Reklama

Od kilku lat razem z rodziną dzieli życie na „miejskie” i „wiejskie”. Kiedy tylko może, wyjeżdżają do swojej mazurskiej posiadłości, by uciec od zgiełku i szaleństwa metropolii, oddychać pełną piersią i ładować akumulatory. O urokach wsi, rytmie przyrody, sadzeniu warzyw i własnych przetworach robionych z miłością Patrycja Woy-Wojciechowska, fotografka, scenarzystka i autorka książek dla dzieci, opowiada Krystynie Pytlakowskiej.

Reklama

Patrycja Woy-Wojciechowska o życiu na Mazurach i ucieczce z miasta

Krystyna Pytlakowska: Jak to się stało, że dziewczyna z wielkiego miasta, podróżniczka mieszkająca w kilku krajach, zaczyna drugie życie na Mazurach?

Patrycja Woy-Wojciechowska: W każdym z miejsc, w którym mieszkałam, próbowałam znaleźć park czy choćby ogródek z jednym drzewem. Tokio okazało się pod tym względem wyzwaniem – ale mieszkałam tam tylko trzy miesiące. Żyjąc w Barcelonie, często uciekałam do pobliskiej małej rybackiej wioski. Mieszkając w wielkich miastach i wypełniając kalendarze po brzegi, zapominamy, że w każdym z nas tkwi potrzeba bycia blisko natury. Choć ostatni rok u wielu osób na szczęście przywrócił tę potrzebę i uporządkował pragnienia.

Powiedziałaś swojemu mężowi Rafałowi: „Wyjdę za ciebie, jeżeli będziemy mieli dom na Mazurach…”.

…i krokodyla (śmiech). Oczywiście, że nie. U nas wszystko rodziło się naturalnie, nie stawialiśmy sobie żadnych warunków. Ale oboje mieliśmy potrzebę ciszy, bliskości przyrody. I tak jest do tej pory.

Ale jak znalazłaś to magiczne miejsce?

Prawie 20 lat temu, gdy wydawało mi się, że widziałam już mnóstwo pięknych miejsc, mój jeszcze wtedy niemąż zawiózł mnie na Mazury. Zaczęliśmy tam jeździć regularnie, a któregoś dnia pokazał mi najwyższe wzgórze na Warmii, z którego widać zamek w Reszlu, i miejsce, gdzie sarny rodzą małe. Zachwyciłam się starym siedliskiem, bezkresnym horyzontem, skąpaną w słońcu polaną pod lasem, ukwieconą niecką. Rafał kupił tam ziemię, kiedy był jeszcze bardzo młody. Opisałam to zresztą w książce „Zwyczajnie”.

Kiedy odnowiliśmy 100-letnią chałupę i urządzaliśmy ją, wiedzieliśmy, że będą to idealne warunki dla naszych dzieci. Mamy tu dwa konie, które chodzą jak psy po podwórku, czasem wyjadają nam z zagonów marchew, nasz mały sad, ciszę i wolność. Dzieci funkcjonują tu bez elektroniki, przyznaję, że przez pierwsze dwa dni czasem marudzą, aż wejdą w rytm i potrafią godzinami budować hotel dla żab. Rano chodzą do kurnika po jajka, biegają po łąkach, puszczają ze wzgórza latawce… Sierpniowe noce przy ognisku i obserwowanie spadających gwiazd to co roku czas magiczny. Tam doceniamy najprostsze chwile i celebrujemy bez pośpiechu codzienność.

Czytaj też: Agnieszka Cegielska: „To człowiek jest architektem swojego szczęścia i zdrowia”

Olga Majrowska

Patrycja Woy-Wojciechowska w sesji VIVY!, kwiecień 2021

Wiem, że uwielbiasz tam jeździć. Co takiego Cię w tym miejscu tak pociąga?

Wejście w swój naturalny, niczym niezmącony rytm. Poczucie ciszy, w której można bardziej usłyszeć siebie. W bliskości natury rodzą się najpiękniejsze pomysły. Kiedy oddychasz naturą, zaczynasz prawdziwie czuć i rozumieć.

I co Twoje „ja” mówi Ci wtedy?

Mówi, że jestem maleńką częścią tego cudu. Nabieram pokory i codziennie na nowo zachwycam się przyrodą wokół mnie. Uczy uważności, która wyłuskuje to, co naprawdę ważne. W ciszy i spokoju nabieramy świadomości, jak i z kim chcemy przeżyć życie. Człowiek, który nie potrafi kontemplować tańca liści na drzewach ani ruchu wody na jeziorze, wiele traci ze swojego człowieczeństwa. Nie chcę popadać w patos, a wszystkiego nie sposób zamknąć w krótkim wywiadzie… Powiem tylko, że w tej cudownej ciszy, kiedy dojrzałość, która przychodzi z przeżytymi latami, łączy się z szacunkiem i wdzięcznością dla przyrody, to przynosi nam kosz pełen prezentów, a w nim świadomość, poczucie pełni i harmonii. Jest też mnóstwo mniejszych zawiniątek. Czasem z zaskoczenia można aż klasnąć w ręce… Reszta w tym koszu niech zostanie moją słodką tajemnicą…

Dawniej tego nie wiedziałaś?

Czułam to, zbytnio nie rozkładając na czynniki pierwsze – w młodości często nie ma czasu na takie analizy. Realizujemy nasz plan na życie, czasem jak konie wyścigowe. Ja, pracując od 15. roku życia, zawsze miałam głowę pełną pomysłów i chęć do ich realizowania – niezależnie, czy to były lekcje tańca, scenariusze, programy dla dzieci, czy przetwory z mirabelek. Dawniej też – mając brak zgody na wiele zachowań ludzkich – próbowałam nieudacznie walczyć z wieloma rzeczami.

Mięso rzuciłam, jak miałam osiem lat, i do tej pory nie godzę się na zabijanie zwierząt. Silne emocje zagłuszałam działaniem. Przez kilka lat działałam w fundacji, którą założyłam z żoną kuzyna. Teraz wiem na przykład, że więcej pomagam, realizując filmy społeczne. Docierają do tysięcy ludzi. Mniej znaczy więcej w tym przypadku. Dlatego tak doceniam momenty ciszy i bezruchu – one wprowadzają w moje życie harmonię oraz porządek.

Macierzyństwo Ci nie wystarczało?

Teraz dokładnie jest ten czas, kiedy liście na drzewach jeszcze się nie rozwinęły, ale za chwilę się pojawią, a ziemia mówi: „Poczekaj, zobaczysz, co tu będzie się działo”. To piękny czas dla kobiety. I czuję go w sobie. Moje dzieci są dla mnie cudem, czymś najpiękniejszym, co mogło mnie spotkać, ale mnie nie definiują. Dzieci są nam dane tylko na jakiś czas. Swoją esencję znajduję w połączeniu z naturą, bo to prowadzi mnie do świadomości tego, co dzieje się ze mną w danej chwili – i to jest równie piękne. W dojrzałości poznanie siebie i spotkanie z samą sobą w każdej porze roku jest przygodą życia. Kiedy wyrastają pączki, rozwijają się z nich liście, zaczynają kwitnąć kwiaty, potem rozkwitają, a później nadchodzi jesień i liście żółkną w przeczuciu zimy… Przyroda jest drogowskazem sama dla siebie. Nie przejmuje się tym, co dzieje się wokół. A my możemy „być wiosną” o każdej porze roku.

Pory roku to zawsze przeczucia. Najpierw zieloności, potem rozkwitu. I później przeczekania.

A w każdym z tych okresów może czekać na ciebie obfitość i bezkres. To jesień, nie wiosna, daje nam najsłodsze owoce. Czas ciszy, pustki i bezruchu jest niezbędny do pełni. Dlatego bardzo lubię w przyrodzie i w sobie ten moment przed eksplozją zieleni…

Pełny wywiad z Patrycją Woy-Wojciechowską przeczytasz w najnowszym numerze VIVY!, dostępnym na rynku od czwartku 8. kwietnia

Reklama

Bartek Wieczorek

Reklama
Reklama
Reklama