało. Po tym traumatycznym wydarzeniu wokalistka zamieszkała u cioci i wujka w Jabłonowie Pomorskim. Ale i tam nie była szczęśliwa. „Ciotka była patologicznie zazdrosna o męża. Dla mnie była bardzo okrutna”, opowiadała Kora w Vivie!. „Przypominam sobie jedynie, że musiałam bardzo wcześnie rano wstawać i pracować. Kontrolowałam prowadzoną przez żonę wuja stację meteorologiczną i pilnowałam jej męża. Miała bowiem obsesję, że wujek ją zdradza. Żyłam w takiej paranoi i stresie, że nie pamiętam nawet, czy chodziłam wtedy do szkoły”, dodała artystka w swojej autobiograficznej książce Kora, Kora. A planety szaleją.

Tu znajdziesz informacje dotyczące ostatniego pożegnania Kory na Powązkach w Warszawie. Przeczytaj również, jak we wzruszających słowach pożegnał ją mąż, Kamil Sipowicz.

Bartek Wieczorek/LAF AM

Próba samobójcza Kory

Wydarzenia z dzieciństwa Jackowskiej bardzo odbiły się na jej nastoletnim życiu. To wtedy piosenkarka zaczęła regularnie chodzić na imprezy, na których nie stroniła od alkoholu i narkotyków. Próbowała sobie też odebrać życie. „Jako dziecko chciałam umrzeć milion razy. Zasypiając, wyobrażałam sobie, że się już nie obudzę. Moja próba samobójcza to absolutna klasyka wśród młodych, którzy nie mają swojego miejsca w świecie i są bardzo wrażliwi”, opowiadała Jackowska w Vivie! sześć lat temu. Wokalistkę uratowano cudem i choć w późniejszych latach Kora cierpiała jeszcze na depresję, to już zawsze była w niej wola życia. „Nie chcę umierać od momentu, kiedy prawie umarłam. Na całe życie można się ze śmierci wyleczyć”, wyznała w rozmowie z nami.

CZYTAJ TEŻ: Tak dziś wygląda odnowiony grób Kory. Uwagę przykuwa jedna niepowtarzalna rzecz

Ciężko rozmyśla się o traumatycznym dzieciństwie Kory, pamiętając o tym, jak pięknym była człowiekiem. Los niezasłużenie sprowadził na wokalistkę tyle nieszczęść, z konsekwencjami których musiała zmagać się przez całe życie...

„Zresztą jak nie wstanę rano, to brakuje mi tych godzin. Ogarniam dom, zwierzęta, gaszę światła wokół domu, krzątam się wokół siebie, co zajmuje mi dużo czasu. Wszystko toczy się wolno. Żaden pośpiech nie jest wskazany. Bardzo lubię mieć ten czas dla siebie, bo jak Kamil śpi, to jakby dzieci w domu spały, panuje cudowna cisza. Kiedy wstaje, dom zaczyna inaczej energetyzować, przygotowuje śniadanie, robi to, tamto, siamto… Dnia za mało, żeby ogarnąć cały ten świat, który tutaj mamy. Ale wiem też, że to moje życie się już kończy, więc co zrobić, w moim przypadku, z tymi dniami, tygodniami, bo ja nie pozwalam sobie patrzeć w przyszłość dalej. To już jest zupełnie inne postrzeganie życia. Nie pamiętam, żebym tak intensywnie żyła każdą chwilą w ciągu dnia”, mówiła.

Reklama

Przypominamy ten wyjątkowy materiał...

Reklama
Reklama
Reklama