Reklama

Kolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry! Najnowsza powieść autorki bestsellerów Beach Read i Book Lovers już w Polsce. Prezentujemy ekskluzywny, przedpremierowy fragment powieści Funny Story, która ukaże się już 15 maja nakładem wydawnictwa Poradnia K. Były chłopak nowej dziewczyny byłego narzeczonego… Czy to może być zabawna historia?

Reklama

„Każdą kolejną jej książkę uwielbiam bardziej od poprzedniej, do tego stopnia, że nie mogę się doczekać, aż zobaczę, co zrobi ze mną jej następna powieść!”. Ali Hazelwood

Czekajcie z równą niecierpliwością! W Polsce już trzy tygodnie po światowej premierze! Książka dostępna w przedsprzedaży: https://poradniak.pl/produkt/funny-story/

Fragment książki "Funny Story" Emily Henry

Zanim udaje mi się wejść po schodach i otworzyć drzwi mieszkania, lepię się od potu, a kiedy przekraczam próg, rzucam torbę i z trudem zdejmuję rozpinany sweter, po czym zzuwam mokasyny. Następnie porównuję kalendarz w telefonie z tym na tablicy. Jedyne, co się zmieniło od wczorajszego wieczora, to fakt, że zgodziłam się poprowadzić klub czytelniczy Hit czy Kit w czwartek, żeby Landon, asystent obsługujący czytelników, który zwykle jest prowadzącym, wydobrzał po leczeniu kanałowym zęba.

Wpisuję klub książki na tablicę, po czym chwytam szklankę i nalewam do niej zimnej wody. Łapczywie piję, powoli idąc do salonu. Kątem oka zauważam nagłe poruszenie, które tak bardzo mnie zdumiewa, że krzyczę i wylewam połowę wody na dywanik.

Ale to tylko Miles. Leży twarzą w dół na kanapie. Jęczy, nawet nie podnosząc głowy z miękkiej poduszki. W jego meblach chodzi o wygląd, nie seksapil.

– Wyglądasz jak truposz – mówię, podchodząc do niego.

Coś mruczy.

– Co? – pytam.

– Powiedziałem: „Chciałbym” – mamrocze.

Zerkam na butelkę rumu kokosowego na stole i pusty kubek obok.

– Ciężki dzień?

Incydent z Dziennikiem Bridget Jones wziął mnie z zaskoczenia przed trzema tygodniami, ale teraz prawie mi ulżyło, kiedy widzę, że Miles wygląda tak, jak ja się czułam przez ostatnie półtora miesiąca.

Nadal nie podnosząc głowy, szuka czegoś po omacku na stoliku obok, po czym chwyta jakąś kartkę i ją podnosi.

Wyjmuję z jego ręki kwadrat delikatnego pergaminu w kolorze złamanej bieli, a on natychmiast opuszcza bezwładnie dłoń.

Zaczynam czytać eleganckie pochyłe pismo.

Jerome i Melly Collinsowie
oraz
Nicholas i Antonia Comerowie
zapraszają do świętowania ślubu swoich dzieci Petera i P…

– Nie. – Rzucam zaproszenie daleko od siebie, jakby było wijącym się wężem. Żywy wąż musiał chyba też płonąć, bo nagle jest mi bardzo, bardzo, bardzo gorąco. Robię kilka kroków, wachlując się rękami. – Nie – protestuję. – To nie może być prawda.

Miles siada. – Och, to czysta prawda. Ty też dostałaś zaproszenie.

– Dlaczego, do diabła, mieliby nas zapraszać? – Stanowczo domagam się odpowiedzi. Od niego, od nich, od wszechświata.

Wlewa rum kokosowy do kubka, napełniając go po krawędź.

Podaje mi go w darze. Kiedy kręcę przecząco głową, wypija duszkiem i znów dolewa.

Podnoszę zaproszenie, niejasno oczekując, że mój mózg się pomylił i tak naprawdę czytam menu z knajpki oferującej jedzenie na wynos.

Tak nie było.

– To weekend Święta Pracy! – wołam, znów odrzucając od siebie zaproszenie.

– Wiem – przyznaje Miles. – Nie mogą przestać niszczyć nam życia. Muszą zepsuć nam też święto, do którego nic nie miałem. W tym roku pewnie nawet nie ozdobię domu.

– Chodzi mi o to, że to Święto Pracy – mówię. – Tylko miesiąc po dacie naszego ślubu.

Miles podnosi na mnie wzrok, szczera troska wykrzywia mu twarz.

– Daphne – mówi. – Myślę, że było już po ptakach, kiedy pieprzył się z moją dziewczyną, a potem zabrał ją do Włoch na dwa tygodnie, bo nie chciał pomóc ci się pakować.

Dopada mnie hiperwentylacja.

– Dlaczego chcą brać ślub tak szybko? My byliśmy zaręczeni jakieś dwa lata.

Miles wzrusza ramionami, wlewając w siebie rum.

– Może ona jest w ciąży.

Cały budynek chwieje się w posadach. Opadam na kanapę, na łydki Milesa. On znów nalewa rumu do kubka i tym razem, gdy wyciąga go w moją stronę, wypijam zawartość jednym haustem.

– O mój Boże, obrzydliwe – stwierdzam.

– Wiem – przyznaje. – Ale to jedyny mocny alkohol, jaki miałem.

Chcesz przerzucić się na wino?

Zerkam na niego.

– Nie brałam cię za faceta od wina.

Wpatruje się we mnie.

– Co?

Mruży jeszcze bardziej swoje zamglone alkoholem oczy.

– Nie wiem, czy żartujesz.

– Nie? – pytam.

– Pracuję w winiarni, Daphne. – Przypomina mi.

– Od kiedy? – pytam z niedowierzaniem.

– Przez ostatnie siedem lat. A według ciebie czym się zajmuję?

– Nie wiem – odpowiadam. – Sądziłam, że jesteś kurierem.

– Dlaczego? – Kręci przecząco głową. – Na jakiej podstawie?

– Nie wiem! Mogę napić się wina?

Wyciąga spode mnie nogi, wstaje i rusza do kuchni. Obserwuję go przez prześwit między kuchenną wyspą a szafkami na górze. Szpera w szafce, której – jak zdaję sobie sprawę – nigdy nie otwierałam. Przez uchylone drzwiczki dostrzegam eleganckie butelki z winem: białym, różowym, pomarańczowym, czerwonym. Wyjmuje dwie, po czym wraca i znów siada ciężko obok mnie, zdejmując breloczek z korkociągiem ze szlufki spodni.

Okna są otwarte i zaczyna kropić, wilgoć całego dnia się skrapla, kiedy Miles odkorkowuje butelkę i podaje mi ją w całości.

– Bez kieliszków? – pytam.

– A myślisz, że potrzebujesz kieliszka? – dziwi się, wyjmując korek z drugiej butelki.

Mój wzrok pada na kosztowny kartonik zaproszenia nadal leżącego na wyświechtanym kilimie Milesa.

– Chyba nie.

Stuka się ze mną butelką i pociąga solidny łyk. Robię to samo, po czym grzbietem dłoni wycieram kroplę wina z brody.

– Naprawdę nie wiedziałaś, że pracuję w winiarni? – pyta.

– Nie miałam bladego pojęcia. Peter opowiadał o tobie tak, jakbyś chwytał się mnóstwa dziwnych prac.

– Robię kilka różnych rzeczy – stwierdza wymijająco. – Poza pracą w winiarni. Cherry Hill. Nigdy tam nie byłaś? – Podnosi na mnie wzrok.

Kręcę przecząco głową i znów popijam wino.

Kąciki jego ust wędrują w dół.

– Nigdy mnie nie lubił, prawda?

– Nie – przyznaję. – A co z Petrą? Nienawidziła mnie do szpiku kości?

Miles spogląda krzywym okiem na butelkę z winem.

– Nie. Petra lubi prawie wszystkich i wszyscy lubią Petrę.

– Ja nie – oznajmiam. – Ani trochę nie lubię Petry.

Zerka na mnie, lekko się uśmiechając.

– Masz prawo.

– Czy ona nigdy… – Wciskam stopy pod poduszki kanapy. – Sama nie wiem, nie była o mnie zazdrosna? Nie zaświtało ci, że… leciała na niego?

Widzę kolejny cierpki, nieświadczący o szczęściu uśmiech, gdy Miles obraca się do mnie.

– To znaczy, jasne, czasami się zastanawiałem. Oczywiście. Ale byli najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa. Nie mogłem z tym rywalizować, więc odpuściłem i miałem nadzieję, że to nie będzie problem.

Nie wiadomo jak i dlaczego zaczynam płakać.

– Hej. – Miles się przysuwa. – Nic się nie stało. To… kurwa. – Szorstko przytula mnie do swojej klatki piersiowej, butelka wina wciąż dynda mu w dłoni. Całuje mnie w czubek głowy, jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem.

W rzeczywistości dotknął mnie pierwszy raz, koniec kropka.

Nigdy nie byłam przesadnie wylewna i nie szukałam kontaktu fizycznego nawet z bliskimi przyjaciółmi, ale muszę przyznać, że po kilku tygodniach zupełnego braku fizycznej bliskości to miłe uczucie, gdy przytula mnie ktoś, kogo właściwie dobrze nie znam.

– To niedorzeczne – mówi. – Niewiarygodnie porąbane. – Wolną ręką głaszcze mnie po włosach, a ja płaczę w jego T-shirt, który tylko lekko pachnie trawą, a bardziej czymś korzennym i drzewnym.

– Przepraszam. Powinienem wcześniej wyrzucić zaproszenie. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłem.

– Nie. – Odsuwam się, wycierając łzy. – Rozumiem. Nie chciałeś być z tym sam.

Spuszcza wzrok z poczuciem winy.

– Powinienem zatrzymać to dla siebie.

– Ja zachowałabym się tak samo – mówię. – Naprawdę.

– Mimo to – szepcze – przepraszam.

– Nie przepraszaj – nalegam. – To nie ty żenisz się z Petrą zamiast ze mną.

Lekko się wzdryga.

– O, cholera! Teraz to ja przepraszam.

Potrząsa głową i odsuwa się ode mnie.

– Daj mi chwilę – mówi, unikając mojego spojrzenia. Odwraca głowę i wygląda przez okno.

O Boże. On też płacze. Albo z całych sił próbuje się powstrzymać.

Kurwa, kurwa, kurwa.

– Miles! – Panikuję. Minęło sporo czasu, odkąd kogoś pocieszałam.

– Potrzebuję sekundy – powtarza. – Nic mi nie jest.

– Hej! – Pełznę do niego po kanapie i ujmuję jego twarz w dłonie, co jest dowodem na to, że wino zaczęło krążyć w moich żyłach.

Miles podnosi na mnie wzrok.

– Oni są do dupy – stwierdzam.

– To miłość mojego życia.

– Miłość twojego życia jest do dupy – kwituję.

Tłumi uśmiech. Jest w tym coś uroczego, tak szczenięcego, że kusi mnie, by zmierzwić jego i tak rozczochrane włosy. Kiedy to robię, ledwie zauważalnie się uśmiecha. To ożywienie sprawia, że jego ciemne oczy zaczynają lśnić.

Minęło sześć tygodni, odkąd uprawiałam seks – w żadnym razie nie jest to mój osobisty rekord – ale widząc jego minę, czuję zaskakujący przypływ pobudzenia między udami.

Miles jest przystojny, nawet jeśli nie jest takim mężczyzną, na którego widok opada szczęka i pocą się dłonie. Taki jest Peter, telewizyjny przystojniak, jak nazywała go mama. Od początku zwalał z nóg.

Miles jest inny. Na tyle rozbrajający, że nie czuje się przy nim zdenerwowania ani przymusu, by pokazywać mu się od najlepszej strony, aż… bum! Nagle uśmiecha się z tymi swoimi rozczochranymi włosami i szelmowską miną i zdajesz sobie sprawę, że mało brakowało, a przegapiłabyś jego dyskretny powab.

Poza tym pachnie lepiej, niż się spodziewałam.

Minusy: to mój współlokator i właśnie opłakuje miłość swojego życia.

Z pewnością są skuteczniejsze sposoby, by zająć myśli czymś innym niż tym bałaganem.

– Chcesz obejrzeć Dziennik Bridget Jones? – pytam.

– Nie. – Kręci przecząco głową, a ja wypuszczam jego twarz z rąk zaskoczona, jak moje serce kuli się z powodu odrzucenia, a może na myśl o poczłapaniu do swojego pokoju i byciu sam na sam z tymi uczuciami.

– Nie powinniśmy rozczulać się nad sobą – kontynuuje, znów zaprzeczając ruchem głowy.

– Ale zaczynam być w tym dobra – marudzę.

– Chodźmy na miasto – proponuje.

– Na miasto? – Brzmi to tak, jakbym nigdy wcześniej nie wychodziła. – Ale dokąd?

Miles podnosi się i podaje mi rękę.

– Znam jedno miejsce.

Tłumaczenie: Monika Skowron

Reklama

Materiały prasowe

Reklama
Reklama
Reklama