Reklama

Aktywność fizyczna kształtuje nie tylko ciało, ale i ducha. Odkąd to wiemy, w ruchu szukamy porozumienia z emocjami, a pogoń za idealną figurą i bicie rekordów zostawiamy modelkom i zawodowym sportowcom.
Czyżby fitness przeobrażał się w wellness?

Reklama

Nowe oblicze fitnessu po pandemii

Po pandemii zmieniły się nie tylko wzorce spędzania wolnego czasu, ale i aktywności fizycznej. Zamknięte kluby fitness, przymusowe treningi na balkonie i desperackie wymykanie się na spacery do lasu w obawie, że być może to nielegalne – to wszystko uświadomiło nam, jak ogromne znaczenie mają dla naszej higieny psychicznej kontakt z ciałem i ruch. Po tygodniach zamknięcia jak nigdy dotąd doceniliśmy jego wartość, bo poczuliśmy… opresję bezruchu.

Jednak kiedy zagrożenie wirusem minęło, nie wróciliśmy tłumnie na sale treningowe. Część klubów fitness już się nie otworzyła, a my, przywykli już do wygody ćwiczeń w domowym zaciszu, odkryliśmy, że łatwiej nam wpasować w nasz napięty grafik kwadrans pilatesu przy ścianie lub przysiadów według planu ułożonego przez robiące w pandemii furorę aplikacje fitnessowe, niż umawiać się na zajęcia grupowe. I choć zamiast na kolację zapraszaliśmy przyjaciół na spacer lub na rower, ruchu w naszym życiu wciąż brakowało. Dlaczego?

Ćwiczenie bez presji

Przyczyny szukać należy być może w retoryce motywacji, jaką do niedawna – za to niemal od zawsze – proponowały nam kluby fitness, organizacje sportowe i popularne trenerki. „Stawiano przed nami cele: 10 kilogramów mniej, wyrzeźbiony brzuch, udział w maratonie”, wylicza Marika Krajniewska, trenerka mentalna i autorka książek. „Cele te były wyznaczane z zewnątrz, przez nasze otoczenie: modę, towarzystwo, normy społeczne, ideały piękna. I bardzo często myliliśmy je z naszymi własnymi pragnieniami. Dziś zaczynamy wyczuwać, że tym, co najczęściej wynika z naszej głębokiej wewnętrznej potrzeby, jest to, aby nasze ciało po prostu było sprawne. By nie tylko ładnie wyglądało, ale przede wszystkim dobrze się czuło. Wreszcie, by odczuwać jak najmniej ograniczeń ruchowych i by zminimalizować zagrożenie ewentualnymi chorobami wieku średniego i senioralnego. Dlatego zaczynamy dbać o codzienny dobrostan i proponować ciału rozwiązania nie na przyszłość, ale na chwilę obecną, na ten dzień, na tu i teraz”, dodaje.

Wskutek dyskusji, jaka toczy się o ciele od kilku lat, a także popandemicznych zmian stylu życia zaczynamy widzieć aktywność ruchową inaczej. Nie jako ścieżkę do osiągnięcia konkretnych (i cudzych!) celów, a jako inwestycję we własne sprawność, witalność, zdrowie i spokój ducha. Ćwiczymy, bo jeśli jest to przyjemne, można mieć z tego frajdę. Liczą się radość, a nie rekordy, balans, a nie beach body. Chcemy, by satysfakcja nie pojawiała się dopiero po zakończeniu sumiennie wykonanego treningu, a już w jego trakcie, i brała się z doznań płynących z nieobciążanego nadmiarowo ciała, z ciekawości, mobilności, uspokojenia i poczucia sprawczości, jakie daje ruch. Kiedy odsuwamy od siebie presję osiągnięć, gratyfikacja pojawia się natychmiast.

Adobe.stock.com

Fitness na wyższym poziomie – joga powięziowa, somatyczna, joga traumy

Tę zmianę dostrzega też rynek fitness i dostosowuje swoją ofertę do takiej perspektywy. Coraz częściej proponuje nie tylko zajęcia sportowe, ale i opiekę dietetyczną, zdrowotną lub terapeutyczną, a także stara się budować lokalne sportowe społeczności. W klubach fitness regularnie pojawiają się pilates i joga, w szkołach jogi – jej nowe odmiany, na przykład joga somatyczna czy powięziowa, a w niemal każdej aktywności fizycznej dotyka się tematu troski o mięśnie dna miednicy, do niedawna owianych tabu lub zauważanych jedynie w kontekście problemów zdrowotnych. Popularna staje się też indywidualna, ale przeprowadzana pod opieką specjalisty praca z ciałem według różnych metod, na przykład TRE (Tension Releasing Exercises) czy joga świadoma traumy (Trauma-Informed Practice), a sukces modnych weekendów biegowych lub z jogą powtarzają dziś wyjazdy rozwojowe, w programie których, obok porannych sesji ćwiczeń, wieczornych przebieżek czy wegańskich posiłków, znajdują się zajęcia rozwojowe i terapeutyczne. „Widać, że chcemy pogadać z samymi sobą. Zarówno na poziomie czucia emocjonalnego, jak i czucia ruchowego, czyli czucia ciała”, mówi Marika Krajniewska. „Moje klientki, które mają jakiś cel, na przykład chcą schudnąć, zapisują się do klubu, który zapewnia im nie tylko trening, ale też porady dietetyka i trening mentalny. Robią to po to, by wypracować nawyk i poznać techniki słuchania siebie. Kiedyś nazywaliśmy to »zdrowym egoizmem«. Dziś rozumiemy, że podstawą komunikacji ze światem jest komunikacja ze sobą samym”, podkreśla.

Warto jednak zachować ostrożność. „Powstaje coraz więcej miejsc »holistycznych«. Niektórzy mają na to słowo alergię, a ja jestem na nie i otwarty, i uważny jednocześnie”, mówi Maciej Ścibor, psychoterapeuta i trener, także biznesu. „Jeżeli pracują tam dobrzy specjaliści, to cudownie. Uważać trzeba natomiast, by nie trafić na miejsce »psychowashingowe«, które proponuje interwencje psychologiczne instant. Po pierwsze, może składać obietnice bez pokrycia – nie da się niczego uzdrowić w ciągu dwóch dni warsztatów. Po drugie, można się mocno rozregulować. W kontekście ciała poprzez pewne techniki bardzo łatwo jest rozbudzić emocje albo traumę, ale o wiele trudniej jest takie doświadczenie zrozumieć i zintegrować. Taka praca wymaga czasu i wiedzy oraz doświadczenia rzetelnego specjalisty”, dodaje.

Wyjazdy jogowe i rozwojowe oraz zajęcia w klubie jako nowa forma spotkań

Wyjazdy warsztatowe i kluby oferujące więcej niż tylko trening to odpowiedź nie tylko na potrzebę troskliwego zaopiekowania się sobą, ale i pragnienia ponownego poczucia wspólnoty z innymi ludźmi, którą od czasu pandemii wciąż próbujemy z mozołem odbudowywać. Kiedy z zajęć sportowych znika pierwiastek rywalizacji, porównywania się i dążenia do nieosiągalnych wzorców, pojawia się przestrzeń na troskę nie tylko o siebie, ale i na kontakt z innymi. Takie postawy już dawno upowszechniały szkoły jogi. „W zachodnim świecie na bardzo długo zapomnieliśmy, że każda praktyka ruchowa wznosi się na wyższy poziom, jeśli towarzyszy jej praktyka wewnętrzna”, mówi Justyna Traczyk, nauczycielka jogi, terapeutka mięśni dna miednicy i założycielka EcoYogic Collective, który wspiera wellbeing, ekologię i zrównoważony rozwój. „To joga przypomina, że nie chodzi o zewnętrzną perfekcję, a wewnętrzną spójność. Pięknym wymiarem praktyki jest zauważanie, że troska, którą sobie dajemy, nie ogranicza się jedynie do nas samych. Budujemy własne zasoby spokoju, łagodności i sprawczości, by wspierać również innych, bo przecież funkcjonujemy w społecznościach i kształtujemy je tym, kim i jacy jesteśmy. Mądrość, filozofia i tradycja jogi uwrażliwiały nas na to od dawna i wreszcie takie jakości pojawiają się teraz także w innych aktywnościach sportowych”, dodaje.

Wspólnotowość, także ta płynąca z działań sportowych, pomaga tworzyć bliskie, zdrowe więzi z otoczeniem. „Mniej więcej od pandemii promuję i terapeutycznie, i psychoedukacyjnie hasło »pora wracać«”, mówi Maciej Ścibor. „Po czasie odosobnienia pora wracać do tego, co ożywione, wracać do relacji, do poczucia wspólnoty. W klubach sportowych pojawia się coraz więcej zajęć zespołowych i myślę, że to bardzo dobry trend. Każda okazja, by pobyć w relacjach, nie tylko tych bliskich, pomaga nam dobrze funkcjonować. Relacje są dla nas lustrem – regulują nas, wspierają i inspirują. Mamy w sobie potrzebę ekspresji i ruch wśród innych ludzi świetnie nadaje się, by ją pielęgnować”, podkreśla.

Adobe.stock.com

Praca z oddechem dla ciała

Czym jest ekspresja i co wspólnego ma z ruchem? „Albo ekspresja, albo depresja”, odpowiada Maciej Ścibor. „Jako ludzie mamy naturalną potrzebę ekspresji, czyli wyrażania siebie. Oczywiście bywa ona różna w zależności od temperamentu, ale każdy z nas powinien stale zadawać sobie pytanie: Czy jestem na co dzień w ekspresji, również w kontekście ciała? Bardzo ważne jest, by pobudzać przepływ, uruchamiać energię i nie zastygać w postawie zamkniętej, w skumulowanych emocjach, bezruchu i nieufności. To przekłada się na naszą całą perspektywę życiową, bo ciało, psychika i duch są ze sobą bardzo ściśle powiązane”, dodaje.

Aby uruchomić ożywczy przepływ, Maciej Ścibor zaleca swoim pacjentom między innymi pracę z oddechem, ugruntowanie metodą Lowena lub proste ćwiczenie „tańcz, jakby nikt nie patrzył”, czyli kilka codziennych minut nieskrępowanego, intuicyjnego ruchu przy ulubionej muzyce, który generuje wyższy poziom energii i uczy kontaktu z ciałem. Terapeuta podkreśla też, że w pracy z ciałem ważne jest, by zauważyć momenty, kiedy potrzebujemy odpoczynku i wycofania się w głąb siebie, a kiedy warto zdobyć się na pobudzenie, które pozwoli nam iść do przodu. Nabierające popularności zajęcia, których można spróbować w wielu klubach i szkołach jogi – taniec intuicyjny, intuitive flow czy animal flow – w założeniu mają pomagać odblokowywać energię sprawczą i pozwalają sięgać po swoje odważniej, bez popadania w niezdrową narrację wymuszonych na sobie dystansu, niezdecydowania i nadmiernej cierpliwości. Odrobina werwy pomaga na psyche, a werwa zawsze była przecież domeną sportu.

TEKST: Ewa Bakota

Reklama

Ciąg dalszy artykułu „Dusza w ruchu” przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu VIVA! Moda.

Caroline Grzelak/Art Faces
Reklama
Reklama
Reklama